Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2021, 13:09   #123
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kvaserowi nie przeszkadzała walka z trupami, kwestia przyzwyczajenia, jednakże nie był to jego ulubiony rodzaj bitki. Za dużo smrodu, kawałków zgniłego mięsa które po czasie znajduje się w każdej szczelinie pancerza, w zębach i włosach, w butach i… w miejscach o których nie wspominało się przy damach. I znowu, po raz kolejny trafiła się przeprawa przypominająca wyrąbywanie sobie drogi przez las, czy nawet maź zgniłego mięsa niż normalną bitkę. W jego ocenie było to tylko trochę lepsze od poszukiwania skarbów w latrynach.
Mina niziołka mówiła wszystko, był zdenerwowany, ale w nieco inny, subtelny sposób, jakby znużony jednocześnie.
- Ktoś krzepki ze środka powinien odgarniać od nas te trupy których wiatrach nie zdmuchnie, no zakupimy się w tym gównie. Jak się mięso sklei z krwią to nawet huragan tego nie ruszy.
- Nie mam zaklęć, które usuwałyby zwłoki - powiedział Harran. - Nie zamienię ich w piasek czy powietrze.
- Są jak fala błota… ograniczają ruchy, jeśli pozwoli się im na otoczenie.- wtrąciła duergarka.- Dlatego my nie wchodziliśmy w mgłę tak… “bezczelnie”.
- Lepiej mają ci, co idą górą - uśmiechnął się z przekąsem Harran.

Ustalenia ustaleniami… a czas gonił. Ostatecznie drużyna ruszyła wraz z duergarami których wojownicy nie garnęli się do roli jaką proponował Kvaser. Podobnie jak awanturnicy oszczędzali moce na coś cięższego, choć zdolność odpędzania lub karcenia ich kapłana byłaby tu nieoceniona. Ten idący na przedzie de facto przewodził obecnie grupie wysławszy wprzódy magicznego zwiadowcę.
Oznaczało to jednak że niewiele z napierających z obu stron nieumarłych było likwidowanych i nawet ataki z powietrza Imry i Bezimiennego nie pomagały za wiele. Konstrukt co prawda nie dostrzegł jeszcze żadnego zagrożenia, ale mimo to czuł niepokój. To miejsce i jego natura wielce mu się nie podobały.
Z mgły wyłaniały się resztki oręża, jakieś przedmioty… być może nawet magiczne, ale podmuchy druidki rzucały je w mgłę. Jedynie to co było większe opierało się jej podmuchom. Golemy… z grubsza tak można było określić masywne metaliczne konstrukty, których to budowa czasami była daleka od tego co Wędrowiec miał okazję widzieć na Eberronie. Inne przypominały znajome konstrukty lub standardowe golemy. Część z nich była zniszczona… inne wydawały się pustymi skorupami czekającymi na iskrę która ich ożywi i wyglądały jakby zastygły w boju.
Nie były więc zagrożeniem… ni problemem, w przeciwieństwie do dziesiątek nieumarłych od których drużyna musiała się odpędzać, rozpychać i przedzierać. Druidka torowała drogę przez mgłę, ale wszystkich truposzy pozbyć się nie mogła.
Kapłan jednak najwyraźniej wiedział, gdzie idzie bo wkrótce dotarli do jakiegoś budynku, który wyglądał jak sklep i pracownia rzemieślniczo-alchemiczna. I zapewne duergary liczyły że tu kryły się skarby. Wejście do niego było zawalone gruzowiskiem powstałym z rozłupanego kamiennego golema, który bronił budynku. Wyglądało to… obiecująco. Tylko jak tam wejść?

Vaala-żywiołak powietrza-wir, po tym jak towarzystwo dotarło w końcu do jakiegoś budynku, przestała wirować, po czym przemieniła się w swoją zwyczajną formę, i dosyć chwiejnym krokiem odeszła na dwa metry w bok, a potem…
- Błeeeech - Rozległo się wśród podrygiwania jej ramion - Uch, kręci mi się we łbie… tfu, tfu… - Druidka odwrócona do reszty plecami, przetarła usta, i w końcu spojrzała na resztę towarzystwa z krzywym uśmiechem, a po chwili i na kamiennego golema, tarasującego wejście do budynku. Zaczęła coś mamrotać pod nosem, a Golem drgnął, i zaczął się składać do kupy, po czym wstał.
- To kto się zajmie drzwiami? Czy on ma przypieprzyć? - Kiwnęła głową na swojego nowego "pomocnika".
- Ja je otworzę.- rzekł głośno Khorsnak. -Trochę mi to zajmie.
Vaala w odpowiedzi cicho beknęła, po czym napiła się wody…
- Nieźle to wygląda - powiedział Harran. Skinął głową Vaali, więc zapewne miał na myśli jej kamiennego stwora, a nie budynek, do którego usiłowali się dostać. Jeśli zaś chodziło o to ostatnie, to miał jedno czy dwa parę zaklęcia, które mogłyby ułatwić im zadanie, ale o tych lepszych, bardziej praktycznych, jedynie słyszał. Pozostawało więc liczyć na umiejętności krasnoluda. I rozglądać się na wszystkie strony, by nie przegapić ewentualnego niebezpieczeństwa.
Imra wylądowała na dachu budynku. Kopyta nie wydały najmniejszego dźwięku kiedy uderzały. Półelfka poświęciła chwilę aby zobaczyć co towarzysze robią na dole, a potem wróciła do rozglądania się wokół. Wędrowiec dołączył do niej po chwili.
- Jaki udźwig ma twój wierzchowiec? - zapytał wojowniczkę, sprawdzając wytrzymałość dachu i szukając innej drogi wejścia, lub ucieczki
- O ile będą tutaj mieli zapas skamieniałego drewna, przetransportowanie go drogą powietrzną będzie wygodniejsze i szybsze.
- Mała szansa. To nie koń pociągowy, tylko magiczny transport. Jakbym wzięła Kvasera z jego całym ekwipunkiem to już by pewnie wystarczyło - Imra cmoknęła z niezadowoleniem.
- W takim razie wszystko będzie zależało od tego, w jakiej formie je znajdziemy. Wciąż kilka kursów nad mgłą będzie szybsze i bezpieczniejsze niż taszczenie tego wewnątrz niej.
- Chciałeś cały wóz udźwignąć, to chyba dasz sobie radę z kilkoma belkami?
Automaton uśmiechnął się lekko.
- Jeśli będą w jednym kawałku, to tak. Może mi zwyczajnie zabraknąć rąk.
Kvaser wyglądał na niepocieszonego. Niezależnie od podrasy, klanu i pochodzenia, krasnoludzia chciwość zawsze wygrywała. Niziołek nie dzielił się z innymi wątpliwościami czy aby właśnie kolejnymi postojami się nie osłabiają. Koniec końców to, co czyha we mgle, mogło po prostu liczyć na ich osłabienie drobnymi ranami i zmęczenie. Typowa strategia.
Zaklął pod nosem rozcinając kolejnego nieumarłego w poprzek, od biodra po przeciwległy obojczyk.

Tymczasem “zagrożenie” nadchodziło kolejnymi falami. Poruszając niedbale kończynami, wpatrując się w awanturników zamglonymi ślepiami nieumarli ruszyli ku drużynie niespiesznie powłócząc nogami. Jeden, pięć, dziesięć, dwadzieścia… drużyna usiekła ich wiele i teraz też nie stanowili problemu. Wystarczyło zadbać o to by nie przeszkadzali Khorsnakowi dłubać w zamku.
Duergarski kapłan przejął inicjatywę, ustawiając swoich wojowników po bokach, a magiczkę w środku. Osłaniali swojego przywódcę… nie dbając o sojuszników.
Tymczasem przebywający na dachu Bezimienny i Imra dostrzegli coś… błyski we mgle. Na razie te wyładowania elektryczne znajdowały się zbyt daleko by stanowić zagrożenie. Jak i by ocenić… czym są.
Półelfka uderzyła głowicą kilkukrotnie w dach.
- Pospieszcie się tam na dole. Widzimy jakieś rozbłyski - zawołała.
- Walcz! - Nakazała Vaala żywiołakowi ziemi, wskazując palcem Zombie. Sama z kolei po chwili wystrzeliła ze swoich dłoni strumieniem ognia, który zaczął się "wić" atakując nadciągające zdechlaki, niczym jakiś wąż, prący po truposzach w przód.
Harran posłał w tłum zombie błyskawicę. Podobnie jak druidka nie miał zamiaru osobiście ścierać się z ożywionymi truposzami.
Płomienie i błyskawice uderzyły w zombie smarząc i paląc nieumarłych, podobnie czynił żywiołak ziemi, którego to kamienne pięści robiły miazgę z ciał truposzy. Kvaser i dwóch duergarów zajęło się rzeźniczą pracą jaką było rozczłonkowanie kolejnych ożywieńców, którzy ochoczo acz bezmyślnie podsuwali im się pod ostrza. Praca może i bezpieczna, ale męcząca. Kapłan zaś skorzystał z mocy swojego bóstwa, by skarcić i posłać truposzy przeciw swoim współbraciom dając odrobinę luzu drużynie i ułatwiając Mmho dziurawienie nieumarłych strzałami, zaś duergarska zaklinaczka wezwała dwa lamparty do pomocy.
- Jeszcze chwila… ostatni zamek mi został!- wrzeszczał tymczasem Khorsnak, który dzielnie walczył ze wzmocnionymi drzwiami. Tylko czy mieli chwilę?
Z mgły bowiem formowała się gargantuiczna postać… utkany z mgieł i błyskawic humanoid a może truposz… powoli formował buzując od nagromadzonej energii i patrząc wściekłymi ślepiami w kierunku żywiołaka Vaali i reszty drużyny. Gigant na razie się zbierał w sobie, gdy energia szalała w jego ciele.
Ale Bezimienny… i duergar z krzyształowym ostrzem zamarli na moment zdając się że w mgle kryje się coś jeszcze. To było tylko lekki impuls, delikatny niczym łaskotanie ucha. Mentalne echo chóralnej agonii, którą wykryć mogli jedynie ci o wrażliwym umyśle. Krasnolud nie wiedział co to znaczy, ale Bezimienny tak… jego obawy się sprawdzały. Wołający w ciemności się zbliżał korzystając z mgły jako czapki niewidki. Tak samo czynił wszak ostatnim razem.
- To zbite żywiołaki - Kvaser fuknął głośno do reszty - wkurzone i w kupie, jak się zacznie walka i się uderzy to mogą się rozpłynąć jak robactwo. Około pięć, sześć.
Imra warknęła na sytuację. Spięła konia podlatując na (miała nadzieję) bezpieczną odległość. Zawarczała przywołując całą swoją smoczą esencję chccąc pozbyć się chociaż żywiołaków z pola walki.
Wędrowiec skoczył za Imrą, rozpościerając skrzydła i gotując broń. Prawdziwe starcie dopiero miało się zacząć.
- Pośpieszcie się! Wołający już tu jest, ukrywa się we mgle! – krzyknął, unosząc się nad polem walki i starając się wypatrzeć jakiekolwiek fizyczne czy psychiczne manifestacje zabójczego stwora. Ogromnego humanoida obrzucił tylko szybkim spojrzeniem, cielesny wróg wydawał się mniejszym zagrożeniem.
Harran najpierw użył na zbliżającym się stworze rozproszenia magii.
- Jak się nie ruszysz, to ja te drzwi rozpieprzę! - Warknęła do Khorsnaka Vaala, po czym wyszeptała kilka słów pod nosem, i sypnęła z dłoni jakimś proszkiem, a po chwili zmaterializowało się zupełnie znikąd stado… wilków wielkości niedźwiedzi, które rzuciły się na Zombie.
 
Sindarin jest offline