Hans ruszył pierwszy w wybrany z rozmysłem korytarz. Nie znosił widoku krwii. Brzydził się nią i zbierało mu się na wymioty. Niezdecydowanie zrobił kilka kroków w głąb tunelu, a gdy usłyszał idących za nim ludzi poczuł się pewniej. Nie rozmyślał o przeoczonych runach i straconych żywotach. Ważne było, że jest cały. Skupił się na byciu jak mnich. Na wczuwaniu. To było jak gra.
Jestem mnichem! Oazą pieprzonego spokoju na płaskiej tafli jeziora. - powtarzał sobie w myślach. Zmienił mu się krok, na bardziej ociężały, flegmatyczny. Od niechcenia rzucał okiem na ściany znajdując niewielkie przetarcia. Podpierał się o nie jakby się opił. Bo przecież mnisi to opoje. Szurając nogami i odbijając się od ścian jak pijany ruszył przed siebie. Czuł się bezpiecznie. Byl mnichem!
Mimo wszystko poczuł się bezpieczniej gdy towarzysze niedoli zrównali z nim krok. Pomyślał o kupie. Aż głupio mu się zrobiło i poczuł, że się czerwieni.
Dobrze, że szedł pierwszy.