Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2021, 12:44   #125
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ta wybuchowa mieszanina upojenia żądzą i procentami przeciągnęła ich zabawy… prawie całą noc. Ale też sprawiła, że pobudka Zosi nie należała do przyjemnych. Męczył ją potworny kac, ciało bolało od niewygodnej pozycji. I była nieco zmarznięta leżąc wtulona w Burą.
Nagłe uświadomienie sobie, że szalały całą noc nieco ją zaskoczyło i przyprawiło o zawrót głowy i żołądka. Chwilę wtuliła się w gospodynię uspokajając myśli i swoje wnętrzości. Czy magowie skończyli? Czy wszystko u nich w porządku? Wyrzuty sumienia nieco nie dawały jej spokoju, więc obejmując kochankę, pozwoliła myślom odpłynąć w kierunku chaty, do której wszedł Robert z innymi.
Szybko zakończyło się to… potwornym bólem głowy i przerwaniem próby. Jej ciało w tej chwili kiepsko radziło sobie z utrzymaniem koncentracji. Najpierw musiała się pozbierać, a potem dopiero korzystać ze swoich sztuczek.
Zosia westchnęła ciężko i nachylił się by pocałować gospodynię. Może Bura miała w domu coś co doprowadzi ją do porządku, tylko… trzeba było ją obudzić. Palce Perki powędrowały do kobiecości kochanki i podrażniły jej wrażliwy punkt.
- Heej… cała noc ci nie wystarczyła? - odparła Bura budząc się z głośnym jękiem. Jej ciało było w podobnym staniec co Zosi. A głos ochrypły.
- Wiesz… żar mokoszy i te sprawy. - Zosia nachyliła się i pocałowała gospodynię nie przerywając pieszczot. - A ci wystarczyła? - Spytała zadziornie po dłuższej chwili.
- Mhmm..- szepnęła siadając z trudem i niemrawo odganiając dłoń kochanki. - Głowa mnie boli, w żołądku się przewraca. Może jak mi przejdzie… nie wcześniej.
- No niech będzie. - El zaśmiałą się i podniosła powoli, zgarniajac porozrzucane ubrania. - Masz coś na kaca czy pomóc ci uważyć?
- Trzeba uważyć…- odparła niemrawo Bura wstając i rozglądając się. - Zaszalałyśmy.
- Cóż.. rywalizacja nigdy nie jest łatwa. - Zosia ubierała się pomału starając się za bardzo nie ruszać bolącą głową. - Mi też się przyda… nie jestem w stanie sprawdzić co z magami w tym stanie.
- To.. prawda.- odparła Bura niemrawo wspinając się po schodach.- Ale następnym razem… rywalizujemy w łóżku. Spanie w piwnicy wykańcza.
- Myślałam, że nie zasłużyłam na łóżko. - Zosia zaśmiała się i szybko tego pożałowała. - Cóż.. tak nam alkoholu nie zabrakło.
- Oj… tak… choć nie wiem czy to akurat był pozytyw.- mruknęła Bura otwierając drzwi i wchodząc do kuchni. Potem przypomniała sobie, że w zasadzie jest goła więc pospiesznie zabrała koszulkę z kupy łachów, które Zosia niosła ze sobą i założyła ją.
- Mi było bardzo miło. - Perka położyła ubrania na kuchennym stole. Sama już narzuciła na siebie koszulę, ale nie spieszno jej było do wciskania się w spódnicę. - To gdzie masz zioła? Naważę nam coś na ten ból głowy.
- Tam... między przyprawami. -rzekła cicho Bura wskazując szaflę. Następnie sama postawiła mały garnek wypełniony wodą na kuchence gazowej.
Perka zgarnęła moździerz i zabrała się za ucieranie ziół prosząc w duchu Mokosz o dar uleczenia. Jako że modlitwa była melodyjna, delikatnie kręciła przy tym pupą urozmaicając prośby dawnym zaśpiewem.
Przygotowująca swój wywar Bura nie zwróciła uwagi na ten fakt, za to ktoś inny to uczynił. Kocur w swojej zwierzęcej postaci przycupnął na progu kuchni i skwitował widoki pomrukiem.
- Posprzątałeś bo swoich zabawach. - Perka spojrzała na niego z uśmiechem i podeszła do burej ze startymi ziołami, by je wrzucić do wrzątku. - Jakbyś miała miód to byłoby smaczniejsze.
- Półka na prawo. Same miody. - mruknęła czarownica, a kocur skinął głową.- Jak zawsze.
- Czyli że mamy posprzątać? - Perka zaśmiała się i podeszła do półki by wybrać jakiś miód. Stanęła na palcach sięgając po gryczany, przez co jej pupa odsłoniła się nieco.
- Jak zawsze posprzątane.- kocur podszedł bliżej czarownicy, która miała świadomość że gdyby nie obecność Burej, to posiadłby ją bez chwili wahania. Rademenes nie dbał bowiem o nic poza swoimi instynktami. I ludzka moralność obchodziła go tyle co zeszłoroczny śnieg.
- A zerkałeś może co u magów? - Perka spojrzała na niego z uśmiechem biorąc miód i podchodząc do garnka, by wrzucić do środka dwie łyżki.
- Tylko na budynek. Jest pusty. -stwierdził kocur, podczas gdy Bura zajęła się warzeniem swojego naparu.
- W sensie, że zniknęło spaczenie? - Zosia obejrzała się na niego z zaciekawieniem.
- I ludzie. Nikogo tam nie ma. To normalny pustostan. - wyjaśnił kocur.
- To wypiję ten napar i będę uciekać. - Perka uśmiechnęła się i podeszła do stołu by wbić się w spódnicę.
- Nie ma sprawy… martwisz się o swoich przyjaciół.- mruknęła Bura gotując swój wywar. - Dam ci coś na później.
- Jestem ciekawa jak im poszło, a i jeden z nich ma u siebie moje rzeczy i obiecał mi transport do domu. - Perka zapięła spódnicę i oparła się o blat obok gospodyni.
- Nie wątpię…- odparła miejscowa czarownica. Nalała najpierw do kubka, a potem z niego do termosu wygrzebanego z szafki obok zlewu.- To wspomaga ciało i rozjaśnia umysł. Na kaca jest dobre… przy czarowaniu jeszcze lepsze.
- Dziękuję. - Perka przytaknęła i upiła z kubka spory łyk. Był to gorzki i cierpki płyn.. czuć było jałowiec w nim i żurawinę. Ale ciało szybko odzyskało siły, a umysł był bystry niczym brzytwa. Perka czujac jak jej myśli sie rozjaśniają, skorzystałą od razu z okazji by poszukać w świecie duchów, swoich magów. Na początku ruszyła w kierunku domku, potem planując zajrzeć do karczmy, w której nocowali.
To było szybkie… przemknęła duchem w kierunku owej budowli. Teraz wyglądającej zwyczajnie… więcej… podejrzanie zwyczajnie. Budynek został dosłownie wyczyszczony ze wszystkiego. Żadnej aury, żadnego psychicznego echa, żadnych emocjonalnych “plam” które gromadziły się w budynkach tego typu wraz z kolejnymi żyjącymi w nich pokoleniami. Ten budynek był czysty, jakby go zbudowano wczoraj i nikt w nim nie zamieszkał.
Perka ruszyłą swymi myślami dalej, przez pola w kierunku zajazdu, w którym się zatrzymali. Szukając swojego gospodarza.
Znalazła ich. Robert był w jednym pokoju, Magdalen w drugim. Oboje zmęczeni bardzo. Była ciekawa gdzie podział się nauczyciel Roberta. Wycofała się do swojego ciała.
- Hm.. odpoczywają. Myślisz, że mogłabym im wziąć nieco tego naparu? - Zerknęła na Burą upijając kolejny łyk.
- Żaden problem. Uwarzę następną porcję przy okazji. - siwowłosa już łyknęła swoją porcję i poczeła się ubierać.
- Jakie macie teraz plany? W sumie magowie posprzątali. - Perka rozejrzała się za jakąś plastikową butelką, do której mogłaby przelać wywar gdy ten nieco ostygnie. Znalazła szklaną. Bura nie tolerowała plastiku w swojej kuchni.
- Wszystko wróci do normy.- odrzekli zgodnie czarownica z kotem.
Zosia zaśmiała się tylko i sięgnęła po jedna ze szklanych butelek, stojących na parapecie.
- Mogę sobie wziąć? - Spytała zerkając na gospodynię.
- Tak… weź butelkę która przekazywana była z pokolenia na pokolenie przez ostatnich 700 lat.- odparła poważnym głosem siwowłosa ignorując fakt, że na denku butelki wybito datę 1977.
- Będę się odnosić z szacunkiem, a jeśli to duży kłopot, mogę ją później podrzucić i przetestować to twoje łóżko. - Zosia zabrała się za nalewanie wywaru, zerkając zadziornie na gospodynię.
- Jak chcesz…- odparła ze śmiechem Bura.
Zosia zakorkowała butelkę i podeszła do gospodyni. Pocałowała ją nagle wprost w usta.
- Dziękuje za wspólną noc.. chętnie to kiedyś powtórzę.
- Nie ma… za co?- wyszeptałą cicho siwowłosa po pocałunku.
- Oczywiście, że jest! Na przykład za te słodkie jęki. - Perka wyszczerzyła się.
- Cicho! - pisnęła zaczerwieniona ze wstydu Bura. - Lepiej już idź.
- Yhym… Do zobaczenia. - Zosia nachyliła się i jeszcze raz pocałowała gospodynię. Po pocałunku zerknęła na kota - Odprowadzasz mnie kocurze, czy wymęczyła cię noc?
- Ja nie jestem w stanie się zmęczyć. - odparł Rademenes i ruszył w kierunku drzwi prowadzących.- Sam muszę się nieco.. ubrać.
Zosia spojrzała na niego nieco zaskoczona, a potem na Burą.
- No tak… zostawić ci mój numer ? Powinnam niebawem odzyskać telefon. - Uśmiechnęła się ciepło do gospodyni.
- Ja tam… nie dzwonię… za często… ale jasne… dzięki. -wzruszyła ramionami siwowłosa. A kocur zjawił się wkrótce w ludzkiej postaci, t-shircie i spodniach. I z podstępnym uśmiechem na ustach.
Perka zapisała Burej swój numer i pomachała jej raz jeszcze opuszczając dom wraz z kocurem.
- Co kombinujesz sierściuchu? - rzuciła żartobliwie, gdy ruszyli w kierunku zajazdu.
- Spełniam twoje kaprysy, jak dobry gospodarz powinien.- odparł mężczyzna, a potem bezczelnie chwycił za pośladek Zofii ściskając go mocno przez spódniczkę, gdy szli brzegiem drogi. Miętosząc go mocno.
- Więc… jakie są twoje kaprysy?
- Och myślałam, że je znasz. - Perka spojrzała na kocura zadziornie nie uciekając od jego dotyku. - A już myślałam, że się wyszalałeś w nocy.
- Jestem bestią… nie tak łatwo mnie zmęczyć.- znów bezczelnie szarpnął za spódniczkę, odsłaniając nagą pupę i ścisnął pośladek nie przejmując się faktem, że odsłania niezapomniane widoki dla kierowcy ciężarówki która ich mijała. Skręcił wraz z czarownicą między chatki szukając miejsca w którym spokojnie mógłby się nacieszyć złapaną myszką. Jego dłoń mocno miętosiła pośladek dociskając Zofię do jego torsu, nie dając jej szansy wyrwania się… choć Perka raczej nie miała ochoty uciekać.
- Niezbyt przepadam za obnażaniem się w miejscach publicznych. - W jej głosie nie było gniewu, raczej rozbawienie. Kocurek był drapieżny, porywczy jak zwierzątko. - To gdzie mnie prowadzisz?
- Ja też nie. Ale też przez większośc czasu ganiam nagi… więc dlaczego miał nagle przejmować się ubraniem?- zapytał retorycznie kocur i wskazał na nieduży budynek przy małym domku.
- Stodoła. Przemknę się jako kot, otworzę od środka. W środku siano jest.
- Ty tu mnie odprowadzasz… przypilnować ci ubrań? - Perka poprawiła spódnicę gdy kocur ją puścił.
- Nie wiem… możesz?- odparł Rademenes, rozbierając się niedbale na jej oczach. Pozwalając jej obejrzeć dokładnie zarówno gibką muskulaturę, jak i ten ogonek który ją interesował. Widok był bardzo wielce obiecujący… zwłaszcza w połączeniu z drapieżnym charakterem kochanka.
Zosia zebrała jego rzeczy z ziemi.
- Do boju kotku. - Rzuciła żartobliwie wskazując na stodołę.
Przyglądała się jak zwierzak Burej przybiera swą naturalną postać. Jak się kurczy i porasta futrem. Już jak kot obiegł budynek i zapewne dostał się do środka. Po kilku minutach, drzwi się otworzyły i w ludzkiej postaci Rademenes rzekł do Perki.
- Zapraszam.
Zosia poczuła jak przyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach. Powoli podeszła do kocura trzymając w dłoni jego ciuchy i butelkę z wywarem.
- Ale pamiętaj, że nie masz dużo czasu. - Powiedziała cicho gdy ich ciała prawie się spotkały.
- Może lepiej je odłóż, co? - odparł na to zaczepnie kocur.
Perka prychnęła, ale odłożyła obok beli siana trzymane przedmioty wypinając się przy tym w kierunku kocura.
Poczuła jak podciąga jej spódnicę w górę, jak ściska dłońmi odsłonięte pośladki. Jak bierze ją w posiadanie bez pytania, z zaskoczenia. Twarda męskość zanurzyła się w jej kwiatuszku nie dając chwili na złapania oddechu. Prawie przewróciła się od pierwszych szturmów.
- B...brutal. - Perka zaparła się o belę siana, gdy kocur brał ją w posiadanie.
- Mówisz jakbyś spodziewała się czegoś innego.- w odpowiedzi kochanek mocniej napierał biodrami jakby chciał ją przeszyć na wylot. I tak go już czuła głęboko i intensywnie. Bestię, która planowała się nią nasycić na wszelkie sposoby.
- O… czywiście.. - Zosia chciała powiedzieć coś więcej, ale szturmy kocura szybko sprawiły, że słowa zamieniły się w jęki.
Poczuła jak chwyta ją za włosy, jak zmusza do wygięcia i mocniejszego przyjęcia intruza. Jej piersi kołysały się gwałtownie pod bluzką. Jej ciało drżało, a pośladki obijały o ciało kochanka. Nie było litości w tych figlach.
Perka próbowała jakoś zachować równowagę w tych figlach, ale kolejne szturmy bardzo to utrudniały. Wijąc się z rozkoszy czuła jak zbliża się do szczytu. Przy czym jej kocur jeszcze nie… o nie… jemu tak szybko nie wychodziło. Nadal był rozpalony, nadal twardy… nadal spragniony więcej i więcej. Zosia doszła z cichym okrzykiem i zachwiała się czując jak miękną jej kolana.
Kocur popchnął ją do przodu uwalniając na moment od swojej obecności. Wylądowała na belach siana, nadal z wypiętą pupą. I tam też jej kochanek zaatakował ponownie nie dając jej czasu na złapanie oddechu. Inny bardziej wrażliwy obszar, ale ta sama bezlitosna i twarda obecność. Najwyraźniej Rademenes wykorzystywał sytuacje wyciskając z niej wszystko. Wszak mogli się już nie spotkać.
- Och… ile ty... masz sił? - Perka to pojękiwała to próbowała złapać oddech. Jej ciało nadal wymęczone było po nocy z Bitą, a tu taka dawka rozkoszy.
- Dużo… i kilka żyć.- zaśmiał się chrapliwie jej kochanek, mocnymi ruchami bioder wprawiając jej ciało w lekki ruch, po belach siana. Bestia prawdziwa.
Pomiędzy szturmami Perka przewróciła się na plecy i rozchyliła nogi.
- Chcę na ciebie popatrzeć brutalu. - Wyszeptała spoglądając na górującego nad nią kochanka. Kocur uśmiechnął się i założył sobie nogi leżącej Zosi na ramiona, podciągnął jej bluzkę odsłaniając całkiem piersi. I wpatrując się w owe podrygujące krągłości, znów zaczął poruszać biodrami przeszywając niegrzeczny obszar czarownicy twardym argumentem swojej żądzy. Po twarzy jednak było widać, że jest już blisko.
Perka rozchyliła lubieżnie usta łapiąc oddech. Jej spojrzenie przeszywało kochanka tak jak on jej ciało. Czuła, że ponownie zbliża się do szczytu. I on też, pomiędzy sapnięciami, jego twarz robiła się bardziej zwierzęca… choć tylko na mgnienie oka. Potem znów.. było.. nagły syk wyrwał się z jego ust, a Perka poczuła że niżej wyrwało się z niego więcej. Jęknęła głośno dochodząc i czując jak jej ciało zacisnęło się na kochanku.
A on dysząc chwycił za krągłości piersi czarownicy rozkoszując się ich miękkością i sprężystością… w nieco brutalny i zwierzęcy sposób.
Zosia pochwyciła jego twarz i przyciągnęła usta do swoich, całując kocura zachłannie. Owinęła nogi wokół jego bioder dociskając je do swojego ciała. Odpowiedzią był równie zachłanny pocałunek i mocno pieszczoty piersi. “Ogonek” nadal tkwiący w pupie Zosi poruszał się leniwie, nie tak już władczy i sztywny jak chwilę wcześniej.
- Bylibyście z Burą ciekawą parą. - Zosia zaśmiała się gdy zrobiła przerwę na złapanie oddechu.
- Bylibyśmy? Chyba jesteśmy…- mruknął żartobliwie mężczyzna.
- W sensie także w łóżku. Ma temperament. - Perka rozplotła nogi. - To co.. teraz odprowadzisz mnie do celu?
- Nie wiem czy chcę..- nachylił się i ukąsił delikatnie szyję czarownicy.- … i czy ty chcesz.
- Ja to mam tu konflikt interesów. - Zosia zaśmiała się. - Ale… chyba znajdę chwilę na jeszcze jedna rundkę.
- To dobrze…- odparł jej kochanek uwalniając ją na moment od swojej obecności.- Jakieś życzenia co do tej rundki?
- Jestem otwarta. - Zosia usiadła na beli siana i zsunęła z nóg spódniczkę.
- To dobrze.- kochanek chwycił ją za biodra i uniósł w górę jakby była piórkiem. Nie spodziewała się takiej siły w tak gibkim i nieprzesadnie muskularnym ciele. Nie spodziewała się być unoszona niczym mała dziewczynka.
- Co.. co robisz? - Zaskoczona Perka oparła się dłońmi o ramiona kochanka. Poczuła jak po jej udach spłynęły efekty ich ostatnich zabaw, co wywołało w jej ciele dreszcz.
- Domyśl się i lepiej mnie opleć.- mruknął jej kochanek dociskając plecy czarownicy do ściany stodoły i przesunął dłonie na jej pupie, by mocno pochwycić jej pośladki. A potem “przyszpilił” ją do ściany gwałtownym ruchem, wypełniając jej kwiatuszek coraz mocniejszym argumentem.
Zosia jęknęła głośno i chwyciła się kocura rękami i nogami. Och gdyby tylko miała dłuższą chwilę. Mogliby się z Rademenesem przyjemnie wykończyć. Niewątpliwie taka możliwość istniała już teraz… on wydawał się nie do zdarcia. A kolejne jego ruchy, energiczne i mocne… głębokie, tylko dowodziły jego wigoru. Dociśnięta czarownica nie mogła zrobić niczego innego, tylko mu się poddać. I jego pocałunkom na szyi i ramionach też.
Zosia pojękiwała się rozkosznie ciesząc się entuzjazmem kochanka. Jej palce wbijały się mocno w ramiona mężczyzny gdy ten szturmował jej ciało. Czuła jak wstrząsy przechodzą przez jej ciało, gdy kolejny raz zderzali się ze sobą przy szturmach. Jego pokrywał już pot, ją zresztą też.
W końcu Perka doszła z głośnym okrzykiem i zawisła w ramionach kochanka. A po chwili falowania bezwiednie pod wpływem jego gwałtownych ruchów, poczuła jak spełnienie mężczyzny ją wypełnia. Zosia wtuliła się w kocura, chowając twarz w zgięciu jego szyi i pomału łapała oddech.
- Gotowa na następną rundkę?- zapytał Rademenes.
- Ta miała być ostatnią kocurze. - Perka parsknęła i odchyliła się by spojrzeć na kochanka. - Czas już na mnie sierściuchu.
- Miała… ale nie musi.- odparł bezczelnie jej kochanek.
- Powinna. - Perka ucałowała kochanka w usta. - Puść mnie.
- Na pewno? - westchnął kocur odsuwając się od kobiety i wypuszczając ją z objęć.
- Tak. Powinnam się zbierać, postawić maga na nogi i sprawnie wrócić do Warszawy. - Zosia podeszła do swojej porzuconej spódnicy. - I tak niezłe jest tam zamieszanie.
- Wy ludzie niepotrzebnie komplikujecie sobie życie.- stwierdził ironicznie kocur przyglądając się jej działaniom.
- Nie każdy dostaje jedzenie w miseczce. - Zosia mrugnęła do niego zapinając spódnicę.
- Ja swoje łowię.- uniósł się dumą Rademenes.
- Tak… słyszałam wczoraj. - Zosia wyszczerzyła się i podniosła butelkę z wywarem.
- Właśnie.- odparł kocur po czym nonszalancko zaczął przybierać zwierzęcą formę i opadł na cztery łapy. A następnie ruszył z dumnie uniesionym ogonem do wyjścia ze stodoły.
- Lepiej się pospieszmy. Gospodarze nie będą spać wiecznie.
- I kto to mówi? - Perka zgarnęła ciuchy kocura i ruszyła za nim.
- Najwyżej by cię przyłapali gołą.- zaśmiał się Rademenes i ruszył pospiesznie w kierunku furtki.
- A ciebie nie? - Perka podążyła za nim szybkim krokiem, rozglądając się wokół.
- Mnie… kota?- odparł Rademenes tuż za bramą.- Mało tu gołych kotów lata po wsi?
- Gdy mnie brałeś, nie wyglądałeś jak kot. - Zosia zaśmiała się.
- Ale jestem czujny i mam czuły słuch. I szybciej zmieniam postać, niż ty się ubierasz.- wyłożył swoje argumenty Rademenes. I były to ostatnie słowa jakie od niego usłyszała. Zbliżali się bowiem do miejsca, w którym zatrzymali się jej towarzysze. A tam zbyt wiele osób się kręciło.
- Do zobaczenia kotku. - Perka pomachała kocurowi i udała się do pokoju, który zajął Robert.

Znalazła go w jego pokoju. Był nieco blady i nieco zmartwiony. Wyglądał na wyczerpanego, a mimo to pakował torby. Uśmiechnął się blado do Perki.
- Hej… jak było? Nie przepędzi nas?
- Posprzątaliście, więc nie. - Perka podeszła do ustawionych na komórce szklanek i do jednej nalała wywar. - Nawet pozwoliła mi to dla was wziąć. - Podeszła do mężczyzny i podała mu naczynie. - Wypij. Poczujesz się lepiej.
- Dzięki.- odparł Robert i ostrożnie wziął szklankę.- Teraz cię zawieźć do Warszawy?
- Znajoma miała wysłać moje rzeczy do twojego domu, więc może tam na razie wpadniemy? - Perka przyjrzała mu się uważnie. - Gdzie jest Emmerich? Nie wyczułam go.
- I już nie wyczujesz. Nie wyszedł żywy z budynku. - odparł cicho Robert popijając napar.
Zosia przykucnęła obok niego i oparła się delikatnie o mężczyznę. Bez słowa dając mu wypić napar.
- Wiedział o ryzyku. Wszyscy wiedzieliśmy. To się nie różniło niczym od twojego spotkania z daleką krewną.- przypomniał jej Robert upijając jeszcze. Uśmiechnął się blado. - Trochę szkoda, ale… cóż poradzić.
- Tylko trochę? - Perka spojrzała z zaciekawieniem na maga. - To był ciekawy dziwak.
- Bardzo… trochę…- spochmurniał Robert i potarł czoło.- Pewnie… potem… jakąś mu ceremonię pogrzebową odprawię. Symboliczną. Ale teraz… nie mam na to sił. Nie mam sił na succuba… ani na czarowania. I pewnie przez jakiś czas nie będę miał. Więc nie możemy wracać do mnie, dopóki nie wrócę do formy. Jak pewnie widziałaś… moja Goetia wymaga sporo mentalnego wysiłku.
- No to zadzwoń do niej. Podam ci adres. Niech wyślę z powrotem moje rzeczy do Warszawy. - Perka zapięła torby. - A ty możesz chwilę posiedzieć w moim mieszkaniu w Wawie. Miło będzie chwilę mieć kogoś u siebie.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Czarownice nie lubią magów. - przypomniał jej ze śmiechem.
- Pomogłeś mi z Babą Jagą. - Perka wzruszyła ramionami. - A czarownice może i nie lubią, a i tak uchodzicie za najlepsze ogiery rozpłodowe.
- Nie brałabyś mnie do ekipy, gdyby ta cała sprawa z Babą Jagą była legalna wśród twoich sióstr. - stwierdził Robert przyglądając się podejrzliwie Zosi.
- Chciałam załatwić to bez matki. Ale pomogłeś mi posprzątać rodzinny bałagan i to ma znaczenie. Moja matka jest szefową kręgu warszawskiego. - Zosia podniosła się i podeszła do komódki by nalać wywaru do kolejnej szklanki. - Nie chcesz chwilę ze mną pomieszkać?
- I to jest ta dobra czy zła wiadomość ? - zapytał Robert przyglądając się Zofii. - Ta o twojej matce?
- Mogę ją zaszantażować by dała ci spokój. A inne jej raczej nie podskoczą. - Perka obróciła się do mężczyzny ze szklanką. - To dla Magdaleny. Też wyglądała na wykończoną.
- Już wyjechała.- odparł Robert i westchnął.- Ja zostałem z twojego powodu.
- Szybko się uwinęła. - Perka napiła się sama naparu. - To jak? Dasz się ugościć czy mam cię jakoś skusić?
- Dam się ugościć, choć przyznaję że nie uważam tego za dobry pomysł.- uśmiechnął się smętnie Robert i wzruszył ramionami.- To miejsce ją zaczęło dobijać, zwłaszcza.. teraz… po zgonie Emmericha.
- Rozumiem. - Perka zamyśliła się. - To może coś sobie wynajmiemy po drodze? Moje rzeczy pewnie będą lecieć pocztą że dwa dni. Możemy znajdzie się jakiś domek po drodze i spróbuję cię w nim wykurować.
- To nie jest choroba. Tylko kwestia odpoczynku. Snu na przykład.- odparł Robert pocierając kark. - Będę pewnie spał jak zabity przez pół doby.
- No to ja prowadzę i coś nam znajdę. - Perka wypiła napar. - No… do dna i jedziemy.
- Ok…- odparł z uśmiechem mężczyzna wykonując polecenie swojej opiekunki.
Perka pomogła że zniesieniem torb do auta i sama zasiadła za kierownicą. Kojarzyła kilka ośrodków agroturystycznych po drodze. Ze dwa miały nawet jakieś domki. Sprawdzi może znajdzie się miejsce gdzie Robert będzie w stanie przespać ten dzień, a ona nazbierać nieco ziół i uzupełnić zapasy.

Gdy czarownica wyznaczyła sobie cel, podała Robertowi adres i wyruszyli. Do niewielkiej stadniny blisko stolicy, gdzie na weekendy jeździeckie wpadały pary i rodziny. Był to uroczy ośrodek w którym miała okazję nieco popracować. Ten ośrodek nie był zbyt duży. Stary szlachecki dworek przerobiony na hotel. Duża stajnia mogąca jednakże pomieścić ledwie sześć koni. Prowadziło to stare małżeństwo Wierzbickich z pomocą kilku pomocników.
Z których jeden był dobrze znany Perce. I to od tej najlepszej strony.
I po godzinie jazdy właśnie się do niego zbliżali.
- Ooo… był remoncik. - Perka zaparkowała na jednym z miejsc i rozejrzała się po okolicy. - Myślę, że będziesz mógł tu wypocząć.
- Nie będziemy tu przeszkadzać wpadając tak znienacka?- zapytał Robert niepewnie rozglądając się.
- Wynajmiemy pokój jak każdy inny klient. - Zosia wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi by zapukać.
Drzwi były otwarte, pukanie nic nie dało, więc pozostało wejść do środka i kierować się nosem ku kuchni. Tam wreszcie napotkała ich oboje.



Jan i Maryla Wierzbiccy zajęci byli przygotowaniem posiłku razem, dla siebie i dla gości. Nic dziwnego że jej słyszeli.
- Zosiu. Jak miło cię widzieć.- rzekł Jan na powitanie. - Dawno tu nie zaglądałaś, a szkoda.
- Auto mnie powiodło na północ. - Perka zaśmiała się. - Dobrze was widzieć w zdrowiu… czy znajdzie się jakiś pokój dla dwóch osób? Jestem ze znajomym.
- Coś się znajdzie.- zamyśliła się Maryla.- Pokój na poddaszu jest wolny.
- A jak tam zwierzaki? Nie mam przy sobie sprzętu ale mogę zerknąć na nie skoro w końcu dotarłam. - Perka uśmiechnęła się ciepło do gospodarzy.
- Na razie sprawują się dobrze. Rysiek nie zgłaszał problemu z nimi.- stwierdziła Maryla, a serce Perki lekko zabiło. Wspomnienia tego co zdarzyło się między nią a Ryszardem, choć zapomniane… wypływały znów na powierzchnię.
- To… to dobrze. - Zosia uśmiechnęła się ciepło i grzecznie poczekała aż któreś z gospodarzy poda jej klucz.
Jan odpiął kluczyk od pasa i dodał. - Znajdziesz sama drogę, prawda? I mam nadzieję że macie ochotę na naleśniki z mięsno-warzywnym nadzieniem.
- Nie wiem czy mój znajomy nie padnie, bo zaszalał w nocy. - Perka zaśmiała się. - Ale ja bardzo chętnie.
- To za godzinę będą.- odparł z uśmiechem Jan.
Zosia podziękowała i wyszła do czekającego na zewnątrz Roberta. - Mamy pokój na poddaszu. Dasz radę wejść?
- Nie jestem na skraju śmierci. Oczywiście że dam.- odparł mężczyzna zawadiacko. - Za bardzo się o mnie martwisz.
- Bo wyglądasz jak zwłoki. - Perka poprowadziła maga na piętro. - Za godzinę będzie obiad.
- Jeszcze martwy nie jestem.- Perka poczuła to, gdy prowadziła go na górę. A dokładnie poczuła jak sięga pod jej spódniczkę i dotyka palcami pupy korzystając z faktu, że na schodach był niżej od niej.
- Yhym...wiesz o co się prosisz? - Perka zerknęła na maga i poprowadziła go do drzwi, zabierając się za ich otwieranie.
- Na odrobinkę mi starczy sił… na coś leniwego.- odparł Robert wodząc palcem między pośladkami Zofii, gdy ta mocowała się ze starym zamkiem.
- A jak sobie wyobrażasz to coś leniwego? - Perka w końcu otworzyła drzwi i popchnęła skrzypiące skrzydło.
- Nie wiem… coś wymyślimy.- odparł Robert zerkając przez ramię, na niezbyt przestronny, ale za to przytulny pokoik. Łóżka były co prawda dwa, ale lekkie i blisko siebie. Wystarczyło usunąć stolik i je zsunąć razem.
Perka rzuciła torbę na stojącą przy wejściu komórkę i zabrała się za to małe przemeblowanie.
- Uprzedzam, że miałam tu kilku kochanków… i kochanek. Nie wiem ilu jeszcze pracuje w okolicy. - Mrugnęła do Roberta i zsunęła łóżka.
- Już dałaś mi wyraźnie znać wcześniej, że nie mogę liczyć na wyłączność.- zaśmiał się mężczyzna i począł rozbierać powoli.
- O kiedy? - Perka rzuciła mu rozbawione spojrzenie i podeszła do drzwi by zamknąć je na klucz.
- Tak chyba od razu. - Nagi już mężczyzna usiadł na łóżku zerkając na czarownicę. Jego organ miłości wymagał odrobiny czułości, by stanąć w pełni gotowości.
Perka zdjęła swoje ubrania, zostawiając je na podłodze. Podeszła do kochanka i klęknęła przed nim chwytając jego męskość w swe palce.
- Hm… chyba na początku byłam u ciebie ze znajomą. - Powiedziała cicho, a jej palce zaczęły delikatnie stymulować pochwycone ciało.
-Chyba tak…- szepnął mężczyzna rozkoszując się jej dotykiem. - A co do tych twoich kochanek i kochanków… mogą sprawić… kłopoty? Są zazdrośni?
- Hm… kiedyś nie byli. - Perka o bjęła wargami unoszącą się męskość i poddała ją delikatnie.
- Czyli jednak… powinienienem zabaryka...dować drzwi?- zapytał żartobliwie z trudem artykułować słowa. Dotyk Zosi bardzo go rozpraszał. Perka nie odpowiedziała jej usta zajęte teraz były czymś co innym. Robert więc przestał się odzywać, pozwalając oddechowi mówić za niego… coraz bardziej chrapliwemu i pełnemu żądzy. Także to co smakowała, zrazu miękkie sztywniało pod wpływem pieszczoty, coraz bardziej kusząc innymi możliwymi zabawami. czując, że ma już w ustach konkret Perka uniosła się, przesunęła męskością kochanka pomiędzy swymi piersiami i klęknęła nad nim okrakiem.
- Nie martw się, zamknę cię na klucz, co byś nie uciekł. - Po tych słowach opadła na Roberta biorąc go w siebie.
- Mhhmm..- mruknął jej kochanek wodząc palcami po jej biodrach, gdy unosiła się i opadała powoli czując zanurzające się w niej berło rozkoszy. Najwyraźniej mag nie całkiem opadł ze sił. Była dla niego nadzieja.
Zosia skupiła się na tej rozbujanej podróży chcąc ich obojga doprowadzić do szczytu. Pojękiwała cicho ujeżdżając kochanka i spoglądając na jego twarz.
Jego usta leniwie muskały jej obojczyki i piersi, podczas tej spokojnej przejażdżki. Perka czuła narastające doznania przeszywające jej ciało podczas tego bujania… czuła się spina pragnąc więcej i intensywniej.
Jej biodra przyspieszały coraz mocniej nabijając się na kochanka, aż jej jękom wtórować zaczęły mlaśnięcia i płaskanie skóry o skórę. Oddech mężczyzny przyspieszył także, jego dłonie zaciskały się na jej pupie, gdy prowadziła ich ciała ku spełnieniu, które nastąpiło nagle, głośno i jednocześnie. Perka opadła na kochanka, popychając go na złączone łóżka.
- Myślisz, że przy takich zabawach odzyskasz siły? - Wymruczała gdy już udało się jej złapać oddech.
- Nie wiem… na pewno jednak trafię do nieba. W ten czy inny sposób.- odparł Robert po chwili dochodzenia do siebie.
Perka uniosła się na przedramionach i spojrzała na leżącego pod nią mężczyznę.
- Do jakiego nieba ty się niby wybierasz?
- Do tego… różowego i barokowego… zapewne.- zaśmiał się mag przyglądając ciału kochanki. - Ze ślicznymi anielicami… choć niekoniecznie przyzwoitymi.
- Wiesz, że anioły to były obojniaki? - Perka uśmiechnęła się zadziornie. - Któryś mógłby cię od tyłu zaskoczyć.
- To trochę bardziej skomplikowane. Odpowiednio przyzwane są więźniami formy nadanej im przez przyzywającego.- zaśmiał się Robert i zamyślił.- Tak słyszałem kiedyś… od przyzywającej ich magiczki.
- A ja myślałam, że obcowanie z kozłem jest czymś dziwnym. - Perka zaśmiała się i ułożyła się wygodnie na mężczyźnie.
- Nie wiem czy wzywała ich do łóżka. Chyba nie. - stwierdził po namyśle mag.- Obawiam się że seks, to nie jest to z czym anioły sobie radzą.
- U nas wiele rzeczy się do tego sprowadza… wiele spotkań. - Perka ucałowała męską pierś.
- Magia czarownic jest bardziej… ziemska więc czerpie z energii życiowej i jej kumulacji… - wyjaśnił Robert leżąc na łóżku i przyglądając się kochance. - Magowie sięgają w eter, w kosmos… poza ziemię.
- To najwyraźniej, tu jest przyjemniej. - Perka przesunęła dłonią po piersi mężczyzny i sięgnęła do jego męskości.
- Ciężko mi zaprzeczyć w takiej sytuacji.- sapnął mężczyzna, gdy Perka rozpoczęła swoje figle palcami.
- Nie wykończy cię kolejna rundka? - Palce Zosi poczynały sobie coraz śmielej z pochwycony ciałem.
- Jeśli spokojna będzie… jeśli chcesz następną rundkę?- to co masowała czule palcami powoli co prawda, ale jednak wracało do życia.
- Gdybym nie chciała to bym nie proponowała. - Perka zaśmiałą się. - Ale mogę poczekać trochę, aż wypoczniesz.
- Czy ja wiem… potrafisz być przekonująca.- westchnął ciężko Robert i nieco poważniej dodał.- Ale chętnie bym się zdrzemnął.
- To prześpij się. Jeszcze zdążę cię wykorzystać. - Perka ścisnęła mocniej męskość kochanka by chwilę później ją puścić. - Pożyczę jakąś twoją koszulkę, dobrze?
- Bierz co chcesz…- odparł ze śmiechem Robert sam niemrawo zagrzebując się w pościeli.
Perka wydobyła z torby t-shirt, założyła go i zawiązała pod piersiami. Do tego założyła spódniczkę i podeszła do kochanka.
- Odpocznij. - Ucałowała go w usta, tym razem jednak delikatnie.
- Taki mam plan. Obudź mnie… na obiad może… kolację.- zamruczał cicho mężczyzna.
- Kolację. Pośpij sobie. - Perka wyprostowała się i poprawiła kołdrę na mężczyźnie obserwując jak ten zasypia. Wyglądało na to, że jest tylko bardzo wyczerpany. Poza osłabieniem nie dostrzegła żadnych oznak świadczących o chorobie. Perka cicho opuściła pokój kładąc na komórce jabłko i prosząc duchy domu by za ten podatek strzegły maga, sama zaś zeszła na dół do gospodarzy, ciekawa czy ma jeszcze chwilę przed obiadem.
Nadal byli w kuchni, nadal zajęci przygotowaniami więc czas miała dla siebie. Perka doszłą do wniosku na podstawie ich przekomarzeńo, że byli tu inni goście poza Perką i jej towarzyszem. Przynajmniej jedna rodzina i jedna para… a także jedna samotna osoba.
Zosia postanowiła przejść się do zwierząt i rozejrzeć się, czy coś jeszcze się zmieniło. Wyszła z dworu i ruszyła zadbaną alejką w kierunku stajni.
 
Aiko jest offline