Rupert von Cadaver; karczma Płonący Goblin; późny wieczór.
Wysłuchał uważnie Krasnoluda, przyglądając się otoczeniu, zapewne odruch ten już do końca życia mu pozostanie. Z pewnym rozbawieniem przyglądał się młodemu chłopcu. "Co u licha robi tu dziecko, na dodatek takie kulfoniaste? Na Świętą Bramę! Toż to halfling. " Zdziwienie mieszało się z zaskoczeniem oraz ulgą. "Na całe szczęście nie wypowiedziałem swych myśli. O mały włos nie przegoniłem go do domu spac." Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy, której czestszym gościem jest smutek.
Przez cały ten czas, niedoszły chłopiec z wielkim nosem, zdążył się usadowic przy barze i wyciągnąc swoje maskotki. -Ładna robota. Wskazał na wypchane szczóry. -Aby złapac takiego wielkiego szczóra należy byc kocio zwinnym. "To się nazywa miec nosa do szczórów."
Przez chwilę oczy patrzyły się gdzieś w dal, a sam Rupert wydawał się nieobecny duchem. W śród szlachty ,z pewnością, takie zachowanie uznane by było za nietakt. Cóż, Halflingi mają to coś w sobie, co sprawia, że na ich widok człowiek aż się śmieje. -Zwą mnie Rupert, a Ciebie jak nazywają panie Halflingu?
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. |