Gdzieś na Leśnej Drodze
Chrapliwy rozkaz tana Ingdanu przywrócił Ogarowi opamiętanie, chociaż młodzieniec wciąż musiał walczyć z żądzą rozsieczenia zbrodzieniów na krwawą miazgę. Czcigodny uruk miał wszelako słuszną rację - pociągnięci za języki, więźniowie winni byli wpierw wyjawić wszystko, co stało za ich zbrodniami, a dopiero później ponieść zasłużoną karę.
Myszkując po kniei wzrokiem w poszukiwaniu śladu powracających strzelców, Kethrys nie schował szabli do pochwy. Zwolniwszy jedynie kroku, jął zachodzić ciężkozbrojnych z boku dając baczenie na to, by żaden z pochwyconych w potrzask renegatów nie dał rady czmychnąć z zaskoczenia w paprocie.
Tak, czcigodny uruk miał całkowitą rację. Pojmane łotry musiały zostać przesłuchane. A jeśli za napaść na tana Ingdanu odpowiedzialni byli pomagierzy paladyna Arturiusa, rozwiązać ich lojalne języki mogło jedynie rozpalone do białości żelazo albo magia!