Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2021, 21:40   #925
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
https://www.deviantart.com/isvoc/art...-Sun-521910297
- Znowu nadlatuje!
- Trzymać szyk!
https://www.deviantart.com/bayardwu/...cher-397842789
Pazury Diritha drapiąc powłokę golema ześliznęły się po niej, jego stopy straciły oparcie na niestabilnym, ruchomym podłożu.
Nagły ból wstrząsnął Timewalkerem, niczym nagłe użądlenie gigantycznej osy.
- Strzelaj! – szepnął, niemal upominająco, podekscytowany Verion, ale Almanakh już zdążyła wypuścić strzałę z łuku.
Niebo wokół zajaśniało, jakby właśnie wstało drugie słońce, biały promień światła przebił się przez tumany dymu i ognia.

*trochę dramaturgii dla efektu, w myślach zastąpcie włócznię łukiem i tego pana elfką ^__^’
https://www.youtube.com/watch?v=WetG5hpWbBg
** *
https://www.deviantart.com/bayardwu/...agon-599488676
- Podoba ci się?;3
Timewalker otworzył jedno ślepię. Oczywiście, rany, wraz z wypalonym okiem, zaczęły się goić.
- Wiem, że ci się podoba!;3
https://www.deviantart.com/iexlibris...desu-784317496
Verion stał obok smoczego ślepia, wesoło się w nie wpatrując.
- Przyjemnie czasem dla odmiany poczuć Biel rozdzierającą wszystko co napotka na swojej drodze, hm?;3 Oh my, czy to twój pierwszy raz?;3 Nigdy wcześniej nie oberwałeś strzałą z łuku Almanakh? Oczywiście, że nie. Smoki. Pradawni. Przedwieczni. Skarbnice wiedzy i innego złota i srebra. Taki stary, a taki niedoświadczony… ;3 Oh my, ta Biel… ta potęga niepokonanej Bieli, rozjaśniającej mroki Chaosu, hm?;3 Jak zapewne teraz czujesz, bardzo przyjemna. Biel. Nie do połączenia z Chaosem. Znaczy, niektórzy twierdzą, że świat w którym istniałoby takie połączenie byłby całkiem interesujący i ciekawy… ale to tylko mrzonki niektórych… osób… Zostańmy przy starym porządku świata, shall we?;3 My tutaj. A wy tutaj… ;3 - poklepał pazur Timewalkera swoją stopą i podeszwą buta.
Timewalker patrzył. Słuchał. Leczył rany.
Verion patrzył. Uśmiechał się.
- Wiele istot szuka sensu istnienia – zaczął wesoło, w zadumie. - W przypadku istot śmiertelnych, sens istnienia jest z góry narzucony i tylko jeden. Sensem istnienia jest stworzenie kolejnego pokolenia dla zachowania ciągłości gatunku. Jeśli komuś nie wystarcza taki cel i nie jest nim usatysfakcjonowany, szuka innego sensu. Nie ma innego sensu;3 Jeśli chcesz mieć inny sens życia, musisz go sobie sam stworzyć… ;3
Timewalker popatrzył na niego jak na wariata.
- Nie przeszkadza ci, że nie masz sensu, prawda?;3 – uśmiechnął się przyjaźnie Verion. – Teoretycznie nie żyjesz ani nie istniejesz. Takie tam przekleństwo. Jak to jest, być przeklętym, być niczym, nie mieć żadnego sensu, hm?;3 – spytał uroczo.
Timewalker milczał.
- Wiem, że ci się podoba…;3
Oczywiście, Timewalker nie był zadowolony ani z jego towarzystwa, ani z tych zaczepek. Strzała Oka Światła wyrwała jednak w jego ciele dziurę, przez którą bez problemu mógłby przefrunąć inny smok, a skrzydła spłonęły, więc póki jego ciało nie zregeneruje się, jak zawsze, był skazany na towarzystwo i filozoficzne rozmyślania Veriona. Wściekły smoczy ryk wstrząsnął całą okolicą.
– Oh my, czasem wszyscy coś czego żałujemy;3 No, może nie wszyscy. Mi się zdarza. Choć nie jestem tak naprawdę pewien. Ostatecznie, czy możemy czegokolwiek żałować, nie mając pewności, jaka była ta druga opcja?
Z nudów i zmęczenia oparł się ręką o smocze, wpatrzone w niego oko. Timewalker nawet nie mrugnął, Oko Światła uszkodziło mu oko wraz z powieką. Verion zresztą doskonale o tym wiedział i wesoło przyglądał się swojemu odbiciu w smoczym oku.
- Ah, Timewalker. Mógłbyś być Wojownikiem Światła, bohaterem. Kiedyś. Mogli cię zabić, po prostu. Mogliście zwyciężyć. Trudno powiedzieć. Spójrz na siebie. Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że to cię spotka?;3 Czy kiedykolwiek wierzyłeś, kto i gdzie i kiedy się tobą zainteresuje?;3 I nawet teraz, w tej żałosnej formie i przeklęty, nadal rządzi tobą smutek, gniew, ból i strach. Zaskakujące, jak te uczucia mogą ciągnąć się przez całe istnienie i nawet po śmierci. Tego się bałeś?;3 Że to się nigdy nie skończy?;3 Otóż bardzo mi miło o tym widzieć i na to patrzeć;3 Zabawne, przekrój istot, które mają ten sam problem. Od ludzi po smoki. Jak to jest, całe swoje istnienie nie czuć sensu swojego istnienia i bać się nieskończonego strachu, bólu, gniewu, nienawiści i smutku, hm?;3
https://www.deviantart.com/beastofob...ming-412415403
** *
Kiti;
Akcja nie należała do udanych. Mag co prawda posłuchał. Zaczął produkować różne ogniste kule, duże, małe, ot takie tam zasłony dymne, przy okazji trochę gada przypiekł. Odwrócenie uwagi się powiodło. Ale przy okazji rozsierdziło wielkiego węża [jakby metodyczny atak pozostałych obrońców miasta nie wystarczył jako czynnik stresogenno-wnerwiający…] Wąż co prawda nie wziął cię na cel, ale to niewiele zmieniło. Wąż jaki jest każdy wie. Nieprzewidywalny. Jak zacznie się wywijać, to nie wiesz w którą stronie się wywinie i gdzie w ogóle ma głowę, a gdzie koniec. Wąż był zbyt duży co prawda, żeby wywijać się energicznie, ale za to był na tyle duży, iż zajął prawie całą ulicę wraz z okolicą, kiedy skupił się w obronne kłębek pod murami. Przedostawanie się do wieży pomiędzy splotami wężowymi cielska nie było zadaniem łatwym. Do tego, czego na pierwszy rzut oka po wężach nie widać, węże są bardzo, ale to wręcz zaskakująco ciężkie. Potężna masa mięśni jednak swoje waży. Ten wąż był po prostu bardzo, bardzo ciężki jak na coś tak giętkiego i zwinnego. Zwyczajnie budynki, dachu i mury nie wytrzymywały ciężaru owiniętego pełznącego po nich wężowego cielska. Pechowo, wąż owinął się wokół wieży i w połowie drogi zdałaś sobie sprawę, iż dotarcie do drzwi niewiele zmieni, ponieważ wieża zaczęła trzeszczeć i się sypać…
** *
https://www.deviantart.com/alectorfe...ater-804099753
- Oh my, you are a mess, aren`t you…?;3
- Dlaczego to robisz? – Timewalker w końcu nie wytrzymał.
Verion bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie dosłyszałem;3
- Nie możecie robić tego wiecznie.
- Oh my i tu się mylisz;3
- Nie, nie mylę się.
Verion na moment stracił humor.
- Pozwól mi wreszcie odejść.
Verion był zaskoczony. Prychnął krótkim śmiechem.
- Nie;3 – uśmiechnął się uroczo. – Nie wiesz?;3 Nie było smoka, którego puściłbym wolno;3 Zabijałem setki, tysiące. Na pewno pamiętasz. Przypomnij sobie. Nie mogę psuć sobie statystyk tylko dlatego, że mnie o to prosisz… ;3
- Lepiej zrób to, nim poprosi cię ktoś inny.
Verion słuchał.
- Widzisz, masz wyjątkowego pecha… - Verion uśmiechnął się wesoło i zaczepnie poklepał dłonią lśniące smocze oko. – Jestem z tych nielicznych demonów, które podobno mają wolną wolę… ;3
Timewalker prychnął śmiechem, wypluwając kłębowisko krwi i kawałka własnego języka. Zagoi się.
- Naprawdę myślisz… że twoje sztuczki robiące wrażenie na śmiertelnikach… zrobią wrażenie na kimś jeszcze…? Naprawdę myślisz… że Kihara Riona… coś znaczy… w tej grze…? Bo udało ci się… przeżyć… do tej chwili…?
Verion nachylił się bliżej jego źrenicy.
- Te setki smoków biły mi brawo, kiedy podpaliłem je i posłałem w Mgły Chaosu jednym szeptem!;3
Timewalker nie tracił humoru.
- Zaryzykujesz w grze o taką stawkę, przez jednego, opętanego smoka? – wychrypiał z wielką uciechą.
- Oh my, podobno należy stawiać czoła swoim lękom! ;3
** *
Dirith;
-…
- No co tam, Riktel? Co słychać?
- Zejdź mi z oczu.
- No weź, pochwal się tą swoją zabawką! Co tam ukrywasz za tymi drzwiami?
- Nie twój interes.
- Daj zerknąć! To… to ma ogon?... Po co mu ogon, w pierwszej walce ktoś mu to odetnie! Prążki, naprawdę…? Nie mogłeś wymyślić czegoś bardziej oryginalnego…?
- Powiedziałem wyjdźcie stąd!...
- Czekaj, czekaj, wypuść go na chwilę, obejrzyjmy go!... On w ogóle może wstać…? Połamałeś mu kości…?
- Sam sobie połamał. Próbował uciec.
- Mogę wziąć go na spacer? Ciekawi mnie czy jest tak samo udany jak twoja poprzednia kreacja, Riktel, i czy też skręci kark spadając z pierwszych lepszych schodów hahahah!...
https://www.deviantart.com/alexzappa...OVER-351666703
** *
https://www.deviantart.com/lindseybu...agon-520814910
https://www.deviantart.com/alaiaorax...aven-502747753
https://www.deviantart.com/alaiaorax...cted-657544043
https://www.deviantart.com/danielpri...rrow-259732136
** *
Dirith, Kiti;
Ocknęliście się.
https://www.deviantart.com/pajunen/a...a-IV-677404677
W małym pomieszczeniu… kapliczce…? Otoczeni jakimiś obcymi… ludźmi?... Elfami…? Powoli odzyskujecie przytomność. Tak, to te elfy, które rozmawiały z wami w kaplicy.
Dirith, o nie, elf. Widzisz takiego tam, patykowatego elf, maga.
https://www.deviantart.com/venlian/art/Elf-325602379
Kiti, widzisz to;
https://www.deviantart.com/venlian/a...wolf-192548982
- O, wrócili – mruknął jeden z elfów. – Chyba nie przywykli jeszcze o umierania…
- Najwyraźniej…
Elf mag wesoło przysiadł przy waszych prowizorycznych posłaniach.
- Jak się czujesz? – spytał Kiti. – Niestety, jak się domyślasz, obrona miasta poszła nie do końca tak, jak planowaliśmy…
Elf obok przewrócił oczami.
- Ale nie martwcie się, sytuacja jest już opanowana. Jeden z golemów uciekł, pozostałe zostały zniszczone.
- Po tym jak zniszczyły pół miasta… - burknął elf kapłan. – A nie wiem czy wiecie, miasta i domy nie zmartwychwstają, trzeba je odbudować… - był bardzo szczęśliwy z tego powodu…
- Dziękuję za pomoc – uśmiechnął się mag. – Cieszę się, że cię poznałem, ale żałuję, że w takich okolicznościach… Mam na imię Larival ale przyjaciele mówią na mnie Lary…
- Muszę przyznać, że jesteście tu głównie z dwóch powodów… - westchnął elf kapłan. – Po pierwsze, Lary… was tu przytachał… z małą pomocą… Po drugie, byliśmy pod wrażeniem waszego poświęcenia, odwagi i umiejętności bojowych… ekhym, głównie poświęcania i odwagi, powiedzmy…
- Po trzecie nadal nie wyjaśniła się kwestia zaginięcia najwyższego kapłana – wtrącił drugi elf kapłan. – A w byliście dość… podejrzani… co najmniej… Po tym jak zjawiliście się na miejscu zbrodni, a chwilę potem zjawiły się te… Behemoty…
- Nie mogliśmy jednak odmówić schronienia i pomocy tak odważnym i pełnym… e… poświęcenia… obrońcom miasta… - przewrócił oczami elf.
- Miasto się odbuduje… – beztroską ręką machnął mag Lary. – Ciekawi mnie bardziej… dlaczego tak bardzo chciałaś dostać się do tej wieży…?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline