Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2021, 14:32   #7
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację

- Lord, lord, podążaj za mną, tak, dobrze! - postępujący przed Narmer-Ra mutant zachowywał się jak szaleniec, ale Jeden z Tysiąca był wystarczająco zaintrygowany, by mimo wszystko pójść za nim i zagłębić się w czeluściach rufy Demise. Byłoby to prawdą, że szajbus miał coś cennego, jakiś relikt z dawnych czasów, broń która mogła mu się przydać? I czego mógł chcieć w zamian? Przysługi, transakcji, a jeśli nie tego, to czego jeszcze? Gdyby nie piętno Pana Krwi i Czaszek wyryte na piersi tej żałosnej, skamlącej parodii przedstawiciela rasy ludzkiej, Narmer-Ra nie zaprzątałby sobie nim głowy. Ale... może jednak... istniał cień szansy na to, że wyznawca Krwawego Boga faktycznie dysponuje czymś interesującym, coś co mogło mu się przydać. Z jakiego innego powodu ryzykowałby gniew Anioła Śmierci??


Narmer-Ra spotkał na swej drodze wielu szaleńców, ale nawet wśród nich mało było zdeklarowanych samobójców. Nie odzywał się, nie chcąc spłoszyć szalonego przewodnika nim ten nie zaprowadzi go do broni, o której plótł od pół godziny, prowadząc Kosmicznego Marine krętymi, ciasnymi korytarzami przeznaczonymi dla obsługi maszynowni, pełnymi dymu, kłębów pary, huku i brudu. Narmer-Ra raz po raz przeciskał się lub pochylał głowę w miejscach, które nie były projektowane na wymiar pancerzy wspomaganych Marines, co w niczym nie polepszało jego humoru.
- Daleko jeszcze? - warknął wreszcie, urywając szczególnie irytujący chichot kultysty. Ten na jedno mgnienie spojrzał ku niemu morderczo i natychmiast się odwrócił, niemal wywracając na śliskiej, usmarowanej brudem kracie podłogowej.
- Już za chwilę koniec, m’lord - zachichotał piskliwie, idiotycznie. - Jeśli zechcesz pochylić się, by nie uderzyć w …

Narmer-Ra wytężył słuch. W stanowiącym tło hałasie było coś jeszcze - zgrzyt metalu i rytmiczny chrapliwy dźwięk… oddech, zbliżający się w miarę kolejnych kroków Marine.


- … dokładnie tak, mój lordzie, a teraz przywitaj się z moimi… - głos naznaczonego zmienił się raptownie, gdy dwie ogromne sylwetki wysunęły się zza węgła. Ogryny - przyodziane w stroje palaczy, brudne od dymu i smarów, zbrojne w młot i zaostrzony pręt, zdolny przebić nawet wspomagany pancerz.

- … kumplami… - bardzo zadowolony z siebie przewodnik nagle urwał, gdy ciężki pistolet Marine bluznął jaskrawym światłem. Plazma przebiła uzbrojonego w pręt pół-ludzkiego palacza i zamieniła jego wnętrzności w parę. Runął niczym ogromny wór z mąką, martwy nim jeszcze dotknął podłogi.

- Na Kły Kho… - szaleniec wytrzeszczył oczy, po czym rzucił się do ucieczki ze zwinnością Demonicy i przyspieszeniem eldarskiego ścigacza, a Narmer-Ra nie bardzo miał czas zająć się nim tak, jakby miał na to ochotę, bo był troszkę zajęty. Drugi ogryn był z twardej, a może nadzwyczaj głupiej gliny ulepiony i ruszył na niego, zataczając młotem potężny łuk! Jeden z Tysiąca doskoczył i przechwycił uderzenie na przedramię, metal trzonka zazgrzytał o ceramit. Ogryn był monstrualnie wielki i ciężki, przenosił rozmiarami nawet Marine zakutego w pancerz Imperial Maximus, ale Narmer-Ra udało się go docisnąć do ściany. Palacz wyszczerzył pieńki zębów i ryknął z wściekłością, usiłując oswobodzić ogromną broń, gdy naraz zawył z bólu. Marine w wolnej ręce miał już ostrze Legionisty i dźgał przeciwnika pod żebrami miarowo niczym maszyna, zadając potworne rany z których wylewały się strumienie krwi. Dźgał i wyrywał nóż, dźgał i wyrywał, nawet gdy ogryn bez życia osuwał się już po ścianie. Jeśli ktokolwiek zapomniał, że Kosmiczni Marines są zabójcami, naprawdę zasługiwał na wszystko co go spotkało. Dysząc, Narmer-Ra odstąpił o krok i spojrzał za “przewodnikiem”, ale tego już nie było widać w mrocznej maszynowni.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że adrenalina dopiero zaczynała na dobre działać i uspokojenie organizmu musiało zająć dłuższy moment. Marine rozejrzał się i przyjrzał dokładniej ogrynom i ich dobytkowi, ale po chwili wyprostował się i zawrócił skąd przyszedł.

Wracając, przyobiecał sobie odnaleźć “przewodnika” i porozmawiać z nim od serca...




Narmer-Ra nie mógł się nadziwić nowemu nabytkowi. Im dłużej czyścił i sprawdzał ciężką, masywną broń, tym więcej szczegółów odkrywał. Była to bez wątpienia broń jednego z Legionów z jego ery, i nawet patyna tysiącleci, uszkodzenia i próby wymazania tożsamości poprzednich właścicieli nie mogły tego ukryć. Po paru godzinach był już pewien - ciężki miotacz został wyprodukowany przez - lub dla - Legionistów Żelaznych Rąk. Pasował do ich furii nieubłaganej niczym sama Meduza!


Gubił się w domysłach. Oznaczenie klanu było uszkodzone bardziej od innych, zbrukane i zatarte bardziej od innych. Byłaby to broń Klanu Avernii, zdarta z trupów Morlocków na poczerniałych od ognia i krwi polach Istvaan V? A może któregoś innego, utracona w setkach bitew i potyczek stoczonych podczas Herezji Horusa? Albo później?

Narmer-Ra podziwiał wojowników X Legionu, ich oddanie ideałom Imperium i zaciekłość w walce, choć duma, zimna brutalność i bezwzględność synów Ferrusa Manusa nie wystarczyły by uchronić ich przed zdziesiątkowaniem i utratą Ojca w otwierającej Herezję Masakrze na Lądowisku.

Tak, to mogło być oznaczenie Klanu Avernii. W jaki sposób miotacz rodem z arsenałów Legionów, wyposażony w zaawansowane systemy kompensujące grawitację, mógł trafić na Demise? Było to fascynujące, stanowiło przykład tego jak krętymi drogami towary, istoty i idee rozprzestrzeniały się niezależnie od nominalnej przynależności takich szlaków. Gdy Narmer-Ra wspomniał swoje podróże… mogło zakręcić się w głowie od ogromu fragmentu galaktyki który zwiedził w swym życiu. Oczywiście, długość tegoż życia miała w tym swój udział.

Jeden z Tysiąca nacisnął spust i broń odpowiedziała rykiem i strumieniem ognia omiatającym ścianę ładowni. Na hereteku najwidoczniej zrobiło wrażenie z kim miał do czynienia, skoro po odrzuceniu co bardziej “egzotycznych” egzemplarzy uzbrojenia - i nawet Kosmiczny Marine nie ze wszystkim wiedział jak posługiwać się takimi dziwactwami ewidentnie dotkniętymi przez Rujnujące Potęgi - przypomniał sobie o tym egzemplarzu, złożonym w jego Warsztacie w oczekiwaniu na przypływ zainteresowania mrocznego adepta tak pospolitym i “nieupiększonym” reliktem z czasów Herezji. Oczywiście, wszystko ma swoją cenę i w przypadku miotacza również została ona wyznaczona, ale Narmer-Ra uważał że dobił korzystnego targu z adeptem Drachganem.

Ponownie nacisnął spust i obrócił się, na próbę kładąc zaporę ogniową. Miotacz ognia nie był jego bronią pierwszego wyboru, ale biorąc pod uwagę w jak nielicznej grupie mieli podbić Kymeris dla Ku’tan Chana… Do tego Chan w swej roztropności wydawał się faworyzować Seline Doron, nie dość że zwykłego człowieka, to jeszcze kobietę, i ją forsować na przywódcę Paktu. Nisko upadł autorytet Kosmicznych Marines, skoro dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji.

Nieważne. Ważne było to, po co przybył na Kymeris...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline