Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2021, 17:04   #19
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), blady świt (ok. 4.30)
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)



Zebrali się. W pośpiechu. Świadomi tego, że teraz połączyło ich coś więcej niż piwniczna izba. I świadomi konsekwencji tej sytuacji. Mijali stojącego na schodach Lagera w milczeniu, wyczuwając że i on dołączył do ich grona. Zwłaszcza, kiedy zamknął za nimi piwniczną klapę grzebiąc to, co pozostało z Gustava von Esk w pod ziemią, odcinając jego kończącą się historię pod ziemią. Ruszyli ciasnym korytarzem, który pokonywali po wielokroć każdego dnia bo wiódł obok kuchni i magazynku do biesiadnej, starając się nie narobić rabanu by nie pobudzić całej oberży. W biesiadnej zawsze spali ci, którzy zbyt długo zabalowawszy dnia poprzedniego zostawali w oberży na noc nie mając jednocześnie tu noclegu. Kładąc się pokotem, na ławach, stołach a nawet klepisku. Zwłaszcza teraz, w dobie przeludnienia, miejsce było w cenie. Ostrożnie, na paluszkach by nie postawić śpiących na nogi minęli główne wyjście idąc ku wskazanemu przez Lagera na migi tylnemu.

Gdy przechodzili przez biesiadną Theodosius usłyszał ciche skrzypnięcie dochodzące od ściany. W mroku trudno było dostrzec cokolwiek a lampka oliwna trzymana w górze przez idącego na końcu Lagera nie rozświetlała ciemności, ale zdało mu się, że któryś ze śpiących się przebudził. Zdawało mu się nawet, że widzi bezrozumny wzrok okutanego w płaszcz człeka, ale nikt się nie odezwał, nikt nie podniósł alarmu, nikt nie zgłaszał sprzeciwu, więc i Theodosius milczał przytrzymując na rękach Hunda i trzymając w zgrabiałych z zimna dłoniach jego pysk, by nie podniósł larum. Tylko tego by im było trzeba.

Ostrożnie krocząc w ciemnościach dotarli do tylnego wyjścia, wiodącego na podworzec oberży i wychodek. Z uwagi na to drzwi te zawsze były otwarte, tym bardziej że oberża miała jeszcze nocnego stróża, który miał swoją kanciapę na podworcu, przy zamykanej bramie. Uchylili je z cichym skrzypnięciem wychodząc na skąpany w bieli śniegu placyk. Oświetlony słabym światłem księżyca tonął w półmroku. Pochodnia paląca się przy bramie i stróżówce nie docierał do miejsca w którym stali. Zimne powietrze przeniknęło przez wszystkie warstwy ubrań w jednej chwili, zwłaszcza że w ciepłej piwnicy nie tracili czasu na takie drobiazgi jak stosowny na okazję wyjścia na dwór przyodziewek. Buchając parą z ust dopinali koszule i kaftany, wdziewali płaszcze. Lager w tym czasie ruszył do stajni. Tam stał jakiś smyk ciskając raz za razem ulepionymi ze śniegu kulami w płot.

- Hans, do diabła, zostaw to i chodź tu! - teatralny szept Lagera przywołał może dziesięcioletniego wyrostka, który skrzypiąc zmrożonym śniegiem spod stóp podbiegł do oberżysty.

- Unkiel nie straszy diabłem, bo ja się nie boję! - młody zawołał hardo strzelając wesołym wzrokiem. Tyle, że wołał głośno. Lager zamachnął się nań, ale bardziej dla porządku, bo młody się nawet nie uchylał, tylko trochę poważniejąc.

- Żebym twej matce nieboszczce, nie obiecał, dziś byś w Smrodliwej rynsztoki zadkiem szorował a nie pyskował wujowi. Prowadź ich, tak jak ci mówiłem, do „Małego”. Tylko uważaj na straż! I miej baczenie! - głos „wujka” Lagera był poważny. Młody to wyczuł, obrzucając zgromadzonych ciekawym spojrzeniem. Po czym kiwnął głową i powiedział krótko i ciszej tym razem - Chodźcie!

Ruszyli. Lager odprowadzał ich zmartwionym wzrokiem. Widać martwił się o nich. Lub, co dużo bardziej prawdopodobne, o siostrzeńca. Kości jednak zostały już rzucone, jak mawiał jakiś dramaturg. Ruszyli za smykiem, który raz po raz odwracał się przez ramię, jakby chciał się upewnić, że przewodzi takiemu komunikowi. Skrzydło bramy było już uchylone a stróża nie dało się nigdzie zobaczyć. Lager pomyślał o wszystkim. Skrzypiący śnieg był jedynym odgłosem, jaki towarzyszył ich przemarszowi.

Wyszli na uliczkę. Wąską jak wszystkie w tej dzielnicy. Usiana magazynami, warsztatami i manufakturami Robotnicza nie była pięknym miejscem. Nawet śnieżny puch, który w innych dzielnicach malowniczo otulał dachy i mury tworząc białe zaspy, na których smyki toczyły nie kończące się wojny na kulki, w Robotniczej stawał się brudnoszarą breją. Tylko w takich enklawach jak podworzec oberży, dostrzec można było uroki zimy. Ulice w Robotniczej były inne. Przekonali się o tym szybko zanurzając się w ich labiryncie.

- Pójdziemy tyłem, przez warsztaty Huffmana. Tam oni przerwę mają do rana. - Hans cichym szeptem informował nie znających miasta towarzyszy. Czuł się wyraźnie ważny a fakt, że są odeń zależni i potrzebują jego pomocy dodawał mu wigoru. - Mogli byśmy teraz iść na Bracką i potem przez wzdłuż nadbrzeża, ale tam czasem stróżów nocnych spotkać można. A unkiel kazali cichcem. Ja wiem jak. Znam całą okolicę! - dodał z dumą oczekując pochwały. Ale odpowiedziało mu tylko miarowe skrzypienie śniegu spod ciężkich buciorów. I jeszcze inny dźwięk, dochodzący z przeciwka.

Pierwszy usłyszał go Hund strosząc sierść i kręcąc się w rękach Theodosiusa, próbując wyrwać się z rąk pana. Pewnie wnet by okazał się swą wojowniczością i zadziornością ale nie było im to teraz na rękę, więc „Papcio” trzymał go mocno. Jednocześnie syknął ostrzegawczo wstrzymując ich przemarsz. Blask światła latarni zbliżał się od skrzyżowania, zza zakrętu. Blask i skrzypienie śniegu towarzyszący przemarszowi większej grupy ludzi. Zamknięci pomiędzy zwartą ścianą kamienicy i ścianą jakiegoś magazynu niedawni mieszkańcy piwnicy Lagera nie bardzo mieli się gdzie skryć. Odgłos ciężkich kroków zbliżał się, doszedł do niego jeszcze chrzęst pancerza i niesionej broni. I rozmowy.

- Szybko! Tu, za magazynem jest takie przejście. - Hans nie tracił czasu. Szarpnął Semena za rękaw próbując go zatrzymać, cofnąć. Jeśli rzeczywiście zbliżał się poszukujący ich oddział straży, należało szybko zniknąć z wąskiej uliczki. W przeciwnym razie nie mieli szans na uniknięcie spotkania.

Poprowadził ich, tym razem tracąc wcześniejszą pewność, wyraźnie lękliwie zerkając przez ramię. Ale zdążyli się skryć w wąskiej szczelinie przejścia wtłoczonego pomiędzy wysoką ścianę dużego magazynu i nie mniej wysoki płot sąsiedniej posesji. Uczęszczanego najwidoczniej, bo z wyraźnie wydeptaną ścieżką, nim zza węgła wyłonił się oddział, który ich spłoszył.

Pomyśleli przez chwilę, że mieli szczęście. Nawet Hans się uspokoił i zaczął znów przewodzić „wycieczce” - Tu robotnicy chodzą na skróty, jak ze zmiany się urywają w hucie szkła Brucknera. Tej wiecie, co to ma najnowocześniejsze piece! Nawet krasnoludy nam ich zazdroszczą, tyle że ludziom źle się tam robi. Tak mówią. Tędy wejdziemy do huty, i przetniemy cały kwartał. Tylko tam musimy…

Co „musieli” nie dane im było usłyszeć, bo naraz od drewnianej ściany magazynu rozległo się gromkie ujadanie jakiegoś psa, który najwidoczniej stróżował w środku. A dotychczasowe szczęście ich opuściło gdy Hund wyrwał się z rąk zaskoczonego „Papcia” i odpowiedział swoim zjadliwym szczekiem…


* * *

Do piwnicy Lager schodził równie cicho, jak ją opuszczał. Stary Kramer, stróż, szedł za nim krok w krok. Znali się od lat i mogli sobie zaufać.

- Co z nim? - Kramer nie pytał o stan zdrowia leżącego w kałuży krwi, bo to było widać. Johan nie zastanawiał się nawet chwili. - Do wora z nim, kamień do środka i do kanału. Wrzuć go na wóz i jedź na Raki. Tam o tej porze cisza i spokój, nie to co w porcie. Tam się zaraz ruch zacznie. Tak, na Raki. Tylko wpierw zobaczmy co on tam przy sobie ma. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda…

Pochylili się nad leżącym obaj. Obaj też odskoczyli odeń jak oparzeni kiedy to pod wpływem ich dotyku ocknął się i jęknął cicho, chrapliwie.

Gustav pamiętał walkę. Pamiętał jak bronił się przed kislewskim oprychem i tym krasnoludem. I ujadanie psa. Pamiętał też ciemność, która spłynęła nań pod wpływem któregoś z ciosów. Ran na nodze, głębokich i rwących przejmująco przy jednoczesnym obfitym krwawieniu, nie pamiętał. Podobnie jak przyczyny bólu w piersiach. Ledwie żyw próbował podnieść się, ale wnet czarne plamy latające przed oczyma posłały go niemal znów w nieświadomość. Opadł na plecy i ledwie żyw wyszeptał słabym głosem. - Pomocy…

Johan Lager spojrzał w zadumie na leżącego człeka. Powstrzymał gestem Kramera, który opanowawszy już pierwsze zaskoczenie, ponownie pochylał się nad rannym by go ograbić z wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Krótki kozik, który trzymał w ręku mógł być brutalnym narzędziem mordu i na samą myśl, że stary Kramer ma zamiar piłować nim gardło leżącego nieszczęśnika Lagerowi po plecach przemknął dreszcz. Ale też przyszło mu coś do głowy.

- Czekaj! - powstrzymał Kramera, który był już tuż tuż i Gustav widział jego rosnący cień nad sobą, ale był zbyt słaby by się bronić. Mógł tylko bezradnie obserwować to co się dzieje. Licząc na łaskę bogów. - Skoczysz do Aldemara, tego medyka. Zapłacisz mu, byleś go tu ściągnął. On może nam się przydać…

Gustav, spięty cały czas, poczuł ulgę. Lager, mimo że wcześniej nie ruszył w jego obronie palcem, jednak chciał mu pomóc. Może jeszcze nie przyszedł nań czas…


***



Proszę Mortarela o kontakt na PW.
5k100 proszę wszystkich

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline