Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2021, 09:14   #76
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nie zajęło jej to dużo czasu. Dorożka szybko zawiozła ją na miejsce i po uiszczeniu opłaty El stanęła przed bramą uniwersytetu. Teraz pozostało wrócić do siedziby Almais. Filigranowa półelfka o tej porze była na wykładach. Jej pokoje były do dyspozycji jej pokojówki.
Elizabeth rozebrała się i wzięła ciepły prysznic i już w szlafroku wyszła do pokoju, który robił za jej sypialnię. Zabrała się za ubieranie w elegancki strój od czasu do czasu zerkając na drzwi prowadzące do gabinetu Almais. Była ciekawa wyprawy, która ta im szykowała i czy zapłaci jej za to przedpołudnie w palarni. W ciszy wbiła się w ciasną sukienkę i założyła wisior od Mel. Do tego cieliste sznurowane buty i była gotowa.

Jej prawie oficjalny narzeczony zapewne czekał u bramy uczelni tak jak ostatnio. I rzeczywiście tam był, z bukietem kwiatów i wystrojony jak na ślub. Miał nawet nowiuśkie lakierki na nogach. Nieodpowiednie buty na długie spacery, więc musiała czekać na nich dorożka. El podeszła do niego nie do końca pewna jakie wrażenie wywoła jej kreacja, na którą narzuciła jedynie płaszcz.
- Nie kazałam ci czekać?
- Eeee… - wzrok jego wędrował po ciele El, nim wreszcie wydukał. - Wyglądasz zachwycająco.
Niemal wcisnął jej kwiaty w dłonie.
- To dla ciebie.
- Dziękuję. - Elizabeth przyjęła kwiaty i przytuliła je do piersi.- Rozpieszczasz mnie.
- Nie sądzę.- odparł mężczyzna czerwieniąc się nieco.- Gotowa?
- Bardziej gotowa nie będę. - Morgan ujęła mężczyznę pod ramię. Gdy była już blisko Charlesa dodała cicho. - Czy mój strój jest nieodpowiedni?
- Wyglądasz cudownie. - rzekł w odpowiedzi młodzian wodząc łakomie spojrzeniem po ciele czarodziejki.- Ruszamy?
- Bardzo chętnie. Nie mogę się doczekać. - El docisnęła swoją pierś do ramienia mężczyzny.

To miejsce było magiczne. Musiało być… Piękny murowny budynek zachwycał rzeźbami i płaskorzeźbami z zewnątrz. Piękne syreny i trytony bawiące się wśród fal i ryb niemal wydawały się być żywcem zamrożone w marmurze. Potężny kraken rozpinał swoje macki, które przechodziły w kolumny podpierające budynek. Ale to było niczym w porównaniu z wnętrzem. Teatr w środku wyglądał jak pałac godny króla. I pełen był eleganckich dam i dżentelmenów. Przy ich kreacjach strój Elizabeth wyglądał biednie.
Morgan przyglądała się temu wszystkiemu z zachwytem. Czy naprawdę Charles zabrał ją w takie miejsce? I to do loży? Chłonęła atmosferę czując przyjemny dreszcz podniecenia całą tą sytuacją.
- Niesamowite. - Szepnęła cicho do kochanka mocniej dociskając jego ramię do swojej piersi.
- To prawda.- przyznał jej młodzian.

Idąc w kierunku loży El mijała elitę Uptown, co niewątpliwie świadczyło, że nie był to ani zwykły teatr, ani zwykłe przedstawienie. Charles musiał pociągnąć za wiele sznurków i się nieźle napocić, by zdobyć te bilety ( i to do loży). Nic więc dziwnego, że sami goście i ich stroje przyciągały spojrzenia, dla nie marnującej okazji do inspiracji czarodziejki. Do czasu aż pojawiła się… ona, ubrana na biało, egzotyczna piękność. A choć miała znaczące i liczne atuty swojej urody, to nie był to powód który sprawił, że wzrok panny Morgan nie mógł się od niej oderwać.
O nie.. powód był zgoła inny. Elizabeth miała wrażenie, że gdzieś już tę osobę widziała. Z całych sił próbowała sobie przypomnieć kim była owa kobieta. To raczej nie była jedna z azjatyckich masażystek. A może w tamtym salonie do gier? Albo… czy to o niej mówiła jej Duncan? To była właścicielka salonu masażu?!
Madam Bowary! Nazwisko kobiety uderzyło w jej głowie. By nie wyjść na nieuprzejmą odwróciła wzrok od azjatki i zwróciła się do swojego towarzysza.
- Tutaj.. jest chyba sama elita… jesteś pewien, że jestem odpowiednim towarzystwem? - Spytała cicho, stojącego obok Charlesa.
- Nie będziemy niczyim towarzystwem. Na loży będziemy tylko we dwoje, więc się nie przejmuj tym całym… blichtrem elity. - odparł cicho Charles.- Wkrótce się od niego odseparujemy.
- Loże są tak małe? - El spojrzała w kierunku balkoników przy okazji starając się odnaleźć wzrokiem azjatkę w bieli.
- No… nie za duże. Maksimum na cztery osoby. Ale każdą lożę może wynająć tylko jedna osoba. Reszta miejsc jest dla jej gości.- wyjaśnił Charles.
- Ach… rozumiem. - Morgan była bardzo ciekawa który z balkoników będzie ich. Podejrzewała, że najlepszy widok na scenę był z tych na wprost niej, ale pewnie były też najdroższe. Coraz bardziej ogarniało ją podekscytowanie tą całą atmosferą przez co coraz mocniej przywierała do ramienia kochanka.
Na razie przechodzili korytarzami powoli i dostojnie. Oznaczało to jednak niestety że madame w białej sukni szybko zniknęła jej z pola widzenia. Potem były schody na górę, aby dostać się do loży. Przy wejściu każdej z nich stał młodzian w liberii. Charles wraz z El skierował się do jednego z nich, podał mu bilet. Ten go obejrzał, przedarł i połówkę oddał Charlesowi, po czym wręczył mu karnet i dwie małe lornetki na długich rączkach.
- W razie potrzeby, trzeba pociągnąć za wstęgę z pomponem. Służba się zjawi. Mamy przygotowane kanapeczki, słodkie przekąski i trzy rodzaje win.- rzekł do obojga.
Elizabeth przytaknęła jedynie ruchem głowy. Jak by nie patrzeć była tu gościem. Skorzystała jednak z okazji by rozejrzeć się kto podchodzi do sąsiednich loży.
Nie dostrzegła znajomej twarzy, ale z drugiej strony na piętro teatru prowadziło dwoje bliźniaczych schodów. A z tego co wiedziała madame Bowa… a nie!
Właśnie szła na górę schodami rozdając uśmiechy mijanym osobom. Najwyraźniej znała wielu członków elity miasta.
Elizabeth przyjęła lornetkę z uśmiechem zerkając z zaciekawieniem, w którym kierunku ruszy azjatka.
Zerkając przez ramię zamawiającego przekąski i wino kochanka El dostrzegła, że madame zajmuje lożę znajdującą się dwie loże od ich.
Była ciekawa kto będzie jej towarzyszył, no ale… była tu dziś dla Charlesa, więc uśmiechnęła się ciepło do niego i delikatnie przesunęła dłonią po ramieniu mężczyzny.
I to sprawiło, że nie dojrzała osoby towarzyszącej tajemniczej azjatce. Bowiem po ustaleniu kwestii przekąsek wina oboje weszli do loży. Charles odsunął przysunął fotel pomagając El usiąść i poinformował ją z uśmiechem.
- Przedstawienie zacznie się za dziesięć minut. Wkrótce nam przyniosą kanapeczki z kawiorem i wino.
- Czy dziś jest jakaś okazja? - Elizabeth zajęła miejsce na fotelu i spojrzała z zaciekawieniem na Charlesa. - To wszystko… jest tak niesamowite.
- Okazja taka, że udało mi się załatwić bilety.- wyjaśnił Charles i dodał z uśmiechem.- Chyba nie sądzisz, że stać mnie było na bilety? O nie… nawet gdybym chciał świętować jakąś okazję, to nie aż z takim rozmachem. Po prostu nadarzyła się szansa, więc czemu z niej nie skorzystać?
- Yhym… mówiłeś, że jesteś dłużny przysługę Samuelowi. - El ucałowała mężczyznę. - Nie będziesz miał przez to kłopotów?
- Nie w pracy w każdym razie. Nie wiem co Samuel wymyśli.- odparł żartobliwie młodzian.
- Skoro ty się nie martwisz. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. Podniosła się i podeszła do krawędzi balkonu by wyjrzeć i zobaczyć co z niego widać. Szczególnie interesował ja balkon Bowary.
Kobieta tam siedziała samotnie, najwyraźniej zaintrygowana listem który miała w dłoni. Czytała go czekając na przedstawienie.
- Nie przejmuj się tym tak. Po prostu szef Samuela dał mu w prezencie ten bilet, ponieważ sam nie mógł skorzystać. A ponieważ on też nie mógł, bo miał własne zaplanowane spotkanie… przekazał go mi. - wyjaśnił ciepło Charles.
- Bardzo się cieszę. - Elizabeth obejrzała się na kochanka opierając na chwilę podbródek na nagim ramieniu. Uśmiechała się do Charlesa jednocześnie czując potworną ciekawość. Chciała wiedzieć co jest w tym liście, a toż mogła to być jedynie wiadomość od jej partnera.
- Nie martw się o mnie. Nie ma powodu. A jak tam twoje sprawy?- zagadnął jej kochanek, podczas gdy do ich loży wniesiono drobne przekąski i szampana. Tymczasem madame Bowary schowała liścik w swoim dekolcie i usiadła wygodnie. Przedstawienie wkrótce miało się zacząć.

Elizabeth oderwała się od barierki i stanęła przed kochankiem.
- Jak widać udało mi się kupić suknię. - Okręciłą się w koło. - Jak ci się podoba?
- Jest… piękna… zwłaszcza na tobie.- ocenił Charles wodząc wzrokiem po niej.

Tymczasem rozpoczęło się przedstawienie. Z bogatą scenografią i zachwycającymi kostiumami. Morgan usiadła obok kochanka i ujęła dłoń lornetkę spoglądając przez nią na detale kostiumów. Była ciekawa czy Charles wykona jakiś ruch w jej kierunku. Jak mogła przypuszczać nie uczynił niczego niestosownego lub nawet śmiałego. Charles był dobrze wychowanym dżentelmenem i jedyne co czuła na sobie, to jego gorące spojrzenie. Sam spektakl był niesamowity pod względem prezentacji, ale sama fabuła była dość płytka. Morgan czując że nie będzie miała problemu z tym by nadążyć za przedstawieniem sięgnęła do uda kochanka i zaczęła je delikatnie masować.
Charles zaniepokoił się lekko i szepnął cicho.
- Czy powinniśmy się tak… zachowywać? Jesteśmy na widoku.
El nachyliła się do niego i szepnęła przesuwając wargami po jego uchu.
- Światła są na scenie. - Jej dłoń powędrowała bardziej w kierunku krocza kochanka.
- Acha...- szepnął cicho mężczyzna i pochwycił pierś El lekko masując, najwyraźniej jej dotyk dodawał mu odwagi… lub upijał zdrowy rozsądek.
Morgan pochyliła się mocniej ponad podramiennikami ich foteli i pocałowała kochanka w usta, palcami sięgając do zapięcia jego spodni.
Charles już całkowicie zapomniał o przedstawieniu, sięgając ustami do szyi czarodziejki i zaprzestając masażu pierś kochanki przez materiał ubrania. To co wynurzyło się z jego spodni po rozpięciu wymagało jeszcze trochę czułości, by w pełni móc spełnić swoje zadanie… ale niewiele jej potrzebowało.
Morgan pieściła pochwycony oręż palcami całując kochanka i czekając jak nabierze on odpowiedniej gotowości. Dopiero po tym odezwała się cicho.
- Jak byś mnie chciał?
- Mamy trochę ograniczone możliwości… ale może… dosiądziesz mnie… a może oprzemy się o barierkę… a może… nie wiem…- szeptał rozpalonym głosem młodzian poddając się pieszczocie jej palców i mocniej ściskając pierś przez suknię.- A nie będzie… problemu… z bielizną?
- Z tą.. która mam na sobie nie. - El ujęła jego dłoń i poprowadziła pod poły sukni. Po pończoszce, podwiązkach do… braku majtek. - To jak?
- To podwiniesz całkiem? Chcę zobaczyć… twoją pupę… i nie tylko.- wyszeptał chrapliwie Charles wsuwając palce do jej kwiatu i ostrożnie wodząc w jego wnętrzu.
Elizabeth podciągnęła suknię i w słabym świetle ukazał się jej kobiecy kwiat, w którym zanurzały się palce kochanka. Delikatnie popchnął ją do krawędzi loży, oparła się o nią czując jak je kochanek porusza palcami w jej delikatnym zakątku bawiąc się nim niczym mały chłopiec i całując oraz wodząc czubkiem języka po jej podbrzuszu.
Elizabeth przyglądała się kochankowi czując jak jej oddech przyspiesza. Palce kurczowo zaciskała na materiale sukni.
Rozglądając się wokół, mogła się przekonać że są na widoku. Jeśli ktoś spojrzałby w ich stronę, to zorientował się by że coś jest nie tak. I przede wszystkim widziałby ją. Jej wybranek w tej chwili korzystał z gościnności jej ciała palcami testując jego możliwości i smakując jej rozkosz, oraz całując skórę. Był pobudzony, ale i skupiony na niej właśnie, zamiast na sobie.
Elizabeth miała szczerą nadzieję, że inni goście skupieni było na sztuce lub na sobie, bo ona… czuła jak jej ciało zaczyna drżeć z rozkoszy, jak biodra delikatnie napierają na palce Charlesa.
Nadzieja tylko jej została, bo nie mogła dostrzec poszczególnych lóż… zwłaszcza tych dalszych i bardziej pogrążonych w mroku. Na szczęście dla dziewczyny, światła przygasły nieco gdy zaczęło się przedstawienie. A Charles nie zaprzestał… wprost przeciwnie, palcami napierał mocniej i szybciej.
Elizabeth zasłoniła jedną dłonią usta, czując że takie działania kochanka mogą ją wkrótce doprowadzić do szczytu. I wkrótce wydobyła z siebie cichy jęk, czując jak ciało wypełnia spełnienie, a kolana jej drżą. El łapała oddech przez zasłonięte usta spoglądają c na Charlesa.
- A.. co z tobą? - Wyszeptała cicho.
- Może lepiej się schowaj… i na czworaka?- zaproponował mężczyzna i dodał cicho.- Chyba że masz inne pomysły.
- Może być na czworaka. - Morgan zsunęła się z fotela i klęknęła na podłodze opierając się na dłoniach.
Poczuła jak mężczyzna podciąga jej długą suknię odsłaniając pupę. Po ciemku… nie trafia w planowane miejsce, ale w podnieceniu nawet tego nie zauważa. Natomiast ona z pewnością poczuła jak jego duma pospiesznie zdobywa obszar pomiędzy jej pośladkami.
Elizabeth z trudem zadławiła jęknięcie. Charles nawet nie zdawał sobie teraz sprawy ile perwersyjnej przyjemności jej sprawiał. I ona jemu z pewnością, bo zacisnąwszy dłonie na jej pupie sapał w pożądaniu i napierał pospiesznie. Najwyraźniej lęk przed przyłapaniem, sprawiał że mniej dbał o delikatność całej pieszczoty. Tak więc El czuła jego dumę wypełniającą jej niegrzeczny zakątek w całości… i dość brutalne szturmy. Co tylko dodatkowo nakręcało czarodziejkę. Musiała zagryźć zęby na materiale sukni czując jak coraz trudniej zapanować jej nad jękami rozkoszy.
A zbliżający się coraz bardziej do szczytu Charles nie zaprzestawał ruchów bioder. Dźwięki zderzających się ciał wydawały się pannie Morgan coraz głośniejsze wraz ze zbliżającym się spełnieniem. Morgan niemal oparła się twarzą o podłogę czując własny szczyt. Jej zęby zaciskały się niemal boleśnie na materiale sukni. Po chwili jego cichy jęk i przyjemna wilgoć stały się dowodem tego, że i on doszedł. W półmroku teatru odsunął się od niej oddychając ciężko i nieświadom swojej pomyłki mruknął.
- Było przyjemnie, ale tak jakoś inaczej.
- Yhym. - Morgan usiadła i spojrzała z zaciekawieniem na kochanka. - Chcesz wiedzieć czemu? - Spytała cicho przysuwając się do niego.
- Booo… coraz bardziej się dopasujemy do siebie? - Charles miał wiele zalet, ale spostrzegawczość i bystry umysł do nich nie należały.
El schyliła się do jego ucha i odezwała cicho.
- Zdobyłeś moją tylną dziurkę.
- Nie bardzo...ooo… przepraszam.- speszył się młodzian, gdy dotarło do niego co powiedziała.
- Nie masz za co. Było bardzo przyjemnie. - El ucałowała go w policzek. - To co…. Teraz wino, przekąski i sztuka? - Wskazała głową za barierkę, za którą kryła się sztuką.
- Chyba tak… powinniśmy coś zjeść i wypić do antraktu, ale wszystko zależy od ciebie. Od tego na co masz ochotę… lub na co mamy. - stwierdził ugodowo jej kochanek.
- Ja na kolejną rundkę. - Morgan zaśmiała się cicho. - Ale żal by mi było gdybym nie zobaczyła odrobiny tej sztuki. - Wyciągnęła dłoń do kochanka, by ten pomógł jej wstać.
- Ja i tak najciekawsze dzieło sztuki mam obok siebie.- odparł Charles pomagając jej wstać i jednocześnie starając się zapiąć spodnie.
El usiadła na fotelu i zaczekała aż Charles poda jej wino. Takie komplementy sprawiały, że w okolicy serca czuła przyjemny gorąc.
Jej kochanek rozlał trunek, podał jej kielich i stuknął o niego własnym.
- Za nas.- zaproponował toast.
- Za nas. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło upijając nieco trunku i spojrzała na to co działo się na scenie.
W tej chwili odbywał się tam wielki bal na którym to bohater poznał swoją wielką miłość… oczywiście będącą narzeczoną jego śmiertelnego wroga. W tej chwili, on i ona, zakochiwali się. I nie było to tak ciekawe jak loża znajdująca się niedaleko. Lady Bowary nie była już bowiem sama, towarzyszył jej elegancki dżentelmen, sądząc po stroju parający się magiczną profesją.
Elizabeth przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Chyba nie minęła go nigdy na uczelni ale już uświadomiła sobie, że pokoje, które sprzątały z Frolicą należały raczej do tej niższej klasy magów, a przynajmniej do tych stojących niżej w hierarchii. Zawsze była też szansa, że nie pracował na uczelni. Gdyby tylko mogła usłyszeć jak się nazywa. Teraz skupiła jednak wzrok na sztuce, układając dłoń na kolanie Charlesa i tylko od czasu do czasu zerkając w kierunku loży Bowary.
Do antraktu sytuacja w loży Bowary była nieciekawa. Widziała jak rozmawiają zapewne na tematy interesujące El, ale nie słyszała ni słowa. Widoki zaś, choć miłe oku, nie zmieniały się. Co innego, przedstawienie… tam widoki były śliczne, a historia opowiadana ze swadą, acz bardzo przewidywalna. W końcu wybrzmiał gong i została ogłoszona dwudziestominutowa przerwa.
Elizabeth spojrzała na swojego towarzysza.
- I jak ci się podoba? - Spytała ciekawa jego wrażeń.
- Eee… no… bardzo… się podoba.- wydukał Charles, najwyraźniej przedstawieniu poświęcał niewiele uwagi.
- Kostiumy są piękne, ale fabuła.. dosyc prosta. - Morgan uśmiechnęła się do niego. - Chcemy się przejść. Przy światłach ciężko byłoby tu.. coś porobić.
- Antrakty są po to by rozprostować nogi, więc to nie powinno być problemem. - stwierdził Charles i chyba miał rację, bo widzowie opuszczali swoje siedzenia, jak i loże.
Elizabeth chciała sobie obejrzeć interesującą ją parkę.. może usłyszy imię maga.
- Byłeś tu kiedyś? - Spytała ujmując kochanka pod ramię przytulając je do swojej piersi, która nieco wychyliła się z mocno wydekoltowanej sukni.
- No… nie… nie byłem.- przyznał się Charles gdy wychodzili. - To za wysokie progi dla mnie.
Nie byli jedynymi, także pozostali widzowie wypełniali korytarze… również madame Bowary wraz ze swoim towarzyszem dołączyli do innych arystokratów rozmawiając na korytarzu na tematy… cóż… do El docierały jedynie fragmenty, mieszające się z szumem rozmów innych osób relaksujących się. Przypominało to tu przyjęcie, bo służba wędrowała z przekąskami pomiędzy ViPami. Do których panna Morgan zaliczała się dzisiaj z Charlesem.
- Już wiem czemu moja przyjaciółka martwiła się moją kolią. - Elizabeth odezwała się szeptem do ucha kochanka. - Rzeczywiście jest tu chyba sama śmietanka towarzyska Uptown. Nie licząc innych, którzy tak jak my się zaplątali.
- Nie przejmuj się. Wyglądasz zachwycająco.- odparł cicho młodzian wprost do ucha.
- Ona się martwiła, bo szafiry nie są prawdziwe. - El zaśmiała się cicho i spojrzała zadziornie na kochanka. - Nieco się zmartwiłam, że odciągnęła twoją uwagę od sztuki, skoro jesteś tu też pierwszy raz.
- Nie jestem… eem… niezbyt się interesuję teatrem.- przyznał Charles po chwili milczenia. - Grywam w brydża dla rozrywki.
- O.. i dużo obstawiacie? Kiedyś chciałam się nauczyć… no ale… - El sięgnęła do tacy przechodzącego obok kelnera i wzięła jakąś mała kanapeczkę. - Panowie zawsze dość mocno obstawiali i wolałam nie ryzykować straty pieniędzy.
- Nie aż tak dużo. Przynajmniej nie ja… dobrze idzie mi liczenie, gorzej dedukcja tego co mają inni.- odparł młodzian starając się trzymać wraz z panną Morgan z dala od pozostałych widzów i ich rozmów.
Elizabeth pociągnęła go delikatnie za ramię i zachęciła do spaceru. Chciała obejrzeć sobie teatr i przede wszystkim przejść z dwa lub trzy razy obok Bowary.
- Rozejrzymy się nieco?
- Jeśli chcesz?- odparł cicho jej wielbiciel rozglądając się. - Zgoda, chodźmy.
Morgan ruszyła w kierunku Bowary planując powoli przejść obok, a potem ruszyć w kierunku schodów, by nie wzbudzić podejrzeń.


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline