Przyjemnie spędził czas z Kayą. Krótko po północy, upewniwszy się, że śpi, złożył na jej policzku pocałunek, wygrzebał się z łóżka, ubrał i opuścił jej dom. Pewnie jak się obudzi uzna, że Klaus wymknął się jak skończony cham, ale cóż… musiał się wyspać przed jutrzejszą podróżą. No i spakować. Dotarłszy na miejsce, w korytarzu prawie potknął się o jakieś pozostawione w przejściu rzeczy - nie zdziwiłby się, gdyby należały do Galeba albo Bardina. Nie robiąc zbytniego hałasu poszedł do siebie i walnął się na łóżko. Zasnął w kilka chwil.
* * *
Z rana obudził się w miarę wcześnie, dzięki czemu miał czas, żeby się spakować. Jako człowiek, który w niejednym klimacie podróżował, wiedział, że w górach może być zimno o tej porze roku, dlatego zabrał ze sobą zimowe rzeczy, raki i rakiety. Baron obiecywał wierzchowce, więc przynajmniej będzie miał kto nosić ten cały sprzęt.
Na miejscu okazało się, że księciunio ma ochroniarza, co lubi krasnoludy i wygląda na takiego, co coś tam kiedyś przeżył. Dobrze. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę fakt, jak wyglądał sam książę. Od razu rzucało się w oczy, że to chłopak do książek, a nie do miecza. Czy tam rapiera, który nosił przy pasie. W tej skórzni z ćwiekami wyglądał co najmniej komicznie, ale jakąś ochronę mieć musiał. Pomijając ochroniarza i ich. Nie wyglądało to ciekawie, ale przynajmniej dobrze, że nie tylko oni będą musieli mieć na niego oko w tej podróży. Zachariasz i Felix też mieli takie spostrzeżenia. Jedno trzeba było przyklepać od razu, żeby potem nieporozumień nie było.
- Tak jak mówi Vessa, od teraz jesteś Maxem. Awanturnikiem z Wissenburga. To znaczy, że zapominasz o swoim szlacheckim życiu i jesteś jednym z nas. Więc nie ma “pańciowania”, “księciowania”, “szlachetkowania” i innych takich. Na czas podróży jesteś nam równy i ze swoim ochroniarzem słuchacie się tego, co wam powiemy. Tylko wtedy macie szansę, żeby dojechać do Księstw Granicznych w jednym kawałku. Na wszelki wypadek, jakby kto po drodze pytał, wymyśl sobie awanturniczy życiorys - w końcu studiowałeś, to wyobraźnię chyba masz dobrą? Może być cokolwiek - matkę i ojca zabili chaosyci albo orki, wziął cię pod skrzydła dziadek i tak się szlajacie z miejsca w miejsce. - Tutaj Klaus spojrzał na Viggo, którego ponury wyraz twarzy od razu zdradził, że nie spodobała mu się ta rola. -
Nie ma co się obrażać, to dla dobra sprawy. Podróżujecie razem z nami od dwóch tygodni, dołączając w Kreutzhofen. I tak jak Felix mówi, zarzuć coś na tę wymuskaną skórznię, bo od razu widać, żeś szlachetka...
Na słowa księcia odparł:
- Nazywam się Klaus Weghorst i poluję na potwory. Różne. - Zakończył, bo więcej młody wiedzieć nie musiał. Podszedł do jucznego konia, zarzucił mu swoje sakwy na grzbiet i wybrał jednego z wierzchowców podstawionych przez barona. -
Ruszajmy, nie ma co przedłużać.