Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2021, 09:37   #79
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po przejściu znalazła się w całkowicie innym świecie. Na unoszącym się w błękitnej pustce zamku. Nad sobą i pod sobą widziała niebo i chmury. Żadnego lądu poza tym na którym stała. Cała czwórka przeniosła na krótki kamienny podest zamku prowadzący do wysokiej na sześć metrów wąskiej ozdobnej bramy. Za nią i murem składającym się z ceglanych prostokątnych ścian widać było zarysy budynków i wieżę. Było tu cicho… jedynym widocznym przejawem życia było wrośnięte w mury wysokie drzewo.
- Niesamowite… - Elizabeth ciężko było uwierzyć w to co widzi. Czuła niepokój, że cały zamek zaraz runie.
- Zdecydowanie. - przyznała Almais i oceniła sytuację. - Nie widzę śladów walki. To dobry znak… zazwyczaj.
- Ale miejsce i ta wygląda na opuszczone. Wiadomo czemu?- zapytał Graham, a półelfka pokręciła głową.- Niestety nie wiadomo czemu, ale wiadomo, że opuszczali je w pośpiechu.
Skierowała się do bramy. - Naprzód! Mamy siedzibę do obejrzenia i skarby do znalezienia.
- A… kto opuszczał to miejsce w pośpiechu? - Elizabeth podążyła za Almais.
- Stowarzyszenie Pąsowej Róży.- odparła z uśmiechem Almais i podeszła do bramy, a jej uczniowie za nią. Mimo swojej wielkości wystarczyło lekkie naciśnięcie dłoni półelfki, by ciężka brama otwarła się gładko i bez problemu. Ani chybi magia… albo pomysłowa inżynieria.
- Co to za stowarzyszenie? - El przyjrzała się drzwiom z zaciekawieniem, przez które uczniowie przeszli.
Elizabeth podążyła szybko za nimi.
Za nimi rozciągał się prostokątny dziedziniec w kilku miejscach zarośnięty w kilku miejscach zdziczałymi różanymi chaszczami. Były tam dwa budynki. Jeden duży i główny, oraz drugi mały z boku… wyglądający na stajnię.
- Zajmujące się magią ezoteryczną… informacje są mętne w kwestii szczegółów, ale niewątpliwie interesowało ich to co mnie. Część członków pochodziła z faerfolk, driady nimfy i ich potomkowie.- wyjaśniła tymczasem Almais.
- Masz nadzieję, że trafili na interesujący cię plan? - El trzymała się blisko gospodyni, cały czas rozglądając.
- Nie wiem… to możliwie… ich zainteresowania są jednak dość podobne do moich. Któż inny uczyniłby kluczem.. jęki pieszczonej kniewiasty?- zapytała żartobliwie półelfka poprawiając okulary.
- No cóż… ja jestem przyzwyczajona do bardziej tradycyjnych kluczy… - Morgan poprawiła swój strój. Teraz gdy odeszli od krawędzi czuła się nieco pewniej, choć… driady, nimfy. Potwornie ją to niepokoiło.
- W większości przypadków klucze do portali, to słowa lub gesty… lub dosłownie klucze, choć o egzotycznej formie.- rzekła półelfka idąc w kierunku głównego budynku, podczas gdy jej podopieczni rozglądali się po dziedzińcu i zerkali pod nadmiernie wybujałe różane krzewy.
- Szukamy czegoś konkretnego? - El podeszła do budynku wraz z Almais, czasem tylko zerkając na resztę towarzyszy.
- Dokumentów, ksiąg i zapisów… tego ja szukam, ale wy możecie zabrać wszystko co będzie warte uwagi. - odparła z uśmiechem Almais. - Choć nie jestem pewna, czy zostały tu jakieś magiczne skarby. Wygląda na to, że to miejsce porzucono.
- Sprawdźmy. - El wskazała na wrota. - Wchodzimy?
- Tak. - odparła czarodziejka i otworzyła wrota na wprost nich. Od razu poczuły zapach różanych olejków i dziwny podniecający dreszczyk przeszedł przez ich ciała. Olbrzymia sala z malowniczym kominkiem ozdobionym płaskorzeźbami o zabarwieniu erotycznym świadczyła o tym, że są na dobrym tropie. Przed kominkiem rozłożone były miękkie futra sugerujące to co się mogło przed nim odbywać. Dookoła kominka umieszczone były marmurowe ławy również okryte miękkimi futrami. Podłoga była pokryta abstrakcyjną mozaiką.
- Zakładam że to była ich… sala powitalna… i może sypialnia. - mruknął Graham starając się ukryć widoczne pobudzenie.
- Patrząc na to miejsce… wszystko mogło być tutaj ich "sypialnią". - El starała się zapanować się nad swoim ciałem, które także się rozpalało.
- I pewnie sypiali grupowo.- odparła blondyneczka stając tuż za El i bezczelnie chwytając ją za pośladek.
- Myślę… że… zaklęcia umocowane w murach tej budowli nadal działają. Powinnyśmy uważać na magiczne pułapki, aczkolwiek nie jestem pewna czy jakieś założyli. To nie była grupka działająca w celu zyskania potęgi i mocy.- oceniła Almais z mimowolnym lubieżnym pomrukiem.
- Yhym… - El zamruczała lubieżnie. Czuła, że jak tak dalej pójdzie to utknie w tej komnacie. Po chwili spytała bez przekonania. - To… ruszamy?
- Ttak… i może lepiej podzielimy się… kto chce na prawo… kto na lewo?- mruknęła Almais która miała podobne problemy.
- Ja… mogę na lewo. - Elizabeth naparła pupą na dłoń Allury.
- To ja pójdę na prawo… kto chce na lewo?- jęknęła bardziej niż mruknęła Almais.
- Ja.- odparła pospiesznie Allura i dodała. - Choć uważam, że łatwiej nam będzie, jeśli wpierw nieco rozładujemy napięcie.
- To pokusa… której nie powinniśmy ulec. - westchnął z trudem Graham zerkając na dłoń Allury rozkoszującą się miękkim pośladkiem pokojówki.
- Na razie… moje napięcie rośnie. - El obejrzała się na Allurę. - To może… powinniśmy się wymienić. Bo się nakręcamy, co? Ja z Almais lub Grahamem?
- Weź Grahama i ruszajcie.- przyznała Almais zerkając na napięte krocze jedynego mężczyzny wśród nich. - Choć nie wiem czy to pomoże… jemu też się spodobasz.
Elizabeth z trudem oderwała się od dłoni Allury i ruszyła w stronę lewego wyjścia z sali. Czuła że im dłużej będą rozmawiać tym szybciej ulegnie. Już teraz po jej udach sączyła się gorąca wilgoć.
Towarzyszący jej młodzian musiał czuć się podobnie, jego wzrok wręcz ją rozbierał i pewnie tylko silna wola trzymała jego dłonie przy sobie. Może… weszli w pułapkę nie wiedząc o tym… może otwieranie portalu miało osłabić ich wolę? W każdym razie okazało się, że oboje weszli do wieży i stali teraz u podstawy schodów okręcających się niczym wąż wokół słupa. Graham miał minę nietęgą… widząc je przed sobą i zerkając na pokojówkę oddychał ciężko.
Elizabeth z całych starała się skupić na wyglądania pułapek, choć jej wzrok cały czas uciekał w stronę krocza kochanka. Biodra wbrew jej woli bujały się zachęcając do igraszek i potęgując wrażenia wywołane przez własną wilgoć. Drżąc już prawie z podniecenia ruszyła na górę.
Słyszała za sobą jego kroki i ciężki oddech. To rozpraszało… tak jak świadomość jego podniecenia. Pułapek nie dostrzegała żadnych, a każdy krok jaki stawiała nadal nie przybliżał ją do szczytu… ani tego na wieży, ani tego tutaj.
Nim się zorientowała jej dłonie sięgnęły do spódnicy. Chciała siebie dotknąć… doprowadzić. Starała się z tym walczyć ale jej własne palce podwijały materiał by sięgnąć do majtek i tego co pod nimi, a tych schodów było tak wiele… jakby bez końca.
Po chwili na swojej dłoni poczuła jego dłoń, mocną i delikatną zarazem. Druga chwyciła ją za pierś… całować począł szyję i ucho. A kroczem napierał na jej pośladki.
- G… Graham.. musimy… musimy iść dalej. - Jej biodra wyszły mu naprzeciw, otarły się lubieżnie o męskość.
- A potrafisz?- sapnął cicho wsuwając palce pod jej bieliznę i zmierzając śmiało nimi ku źródełku jej podniecenia.
- Sz...szłam. - El gdy tylko wyczuła moment nabiła się swym kwiatem na palce mężczyzny. - Och… jak… jak dobrze. - Jej ciało zadrżało intensywnie.
- Wiem wiem…- Graham napierał biodrami, ale niewiele mógł zrobić w tej sprawie. Natomiast chętnie ściskał pochwyconą pierś i mocnymi ruchami palców brał w posiadanie ciało pokojówki.
Morgan klęknęła na schodkach wypinając się.
- Ty.. tylko raz i idziemy dalej, tak? - Nerwowo zaczęła podwijać spódnicę.
- Tylko raz…- jęknął mężczyzna zdzierając z niej majtki. Pieścił jej kwiatuszek i widząc białe wypryski po poprzednim kochanki mruknął.- Pupa?
Gdy oswobadzał swój oręż ze spodni.
- Przód… tył… tylko mnie weź. Mocno. - Elizabeth czuła, że zaraz oszaleje jeśli mężczyzna jej nie wypełni.
Chwycił ją za pośladki i poczuła jak ją wypełnia między nimi… pospiesznie, gwałtownie i brutalnie. I cudownie… ciało zadrżało, doznania były intensywniejsze niż zazwyczaj choć nie mógł on dorównać możliwościami Simeonowi. To jednak zmysły wyczuwały go wyraźniej.
- Yhym… tak. - El naparła biodrami na kochanka. Chciała by ją posiadł. Szybko… więcej.
On też tego chciał i nie oszczędzał jej pupy sapiąc głośno i spychając rozpalone ciało na schody. Raz po raz… dziko i bezczelnie wykorzystywał jej uległość dla własnego spełnienia.
Elizabeth doszła z głośnym jęknięciem opierając się piersiami o schody i wypinając mocniej. Jej pupa była jeszcze przez chwilę obiektem napaści rozpalonego kochanka, którego rozkosz wkrótce przyjemnie się w niej rozlała. Myśli się nieco uspokoiły i jasność myślenia wróciła El, acz… pokusa by znów mu się oddać nie znikła całkiem. I zapewne on ją odczuwał, bo minęła chwila nim opuścił jej gościnny zakątek i puścił jej pośladki, które dotąd ugniatał pożądliwie.
- Ru… ruszajmy się zanim znów ulegnę. - Morgan zaczęła wspinać się po schodach, zupełnie nie zważając na to, że jej majtki leżą kilka stopni niżej. Wiedziała… czuła że tylko kwestią czasu jest nim ulegną ponownie… i jeszcze raz… i jeszcze. Marzyła o tym by znów ją posiadł.
Mag musiał czuć się podobnie, choć jemu akurat udało się zapiąć spodnie. Nieco wyżej, na szczycie wieży napięcie nieco zelżało, presja była mniejsza… choć El skłamałaby, gdyby stwierdziła że w ogóle nie czuje ochoty. Widoki za to były piękne, choć okna ozdobione były ramami pokrytymi jakimś magicznym pismem.
- Jak myślisz..co to? - El wskazała na dziwne napisy, spoglądając na swego towarzysza. Wyjrzała przez okno spoglądając na dziwny pałac z góry.
- Myślę że okna na tej wieży mogły posłużyć do zaglądania do innych lokacji z góry. Nie wypinaj się tak… to rozprasza. - mruknął stojący za nią mag.
- To patrz przez okna a nie na mój tyłek. - El podeszła do kolejnego okna by przez nie wyjrzeć. - Jak myślisz.. jak się je aktywuje? Znów jęki?
- Raczej magiczne słowa, lub czary, lub coś w tym rodzaju. Nie mieliśmy jeszcze zajęć z wieszczenia.- odparł Graham oparty o ścianę i wodzący wzrokiem za panną Morgan marudził.- Łatwo ci mówić… nie gap się.
Elizabeth obejrzała się na niego z uśmiechem.
- Wcale nie łatwo… przystojny jesteś, wiesz? - Mrugnęła do mężczyzny. - No ale… nic tu chyba nie ma. Schodzimy?
- Ty też ładna… - mruknął w odpowiedzi Graham i dodał po chwili. - A chcesz zejść?
- Chyba mieliśmy szukać skarbów.. - El zaśmiała się. - Ale … to może chwilę poczekać, prawda?
- No tak.. nigdzie nam się nie spieszy. - przyznał młodzian wędrując spojrzeniem po Elizabeth. - A tam napór wzrośnie.
- Chyba niezbyt nam to przeszkadzało. - Morgan szła od okna do okna wyglądając przez nie. - To co planujemy robić, skoro unikamy naporu?
- Nie wiem. Poczekać chwilę, może nam przejdzie?- zaproponował Graham, choć sam chyba w to nie wierzył.
- Możemy spróbować. - Elizabeth nie widząc nic szczególnego usiadła na ostatnim schodku. - Długo znasz Almais?
- Trzy semestry. - przyznał Graham siadając pod ścianą i spoglądając na pokojówkę. - A ty?
- Hm… kilka tygodni. - El oparła podbródek na podciągniętych kolanach. Czuła chłód owiewający jej nagi kwiat. - Wcześniej tylko u niej bywałam, a teraz jestem osobistą pokojówką.
- Tak... to bardzo charyzmatyczna osóbka. - przyznał Graham wodząc po niej wzrokiem, a jego ciało udowadniało El, że pokusa mu nie przechodziła.
- Tak… bardzo. - Morgan była ciekawa czy jej nagie uda nie nazbyt kuszą Grahama, ale czym miała je osłonić? - Mnie nie przechodzi. - Powiedziała cicho po dłuższej chwili.
- Mnie też.. acz tu jest łatwiej. - przyznał Graham wodząc wzrokiem wzdłuż jej odsłoniętych nóg. Odetchnął ciężko.- Almais i Allura mają pewnie trudniej.
Choć akurat blondynka raczej nie wyglądała na kogoś, kto się powstrzymuje przed spełnieniem pragnień.
- Nie powinniśmy ich poszukać? Mogły utknąć. - El wodziła palcami po odsłoniętych kolanach. Była ciekawa tego pałacu i tego co skrywał. Czy naprawdę nic tu nie zostało? Z zaciekawieniem patrzyła w dół schodów.
- Acha.. może rzeczywiście…- Graham westchnął głośno.- Powinniśmy ich poszukać, chyba sobie poradzimy.
- Możemy iść oddzielnie to się na mnie nie rzucisz. - El zaśmiała się i wstała. - No i może znajdę moje majtki.
- Czyli rozdzielimy się bardziej? To może być… niebezpieczne, ale… masz rację. Idź pierwsza, a ja pójdę… po tobie. - on sam mimowolnie wodził palcami po podbrzuszu obserwując pokojówkę. Łatwo było zgadnąć Elizabeth naturę jego myśli.
- Bo to jest niebezpieczne. - El ruszyła po schodach ale po kilku schodkach się obejrzała. - Ale… jakby co mi nie przeszkadza robienie tego z tobą. - Mrugnęła do mężczyzny i ruszyła dalej.


Im niżej była, tym pragnienia narastały, a ciało się rozgrzewało. Oznaczało to że źródło tego uroku jest gdzieś w sypialni do której dotarła czując jak ubranie lepi się do jej podbrzusza i przyjemnie drażni pobudzone szczyty piersi.
Elizabeth rozejrzała się szukając źródła tych pokus. Widząc, że Grahama jeszcze nie ma rzuciła czar wykrycia magii.
Aury magiczne przytłoczyły ją. Zaczarowany był kominek, zaczarowany był wzór na posadce, nawet w skórach leżących pod kominkiem pełno wzorców magii zauroczeń. Wszędzie dookoła El widziała pastelowe aury zaklęć splatające się w jedną wielokolorową mozaikę.
El opadła na skóry przed kominkiem szukając najjaskrawszego źródła. Zauważyła szybko, że tym źródłem niewątpliwie były rzeźby na kominku, wijące się w zmysłowych pozach i pozycjach. Nie były tak idealne jak dzieła Isadore, ale i tak piękne i bardzo szczegółowe.
Kochankowie byli hojnie obdarzeni, a kochanki miały kuszące atrybuty swojej urody… kominek niemalże “podpowiadał” zachowania właściwe dla osób przebywających w tej sali.
El przerwała wizję i opadła na miękkie futra. Leżąc na nich czuła jak jej ciało zbliża się do szczytu i bez pieszczot. Rozkosz choć niezbyt intensywna rozlała się po ciele, gdy przymykając wyobrażała sobie mimowolnie to co przedstawiały rzeźby na kominku. Kroki...dochodzące od wieży… Graham schodził w dół.
Elizabeth dotknęła siebie rozglądając się po pokoju, szukając czegoś co dałoby się zabrać.
Nie znalazła nic ciekawego, poza oczywiście miękkimi futrami wyścielającymi obszar dookoła kominka. Tu nie było nic ciekawego do znalezienia. To miejsce służyło do innego rodzaju poszukiwań.
El zagłębiła palce w swej kobiecości i poczęła pieścić się. Rozpalając swoje ciało miała świadomość, że mężczyzna jest coraz bliżej… miała świadomość co zobaczy… miała świadomość… jak zareaguje. Kroki zbliżały się, czy nie lepiej… uciec? Do następnej komnaty? Podążyć śladami Almais? To była ostatnia chwila na to, a palce muskające rozpalony pożądaniem zakątek nie ułatwiały myślenia.
El wydobyła palce ze swej kobiecości. Miała problem by wstać, po udach spływała jej wilgoć. Rozchwianym krokiem ruszyła dalej czując, że Graham i tak ją dogoni.
Nie spieszył się… pewnie mając świadomość co się stanie, gdy się spotkają. Dlatego na drżących nogach El bezpiecznie dotarła do kolejnej komnaty… tu wpływ był słabszy, ale podsycony jej własnym dotykiem ogień żądzy płonął mocno. Tu była jadalnia… tu był stół przy którym spożywano posiłki i kawałek wolnej przestrzeni do tańców i zabaw. Tu też były malunki i freski na ścianach związane z posiłkami i wzajemnym karmieniem. Z pozoru niewinne, ale rozpalony pożądaniem umysł El tworzył własne lubieżne skojarzenia.
Były tutaj dwie duże biblioteczki… rozsypane u ich podstaw zwoje świadczyły zarówno o tym, że Almais z Allurą tu były. Jak i o tym, że uległy magii chwili.
Elizabeth podeszła do szafy licząc, że jeśli coś przeczyta to jej przejdzie. Zaczęła przeglądać rozrzucone księgi wypinając się lekko.
Niełatwo się było jej skupić na literach, tym bardziej że szybko odkryła czemu Almais zostawiła je tutaj. Część z nich była mierną poezją poezją, pełną hermetycznych skojarzeń tylko dla wtajemniczonych. Trochę zapisków dotyczących reguł magii, które były jej znane i teoretyzowania na temat natury przepływu magii i odniesień do dusz. Wszystko to było mętne i mało zrozumiałe… może z powodu tego, że pokojówce ciężko było się skupić na kolejnych zdaniach. Nie przechodziło jej… jedynym skutkiem było nieco jaśniejszy umysł. Oddech nadal pełen był żaru, a piersi poruszały się pospiesznie. Serce zaś biło mocniej za każdym razem gdy słyszała kroki. Coraz głośniejsze. Chwyciła jakiś tomik poezji i ruszyła dalej by odnaleźć Almais i Allurę.
Kolejny pomieszczeniem był korytarz, na wprost siebie zobaczyła wejście do kuchni, po prawej stronie składzik na żywności i kręte schody prowadzące w górę. Morgan powoli szła dalej, czując wilgoć spływającą po udach. Chciała by Graham ją posiadł. Jeszcze raz… tak jak na schodach.
Gdy weszła na górę posłyszała głośne jęki blondynki i jej sapanie. Niewątpliwie Almais i Allura również uległy wpływowi tego miejsca. Jęki te dochodziły z komnaty po lewej stronie, więc pewnie tam były owe czarodziejki. Komnata przed nią była zamknięta na klucz. Elizabeth podeszła do kolejnej by do niej zajrzeć, choć jęki sprawiały iż przestawała tracić nad sobą kontrolę. Drzwi do niej były zamknięte, więc pewnie dlatego Allura z Almais tam nie zajrzały. Morgan wydobyła spinkę z włosów i spróbowała otworzyć zamek. Niestety nie miała przy sobie wytrychów.
Pierwsza próba zakończyła się porażką… palce za bardzo jej drżały, a dochodzące z drugiej komnaty jęki kusiły by podejrzeć… dołączyć. Za pierwszym razem się nie udało, ale upór pozwolił El sforsować zamek i otworzyć drzwi. Za nią była pracownia jubilersko magiczna. Leżało tam kilkanaście kamieni półszlachetnych na biurku, obok nich szkatułka, kilka zwojów… gdzieś z boku różdżka która kusiła zastosowania w niestandardowy sposób. Z prawej strony był niewielki piecyk z wiecznie płonącym ogniem. Rozrzucone też tu były narzędzia rzemieślnicze i jubilerskie, a ściany pokrywał fresk z motywem splatających się ze sobą pąsowych róż.
Elizabeth wrzuciła kamienie i różdżkę do przypasanej torby i spojrzała na zwoje. Almais pewnie one zainteresują. Ją one interesowały. Na chwilę ciekawość wygrała z porządkiem. Sięgnęła do jednego ze zwojów i zajrzała do środka. Większość z nich rozczarowała zawartością. Były bowiem… puste. Tylko jeden z nich był zapisany, a choć czar jaki zawierał nie był czarodziejce znany, to nie był też szczególnie… użyteczny. Przynajmniej w walce. El wzięła go, planując go oddać Almais. Rozejrzała się jeszcze po pracowni. Ale nic wartościowego tu nie było. Oby Almais z Allurą znalazły jakieś wartościowe zwoje lub przedmioty, bo inaczej… ta wyprawa mogła okazać się rozczarowaniem… przynajmniej dla półelfki.
El wyszła z pracowni na korytarz i spojrzała na schody prowadzące jeszcze wyżej. Cóż… mogła je sprawdzić nim się do kogoś przyłączy.


Musiała wrócić do schodów, na których już słyszała kroki. Weszła na górę powoli drżąc przy każdym kroku. Weszła w końcu na budynku i tam dostrzegła skomplikowany teleskop celujący w niebo ukryty pod kopułą.
Morgan pierwszy raz w życiu widziała coś takiego. Z zachwytem rozejrzała się po pomieszczeniu i obejrzała teleskop z każdej strony nim podeszła do wizjera by przez niego wyjrzeć. I tu czekało ją rozczarowanie. Czymkolwiek by nie kręciła, czymkolwiek by nie ruszała nie dało się nic dojrzeć przez wizjer. Tylko ciemność. El westchnęła ciężko i spojrzała w co wycelowany był teleskop. Chyba nie pozostało jej nic więcej jak dołączyć do reszty.
Jęki które dochodziły z komnat poniżej świadczyły o tym, że Graham pierwszy znalazł Allurę. A może Almais. Krzyki rozkoszy rozchodziły się echem po korytarzu.
Elizabeth nieco niepewnie zeszła do nich. Była ciekawa co teraz. Czy będą wracać?
Na razie obie niewiasty nieświadomie pojawienia się pokojówki, wykorzystywały Grahama. Leżał on na podłodze… ze spodniami na kostkach. Filigranowa półelfka, naga dosiadała go mocnymi ruchami bioder wymuszając drogę do spełnienia. Allura, również golutka ocierała się biodrami o twarz magika całując szyję i piersi rudowłosej.
El podeszła od tyłu do Almais i ujęła jej piersi gdy ta dosiadła swego ucznia.
- Nic nie znalazłam. - Wyszeptała wprost do jej ucha nim je pocałowała. - Zostajemy tu na dłużej?
- Kusi… prawda?- jęknęła rozpalonym głosem półelfka wijąc się na kochanku i drżąc.- By zostać.
Allura nachyliła się, by pocałować El w usta.
- Rozbież się, to się tobą zajmę.- szepnęła kusząco.
- Może… chwila igraszek nie zaszkodzi? - El jeszcze mówiąc te słowa rozpięła płaszcz i rzuciła na ziemię. Chwilę potem wylądowały na nim sakwa i sukienka.
Pomrukując lubieżnie Allura obserwowała jak panna Morgan rozbierała się.
- Więc… masz jakieś kaprysy? - wstała i podeszła do Elizabeth.
- Dużo, mocno, intensywnie. - Morgan zaśmiała się przeciągając lubieżnie na oczach blondynki.
- To dobrze…- Allura podeszła i szarpnąwszy El za włosy odsłoniła jej szyję i wymusiła wyprężenie piersi, które to zaczęła pieścić drugą dłonią i pocałunkami. -... śliczna jesteś, wiesz?
- Tak… słyszałam… - El zamruczała lubieżnie. W końcu poczuła ulgę gdy kochanka jej dotknęła, gdy jej ciało otrzymało dotyk, którego tak się domagało.
- Mmm… i rozpalona…- zamruczała Allura ocierając się własnym pobudzonym biustem o jej, gdy palce zanurzyła mędzy udami. A wszystko to w akompaniamencie jęków dochodzącej Almais. Morgan sięgnęła dłońmi do ciała blondynki, przesunęła nimi po jej bokach i zacisnęła na pośladkach, sięgając bezczelnie palcami pomiędzy nie.
Allura jęknęła i głębiej sięgnęła palcami wywołując lubieżne mlaśnięcia. Pocałowała pożądliwie usta Morgan poruszając biodrami i mocniej nabijając się na ciekawskie paluszki El. Morgan sięgała głęboko rozpychając się we wnętrzu kochanki i czując jak jej własne ciało ociera się o życzliwe paluszki i nabija na nie, na tyle na ile pozwalała sytuacja.
Głośny jęk świadczył o spełnieniu zarówno Almais jak i Grahama. Filigranowa półelfka na nieco miękkich nogach wstała i podeszła od tyłu do El, przytuliwszy się do niej, wodziła palcami po pośladkach jej, aż w końcu zwinne palce wyślizgnęły się i tam więżąc pannę Morgan między całującymi ją kochankami. Morgan krzyknęła z rozkoszy. Jej ciało wiło się pomiędzy kochankami, zbliżając się do spełnienia.
Do czego obie ją dopingowały ocierając się nagimi ciałami, całując jej skórę i poruszając palcami w nieustannym i pospiesznym podboju jej intymnych obszarów. Morgan doszła z głośnym okrzykiem pomiędzy kochankami, wbijając brutalnie palce w pupę Allury. Po chwili pieszczot i blondyneczka doszła cicho wgryzając się w kark El.
- No to… tak… ubieramy się i uciekamy stąd. Zebrałam trochę zwojów i cóż…- westchnęła ciężko Almais. - Spodziewałam się podobnych komplikacji, ale nie na taką skalę.
El oddychała z trudem. Chciała jeszcze. Chciała więcej, ale gdy kochanki ją puściły sięgnęła bo leżące na ziemi ubrania. Upierała się niechętnie, chcąc by jeszcze ją wypełniono, by ktoś jeszcze raz ją posiadł, a potem jeszcze i jeszcze.
Wędrując wzrokiem po Allurze i Almais była świadoma, że one pragnęły tak samo. Nawet Graham ubierając starał się ukryć coraz wyraźniejszą gotowość do ponownej zabawy.
- To.. idziemy, tak? - El zasłoniła swoje ciało płaszczem. - Na górze jest teleskop, ale… nic przez niego nie widać.
- Soczewki wzięli ze sobą. Magiczne soczewki… to był ich jakiś ośrodek badawczy.- wyjaśniła Almais zapinając płaszcz i zerkając na towarzyszy. Przygryzła dolną wargę.
- Może lepiej spróbujemy wyjść inną drogą z budynku?
- A… jest inna droga? - Elizabeth spojrzała na czarodziejkę zaskoczona.
- Mam przygotowany czar lotu, możemy wejść na dach i… zniosę was na dziedziniec, po kolei. - wyjaśniła swój plan Almais.
- Nie przepadam za wysokościami… i lataniem…- wybąkała nerwowo Allura.
- Ja nigdy nie leciałam. - El nawet nie kryła ekscytacji.
- I tym razem nie będziesz… zaniosę cię.- wtrąciła Almais. - Ostatnie czego potrzebuję to podnieconych lotem nowicjuszy.
- Przecież mogłabyś każdego z nas obdarzyć czarem lotu.- wtrącił Graham, a Allura dodała cicho. - Wolę się ekscytować w inny sposób.
- Jeszcze nie wyszliśmy z Planu Cienia… nie będę szastać czarami na prawo i lewo.- odparła Almais.
- Cóż… ja się dostosuję. To gdzie idziemy? - Elizabeth nieco się uspokoiła, na tyle na ile pozwalała ta podniecająca atmosfera, która znów zdawała się zagęszczać.
- Na dach… polecimy z dachu w dół. To znaczy ja pofrunę zabierając was po kolei.- Almais ruszyła w kierunku schodów zmysłowo kręcąc pośladkami. I zerkając od czasu do czasu na resztą. Zmagała się podobnie jak El i reszta z pragnieniami.
- Może ja pójdę dołem, co? Z kimś?- próbowała nieśmiało zaproponować Allura.
- A damy radę przejść dołem bez pieczęci? Tam są te cienie, prawda? - Elizabeth spojrzała na Almais, a potem na blondynkę. - Mogę pójść z Allurą skoro się nie czuję pewnie, będziesz miała mniej latania.
- No dobrze… - zgodziła się Almais i dodała.- A cienie nie wejdą na teren posiadłości, są… za portalem. Bo otworzyć go przecież nie są wstanie. Nie mogą się migdalić.
- No dobrze, to chodźmy. - El uśmiechnęła się do Allury i chwyciła ją za dłoń, po czym pomachała Almais. - To do zobaczenia przy portalu.
- Nie marnujcie zbyt wiele czasu.- rzekła Almais uśmiechając się z przekąsem, a Allura dodała zaciskając dłoń na dłoni El.- Dzięki… nie lubię za bardzo wysokości, a i panikuję gdy nie czuję ziemi pod stopami… no chyba że mnie jakiś przystojniak przyszpili.
- Jasne. Każdy ma coś za czym nie przepada. - El przytaknęła i pociągnęła blondynkę w kierunku wyjścia z budynku. Sama chciała go już chyba opuścić. Było tu przyjemnie, lubiła igraszki, ale… nie lubiła tracić nad sobą kontroli. - Pośpieszny się.
- Nie będzie łatwo…- mruknęła Allura schodząc wraz z nią po schodach, a jej dłoń zaczęła pieścić pośladek. El ciężko było ją za to skarcić, skoro sama zaciskała palce na sprężystym zadku blondynki… Nie wiedziała nawet kiedy to uczyniła, całkowicie mimowolnie.
- Dlatego… przejdźmy jak najdalej. - Palce Morgan zacisnęły się mocniej na pochwyconej krągłości. Starała się jednak nie zatrzymywać. Iść tak długo jak da radę.
- Dobrze…- mruczała rozpalonym głosem Allura ocierając się o przytuloną towarzyszkę. Schody były jeszcze łatwe, potem przejście korytarzem i… sypialnia… rozłożone skóry kusiły, ciało drżało… sam dotyk i obecność Allury wprawiły El w niemal erotyczny amok. Ledwo trzymała się strzępków swojej determinacji. Zwłaszcza że dysząc ciężko blondynka od czasu do czasu muskała jej szyję pocałunkami, jak i wodząc dłonią po pupie. Jej wzrok był zamglony.
Szła z trudem. Na udach znów pojawiła się wilgoć drażniąc jej zmysły tak jak i dotyk blondynki.
- Alluro ja… - Czuła jak jej ciało zaczyna drżeć. Dotarła do framugi i oparła się o nią. - zaraz oszaleję.
- Mhmm…- mruknęła Allura pogrążając się całkowicie w amoku i całując jej szyję ocierała się coraz mocniej. - Słodka… jesteś…-
Blondynka już się zapomniała. A przecież pozostało tylko dojść do drzwi… to nie powinno być trudne, prawda… kilka metrów z uwieszoną na szyi śliczną blondynką, która masowała jej dłonią biust przez materiał.
- Cho...chodźmy proszę. - El chwyciła dłonie Allury i z trudem pociągnęła ją dalej. Musiała dotrzeć do wyjścia. Jak najszybciej.
 
Aiko jest offline