Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2021, 18:12   #68
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Lwyd zarejestrował wzrokiem starszą kobiecinę. Przywitał się… chciał się przywitać, chyba to zrobił. Nie był pewien. Nie czuł się najlepiej. Dowlókł się do najbliższego krzesła i usiadł ciężko. Dopiero po chwili zorientował się, że w dłoniach ciągle trzyma kanciasty, podobny do telefonu sprzęt, który dostał od Mike’a. Wlepił w niego niewidzący wzrok i bezwiednie zaczął się bawić przełącznikiem. Maszynka ponownie wyświetliła kilkanaście liczb. Detektyw skupił swoją uwagę i z tego co zrozumiał, dochodziło do pewnych wahań, ale najwyraźniej odczyt utrzymywał się w normie.
Robin przetarła twarz dłońmi. Zmysły ją zwodziły, już kolejny raz. Z jakiegoś powodu obraz z telewizora wydawał się bardziej realny, niż to, co widziała teraz. Co było prawdą? Nie wiedziała.

- Foxy… zaczęła, ale nie wiedziała czego chce od psa. – Pokaż – powiedziała w końcu.

Suczka natychmiast ruszyła wzdłuż pomieszczenia. Także i ona była zagubiona - chodziła z kąta w kąt i cicho powarkiwała. Normalnie Robin mogłaby pomyśleć, że chodziło o koty, ale tu prawdopodobnie było coś więcej. Wkrótce zwierzę nieco się uspokoiło i ruszyło ku klapie w podłodze, dokładnie jak przy pierwszej wizycie. Tam Foxy usiadła i już tak pozostała.
Sparks również obserwowała całą scenę, lecz cierpliwie zachowywała milczenie. Zaraz po obchodzie tollera, usiadła na swoim fotelu i wyciągnęła rękę po zaparzony wcześniej napar.
Robin śledziła wzrokiem psa. Przez większość czasu, poza tymi momentami, kiedy obraz tracił ostrość.

- Przepraszam… - powiedziała. – Jakoś kiepsko się czuję. Wyjdę na świeże powietrze. Huv? Chodź ze mną - chciała dodać z naciskiem, ale nie była pewna, czy ten nacisk był słyszalny w jej głosie.

Odburknął coś w odpowiedzi. Krzesło przyciągało go i szczerze mówiąc nie miał ochoty nigdzie z niego wstawać a co dopiero gdzieś iść, lecz ostatnie słowa dziewczyny przebiły się przez mgłę obojętności do niewielkiego płomienia rozsądku. Coś było cholernie nie tak. Nie mógł zatopić się w obojętność. Musieli działać. Oderwał się z trudem od mebla. Bezwiednie włożył aparat do kieszeni płaszcza.

- Też - odpowiedział niewyraźnie, co musiało wystarczyć za “Przepraszam, Robin ma rację. Też czuję się niewyraźnie. Być może to przez nieświeże śniadanie.” i ruszył niemrawo w kierunku drzwi.

Wyszli na zewnątrz, wyszli na ulice i usiedli na przydrożnej ławce. Foxy ułożyła się obok nóg swojej pani.

- Coś dziwnego się dzieje – powiedziała Robin. – Widziałam tą panią Sparks, ale była dużo starsza. Coś w telewizorze kazało mi uciekać… Obraz się rozmywa.

Spojrzała w stronę mężczyzny, starając się skoncentrować wzrok na jego twarzy

- Moim zdaniem ciągle się nie obudziliśmy, Huv – powiedziała.

- Że co? - nie był pewien czy dobrze zrozumiał. - Kiedy widziałaś? Teraz?

Pokiwała głową. - Przed chwilą. to coś… kazało mi wyjść.

Ciężko było mu pozbierać myśli. Skupić się. Uszczypnął się. Zabolało.

- Równie dobrze możemy być tutaj naprawdę a pod podłogą jest kukła, która… - Wymacał fajkę w kieszeni. Potarł pieszczotliwie kciukiem. - Dlaczego? - Przez chwilę zgubił wątek. Zapomniał o co chciał spytać. - Coś mąci nam w głowach. Czuję się jak kupa gówna. Dlaczego mielibyśmy śnić dwie różne rzeczy? - Przypomniał sobie nagle poprzednią myśl. - Skąd pomysł, że to sen?

- Króliki. - wyjaśniła.

Po minie mężczyzny zorientowała się, że jednak nie zrozumiał.

- Nie mogę zebrać myśli.. rozbiegają się. Widzę inaczej. Tak samo było w szpitalu. I śnimy to samo. Przecież jesteśmy tu razem.

- Króliki - powtórzył a na jego zmęczonej twarzy pojawił się słaby uśmiech. - Jednak śnimy coś innego. Tobie kazało coś wyjść, widziałaś inną Sparks. - Wyciągnął z kieszeni fajkę. Włożył ustnik w zęby. - Insepsja - wyseplenił niezrozumiale, po czym wyciągnął fajkę z ust i obrócił w dłoni. - Z Bradem Pitem, chyba… Kojarzysz? Każdy z nich miał swój osobisty mały przedmiot. Znał jego wagę, każde zakrzywienie i niedoskonałość. Dzięki temu był w stanie odróżnić sen od rzeczywistości.

Kobieta przyglądała się jego ruchom. - Moim zdaniem, on się nie obudził. - powiedziała. - Bączek się nie przewrócił a jego dzieci miały zawsze takie same ubranie. W każdej scenie. Zawsze takie samo ubranie...

Nie wiedział, czy to miało jakiekolwiek znaczenie, ale znany mu od lat przedmiot wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze. I tak samo jak zawsze przynosił spokój.

- Nie wydaje mi się, żeby to był sen - ocenił w końcu. - Stawiałbym na rzeczywistość z nakładającą się projekcją jakiś omamów. - Poprawił czapkę. - Oczywiście mogę się mylić, ale gdyby chciała nam zrobić coś złego, mogła to zrobić jak tam byliśmy. Albo tutaj... Co proponujesz?

- Jedno z dwojga: ściągniemy Owensa i wrócimy tam z nim. Albo nie będziemy go ściągali i wrócimy sami.

Westchnął. Na dwoje babka wróżyła. Ale nie mogli tutaj czekać aż Owen przyjedzie. Jeśli by przyjechał.

- Wróćmy - zdecydował. - Porozmawiaj z nią. Zobaczymy czy pamięta wasze ostatnie spotkanie. Intryguje mnie ta podłoga. Powinniśmy ją o to spytać?

Wyciągnął komórkę i wysłał wiadomość do Paula z adresem Sparks i krótką informacją “Coś tu nie gra. Wchodzę. Pod podłogą.” Był pewien, że gdyby nie wrócił, przyjaciel sprawdzi ten adres i miejsce pod podłogą.

Robin podniosła się na nogi. Zachwiała.

- Czuję się koszmarnie - powiedziała. - Jak rozumiem, ty też… Możemy pogadać z tą Sparks, Spanks.. Ale.. Ale dopóki nie wymyślimy, nie zrobimy czegoś, żeby dojść do równowagi, to za chwilę odpadniemy. I wszystko przestanie mieć znaczenie. Idziesz?

Kiwnął głową. Poczłapali z powrotem do staruszki. Chwilę potem znów byli na ganku domu, który zaczął przypominać im sceniczną dekorację. Całe zresztą mieszkanie Sparks przywodziło na myśl zmyślną mistyfikację. Nie mieli już głowy o tym myśleć, po prostu weszli do przedpokoju, a stamtąd do salonu.
Właścicielka kilkunastu kotów nie ruszyła się z miejsca. Wyglądało na to, że przez czas ich rozmowy jedynie popijała swoje zioła. Na ponowne wejście dwójki zmrużyła lekko powieki.

- Niech zgadnę. To nie jest wasz najlepszy dzień - powiedziała między kolejnymi łykami.

Lwyd nie skomentował. Usiadł na swoje poprzednie miejsce zostawiając rozmowę dziewczynie.

Robin pokiwała niemrawo głową. - To zdecydowanie to śniadanie… - powiedziała. - Dzień dobry jeszcze raz, miałyśmy coś na kształt.. ee… umowy? Ja śledziłam, pani obiecała mi dane.. - nie pamiętała już, na jaki temat. - Informacje. - doprecyzowała,

- To prawda - potwierdziła Sparks. - Najpierw powiedz czego udało ci się dowiedzieć.

Lecz Robin nie potrafiła nic wydukać. Była jakaś Isla oraz druga kobieta. Spotkała się z nimi… a może i nie? Chyba nie chciały z nią rozmawiać, a przynajmniej jedna z nich. Wszystko jej się plątało i najwyraźniej kociara to zauważyła.

- Z tego co widzę, to w tym stanie i tak mi nie odpowiesz - Carmichell odnosiła wrażenie, że kiedy tamta mówiła, skóra na jej twarzy zmieniała kształt, jakby pod skórą wiło się stado węży.

- Opowiem! – zaprotestowała Robin tracąc zainteresowanie kobietą. – Mam wszystko zapisane!

Zaczęła przetrząsać torbę, oczywiście nie mogła znaleźć tego, czego szukała, więc w desperacji wysypała wszystko na stolik. Koty spojrzały na nią , wyraźnie niezadowolone z hałasu. Robin przerzucała przedmioty – portfel, kliker, chrupki, szczotka, rękawiczki, torebki – aby w końcu z triumfalnym okrzykiem wygrzebać to, czego potrzebowała – ulotkę, na odwrocie której zapisała informacje.

Wendy Adams, stewardesa, przyjezdna. Ktoś przysłał jej wiadomość (przyjazd do Sionn?), ktoś „odgadł jej myśli” (w jakiej sprawie? ). Musi „odpocząć” (coś się zdarzyło, jest zmęczona, czy w taki sposób Isla , mówi, że tamta plecie bzdury) . Zostanie w Sionn kilka dni. (Ustalić, gdzie się zatrzyma). „Bez względu na to, w jaki sposób tu trafiłaś” (nie wie, jak się dostała – amnezja? Czy wiadomość?) Isla – rana na dłoni, kłamie o drabinie.

Odczytała wszystko na głos.
Seniorka pokiwała powoli głową.

- Chyba cię nie doceniłam. Wygląda na to, że miałam rację. Isla w dalszym ciągu mąci w głowach przyjezdnym. Zastanawia mnie ta rana na jej ręce oraz los samej pani Wendy - odchyliła się w fotelu, patrząc w zamyśleniu na sufit pokoju. - Ale wszystko w swoim czasie.

Sparks wstała ze swojego miejsca i ruszyła wprost do Robin, a następnie Lwyda, aby spojrzeć im po kolei w oczy. Jej własna mina nie wyrażała zupełnie niczego, choć kiedy patrzyła na Carmichell, to na moment w spojrzeniu gospodyni znalazł się jakiś rodzaj uznania.

- Wiem przez co przechodzicie. Macie kilkanaście godzin, nie więcej - kobieta zatrzymała się przy jednym z wszędobylskich kotów i pociągnęła wysuszoną dłonią po grzbiecie zwierzęcia. - Po tym czasie staniecie się śliniącymi idiotami. Tylko co ja mam z wami zrobić?

Dla Lwyda kobieta wydawała się bezbronną, miłą staruszką. Jeszcze parę dni temu dodałby określenie - mającą nierówno pod sufitem. Ale to było parę dni temu. Teraz wydawało mu się, że jest jedyną osobą, która orientuje się co się z nimi dzieje. A jeśli chciałaby zrobić im coś złego… heh, w stanie w jakim się znajdowali, nie potrzebowała ich zgody. I nawet jeśli Robin widziała coś, co kazało im uciekać z tego miejsca (nie wątpił w to, że widziała), to obstawiałby raczej, że "nadawcą" tej wiadomości mogły być te same osoby, które rozstawiały kukły, czy wepchnęły w umysł Irlandczyka chęć odcięcia człowiekowi głowy stalową linką. Komuś była na rękę ich śmierć… lub zamiana ich w śliniące się warzywa.

- Możesz pomóc? - spytał słabo próbując skupić na niej wzrok. - Co z nami?

- Cóż, twoja towarzyszka mi pomogła - Sparks wskazała na Robin. - Ja powiedziałabym, że przepływ energii pozostał zamknięty, a ktoś inny, że po prostu dotrzymuję słowa.

Chwilę później zrobiła kolejną rundkę po salonie. Chyba nad czymś się zastanawiała, po czym wreszcie stanęła przy klapie w podłodze.

- Mogę wam pomóc wrócić do stanu używalności, przynajmniej przez jakiś czas. Ale takie metody mają swoją cenę. Nie gwarantuję, że w ogóle się uda. To nie będzie też przyjemne. Rozumiecie mniej więcej co mówię? - zapytała, nachylając się do drewnianych drzwiczek, co wyraźnie zaaferowało siedzącą niedaleko Foxy. - Potrzebuję od was jasnej deklaracji, choćby skinienia głową. Potem nie będzie odwrotu.

- Ta - zadeklarował się Huv, nie rozwodząc się nad wątpliwościami. Czy mieli inne wyjście?

Robin - której prezentacja odebrała resztę energii - przysiadła na schodach.

- Powinnam ją odesłać? - zapytała, wskazując ruchem brody psa.

Sparks i Foxy zmierzyły się wzrokiem. Behawiorystka mogła być ledwo przytomna, ale po latach treningów ze zwierzętami potrafiła rozpoznać kogoś, kto znał się na czworonogach.

- To nie będzie konieczne, moje dziecko - skwitowała stara. - Widzę, że to dobrze wychowana dziewczynka.

Skobel chrzęstnął metalicznym dźwiękiem, po czym klapa otworzyła się na oścież. Huw i Robin wysunęli głowy, aby ujrzeć całkiem pospolitą piwniczkę, do której prowadziły drewniane stopnie. Na kilku regałach stały głównie przetwory oraz pękate butelki, prawdopodobnie z winem. To nie jednak po to zeszła na dół Sparks.
Najwyżej stały słoiki z zasuszonymi wewnątrz pękami ziół. Niektóre przypominały pospolite przyprawy, pozostałe miały bardziej zastanawiające kolory i kształty. Część wyglądała niczym poskręcane korzenie mandragory, inne z kolei jak rachityczne owady. Choć wszystkie zostały szczelnie zamknięte, najwidoczniej Foxy potrafiła je w jakiś sposób wyczuć.
Kiedy Sparks krzątała się na dole, Huw zauważył nagle obok swoich nóg jakiś ruch. Z trudem skupił na nim uwagę. To był kolejny z kotów: ten konkretny posiadał szarą sierść, którą przekłamywało kilka jasnych plamek na pyszczku.
Futrzak gadał.

- Na twoim miejscu bym stąd spadał, szefie - powiedział niskim głosem, który nie miał prawa przecisnąć się malutkim gardłem. - Widziałem już tę scenę. Naćpa was i cześć pieśni. Ostatni gwizdek.

Lwyd zdołał oderwać wzrok od dziwowiska i spojrzeć na Robin. Ta jednak zdawała się nie zauważać mówiącego zwierzęcia. Wydawała się drzemać z głową opartą o tralkę schodów.
Czy to spowodowało zmęczenie, czy ostatnie wydarzenia, grunt że detektywa nie zdziwił zbytnio widok gadającego zwierzaka. Mógł być Alicją w krainie czarów rozmawiającą z kotem. Dlaczego nie?

- A ty, to kto? - spytał konfidencjonalnie ściszając głos.

Złote oczy z dwoma wąskimi szparkami świdrowały Siwego.

- Czy to teraz istotne? Jestem ostrzeżeniem, to ci powinno wystarczyć.

Tymczasem Sparks wyszła z piwnicy, niosąc w dłoniach naczynie z czymś, co praktycznie obróciło się w proszek. Wewnątrz znajdował się liliowy miał, który po otworzeniu słoika mocno zapachniał, przywodząc na myśl miętę z domieszką wrzosu. Stara ujęła szczyptę specyfiku i wsypała go do imbryka na stole, z którego wcześniej popijała swój napar. Potem zamieszała całość i rozlała do dwóch filiżanek.
Robin i Huw nawet nie zauważyli kiedy wywar znalazł się w ich dłoniach. Kolorem przypominał ciemną herbatę, poza tym był dość mętny i świdrował nozdrza ostrą wonią. Sparks nie mówiła już nic, po prostu siadła i obserwowała dwójkę.
Kot obok Lwyda nie dawał jednak za wygraną. Stale kręcił się obok jego fotela i kręcił ogonem na wszystkie strony.

- To nie jest czas na tłumaczenia. Ja również wiem o korytarzu i mogę wam powiedzieć jak się z niego wydostać. Ale najpierw wylej to świństwo.

Lwyd pochylił się w krześle, opierając łokcie na nogach kołysał się lekko w przód i w tył wlepiając oczy w gadające zwierzę. Właściwie patrząc gdzieś poza nie. Chciał przeanalizować to co do niego mówiło, ale myśl uciekała mu gdzieś jak zagubiona, biała, laboratoryjna myszka. Być może bała się kota i to przed nim chowała się w zakamarkach głowy. Gdy tylko chciał ją schwytać za długi ogonek, ta czmychała w inne miejsce i zabawa zaczynała się od nowa. W końcu kubek zmaterializował się w jego dłoniach.
Musiał go wylać... albo wypić... Być, albo nie być... Szary kot przechadzał się przed nim z wysoko zadartym ogonem. Jeśli wypijesz wypar, wstąpisz do krainy czarów. Wylejesz, pokażę ci wyjście z tunelu. Kraina czarów czy wyjście z tunelu? Czary? Wyjście? Wybieraj!
Wielki zegar tykał mu w głowie. Czas uciekał. Nie... to nie zegar. To W.C. z linijką w ręce uderzał nią miarowo w tłustą nogę, krzycząc przy tym spąsowiały na twarzy "Wybieraj w końcu! Nie będę tutaj sterczał cały dzień! Lwyd ty popaprańcu! Wybieraj!". Kocie wąsy podrygiwały mu pod nosem.

- Dobrze już! Dobrze! - zdecydował Huw. - Kraina czarów!

Wychylił czarkę, wlewając w siebie jej zawartość.
Carmichell widziała tę scenę spod zmrużonych powiek. Miała wrażenie, że Huw z kimś rozmawiał, ale koło niego był tylko jeden z kotów Sparks. Sama Robin czuła się ociężała jak nigdy. Ręce ciążyły jej niczym dwudziestokilowe bloki, przez co każdy ruch opłacała tytanicznym wysiłkiem. Behawiorystka nie była nawet pewna czy da radę sięgnąć filiżanką do ust.
Filiżanka wysunęła się z rąk Robin, upadła na ziemię i potoczyła w bok.
Kobieta nie zarejestrowała tego, podobnie jak momentu wypijania naparu. A może wcale go nie wypiła? Ostatnia świadoma myśl dotyczyła tego, że musi zabezpieczyć swojego psa. Właściwie samo tamto pytanie było już dokonaniem wyboru.
Początkowo obydwoje czuli jedynie ciepło rozlewające się po trzewiach. Można było pomyśleć, że Sparks ich oszukała lub istotnie brakowało jej piątej klepki.
A potem wszystko spadło na nich w jednym momencie. Świat zatańczył przed oczami, a wnętrzności wywróciły się do góry nogami. Huw upadł na deski podłogi, czując jak jego ciało trzęsie się i jest targane torsjami. Nie potrafił jednak zwymiotować, a z jego ust wyciekła ledwie cienka strużka śliny.
W tym samym czasie Robin walczyła o złapanie tchu. Płuca kobiety były teraz dwoma miechami pełnymi gorącego powietrza. Jej gałki oczne obróciły się do góry i choć było to fizycznie niemożliwe, miała wrażenie, że ogląda wnętrze własnej głowy.
Wszystko ustało równie szybko, jak wystąpiło. Nagle opanował ich spokój, a ciała się rozluźniły. Powoli wstali ze swoich miejsc, czując jak świat ląduje na swoim miejscu, zaś majaki znikają na dobre.
Po kilku ostatnich dniach powrót do normalności był wyjątkowym przeżyciem. Najpierw zdali sobie sprawę jak wyraźnie czują wszystkie zapachy: butwiejące drewno oraz koci mocz. Potem „kalibrował” się ich wzrok: widzieli wszystko niezwykle wyraźnie, jakby spoglądali na świat przez szkło powiększające. Także uszy dwójki rejestrowały każdy dźwięk i byle skrzypnięcie starego domostwa. Choć tkwili w zwykłej ruderze, to uruchomione znów zmysły sprawiały, że chłonęli każdy aspekt otoczenia.
Sparks, której twarz była obecnie mozaiką ostro wyciosanych bruzd, znów stała się zgarbioną i niepozorną seniorką. Jej oczy nadal jednak przemawiały pewną chytrością.

- Teraz możemy porozmawiać - powiedziała, kiwając sennie głową.

Lwyd popatrzył z wyższością na sierściucha jakby chciałby mu dać znać “No i co? Kto miał rację?”.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline