Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2021, 21:28   #28
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Uzależniony człek w pijanym widzie mógł równie dobrze uderzyć dzieciaka jeden raz za dużo, a przerażony utopić truchło choćby i w wychodku. Dzieciaki i żona kłamały by i tak, byle nie stracić jedynego zapewne żywiciela rodziny. Choć sądząc po wyglądzie dzieci, z tym żywieniem to nie przesadzano…
Garil ruszył do wychodka, a Gerhardt się skrzywił. Wychodek jak wychodek, ale zostawić Pergundę samą? Zaraz ją okradną, albo gorzej… Niemniej, polecenie to polecenie, skoro już robią z niej wielką panią, trzeba się zachowywać jakby nią była.
- Lepiej szkołę przyklasztorną któremuś z dzieciaków opłacić, pieniądze zabiorą a zakupy odsprzedadzą tacy za wódę, znam ja takich aż za dobrze - zarządca wyszeptał Pergundzie do ucha.
Hrabianka kiwnęła lekko głową słuchając jego słów. Gerhard wyszedł, a Pergunda nie uznając wprawdzie za konieczne by prowadzić dalej tę wymagającą konwersację postanowiła czymś zająć czas.
- Jaki był Daniel?
- Dzieciok zwyczajny, pani. - Matka przejęła obowiązek rozmowy. - Śmioł się dużo.
- Kolegów miał?
- Nu, pani, my tu raczej w rodzinie yno. Ale jest u sąsiadów taki mały, Robert, bawili się razem na podwórzu.
- Czy często w nocy wychodził tam -
wskazując na ścianę, za którą znajdowała się sławojka.
- Co jadły wszystkie w dzień przed porwaniem?
Durchowa wyglądała na cokolwiek zdziwioną pytaniami albo też faktem, że wysoko urodzona poświęca swój czas na rozmowę z nią.
- Jak mu się zachciało, to chodził. A co jedli miesiąc temu to ja nie pamiętam. Pewnie to, co zwykle. Chleb, śmietanę. Zimnioki. Może jakieś krupnioki.
- Robert gdzie mieszka? Doris zaprowadzi, by nie kłopotać. Jak Dagmara wróci, nakarmiły wszystkich. Potem wezmę ją ze sobą.
- Dobrze, pani.

Następnie podeszła do matki i kładąc jej na ramieniu swoją czystą i wypachnioną dłoń zmówiła modlitwę do Shaylli prosząc o łaskę i opiekę nad nią i dziećmi. Potem podeszła ponownie do drzwi wyjściowych i odezwała się natchnionym poetyckim głosem:
- Ta modlitwa ma wielką moc i pozwala czynić dobro. Bogini powiedziała mi, że jak chłop się szybko do roboty nie weźmie to ona wyśle go niebawem do Morra, gdzie będzie przez wieczność kamienie przerzucał. Niech szuka siły w świątyni Sigmara - od razu po tym wyszła do mężczyzn. Za drzwiami krzyknęła tylko:
- Doris, pokaże dom Roberta!
Dziewczyna od razu podbiegła do Pergundy, która przez zamknięte drzwi słuchała wrzasków jej matki.
- Słyszałżeś jełopie? Godałach ci cobyś robotę znajdł, a nie tylko siedzisz na dupie i wódę chlejesz!
Riposty szlachcianka nie usłyszała, bo Doris już prowadziła ją do budynku obok.
- To ten, pani. - Wskazała palcem dom i zawstydzona pochyliła głowę.

* * *

Wychodek jak wychodek, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Garil, nie po raz pierwszy zresztą, zastanowił się nad sensem wycinania w drzwiach otworu w kształcie serca. To był kolejny niezrozumiały dla niego ludzki zwyczaj. Zwyczajna okrągła dziura byłaby uczciwsza i ostrzegała by może przed zapachem dobiegającym ze środka.

Sławojka nie zachęcała do dłuższego w niej pobytu. Cóż było jednak począć, krasnolud był oficjalnym śledczym hrabiego Pfaffenbergera. Oznaczało to, że musiał ścisnąć nozdrza palcem wskazującym i kciukiem i wejść do środka. Wnętrze drewnianej budki nie było ani trochę bardziej ciekawe, niż zewnętrze, a do tego śmierdziało tu jeszcze mocniej. Garil nie miał najmniejszego zamiaru przebywać tu ani sekundy dłużej, niż było to absolutnie konieczne. Miał już wyjść, gdy jego uwagę zwrócił płaski, owalny przedmiot, który utkwił w brudzie między dwoma deskami podłogi. Przykucnął i wydłubał coś, co przypominało jaszczurzą łuskę.
- Znasz się na zwierzętach? - zapytał Gerhardt tonem sugerującym, że on sam nie bardzo - Chyba że ktoś ma bardzo niefajną chorobę skóry - mruknął. W końcu jakiś ślad, ale taki, który równie dobrze mógł wieść na manowce.
Garil pokręcił głową. Łuska, zielonkawa w kolorze i blednąca ku jednemu końcowi, była trochę większa od paznokcia na jego kciuku. Można było lekko ją zgiąć.
- Na razie to schowam. Cokolwiek to jest wygląda jak zdarte z jaszczurki, ale w cholerę za duże - powiedział chowając łuskę do sakiewki.
Mimo, iż oczy krasnoluda widziały dobrze w półmroku Garil rozpalił naprędce latarnię, by mogli zobaczyć wychodek i jego otoczenie w mocniejszym świetle. Wydawało się, że nie było tam już niczego interesującego.
- Fff… - zdmuchnął latarnię.
- Liczyłem na coś więcej, ale zawsze to już coś. Patrz, panienka gdzieś idzie. Skaranie, nigdzie długo nie usiedzi - Garil skinął na Pergundę zwracając się do Gerhardta i przytroczywszy lampę do torby podążył za kobietą.

* * *

Hrabianka spojrzała na Garila.
- Kolega porwanego tutaj mieszka. Może coś wie. Choć znając poprzednie przypadki nie liczę na wiele… - Zatrzymała się przed drzwiami dając krasnoludowi okazję, aby wszedł pierwszy.
- Też coś mamy, później pokażę - odparł krasnolud, przekroczył próg i stanął naprzeciw rosłego mężczyzny o zapadniętej klatce piersiowej.
- Podobno mieszka tu mały kolega - zagaił.
Pergunda pojawiła się zaraz za jego plecami.
- O chuj ci chodzi, krasnalu?
[i]- Powściągnij język. Jej Wysokość życzy sobie z Wami rozmawiać. Siadaj i nie dyskutuj. Możesz mieć pewne obiekcje ale albo mnie posłuchasz albo trafisz pod pręgierz jeszcze dziś.
Gospodarz dopiero teraz zauważył Pergundę stojącą za drzwiami. Nie wiedział, kim była, ale strój i fryzura wskazywały na kogoś znacznego i bardzo, ale to bardzo nie pasującego do tej okolicy.
- Wybaczcie Pani, nie widziałem was. Czego chcecie? Mus mi iść do pracy.
Pergunda była mile zaskoczona że zrozumiała wypowiedź… Albo raczej była w stanie się domyślić. Do tego człowiek pracował. Może nawet był trzeźwy. Ale wolała spróbować opcji bezpiecznej. Znała końską anatomię i podejrzewała, że nie o tym chciał rozmawiać mężczyzna. Garil też raczej nie.
- Hrabianka Pergunda de Beauchene-Otzlowe - przedstawiła się trzymając się nieco za krasnoludem - Syn Robert kolegą Daniela Durcha był. Potrzebujemy zadać pytania jemu. Może coś widział lub wie. Daniel został porwany.
Cicho wypuściła powietrze, jakby musiała solidnie napracować się nad tymi zdaniami. jej rozmówca, dla odmiany, powietrze wciągnął.
- No...Wiem… Ale co do tego ma mój syn? Już mówiliśmy straży, że nikt nic nie widział.
Kobieta sprawiła wrażenie zawiedzionej.
- Tak. Śladów niewiele mamy. Może Robert pokaże gdzie bywały razem z Danielem. Pan Gerhardt jest śledczym - wskazała ręką kogoś, kogo mężczyzna nie miał możliwości zobaczyć - Pan hrabia sam oddelegował go do tej sprawy i liczy zobaczyć efekty - kobieta wyraźnie pod koniec wypowiedzi poległa w tłumaczeniu swoich myśli na "język plebejski".
- Wszystkośmy już powiedzieli. Robert nic nie widział, to środek nocy był. Jeśli się bawili, to na podwórzach i ulicach wokół.
Pergunda skinęła głową.
- To właśnie mamy na myśli. Dziecko było obserwowane. Inaczej w jaki sposób zostało by porwane w środku nocy? Czyż nie?
- Skąd mnie to wiedzieć, pani? Ja zwykły człek, rozumu nie starcza na takie tajemnice.
- Może Robert pominął jakieś przypadkowe niecodzienne spotkanie. Może w miejscu ich zabaw pojawiał się regularnie ktoś na kogo nie zwracali zbyt dużej uwagi -
w końcu uniosła rękę do góry - Może Daniel charakteryzował się czymś wyjątkowym. Któż chciałby śledzić i porywać dziecko alkoholika - hrabianka odruchowo spojrzała na Gerhardta.
- Czyż nie tak, Panie śledczy? - potem wróciła wzrokiem do mężczyznę - Niestety Państwo Durchowie nie są zbyt rozmowni - zakończyła po szlachecku.
- Jakbym ja coś wiedział, to bym powiedział, wierzcie mi. A czy oni wiedzą, to też nie wiem.
Hrabianka uniosła jeszcze raz ręce, tym razem obie.
- Więc nic tu po nas - nieomal fuknęła - ktoś obserwuje i porywa czwórkę dzieci, a w całym mieście nikt niczego nie wie, ani nie widzi - obróciła się na pięcie i odeszła od drzwi.
Krasnolud podążył za nią bez pożegnania. Jemu też rozmowa z rodzicem małego Roberta nie wydała się efektywna.
- Niedawno spotkało mnie coś podobnego. U Aldbergów z okna do okna sąsiadów jest tyle, co dziecko przeskoczy - zwierzył się Pergundzie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline