Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2021, 08:28   #75
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Dzień dobry doktorze. W czym mogę pomóc? - Branson zapytał dość naturalnie zerkając na kolegę z uczelni i obcą mu kobietę pytającym spojrzeniem.

- Tak, chcielibyśmy porozmawiać John. Możemy? - doktor z kurtuazją jaką mogli dzielić ze sobą ludzie nauki zapytał gospodarza. Wydawał się nieco starszy od magistra ale mimo to nie okazywał wyższości.

- Tak, proszę. - Branson odsunął się wpuszczając ich do środka i potem zamykając drzwi. Sytuacja się powtórzyła gdy on usiadł za własnym biurkiem a goście na krzesłach przed nim. Zupełnie jak u Ryana. Chociaż było widać różnicę statusu bo gabinet magistra był wyraźnie mniejszy i uboższy w różne naukowe szpargały.

- Poznajcie się, to jest Amanda. Amanda zajmuje się sprawą zaginięcia naszego profesora. A to jest nasz kolega John, bardzo obiecujący magister. - Ryan dopełnił formalności przedstawiając sobie obie strony.

- Oh, doprawdy? I co? Coś wiadomo co z profesorem? - John wziął jakieś teczki i przesunął je na róg biurka jakby chciał je uporządkować przed gośćmi. Spojrzał na kolegę a potem na Amandę trochę chyba niepewny czego się spodziewać i co to ma wspólnego z nim.

- No właśnie John widzisz coś może być wreszcie na rzeczy. Możliwe, że pojawił się wreszcie jakiś ślad. I mamy nadzieję, że nam w tym pomożesz. - Ryan spojrzał na siedzacą obok Amandę ale mówił do gospodarza.

- Ja? Bardzo chętnie. Ale jak? - Branson popatrzył na nich oboje nadal chyba nie wiedząc co on ma z tym wspólnego.

- Widziałam, że dziś spotkał się Pan z kimś kogo podejrzewam o bycie porywaczem profesora. W kawiarni w teatrze. - Inu przyjrzała się z zaciekawieniem magistrowi. - Byłam ciekawa czy mógłby mi Pan o nim nieco więcej powiedzieć?

Reakcja rozmówcy była nagła. W pierwszej chwili chyba nie wiedział co powiedzieć. Poczerwieniał na twarzy i zrobił mało skoordynowany ruch dłonią jakby próbował gestem jakoś ująć tą sprawę. Spojrzał szybko na Ryana ale ten milczał obserwując go zza swoich okularów.

- Nie to… To przecież… To nic takiego. Po prostu… To był mój klient. Dorabiam sobie trochę pisząc różne materiały na zlecenie. Bo z tej naszej pensji ciężko wyżyć. To dorabiam. Korepetycje, pisanie artykułów, opracowanie różnych tematów dla osób spoza instytutu. Jakoś trzeba związać koniec z końcem, sam wiesz Ryan jak to u nas jest. A zwykły magister to nie doktor czy profesor. - wyjaśnił w końcu nieco z zakłopotaniem, nawet zażenowaniem ale jak już zaczął to nawet płynniej mu to szło z każdym kolejnym zdaniem.

- A co było w tych materiałach? Na jaki to było temat? I kim był twój klient? - asysten zaginionego profesora krótko skinął głową ale z poważnym wyrazem twarzy zadał kilka swoich pytań.

- Botaniczne sprawy. O uprawach, jak na próbkach gleby jakie mi przesłał poprzednio byłyby najlepsze uprawy. Sam wiesz, Ryan, że właśnie w tym się specjalizuje. W odporniejszych odmianach roślin jakie dałoby się wyhodować na danym terenie. To nie jest takie proste jak przed wojną. Warunki znacznie się pogorszyły, choćby liczba dni słonecznych w roku i te wszystkie zanieczyszczenia. - magisterm pokiwał głową i mówił już pewniej jakby był nieźle zaznajomiony w tym temacie. Mimo wszystko Amandzie wydawało się, że coś chyba rozmija się z prawdą.

- I często ten człowiek zamawia u Pana tego typu badania? - Inu oparła się o drzwi krzyżując ręce na piersi, wyraźnie chciała dać znać mężczyźnie, że nie za bardzo wierzy w to co ten mówi.

- Nie. Ten był pierwszy raz. Zazwyczaj to się na jednym razie kończy. Bo jak ktoś już ma ekspertyzę to raczej nie potrzebuje kolejnej. Przynajmniej niezbyt prędko a ja je robię dopiero rok, może drugi. - John pokręcił głową na znak, że nie ma nic do ukrycia i ktoś tu mógł wyciągnąć niewłaściwe wnioski.

- A czy mógłby mi Pan pokazać tą ekspertyzę? Ma pan kopię? - Inu uśmiechnęła się mając nadzieję, że mężczyzna zdradzi się z kłamstwem gdy uśpi jego czujność. - Przepraszam nachalność ale zależy nam na czasie. Nie wiadomo co mogli zrobić z profesorem.

- Kopię? Nie, nie mam kopii. Nie chciało mi się ręcznie pisać wszystkiego dwa razy tego samego. - gospodarz pokręcił głową na znak, że tego o co pytała kobieta to nie ma przy sobie.

- A brudnopis John? Może zostały ci jakieś notatki. Chyba nie powiesz mi, że wszystko udało ci się policzyć i ładnie rozpisać za pierwszym razem. - okularnik szybko przejął piłeczkę i zapytał z lekkim uśmiechem który sprawił, że Branson się zafrapował.

- Tak, notatki… No chyba jakieś zostały… Ale to mam tego szukać? Po co? To same bazgroły, nikt tego nie przeczyta. - magister botaniki rozejrzał się po tym biurku i reszcie regałów jakby szukał wzrokiem tych notatek. W końcu jednak wrócił wzrokiem i słowem do kolegi siedzącego po drugiej stronie biurka.

- Wydaje mi się, że skoro dawałem radę sprawdzać twoje prace na egzaminach to i tym razem sobie poradzę. Albo chociaż spróbuję. - Ryan uśmiechnął się dobrodusznie niejako przypominając gospodarzowi, że nie znają się przecież od wczoraj. Ten się znów zmieszał i pomamrotał coś na chwilę. Po czym zaczął czegoś szukać po szufladach swojego biurka.

- Tu coś… mi zostało… - powiedział w roztargnieniu magister podając teczkę gościowi. Ten ją otworzył i zaczął przeglądać papiery jakie tam były. - Nie wiem po co te wszystkie pytania Ryan. Ja tylko wykonuję swoją pracę i próbuję związać koniec z końcem. - powiedział do starszego kolegi z uczelni ale ten tylko pokiwał głową zaczytany w te papierzyska więc spojrzał na stojącą niedaleko brunetkę.

- Bo to jeden z nielicznych śladów jakie mamy. - Inu odpowiedziała szybko. - I jak każda drobnostka, może być wielką pomocą. Jakie konkretnie uprawy? Jakiś region?

- Pszenica. Gdzieś przy Clark. Nie wiem co to ma wspólnego z zaginięciem profesora. - magister odparł nie ukrywając niezadowolenia.

- Ale John… - Ryan przewrócił kolejną kartkę jaką przeglądał. - Nie jestem ekspertem od botaniki ale to mi wygląda na notatki do jakiegoś wykładu o uprawie zbóż. - doktor powiedział podnosząc głowę sponad czytanych materiałów aby spojrzeć przez okulary na swojego rozmówcę. Ten zdziwił się i zamrugał oczami.

- Naprawdę? Musiałem pomylić notatki przez te niedorzeczne pomówienia. - Branson wyciągnął dłoń i asystent profesora oddał mu tą teczkę z notatkami i zaczął szukać czegoś po szufladach swojego biurka.

- John, zapytam jeszcze raz. Kim był człowiek z jakim się spotkałeś i co było w teczce jaką mu dałeś. - Ryan złożył ręce na piersi, oparł się wygodnie na krześle i zapytał jakby dwał koledze jeszcze okazję na przemyślenie swoich słów.

- No już mówiłem. Jakiś wysłannik lokalnych z Clark. I dałem mu prognozy co do upraw na ich terenie. Tylko teraz nie mogę znaleźć tych notatek. Może przyjdziesz później? Albo ja przyjdę do ciebie jak znajdę. Tak by było chyba najlepiej. - Branson mówił nieco rozstargnionym głosem szukając czegoś po swoich szufladach.

- No może faktycznie tak będzie lepiej. A my chyba przejdziemy się do gabinetu profesora Fleichmana. Dawno tam nie zaglądałem, sprawdzę czy wszystko w porządku, czy coś się nie zawieruszyło. Bo gdyby się stało musiałbym nadać sprawie bieg bo to nie do pomyślenia aby gubiły się rzeczy i materiały naukowe na tej uczelni. Sam wiesz iloma projektami zajmował sie nasz mentor. Usprawnienie produkcji kwasu domowymi metodami, wpływ promieniowania uv na substancje aktywne, dobór mieszanki odżywczej do paszy i gleby, mnóstwoma rzeczami zajmował sie Fleichman, mnóstwo osób by mogło skorzystać na tej pracy. Więc nie możemy dopuścić by na naszej uczelni dochodziło do takich zaniedbań. Potrzebne by było wewnętrzne śledztwo i ukaranie winnych. - Ryan mówił jakby już miał zamiar wychodzić i chciał tylko podzielić się taką anegdodtką z kolegą przed wyjściem. Ale na koledze to jednak zrobiło mocne wrażenie. Przerwał przeszukiwanie szuflad, wyprostował się i spojrzał na okularnika jakimś spłoszonym wzrokiem. Posłał szybkie spojrzenie na stojącą przy drzwiach kobietę, oblizał wargi i znów skierował wzrok na starszego kolegę z uczelni.

- Śledztwo? Ale po co? Skąd w ogóle pomysł, że coś zginęło? - John przeczesał palcami włosy i próbował się uśmiechnąć ale słabo mu to wyszło bo widać było, że jest zdenerwowany.

- A tak na wszelki wypadek. Nie zaglądałem tam odkąd policja sprawdzała gabinet jak szukali poszlak jakie by mogły pomóc w odnalezieniu profesora. No ale może powinienem w końcu jestem jego asystentem. Dobrze, że uczestniczyłem w wielu projektach profesora to chyba powinienem rozpoznać czy wszystko jest w porządku. - Ryan uśmiechnął się jakby opowiadał swoje zamiary na niedzielny spacer. Wreszcie wstał ze swojego miejsca i ruszył do wyjścia na korytarz zostawiając za sobą oniemiałego magistra.

- Wiadomo, że tamten człowiek spotykał się z profesorem. Warto sprawdzić nad czym mogli razem pracować. - Inu potwierdziła zamiary asystenta. - Ale uczulę Pana, że jeśli profesor się nie znajdzie zgłosze uzyskane informacje, choćby szczątkowe władzom uczelni.

- Rozumiem ale chyba nie będzie to konieczne. Mam nadzieję, że John się otrząśnie, przemyśli sprawę i pójdzie na współpracę. Chyba zdaje sobie sprawę, że nie możemy tolerować takiego zachowania i będę głosował u rektora za jego relegowaniem z uczelni. Mamy tu małą społeczność i wszyscy jesteśmy jak w rodzinie. Najważniejsze jest partnerstwo i zaufanie. Trzymamy się razem przeciw tych wszystkim naciskom z zewnątrz. A jak ktoś nadużył naszego zaufania obawiam się, że nie możemy na kogoś takiego liczyć. A jeśli John nie pójdzie na współpracę no cóż, nie zostanie mi nic innego jak zgłosić sprawę na policję. Wolałbym tego uniknąć bo to nie wygląda dobrze ale nie zostawi mi innego wyboru. - Ryan szedł korytarzem i mówił mało wesołym głosem. Jakby był zawiedziony i rozczarowany. Jakby do końca wierzył, że to zamieszanie wokół Johna to jakieś pechowy dla niego zbieg okoliczności. Ale jednak chyba był stanowczy aby doprowadzić sprawę do końca. Zatrzymał się przy drzwiach gdzie była tabliczka z napisem “Prof. T.Fletcher”. Wyjął z kieszeni ten sam pęk kluczy jakim zamykał swój gabinet i wsadził jeden z nich w drzwi.


- Tylko ja i profesor mamy klucz do tego gabinetu na stałe. Trzeci jest zapasowy w sekretariacie na wypadek gdyby trzeba było szybko gdzieś wejść a nikogo z nas nie było w pobliżu. Myślę, że jak ktoś z nas by poprosił o klucz to pewnie by dostał. Albo nawet mógłby go wziąć jak Pauli akurat nie byłoby w sekretariacie. Stawiamy na zaufanie, ścisly nadzór i policyjny terror nie sprzyjają rozwijaniu nauki i wymianie poglądów. Ci u władzy zwykle tego nie rozumieją. - doktor wszedł do gabinetu profesora znów chowając klucze do kieszeni i zatrzymał się na środku chyba zastanawiając się od czego zacząć. Gabinet był podobnej wielkości jak jego samego chociaż były jeszcze dodatkowe drzwi w bocznej ścianie. Wyglądał jak gabinet szalonego naukowca. Tablica Mendelejewa na ścianie, kolejna z rozebranymi wnętrznościami i szkieletem człowieka i łacińskimi nazwami, na biurku model DNA człowieka zrobiony z jakichś kulek, do tego papiery, teczki, fiolki, książki, skany jakichś rentgenowskich zdjęć no naukowy chaos jak dla laika.

- Ten model DNA to prezent od studentów pierwszego rocznika jaki ukończył naszą uczelnię. Profesor zatrzymał to na pamiątkę. Większość z nich już się rozjechała po świecie ale niektórzy zostali z nami. Jak Paula. - powiedział jakby mimochodem podchodząc do biurka i wskazując na ten kulkowy model. Ale usiadł na miejscu swojego mentora i przeglądał to co tu po nim zostało chyba zastanawiając się od czego zacząć.

- Rozumiem, ale nie mamy wiele czasu. W poniedziałek wyjeżdżam. Chcę wam dać tyle informacji ile tylko uda mi się uzbierać. - Inu przyjrzała się mężczyźnie i po chwili opisała jak wyglądała teczka, którą widziała.

- No dobrze, zobaczmy co my tu mamy. - mężczyzna w okularach skinął głową ale zaczął od tego, że wstał i podszedł do szafki z metalowymi szufladami. Odsunął pierwszą i zaczął ją przeglądać gdy otworzyły się drzwi i do środka wszedł Branson. Był zdyszany jakby przebiegł ten kawałek od swojego gabinetu. Oczy miał rozbiegane i przestraszone.

- Ja nic nie wiedziałem! Nic nie mogłem zrobić! Zmusili mnie! Nie miałem wyjścia! - wydusił z siebie jednym tchem patrząc na przemian to na jedno to na drugie błagalnym wzrokiem.

- A. Wreszcie jakiś przełom. No cóż John. Usiądź i porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. - Ryan odwrócił się do niego, uśmiechnął się krótko i zapraszająco wskazał na jedno z siedzeń dla gości. Magister wahał się jeszcze chwilę po czym zrezygnowany podszedł i usiadł na wskazanym miejscu. Wyglądał na przybitego i zdruzgotanego.

Inu przysiadła na krawędzi biurka spoglądając na magistra. Na razie się nie odzywała skoro facet chciał z nimi współpracować.

Branson chyba uznał, że już się z tego nie wykaraska więc przygnębionym tonem zaczął mówić jak się w to wszystko wplątał. Pewnego dnia przyszli do niego pewien oferent. Nie bardzo wiedział kim jest i kogo reprezentuje. Sądził, że chodzi o jedną z ekspertyz jakie czasem udzielał za pieniądze więc go przyjął. Ale ten zaproponował mu współpracę. Nic wielkiego. Ot opowiedzieć jak minął dzień i co się działo na uczelni od ostatniego spotkania. Ale jakieś dwa, może trzy miesiące facet prosił by zwrócić uwagę na Fletchera. Co robi, czym się zajmuje, co mówi, jaki ma nastrój i tak dalej. To też nie wydawało się Johnowi jakoś straszne. No to mówił, zwłaszcza, że wydawało mu się, że profesor nie robił ani nie mówił czegoś wyjątkowego. Nie więcej niż zawsze. Aż zniknął z miesiąc temu.

- Ja nic o tym nie wiedziałem! Nic mi nie powiedzieli! Nie wiedziałem, że chcą go porwać! Nic mi nie powiedzieli tylko pytali o niego tak jak wcześniej! - John prawie wykrzyczał swoją rozpacz i poczucie winy.

- A skąd wiesz, że to oni stoją za porwaniem profesora skoro nic ci nie powiedzieli? - Ryan uspokajająco skinął głową i zadał swoje pytanie. Czasem coś pytał ale głównie pozwalał mówić koledze.

- Bo na ostatnim spotkaniu chcieli ode mnie abym im przekazał dokumenty profesora. Te o odżywkach nad jakimi ostatnio pracował. I nie powiedzieli tego wprost ale domyśliłem się, że oni go mają. I pewnie chcą aby dokończył te badania dla nich. - powiedział zdruzgotany magister patrząc smętnie gdzieś w czubki swoich butów.

- A kim oni są? - doktor w okularach zapytał o ten ważny detal bo dotąd rozmówca mówił o sprawcach porwania “on” albo “oni” ale bez nazwisk. Facet z którym zwykle się spotykał przedstawił się jako Johnson ale wcale nie musiał się tak naprawdę nazywać.

- Tego nie wiem. Nie powiedzieli mi dla kogo pracują. Ale wydaje mi się, że dla “Argos”. Z tego co wiem rozmawiali wcześniej z profesorem by dla nich pracował albo coś zbadał. Nie znam detali. A on się nie zgodził. To pewnie go porwali w takim razie. - przyznał Branson wciąż patrząc w dół gdzieś na podłogę.

- Dobra, panowie. To teraz podpowiedźcie mi czy by kontynuować swoje prace profesor potrzebuje laboratorium? Czegoś szczególnego? - Inu spoglądała to na jednego to na drugiego. - Skoro siedzicie w tym naukowym światku to wiecie czy Agros ma swoje laboratoria? Jacyś absolwenci u nich pracują, ktoś kogo można by podpytać?

- Dobre pytanie. - doktor przyznał rację gościowi i swoim zwyczajem jak się nad czymś zastanawiał zdjął okulary i zaczął je przecierać wyjętą z kieszeni fartucha szmatką. Chwilę to trwało nim pozbierał myśli.

- “Argos” na pewno ma dział badawczy. Ma powiązania z różnymi farmami w mieście i poza nim. Część z nich to ta medalowa co czasem piszą o nich w gazetach. - spojrzał na rozmówczynię i ta rzeczywiście kojarzyła, że “Times” często pisze o różnych osiągnięciach władzy, wojska, policji czy właśnie gildii. To i czasem jest coś o sukcesach w rolnictwie. Jak to się udało zebrać tyle a tyle ziarna albo wykonano jakąś wyśrubowaną normę.

- Ale gdzie i jaki ma ten dział badawczy to nie wiem. - przyznał z pewnym smutkiem. Po chwili rozmyślań jednak nic więcej nie wymyślił o tym dziale badawczym.

- Ale niektórzy nasi studenci podjęli pracę w tej gildii. Zwłaszcza technicy albo botanicy i w ogóle po biologii i chemii. Hmm… Ten twój kolega z roku John. Taki piegowaty i w okularach. On chyba do nich poszedł. Byliście na jednym roku i zajęciach u mnie z chemii. Jak on się nazywał? - Ryan założył okulary i spojrzał pytająco na kompletnie rozbitego kolegę co teraz wyglądał jak zrozpaczona kupa nieszczęścia.

- Ten rudy, z piegami… Tak, pamiętam. To Archer Cobby. Poszedł do nich. Dalej u nich pracuje. Spotkałem go raz jakoś zaraz po nowym roku. - przyznał Branson przygnębionym tonem.

- Cóż trzeba by się z nim spotkać. - Inu spojrzała na magistra. - Masz kontakt z tym Cobbym, mógłbyś spróbować ogarnąć szybko takie spotkanie?

- Mówił mi gdzie mieszka. Teraz w weekend chyba powinien być w domu. - odparł magister.

- To podjedźmy tam razem. - Inu wstała z biurka spoglądając na Johna. - Teraz.

- No dobrze. - zgodził się młodszy z wykładowców uczelni.

Inu zapięła płaszcz gotowa wyruszyć na spotkanie z kolejnym jajogłowym.
 
Aiko jest offline