Samuel pobiegł do dziobu, by wyciągnąć kotwicę i obrócić statek ku morzu. Nie sprawiło mu to żadnego problemu. Eon pomagał mu najwyraźniej. Słuchał go. Zawsze słuchał Gattisów. Słuchał ich wiary i ich pasji. Później wciągnął wielki żagiel dziobowy, który załopotał na leniwym nocnym wietrze. A jeszcze później, gdy uznał, że ma na to nie wiedzieć skąd siłę, zabrał się za stawianie głównego żagla...
I wtedy zorientował się, że w ogóle nie ruszył się z miejsca. Stał gdzie zostawiła go Nathalie i przemawiał monotonnie do Eonu.
- Ilyaa ftaghu stell'bsna ooboshu goka cuaaah ph'syha'h n'ghft, ph'ooboshu kadishtuyar 'ai ph'fm'latgh geb ngluior 'fhalma naathg, gotha ron lw'nafh mg nw hrii.
Wpierw cicho, ale z każdym słowem coraz głośniej. W końcu krzyczał, aż drżały na wantach paski, a cała zaginiona załoga stała we łzach.
A potem stare palce chwyciły za koło sterowe by poprowadzić Eon w ocean.