Było pięć dni przed początkiem lata, ale Zachariasz wiele podróżował po drogach i bezdrożach Starego Świata, zdawał sobie więc sprawę, z tego że w górach może być jeszcze zimno. Ba, na wyższych przełęczach mógł wciąż leżeć śnieg. Z tego też względu i biorąc pod uwagę fakt, że dostanie od barona zwierzę, na którym będzie mógł umieścić pakunki, udał się na niewielkie zakupy. Zaopatrzył się w futro, ciepły wełniany sweter i czapkę-uszatkę. Dokupił też dodatkowy koc, kilka par ciepłych onucy i kalesony. Mógł już walczyć z zimnymi, górskimi warunkami, ale wcześniej musiał powalczyć z kimś innym…
- Ejże, moja panno! - zakrzyknął, odskakując przed nadlatującym puzdrem na czekoladki. Skoczył w bok i porwał krzesło, z którego na podłogę spadła spódnica Walusi. Zasłonił się nim niczym tarczą. Naprzeciw niego, po drugiej stronie rozkopanego łóżka, dyszała gniewnie płowowłosa niziołka o zaczerwienionym licu. Zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów i tupnęła nóżką.
- Gdzie pojedziesz, łachudro? Gdzie? – krzyczała, a obfity biust unosił się i opadał w rytm wzburzonego oddechu. Na lewej piersi widać było jeszcze ślady zębów Zachariasza. – Zostawisz mnie? Tak? Nie tak obiecywałeś, kłamczuchu! Zdrajco!
- Spokojnie, Walusiu kochanie… spokojnie… - machnął stołkiem odbijając swojego buta, który uderzył w wiszący na ścianie obraz. – Przecież wrócę do Ciebie. Jakże mógłbym Cię okłamać, kluseczko?
- Wykorzystać i zostawić, ot co – warknęła gniewnie. – Uciekasz, bo tatka się boisz. Taka jest prawda!
- Nebojim se – głos mu zadrżał, zaprzeczając słowom. – Tylko… Tylko wraz z kompanami muszę… Zobowiązania… Přátelstvi…
- Sranie w banie – prychnęła.
- Ale posłuchajże do końca – zrobił dwa kroki w stronę łóżka, równocześnie je okrążając. – Pojadę i jak wrócę to bogaty będę. Wtedy powiem twojemu tatinkowi, żem nie gołodupiec a bogaty pan. Zabiorę Cię ze sobą do… Velkich Plouhów. Tam dom mój rodzinny jest… - mówiąc coraz bardziej się do niej zbliżał, jednak cały czas zasłaniając się krzesłem. – Ziemię kupimy. Założymy sad i będziemy cydr robić. I świnek kupimy całe stadko. Przecie Walusiu mówiłaś że prosiaczki kochasz, co? Obiecuję, że wrócę i zabiorę Cię z tego zadupia. W Velkich Plouhach to cywilizacja jest, nie to co tu. Wielcy państwo będziemy. Walusia i Zachariasz Jablouncowie. Pięknie brzmi, co?
- No nie wiem – niziołka zaczęła bawić się puklem włosów, znacznie przychylniej spoglądając na nagiego Zachariasza zasłaniającego się krzesłem. – No nie wiem…
- Gromadkę małych jablouneczków zmajstrujemy… Radości mego życia, mój cukiereczku… To mogę jechać? Krásne podarki przywiozę…
- No prawie mnie przekonałeś – uśmiech pojawił się na jej twarzy. – Jeszcze tylko jedno… - wskazała brodą na zydel, zasłaniający środkowe partie Zachariasza. - Juuuuuuuuuuuuchuuuuuuuu! - Niziołek odstawił krzesło na ziemię i jednym skokiem znalazł się przy swojej lubej, wywracając ją na łoże, wprost na miękkie poduszki.