Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2021, 08:21   #74
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
2053.IV.19 sb, popołudnie

- A no to ta tatuażystka co mi zrobiła kolczyk w pępku. - Inu mrugnęła do Kanmiego, przypominając mu o biżuterii, którą sam się bawił podczas ostatnich ich igraszek z Maki. No a potem był czas rozczarowania tym że gostek jedzie do siebie i znów nadziei na to, że jednak może uda im się czegoś dowiedzieć. Niestety musiał wybrać kawiarnię, w której niedawno sama była no i pytała o profesorka.

- Zajrzę na razie przez szybę. - Inu zapięła płaszcz i wyszła z auta. - Niestety byłam w tej kawiarni niedawno, ale może obsługa jest inna.

Amanda nasunęła kaptur na głowę i podeszła do witryny kawiarni zerkając czy obsługa jest ta, co wtedy gdy była tu ostatnio.

Ledwo wyszła na zewnątrz a wiatr zaczął szarpać jej płaszczem i kapturem. Wilgotna mgła w połączeniu z silnym wiatrem wzmagała uczucie zimna. Dlatego pewnie przechodniów nie było zbyt wiele. Ale nikt jeszcze nie chodził w gazmasce z tych co mijała lub ją mijali. Dotarła bez przeszkód przez ten kawałek ulicy od salonu tatuażu do kawiarni w starym kinie. Wewnątrz ujrzała, że niewielka część stołów jest zajęta. Najłatwiej było dostrzec obsługę dzięki białym koszulom i tym, że stali lub chodzili za barem. Chyba był kto inny niż gdy była tu parę dni temu. Możliwe, że była teraz druga zmiana albo akurat był za barem kto inny. Nie do końca jednak widziała gdzie mógł zniknąć Kyle. Na pewno nie usiadł tuż przy oknie bo by go widziała. Tak jak dwóch młodzieńców co rozmawiali ze sobą ale jak stanęła na zewnątrz kilka kroków dalej na zewnątrz odwrócili na chwilę głowy ku niej. Ale znów wrócili do rozmowy. Więc przy oknach go nie było, w centrum i przy barze też nie. A tam w głębi nie bardzo z zewnątrz było widać kto siedzi. Widziała sylwetki siedzące przy stołach ale zbyt niewyraźnie by rozpoznać szczegóły. A niektórych stołów z okna nie było widać.

Inu weszła do środka i podeszła do baru.
- Dwie kawy na wynos. - Uśmiechnęła się do sprzedawcy i rozejrzała po lokalu, szukając swojej zguby.

- 5 dolarów. - odpowiedziała kelnerka i poszła szykować te dwie kawy do dwóch prawdziwych plastikowych czy papierowych kubeczków jakie można było przykryć przykrywką. Zupełnie jak przed wojną. A z wnętrza dostrzegła w końcu Kyle. Siedział w głębi, przy ścianie twarzą do wejścia i nawet spojrzał w jej stronę gdy weszła do środka. Chociaż chyba pewnie dlatego, że zwykle się sprawdzało kto nowy wszedł do pomieszczenia. Potem zdawał się nie zwracać większej uwagi. Siedział sam, miał jakiś kubek przed sobą co pewnie zamówił.

Inu przyjrzała mu się od niechcenia. Potem położyła banknoty na stole i czekała na kawę. Czasem zerkała na wejście, a czasem na salę. Była ciekawa czy Kyle się z kimś tu umówił. W końcu odezwała się do barierki.
- Zaczekam przy stoliku. - Usiadła tak by kątem okiem widzieć gostka od niebieskiego auta.

Dziewczyna pokiwała głową uśmiechając się sympatycznie po czym zgarnęła banknoty do kasy. Niedługo potem wyszła na salę i przyniosła Amandzie zamówione kawy. - Coś jeszcze będzie do tych kaw? - zapytała na wszelki wypadek. Potem znów wróciła za ladę aby obsługiwać innych klientów albo w wolnej chwili porozmawiać z koleżanką.

A Kyle chyba na kogoś czekał. Bo zajął takie miejsce by widzieć wejście i cały front. Pewnie mógł widzieć i kobietę w płaszczu jaka zerkała do środka na chwilę przed wejściem. Bo i ona sama też widziała teraz to samo. Gdzieś tam dalej na ulicy widziała nawet samochód ochroniarza ale ich własnego kombi już nie bardzo. Chociaż dojrzała szyld z salonu tatuażu jednak poznała po wyglądzie bo stąd był nieczytelny. W końcu się doczekali. Jeden z gości jaki wszedł do środka tak samo jak ona podszedł do baru i coś zapytał albo zamówił. Tak samo jak inni. Chociaż on nie zdjął kaptura jak wszedł do środka. A potem podszedł do stolika ochroniarza i usiadł bez zbędnych ceregieli. Siedział tyłem do Amandy więc widziała tylko ten kaptur i górę jego pleców kurtki wystającą ponad oparcie.

Inu upiła jeszcze dwa łyki kawy. Siedziała nasłuchując, ciekawa o czym rozmawiają mężczyźni. Dała sobie kwadrans nim uda się do Kanmiego.

Spotkanie trwało dość krótko. Siedziała zbyt daleko a i oni rozmawiali dość cicho by usłyszeć o czym albo chociaż ich głos. Wydawało się, że wymienili się czymś. Bo ten w kapturze rozpiął kurtkę i coś przesunął po stole w kierunku ochroniarza, ten otworzył chyba jakąś teczkę na akta, chociaż dosć grubą. Oglądał jej zawartość bez wyjmowania a w końcu zamknął i schował. W zamian wyjął dużo mniejszą i cieńszą kopertę i oddał ją rozmówcy. Po czym ten w kapturze szybko ją schował do wewnętrznej kieszeni kurtki, zamienili z parę słów i w końcu bez sentymentów pożegnali się. Ten w kapturze wstał i ruszył do wyjścia. Wówczas Amanda przez chwilę widziała jego twarz. Taki raczej młody, biały mężczyzna. Reszty przez ten kaptur nie widziała. Szedł szybko jakby się spieszył a ochroniarz jeszcze został przy swoim kubku i stoliku.

Inu wstała gdy tamten wyszedł już za drzwi. Zostawiła napiwek i wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się z dwoma kubkami w dłoni szukając wzrokiem mężczyzny w kapturze.

Nie było go zbyt trudno dostrzec. Wciąż w kapturze szedł wzdłuż ulicy szarpany silnym wiatrem tak samo jak obserwatorka. Zdobył ze dwa, może trzy tuziny kroków przewagi nad nią. Szedł wzdłuż tej samej ulicy gdzie stał błękitny samochód a trochę dalej salon tatuażu i stojący przed nim kombi.

Inu ruszyła za nim zatrzymała się jednak przy kombi by podać Kanmiemu kawę.
- Obserwuj tego Kyle, ja podejdę za tym gostkiem. - Skinęła za facetem w kapturze.

- A jak pojedzie gdzieś zanim wrócisz? Mam jechać za nim czy poczekać na ciebie? - Kanmi zapytał odbierając kubek z kawą i zerkając do tyłu na odchodzącego kaptura i w przód gdzie była osobówka ochroniarza i kawiarnia w jakiej został.

Inu zamyśliła się.
- Hm.. może jednak pojedźmy razem za nim, dobrze? - Amanda wskoczyła do auta.

- Oj tam to chyba za nim nie wjedziemy. - ledwo Amanda wsiadła do kombi gdy okazało się, że mężczyzna w kapturze zszedł i zniknął im z oczy schodząc do stacji metra. Tej samej jaką poprzednio przepatrywaczka przyjechała tutaj z uniwerku.

- To pojadę za nim. Masz klucze spotkamy się u mnie. - Inu wyskoczyłą z auta i ruszyłą za meżczyzną w kapturze.

- To ja pojadę za nim. - blondyn machnął głową w stronę zaparkowanej nieco dalej niebieskiej osobówki ze spojlerem. Amanda zaś musiała dotrzeć do wejścia na stację metro w jakiej niedawno zniknął ten w kapturze. Zeszła po schodach i ujrzała podziemną stację. Na samym początku było rozjazd na lewo i prawo bo każda strona prowadziła na peron na jakim zatrzymywały schody na każdy z peronów jakim można było jechać w stronę uniwerku albo od uniwerku.

Inu zaklęła w myślach. Jeśli tamten gostek miał jakieś papiery… to mógł być z uniwerku. Niby mogli też w tamtej okolicy trzymać profesorka. Szybko ruszyła w tamtym kierunku.


Znalazła się na tej samej stacji z jakiej parę dni temu wychodziła z podziemnego pociągu. Tylko teraz stała wśród innych pasażerów po drugiej stronie skoro miała jechać do a nie od uniwerku. Podróżnych było sporo więc wmieszała się w tłum. Mogła podziwiać plakaty werbunkowe do armii i policji albo obwieszczające zbiórkę pieniędzy i czyn społeczny przy odbudowie kolejnej stacji ku chwale demokracji i ludu pracującego. Czekała tak razem z innymi na nadjeżdżający pociąg i gdy akurat dał się słyszeć z głębi tunelu pierwszy gwizd zapowiadający przyjazd pociągu to w oko wpadł jej już znajomy kaptur. Widocznie też czekał na pociąg. Stał oparty o jeden z filarów który go nieźle zasłaniał od tamtej strony. Ludzie wstali z ławek albo podnieśli swoje bambetle aby przygotować się na przyjazd pociągu.

Inu zbliżyła się na tyle na ile było to możliwe by wsiąść do tego samego wagonu co mężczyzna.

Z wykonaniem swojego zamiaru przepatrywaczka nie miała większych kłopotów. Mogła stanąć w pobliżu kaptura razem z innymi czekającymi. A zaraz potem na peron wjechał pociąg zatrzymując się mało precyzyjnie wywołując złorzeczenia podróżnych. Lokomotywa zatrzymała się właściwie za stacją i pierwszy wagon właściwie też. Potem drzwi wagonów się otwarły i wypadła z nich fala podróżnych. Po czym w każdych drzwiach wagonu stanął uzbrojony w pałkę, pistolet i kaburę konduktor. Łypali okiem pilnując porządku i przy okazji przypominali obywatelom, że władza jest, czuwa, patrzy i słucha. Oraz może użyć zbrojnego ramienia demokracji także na obywatelach kontestujących obecną sytuację. Więc wszyscy dość szybko zajęli się zajmowaniem miejsc w częściowo opróżnionych wagonach. Tak samo postąpił kaptur i Amanda. Udało jej się znaleźć miejsce siedzące z kilka siedzeń dalej od śledzonego mężczyzny. W końcu rozległy się gwizdki, drzwi się zamknęły i pociąg ruszył.

- Bileciki do kontroli! - krzyknął konduktor zabierając się za sprawdzanie tych biletów. W końcu musiał dotrzeć i do Amandy.

Inu naszykowała już siedem dolców, przyzwyczajona do stawek w metrze. Cały czas spoglądała na zakapturzonego mężczyznę nie chcąc by ten się jej wymknął.
- Jeden bilet. - Podała konduktorowi odmierzoną gotówkę uśmiechając się do niego.

Konduktor też się do niej uśmiechnął. Był pewnie ze dwa razy od niej starszy i sporo cięższy. Do tego opaska kolejarza i ekwipunek do pałowania nadawały mu surowy wygląd. Sięgnął do kieszeni munduru po bloczek i zaczął wypisywać druczek jaki improwizował bilety. Przez chwilę sporo głów spojrzało w ich stronę w naturalny sposób gdy przy kimś zatrzymywał się konduktor. Zwłaszcza jak trafiła się pierwsza osoba bez biletu co wywołało nieco dłuższy postój. Ten w kapturze także spojrzał w ich stronę.

Druczek trzasnął wyrywaną kartką jaka wylądowała w ręku pasażerki. W zamian dolary powędrowały do saszetki konduktora. Ten skinął jej głową na pożegnanie i ruszył na dalszy obchód. Ten w kapturze miał bilet chociaż wątpliwe aby zdążył kupić przed odjazdem na stacji. Miał prawie tyle samo czasu co śledząca go kobieta czyli niewiele. Ale mógł mieć wykupiony jakąś tygodniówkę czy miesięczny jeśli częściej jeździł. Więc sprawdzanie jego biletu poszło rutynowo. Konduktor nie zdążył nawet sprawdzić wszystkich pasażerów gdy pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji. Nastąpiła ponowna wymiana pasażerów tylko tym razem Amanda obserwowała to z wnętrza wagonu. Jak najpierw ludzie wstają, stają przed wejściem i wysiadają a potem zastępują ich nowi.

Ten w kapturze wysiadł na trzeciej stacji, Uniwersytet. I ruszył w kierunku głównego wejścia do uniwerku właśnie. Jak zresztą i większość rzeki pasażerów jaka wysiadła na tej stacji. Obejrzał się ze dwa razy dookoła siebie albo i za siebie ale pośpiesznym krokiem szedł dalej.

Inu skorzystała z tego iż razem z nią szedł tłum i podążałą za mężczyzną kawałek dalej, jednak tak by nie stracić go z oczu.

I tak doszli do głównego przejścia. Większość machała dwóm strażnikom identyfikatorami. Ci wyglądali dość groźnie w tych ciężkich płaszczach i z butlami miotaczy ognia na plecach. Ten w kapturze też machnął i wszedł do środka ale Amanda nie miała żadnej wejściówki więc musiała zatrzymać się przed strażnikami.

Amanda stanęła kawałek dalej, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Wolała nie ściągać na siebie więcej uwagi niż to było konieczne. Sprawdziła, że jest w stanie zobaczyć, w stronę którego z budynków zmierza mężczyzna.

Nie bardzo była w stanie. Gdy została na zewnątrz a on wszedł do środka to straciła go z oczu zaraz potem. Inu podeszła szybkim krokiem do ochrony.

- Przepraszam mam sprawę do pana do profesora Rhyana Rodsa. Mówił by się do niego bezpośrednio zgłaszać.

- Proszę bardzo. - strażnik obrzucił ją krótkim spojrzeniem z odcieniem zaciekawienia wypisanym na twarzy. Ale jakoś nie robił większych trudności i machnął ręką, że może przechodzić.

- Inu weszła szybko do środka i po kilku krokach zaczęła się rozglądać za swoją zgubą.

Straciła go z oczu na dość krótko. Ale jak weszła do środka razem z resztą gości i studentów to wewnątrz musiała się zatrzymać. Wszędzie ktoś łaził, stał, rozmawiał czy śmiał się. Więc tak na szybko to był pstrokaty, ruchomy, hałaśliwy tłum i gwar jaki trudno było ogarnąć. Ale gdzieś tam na końcu korytarza mignął jej znajomy kaptur. Właśnie skręcił za róg i znów zgubiła go z oczu. Był na tyle daleko, że w tej gwarnej gmatwaninie sal i korytarzy istniała realna szansa, że go zgubi jeśli nie skróci odległości. Ale skrócić bez podbiegnięcia się nie dało a bieg mógł zwrócić na nią uwagę.
Inu skorzystała z tego, że mężczyzna zniknął za kolejnym zakrętem i podbiegła nieco by zwolnić tuż przed narożnikiem. Była ciekawa kto handlował pracami profesora. Bo pewnie to było w teczce którą dostał Kyle.

Udało jej się skrócić dystans chociaż sporo osób się za nią oglądało gdy biegła przez korytarz. No ale tylko w tym korytarzu więc “kaptur” nie powinien był tego widzieć. Nikt jej w każdym razie nie zaczepił ani nie wołał za nią. A gdy wyszła zza rogu dojrzała swoją zgubę. Właśnie przechodził przez wahadłowe drzwi bo ten korytarz był zdecydowanie krótszy niż ten od głównego wejścia.

Przeszła przez te obrotowe drzwi i prawie na niego wpadła. Stał może ze dwa kroki od tych drzwi i rozmawiał z kimś kogo widocznie spotkał po drodze. Nawet spojrzał w jej stronę, obaj zresztą spojrzeli pewnie jak na każdego kto przeszedłby właśnie przez te drzwi. Ten drugi wyglądał na jakiegoś chudzielca w młodym wieku, pewnie jakiś student czy co ale jak nie chciała się nagle przy nich zatrzymać czy ewidentnie się gapić to nie mogła przyglądać się więcej niż przypadkowy rzut oka. Zwłaszcza, że tutaj przechodniów było już znacznie mniej.

Ale jednym z nich była Paula. Akurat kawałek dalej wyszła z jakichś drzwi, zamknęła je i z jakimiś segregatorami pod pachą zaczęła iść w stronę Amandy, rozmawiającej dwójki i whadłowych drzwi, może do swojego sekretariatu który został gdzieś tam przy głównym wejściu. I chyba też ją dostrzegła i rozpoznała gdy tak właściwie znalazły się na kursie kolizyjnym bo się zaczęła uśmiechać jakby chciała coś powiedzieć na powitanie.

Inu pomachała kobiecie udając, że to właśnie jej szukała.
- Cześć! - Uśmiechnęła się do kobiety czekając aż ta do niej podejdzie i czasem tylko zerkając na rozmawiającą parkę.

- Cześć. Co cię do nas sprowadza? - dziewczyna z sekretariatu zatrzymała się przed Amandą wciąż trzymając swoje skoroszyty i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Stały może z tuzin kroków od kaptura i jego rozmówcy z czego ten pierwszy już jakby chciał kończyć rozmowę ale ten chudy jeszcze coś do niego szybko nawijał.

- A miałam się zgłosić do tego asystenta profesorka. Może ci pomóc? - Inu przyjrzałą się trzymanej przez sekretarkę stercie. Przy okazji nachyliła się do niej nieco i odezwała szeptem. - Wiesz co to za dwaj stojący w drzwiach?

Paula spojrzała ponad ramieniem gościa na mężczyzn jacy rozmawiali kawałek dalej. Właściwie to już skończyli i kaptur ruszył w ich stronę. - Do doktora Ryana to nie tędy. Musisz wrócić za te drzwi do głównego korytarza i w prawo. - powiedziała sekretarka wskazując wolną dłonią na kierunek o jakim mówiła. Skoroszytów miała ze trzy czy cztery to chociaż wydawały się pękate to pewnie nie były cięższe niż przeciętna książka. W międzyczasie kaptur ich minął ale zanim to się stało wymienił z sekretarką ukłon ale nawet się nie zatrzymał, widać było, że się spieszy.

- Tak, to magister Branson. Johnny Branson. Z katedry botaniki. A czemu pytasz? - Amanda stała tyłem do owego magistra więc nawet jak ich minął to znów widziała jego plecy i ten kaptur. Ale sekretarka miała chwilę aby mu się przyjrzeć i widocznie mimo kaptura rozpoznała z kim ma do czynienia. Ale nie wydawała się tym zbyt przejęta i była ciekawa czemu przepatrywaczka pyta o niego.

- O... a mężczyzna, z którym rozmawiał? - Inu odezwała się swobodnie gdy mężczyźni już się rozeszli.

Okularnica pokręciła głową na znak, że nie wie. Tamten zresztą odszedł w przeciwną więc już zniknął za wahadłowymi drzwiami i nie można było mu się przyjrzeć tak jak magistrowi który ich minął i też zniknął za kolejnym narożnikiem. - Nie wiem. Nie widziałam go zbyt dokładnie. Pewnie jakiś student. - powiedziała w końcu nie ukrywając, że to tylko jej przypuszczenie.

- Jasne. - Inu przytaknęła ruchem głowy. Pomóc ci? Bo leciałabym do tego asystenta. - Amanda uśmiechnęła się do sekretarki.

- Nie, dzięki, nie trzeba. Nie jest takie ciężkie. Wracam właśnie do sekretariatu. Możemy iść razem, do korytarza głównego mamy po drodze. - Paula machnęła dłonią na znak, że brunetka nie musi się kłopotać z tymi skoroszytami bo nie są zbyt ciężkie. Za to machnęła w kierunku wahadłowych drzwi gdzie miały wspólny kawałek do głównego korytarza.

Inu podążyła z sekretarką planując rzeczywiście zajrzeć do asystenta wspomnieć o dostawie, którą szykowali z Kanmim i zapytać o relacje profesorka z tym całym Bransonem.

- A coś wiadomo w sprawie profesora Fletchera? - zapytała okularnica gdy kawałek szły razem do głównego korytarza.

- Wiadomo to duże słowo.. ale robię postępy. - Inu uśmiechnęła się do sekretarki. - I ten mężczyzna.. też może być kluczem. - Wskazała w kierunku, w którym odszedł profesor, o którego pytała. - Czy kojarzysz by mężczyźni z sobą współpracowali? Konkurowali?*

- Konkurowali? Z profesorem Fletcherem? No coś ty. Wątpie by ktokolwiej był w stanie konkurować z profesorem. On jest niepowtarzalny. - okularnica w czerwonej koszuli zmarszczyłą brwi zaskoczona takim pomysłem ale odpowiedziała z humorem i pełnym przekonaniem pewnie rozumiejąc, że dla kogoś spoza uniwersytetu może nie być to takie oczywiste.

- A John to całkiem inna liga. Młody jest dopiero magistra zrobił rok albo dwa lata temu. Dopiero wszystko zaczyna z tą karierą naukową. - wyjaśniła tak jakby uważała tych dwóch mężczyzn za kompletnie inne kategorie nie bardzo nadające się do porównania.

- Rozumiem. - Amanda przytaknęła ruchem głowy. - To ja idę do Ryana. Dzięki za pomoc.

- Jasne. Jakbyś coś potrzebowała to będę w sekretariacie. Jakby go nie było w gabinecie to zostaw kartkę w drzwiach albo przyjdź do mnie. - sekretarka przytaknęła podobnym ruchem, uśmiechnęła się jeszcze raz no i poszła w swoją stronę. Szybko się rozdzieliły bo Paula poszła w lewo, w stronę głównego wejścia i sekretariatu a Amanda w prawo, w stronę tej części podziemnego uniwerku gdzie był gabinet doktora Ryana. Zapukała do jego drzwi ale te okazały się zamknięte i nikt nie odpowiadał. Zastanawiała się właśnie co zrobić gdy jedne z pobliskich drzwi się otworzyły i ukazał się asystent zaginionego profesora.

- O. Dzień dobry. Coś się dowiedziałaś? Ale poczekaj, porozmawiajmy w gabinecie. - powiedział wycierając jeszcze dłonie o fartuch jaki miał narzucony na brązową marynarkę i przyspieszył kroku. Wyjął klucz z kieszeni i otworzył drzwi zapraszając gościa gestem do środka.

Inu weszła za nim.
- Co nieco… po pierwsze podejmiemy się z kierowcą tego zlecenia. - Powiedziała cicho gdy już zamknęły się za nimi drzwi. - A po drugie… kim jest magister Branson?

- Podejmiecie się? Świetnie, świetnie, bardzo dobrze, miło mi to słyszeć. - okularnik pokiwał głową siadając za swoim biurkiem i gestem wskazał by gość też sobie usiadł na jednym z krzeseł po drugiej stronie mebla. Wyraźnie się ucieszył tą informacją. A gdy już oboje usiedli podjął drugi temat nieco zdziwiony takim pytaniem.

- A magister Branson jest jednym z naszych magistrów właśnie. Od botaniki. Dlaczego o niego pytasz? - odpowiedział bez wahania o koledze z uczelni ale dało się wyczuć, że nie bardzo widzi związek tą nagłą zmianą tematu.

- Bo mam podejrzenie, że dostarcza porywaczowi materiały z pracami profesora Fletchera. - Inu wypaliła od razu ze swoim podejrzeniem. Przyjrzała się przy tym asystentowi. - Czy nic nie zginęło?

- Słucham? Jak to dostarcza materiały porywaczowi? Jakie materiały? Jakiemu porywaczowi? - zaskoczenie asystenta zaginionego profesora tylko się pogłębiało. W pierwszej chwili nieco przekręcił głowę, zmarszczył brwi jakby próbował spojrzeć na rozmówczynię lub na to co ona mówi pod innym kątem. W końcu chyba nie bardzo mu to wyszło bo pokręcił głowę i poprosił o więcej szczegółów.

- Wiem już kto zabrał profesora.. nie wiem gdzie i do kogo. Ale widziałam, że temu samemu człowiekowi dzisiaj magister doręczył teczkę z czymś co wyglądało jak badania. - Inu podeszła do krzesła i usiadła na nim widząc, że to zajmie dłuższą chwilę. - Nie zginęły ci żadne badania profesora? Jakieś teczki?

- Nie, raczej nie. - powiedział raczej roztargnionym głosem i swoim zwyczajem sięgnął do szuflady po niewielką chusteczkę, zdjął okulary i zaczął je przecierać. - Zaskakujące jest to co mówisz. A kto porwał profesora? I po co? Wiesz, gdzie go trzymają? - zapytał jakby wciąż miał kłopot nadążyć za tempem tej dyskusji.

- Jak już wspomniałam, nie wiem. - Inu odpowiedziała krótko i przyjrzała się asystentowi z zainteresowaniem.

- A kto zabrał profesora? To mówiłaś, że wiesz. I kiedy widziałaś magistra Bransona z tą teczką? - asystent przedwojennego naukowca dociekał dalej by doprecyzować co właściwie przepatrywaczka się już dowiedziała.

- Mam potwierdzone kto to, ale jeszcze nie zdążyłam poznać jego danych. - Inu westchnęła i w myślach dodała ~ I nie planuję zdradzać informacji bez forsy. ~ Zachowała tą jednak uwagę dla siebie stukając palcami w stół. - Dzisiaj. Pomożesz mi czy nie? Jak nie chcesz mi zdradzić żadnych informacji o ich układach to pójdę poszukać sama.

- Ale nie ma żadnych układów. John nie jest ani asystentem profesora ani nawet chemikiem. Tylko botanikiem. Botanicy mają wydział zaraz obok nas więc jesteśmy sąsiadami. Widujemy się prawie codziennie no ale każdy ma swoje badania, projekty i wykłady to dla kogoś spoza wydziału trochę trudno się zorientować co się dzieje w innym wydziale. - powiedział kończąc przecierać okulary i znów je zakładając na nos. Chyba w głowie mu się nie mieściło, że któryś z kolegów mógłby być zamieszany w zniknięcie jego mentora.

- Zresztą jak chcesz możemy do niego pójść i zapytać go o co chodziło z tą teczką. To chyba by mogło od ręki wyjaśnić wszystkie wątpliwości. - wskazał na drzwi jakby był gotów złożyć taką wizytę magistrowi od ręki i to nieporozumienie mogło się wyjaśnić w paru, prostych zdaniach.

- Brzmi dobrze, tylko jeśli jest dogadany z porywaczem, tamten może przenieść profesora i wtedy nigdy go nie znajdę. - Inu westchnęła ciężko. - Profesor pracował dla Agros?

- Dla Argos? Nie. Chociaż chcieli. Znaczy wielu chciało. Proponowali mu stanowiska ale zwykle przyjmował jakieś zlecenia na różne projekty. Zresztą wszyscy tak robimy. Z tego żyjemy. Z projektów za jakie ktoś nam zapłaci. Taka nauka w służbie ludu jak to czasem żartuje Fletcher. - uśmiechnął się na koniec gdy skończył wyjaśniać jak to działa finansowanie uniwersytetu. Widocznie tak to zazwyczaj działało bo mówił jakby to była rutyna.

- A z Johnem pewnie się wyjaśni wszystko w prosty sposób. Albo to jakiś zbieg okoliczności albo pomyłka. Właściwie skąd wiesz, że chodzi o Johna? Znasz go? - zapytał asystent zaginionego profesora dalej chyba nie bardzo wierząc, że młodszy kolega mógłby być zamieszany w sprawę porwania ich szacownego profesora.

- Paula mi powiedziała, że tak się nazywa gostek, którego śledziłam. - Inu wstała z miejsca. - Dobra nic tu po mnie. Gdzie dowieźć towar?

- Towar dowieźcie tutaj. To pusty magazyn. Niedaleko stąd. Tylko na powierzchni. Stamtąd już sobie sami poradzimy. - chemik wziął jeden z długopisów i zapisał coś szybko na jakimś notatniku po czym wyrwał kartkę i podał ją przepatrywaczce. Adres powiedział jej tyle, że to faktycznie musi być niedaleko tyle, że na powierzchni ale nie kojarzyła tej okolicy co tam jest.

- A teraz chodźmy do Johna w odwiedziny. Zapytamy go o co chodziło z tą teczką i całą resztą. Na pewno nam to jakoś rozsądnie wytłumaczy. - powiedział też wstając od biurka i robiąc zapraszający gest w stronę wyjścia do jakiego sam też się skierował.

- Dobra… niech będzie. Najwyżej stracę trop i nie będziecie mieli swojego profesorka. - Inu zgarnęła płaszcz i zaczekała na asystenta.

- Jak to? - Ryan zatrzymał się przed wciąż zamkniętymi drzwiami niepewny chyba jak powinien interpretować słowa gościa.

- No bo jeśli jest w to zamieszany i przekaże info porywaczowi to mi tego profesorka przeniesie. - Inu westchnęła ciężko zastanawiając się ile jeszcze razy przyjdzie jej to tłumaczyć.

- To co proponujesz? - doktor nadal stał przed zamkniętymi drzwiami i miał dość skonfundowaną minę jak traktować słowa przepatrywaczki i jakie następne kroki powinien podjąć.

- Porozmawiaj z nim dzisiaj sam, dobrze? Powiedz, że profesor dostarczał papiery dla jakiegoś Kyle i chciałbyś z nim nawiązać kontakt. Spytaj czy też z nim współpracuje. - Inu zapięła płaszcz. - Jak dostarczę wieczorem towar to dopytam czego się dowiedziałeś, dobrze?

- Jakiego Kyle? Dlaczego nie chcesz go sama zapytać? Jeśli twoje zarzuty wobec niego są właściwe a obawy o współpracy uzasadnione to i tak może powiadomić kogoś spoza uczelni. Chociaż naprawdę mam nadzieję, że to jakiś pechowy zbieg okoliczności. Zresztą jak miałbym z nim rozmawiać na osobności po twoim odejściu to i tak nie miałbym jak ci przekazać informacji co z tego wyszło. - naukowiec próbował wczuć się w te argumenty swojego gościa chociaż chyba dalej wolał wersję z nieporozumieniem. A i gdyby byli we dwoje to mogliby na miejscu we dwoje poprowadzić taką rozmowę bo w innym wypadku kontakt był mocno utrudniony.

- No dobrze… chodźmy. - Inu poddała się. - Prowadź.

- To na pewno jakieś nieporozumienie i wszystko da się rozsądnie wyjaśnić. - asystent zaginionego profesora uśmiechnął się pogodnie i ciepło aby dodać otuchy powątpiewającej przepatrywaczce. Po czym wreszcie otworzył drzwi i wyszli z gabinetu na korytarz. Jeszcze tylko zamknął drzwi na klucz i ruszyli we dwójkę korytarzem.

- To niedaleko. Botanicy i biologowie są naszymi sąsiadami. Często korzystamy z tych samych laboratoriów. Nie ma się co dziwić nasze dziedziny sporo mają ze sobą wspólnego. Nawet jest cała osobna dziedzina, biochemia, co niejako jest połączeniem tych obu nauk. A wszystko wedle zasad matematyki, statystyki i chemii właśnie. - Ryan opowiadał wesoło jakby lubił rozmawiać na takie tematy którym się w końcu zdecydował poświęcić. Przeszli gdzieś jakimiś korytarzami, rzeczywiście jak się wiedziało dokąd iść to nawet nie było tak daleko.

- To tutaj. - powiedział wskazując na drzwi do jakich się zbliżali. Na tabliczce obok framugi dało się odczytać “Mgr. John Branson”. Doktor zapukał i po chwili ciszy dały się słyszeć kroki i otwieranie drzwi a w końcu stanął w nich gospodarz. Wciąż był w tej samej bluzie tylko tym razem miał zsunięty z głowy kaptur więc pierwszy raz Amanda mogła mu się przyjrzeć z bliska i na swobodnie. Miał raczej pospolitą twarz i gdyby nie okoliczności pewnie nie zwróciłaby na niego uwagi więcej niż przelotne spojrzenie.
 
Aiko jest offline