Wiele się w “Czarnym Orle” nie dowiedział, ale zawsze coś. Więcej światła na sytuację rzucił Bardin. Jeśli baron, czy też bardziej “baron” przyjechał aż z Księstw Granicznych, to mogło być ciekawie. Klaus trochę słyszał o królestwach renegatów, ale osobiście nigdy na tych ziemiach nie był.
W karczmie “Pod Żeglarzem” ich tajemniczy zleceniodawca czekał na nich o wyznaczonej godzinie. Weghorst bez żadnych emocji wypisanych na twarzy przysłuchiwał się opowiadanej przez tęgiego mężczyznę historii. Wina nie pił, ale i za nie kurtuazyjnie nie podziękował.
- Weźmiemy tę robotę, ale za sto pięćdziesiąt koron na głowę - odezwał się w końcu, krzyżując spojrzenie z baronem. - Jak sam wspomniałeś, panie, niebezpieczna to podróż będzie, a na Szlaku Mroźnych Kłów ostatnio jeszcze częściej bandy orków i banitów grasują. Jeśli mamy narażać życie, to za porządny pieniądz. Z naszej strony możesz być pewien, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by księciuniowi włos z głowy nie spadł.
Nie obiecywał, że dowiozą go całego i zdrowego, bo różnie po drodze mogło być. Mówił spokojnie, w żadnej chwili nie unosząc głosu i nie wplatając w niego niepotrzebnych emocji. Jeśli baron proponował im po setce na głowę to i dodatkowe pięć dyszek też znajdzie. Zwłaszcza, że nie miał zbytnio wyboru.
Klaus w ochroniarza jeszcze się nie bawił, ale za takie pieniądze może się skusi. Poza tym, słyszał parę razy, że na tamtych ziemiach też grasują nieumarli, więc możliwe, że miałby co robić i w tym temacie.