Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2021, 10:20   #7
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Widząc otoczonych płomieniami przeciwników, Kurgan nie musiał się wiele zastanawiać - zmienił chwyt na laski, która zmieniła się z eleganckiego akcesorium w groźnie wyglądający rapier. Krasnolud wyszeptał do niego słowo mocy, a broń momentalnie pokryła się szronem. On sam zaś zadziwiająco zwinnym krokiem doskoczył do jednego ze szkieletów. Justice rozejrzawszy się dookoła poprawił kapelusz i widząc sytuację wycelował trzymany pistolet w jeden z kościstych potworków wrzeszcząc głośno i szaleńczo niemalże.
- Nazywam się Justicano Bartholomeo Alrico van Haelgartohme ! Zabiłeś mojego ojca! Szykuj się na śmierć! - następnie wypalił raz po raz ze swojego dubeltowego pistoletu w kierunku pokraki. Kula rozwaliła czaszkę ożywieńca niszcząc go w ognistej eksplozji.
Gnom obrócił się i kolejną kulę posłał w znacznie groźniejszy cel, owego ognistego ducha. Przerzucił broń do lewej dłoni, gotów sięgnąć po swą “Rosę acidum” w celu kontynuowania walki. Było bowiem tu zbyt mało miejsca na powtórne przeładowanie pistoletu. A choć ognista aura potwora mogła budzić pewien lęk, to jednak Justice zdecydowanie wolał walki twarzą w brzuch ze swoim wrogiem.
- Fireheim! - krzyknął Ulfgar, rzucając się na pozostały w całości szkielet niczym rozjuszony byk. Uderzył z impetem tak wielkim, że szkielet ...wybuchł, parząc lekko obu braci. Tarczownik tylko wyszczerzył się radośnie - nie z takimi żarem miewał już do czynienia.
Thoer, kiedy tylko okazało się, że zostali zaatakowani, zaczęła śpiewać zaklęcie. Wyśpiewawszy mantrę, dotknęła tygrysa, Justice i pobliskiego Kurgana, po czym ruszyła, aby także skierować zaklęcie na dwóch pozostałych członków drużyny. Kiedy skończyła, wskazała na najbliższy płonący szkielet.
- Freki, zabij - rzekła krótko, tygrys zaś ruszył w stronę dymnej istoty. Przewodnik drużyny przylgnął do ściany, niezręcznie próbując sięgnąć po broń, podczas gdy ich przeciwnik zaatakował towarzysza Thoer szponiastymi, obleczonymi płomieniami łapskami. Szczęśliwie tygrys zdołał odskoczyć, rycząc wściekle, po czym odpłacił się szarpiąc istotę wielkimi pazurami. Rany, które powaliłyby niedźwiedzia, na stworze nie zrobiły większego wrażenia – najwyraźniej był zdecydowanie cięższy do zabicia niż jego kościani pomagierzy.
Widząc że problem szkieletów został rozwiązany, gnom śmiało rzucił się pod tygrysa druidki, prześlizgnął pod jego brzuchem. I wyciągnąwszy oręż dźgnął “dymiarza”... ostrożnie i nieśmiało jakoś, preferując własną skórę nad trafienie w “ciało” nieumarłego. Nie mając możliwości sprawnego dotarcia do przeciwnika, niezadowolony Kurgan wypowiedział magiczną formułę, która utworzyła wokół niego zbroję czystej mocy. Ulfgar zaś nie czekał. Idąc za przykładem gnoma, obrócił się na pięcie i rzucił pędem w stronę płonącej mary. On jednak w przeciwieństwie do Justice’a, nie miał zamiaru się zatrzymywać - zamiast tego skoczył dalej do przodu, prześlizgując się na kamieniach aż za stwora, bez wysiłku osłaniając się tarczą przed machnięciem szpona. W tym czasie Thoer sięgnęła po ukrytą za pasem różdżkę i utworzyła wokół swojego tygrysa zbroję podobną do kurganowej.

Otoczona przez bohaterów dymna istota nagle nadęła się niczym balon, by zaraz potem skurczyć się, rozpylając dookoła siebie chmurę ciemnego, gryzącego dymu. Choć nie było to najprzyjemniejsze uczucie, na walczących nie zrobił wielkiego wrażenia. Freki dalej z właściwą sobie dzikością atakował stwora, choć ten wciąż wydawał się mniej ranny, niż powinien. Krztuszący dym i żar nie potrafił też stępić zapału bojowego gnoma. Wprost przeciwnie, Justice dziarsko dźgał nieumarłego wrzeszcząc przy okazji obelgi, by sprowokować go do ataku na siebie. Sam… sięgnął go tylko raz, wbijając “Rosę acidum” w jego paskudne cielsko. Kilka metrów dalej, za plecami potwora, ledwie zatrzymawszy się po ślizgu i nie zważając na dym, Ulfgar błyskawicznie zerwał się na nogi, od razu wyprowadzając kilka ciosów - przy pierwszym zatoczył się, wpadając na ścianę, ale dwa pozostałe były już morderczo celne.
Kiedy drugi cios padł dymna forma istoty zaczęła się rozpływać wraz jego nieartykuowanym wrzaskiem. Zawieszone w tym czymś kości jedna po drugiej zaczęły gasnąć i upadać na ziemię aż cała istota została ledwie kupką popiołu.

- Zwycięstwo! Khe khe keh! - Izhkin kasłał plując resztkami istoty i opierając się o ścianę. - Znalazłem właściwych przydupasów!
Zakasłał się zupełnie nie mogąc już nic więcej powiedzieć.
Ulfgar stanął koło derro, skrzyżowawszy ramiona przed sobą, co biorąc pod uwagę przytroczone do nich tarcze, wymagało sporej wprawy. Spojrzał na “przewodnika”, a potem na resztę drużyny. Mruknął coś pod nosem, po czym powiedział:
- Wszyscy cali? Możemy ruszać dalej?
- Cały, cały…- gnom ładując pistolet kucnął przy trupach, by rozpoznać kim byli owi nieszczęśnicy i co tu robili, zdecydowanie zbyt daleko od miasta. A także by sprawdzić co przy sobie mieli.
- Chodźmy więc - rzekła Thor po prostu, gładzac tygrysa, który zdawał się być niezbyt usatysfakcjonowany małą ilością przeciwników.
Już mieli się zbierać kiedy do ich uszu dotarł dźwięk ciężkich kroków. Z korytarza za nimi wyłoniła się ludzka kobieta i trzy krasnoludy. To były trepy Ulfgara. Grimmson uśmiechnął się do najmłodszego syna w powitalnym geście. Zaraz jego mina spoważniała.
- Zdarzyła się nagła sytuacja szefie. Wasz ojciec… król poczuł się bardzo słabo niedługo po waszym wymarszu. Przyszliśmy tutaj aby, khm, zabrać dziedzica z powrotem do miasta - powiedział niepewnie.
 
Sindarin jest offline