Krasnolud kojące słowa bretończyka skwitował splunięciem w dłoń i z młotem w garści wzruszył obojętnie ramionami. Po czym cisnął tobołkiem w tego chuja z korbaczem wznosząc jednocześnie młot do ciosu. Atakując z flanki, tak by mu gnój na schody nie zwiał, ale i by go flankować nie tracąc innych z oczu.
Pewnie wystarczyło by go ogłuszyć i z oberżystą załatwić resztę, ale pewne sprawy należało rozwiązywać do końca.
- Rzuć broń i się poddaj! - krzyknął jeszcze, dając mu ostatnią szansę na ocalenie skóry.
5k100: chyba poprzednie.