Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2021, 22:23   #119
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith
Kantyna była dużym, dwupiętrowym budynkiem. Niższe sale przeznaczone były dla przeciętnych agentów i pracowników stacji centralnej, a górne dla wyżej postawionych dowódców jak Alice. Ci, którzy mieli swoje prywatne biura, jedli w nich. Eidith i Fernando bez trudu znaleźli wolny stolik, a pochwili jakaś owca przyniosła im dzisiejsze menu wzbogacone o pozycje dla Vipów, których Eidith nigdy przedtem nie widziała.
- Widać Zoan zrzucił ci na głowę całkiem zagmatwaną bieganinę. - Fernando spróbował zacząć jakoś rozmowę.
Eidith westchnęła.
- Czasami tęsknie za czasami gdzie pokazywano mi palcem co mam robić. - Po tych słowach zaczęła przeglądać menu. - W sumie ciebie nie zapytałam. Nie zauważyłeś nic dziwnego w zachowaniu swojej liderki? - uniosła wzrok znad karty dań.
- Właściwie to tak dawno nie pracowałam, że boje się czy nie zardzewiałam. - Przez pracę Eidith rozumiała usuwanie kogoś, walkę. Znowu spojrzała na menu nie rozpoznając żadnej potrawy w końcu wybrała jeden numer i odłożyła menu. Nie patrząc na owce odezwała się
- Numer 27 proszę. -
- Wezmę to samo. - odezwał się Fernando, nie otwierając nawet swojego menu, po czym spojrzał na Eidith. - Zdrada była dziwna. - stwierdził Fernando. - Saria...nie miała życia osobistego. Bliżej jej było do maszyny, zachowywała się tak, jak ty wyglądałaś. - stwierdził. - Bez obrazy, nie nadawała się nawet na dowódcę. Po prostu robiła co jej kazano, a nam kazała robić to samo. Fio trafiła do niej, bo się znały z sierocińca czy coś i łatwiej jej było kontrolować płomienie. Mnie tam przypisano, bo jestem wsparciem, a ich zespół żadnego nie miał. Alice trafiła do grupy, bo potrafi sobie radzić sama, a nawet radzi sobie gorzej gdy ma od kogoś polecenia. - wyliczył na palcach, po czym westchnął. - Co chcę powiedzieć to… albo musiała to z kimś planować od dawna, albo polecenie dostała od kogoś, nad kogo słowem nie miała zamiaru się zastanawiać.
- To bardzo ciekawe… A kim był ten co wyciągnął ją z sierocińca? Kim był ten który miał ją na każde kiwnięcie palcem? - Kostucha ożywiła się nieco na wieści od Fernando. Na tą chwilę nie liczyła na konkrety, ale jego słowa mogą ją naprowadzić.
Fernando zastanowił się przez chwilę - Wydaje mi się, że Klaus odpowiadał za tą dwójkę.
- Figured as much. Zjedzmy a potem pójdę popracować z tymi cesarskimi wyrzutkami. Na pewno coś wiedzą o tej zielonej xeno. - Stwierdziła Eidith stukając palcem w blat.
- Wyrzutkami? - zdziwił się Fernando, kładąc swój kapelusz na stole. - Powiedz tylko kiedy i gdzie. - uśmiechnął się.
- Ci o których wspominał Belly. Chce troszkę z nimi popracować. Wątpię czy od razu dadzą mi odpowiedzi których potrzebuje… oh well. Jak zjemy będziemy ruszać w tamtą stronę. Uprzedź proszę personel że mam zamiar z nimi pracować więc niech znajdą sobie inne zajęcie. Jak chcesz Fernando możesz popatrzeć. Kiedyś nie lubiłam mieć widowni… ale wtedy byłam kimś innym. - Uśmiechnęłą się pod nosem, po czym odpaliła papierosa. Miała szczerą nadzieje że cesarscy mieli jakiekolwiek pojęcie o tej xeno.

***

Jak się okazało po nieprzewidzianie krótkim dochodzeniu Eidith, skrzydło szpitalne, do którego trafili żołnierze przytargani przez Vlada było skrzydłem niskiego stopnia. Po części wyjaśniało to ich zdziwienie na przybycie biskupa, od którego domagali się wpisania na listę z przyczyną admisji. Niestety oznaczało też, że po tylu latach większość z nich była albo martwa, albo rozrzucona po przeróżnych stacjach na obszarze całej galaktyki. Nie wiedząc nawet, który konkretnie żołdak jest jej potrzebny, Eidith nie mogła liczyć na zbyt wiele szczęścia podążając tym tropem.
Eidith uśmiechnęła się pod nosem.
- Well silly me… - Puknęła się palcem w czoło. - Sama do końca nie wiem na co liczyłam… ALE! Jest jeszcze jedno miejsce. Plac zabaw Vlada. Może jakimś cudem jest tam jakiś podtrzymywany przy życiu żołnierz, albo zwłoki z którymi mogę pogadać. - Westchnęła po tej wypowiedzi i zabrała się stamtąd.
O ile dobrze pamiętała, kurwidołek Vlada przypominał labirynt lochów. Więc zajmie jej trochę czasu, by tam nawigować, albo znajdzie się jakiś chętny do pomocy żołdak, który poprowadzi kostuchę?

Przed wejściem do lochów w centrali stała tylko dwójka gwardzistów. Jak wyjaśnili, w lochach nie ma żadnej służby poza Vladem, który na ten moment był nieobecny. Jeżeli coś ich zaniepokoi, mają prawo zapełnić lochy gazem oraz strzelać do wszystkiego, co spróbuje otworzyć wrota. Były to wyjątkowo brutalne zasady, biorąc pod uwagę, że więźniowe w centrali zwykle nie byli specjalnie groźni. Trzymano tu osoby istotne politycznie, takie, których pojmanie musiało pozostać tajemnicą przed cesarstwem.
Niestety, bez Vlada Eidith nie dowie się, czy w środku jest ktokolwiek z jej list. Nawet jeżeli postanowi tam spacerować przez najbliższe kilka dni, gwardziści nie mogli jej obiecać, że ktokolwiek w środku będzie przypominał swój wizerunek ze zdjęcia zrobionego zza czasów ofensywy na December.
Eidith chyba zaczęła boleć głowa, bo pomasowała się po skroni.
- Fernando… Chyba do mnie dotarło, że marnuje tutaj czas. Łażę bez celu szukając cholera wie czego. Moim priorytetem powinno być pogadanie z każdym biskupem. A nie latanie za zwłokami. - Pokręciła głową po czym postąpiła parę kroków w stronę kapelusznika. Stanęła przed nim dawno naruszając jego przestrzeń prywatną.
- Jakie Vlad ma jeszcze kurwidołki prócz tego? Przepraszam za słownictwo wymsknęło mi się. - Przysłoniła usta palcami, mrugając jak niewiniątko… co biorąc pod uwagę jej wygląd było raczej niemożliwe.
Kapelusznik wzruszył ramionami - Nie masz Mors od tego? - zaproponował. Dziewczyna faktycznie zajmowała się organizowaniem spotkań z biskupami. Czekała tylko na słowo od Eidith.
Białowłosa tylko przymrużyła oczy.
- No tak. Sprawdzałam czy wiesz. - Jej oczy przez momentu unikały kontaktu z oczami Fernando, po czym dodała.
- W takim razie wracamy. Może powinnam zadać kilka pytań papieżowi, ale go zostawię na koniec gdy będą wątpliwości co do łączenia zeznań reszty biskupów. Wracamy. - Zarządziła kostucha, z powrotem zakładając okulary przeciwsłoneczne oraz odpalając papierosa. Coraz częściej miałą wrażenie, że jeśli nie ma przy niej Mors to jakby tylko połowa mózgu działa.
Z lotniska Eidith nawiązała kontakt ze swoją bazą i zaplanowała dalsze działania. Jej towarzysze wrócą samodzielnie, a ona spotka się z Vladem. Mors umówiła spotkanie.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline