Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2021, 11:16   #14
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Cała sytuacja nie umknęła uwadze pozostałych. Przynajmniej przez chwilę czyszczenie ścian było odrobinę mniej żmudne. Kiedy wystarczająco dużo porostów i grzybów zostało zdjętych Delta zaczęła widzieć sens tego co odkryli.
“[…] Nasza zdolność manipulowania-kontrolowania energiami natury przewyższała inne nacje. Zdolni byliśmy wznosić-budować góry, zmieniać-kierować bieg rzek, wywoływać-tworzyć sztormy i wzniecać-wybuchać pożary. Było to za mało. To miejsce nie chciało być kontrolowane-kierowane. Wzmocniliśmy-wytężyliśmy nasze starania. Kopaliśmy-drążyliśmy głębiej-dalej, aż nie zabrnęliśmy do źródła. Znaleźliśmy JĄ, a ONA zechciała nam pomóc. Zawarliśmy przymierze-pakt. Oddaliśmy kontrolę. ONA kontrolowała. Byliśmy zaślepieni[...]”
Rysunki towarzyszące opowieści były bardzo geometryczne i proste. Pokazywały różnego rodzaju humanoidalne istoty, których ciała stanowiły trójkąty i kółka. Miały jednak różną ilość palców, podobnie do tych na drzwiach. ONA nie została przedstawiona. Była przedstawiona jako promienie, do których wznoszą ręce przedstawione wcześniej istoty.
Delta za drugim razem przeczytała cały tekst na głos. Następnie spojrzała na towarzyszy nieco zbita z tropu.
- Nie do końca wiem jak to rozumieć. W każdym razie wygląda na to, że jakaś pradawna, nader osobliwa rasa, wyspecjalizowana w użytkowaniu żywiołów, wyciosała ten tunel. Z czasem dotarła do wnętrza góry, gdzie znalazła jakieś “źródło”, które określiła jako ONA. Może to jakaś potężna istota, a może rzecz lub zjawisko? W każdym razie istoty oddawały jej hołd. A w ostateczności zaś oddały władzę nad czymś, może nad sobą? To tajemnicze, ale z pewnością rzuca nieco światła na nasz cel.
Spojrzała na krasnoludy.
- Chyba znacie się nieco na kamieniarce? Ile wieków może mieć ten tunel? Kojarzycie jakieś lokalne podania o podobnych istotach?
Ulfgar sięgną pamięcią do opowiadań jakie słyszał. Był pewny, że o obcej cywilizacji nie słyszał, ani tym aby ktokolwiek z krasnoludów odkrył te ruiny. Jego fachowe oko umiało ocenić, że ten korytarz musiał mieć co najmniej kilka tysięcy lat. Skąd? Po oczyszczeniu stały się widoczne warstwy minerałów z jakich ściana była zbudowana. Tak samo sugerowała erozja na wyrytych wzorach.
Ulfgar przejechał dłonią po ścianie, poskrobał ją paznokciem i zagwizdał z uznaniem.
-Wieki to za mało, ten tunel był wykuty przynajmniej kilka mileniów temu.

Wysłuchawszy krasnoludów, choć sama się sobie dziwiła, postanowiła zwrócić się jeszcze z podobnym zapytaniem do Izhkina. Stwierdziła jednak, że rozegra to w bardziej zmyślny sposób.
- A może “władca ciemności” coś o tym słyszał? - udała, że mówi do siebie, by rozbudzić ciekawość obrażonego Derro - Ktoś tak potężny na pewno dużo wie…
Derro uniósł krzaczastą brew do góry. Zabębnił palcami o nogę. Poruszył wąsem.
- Strata czasu! Tu ewidentnie nic nie ma. Kiedyś jak otworzyłem drzwi, to się wysypało zza nich dużo ognistych węży.
Ulfgar, jak na żądanie przypomniał sobie przypadek, kiedy z wulkanu wypełzła masa takich właśnie istot sprowadzając na miasto sporo nieszczęścia.
- Ale pewien jestem że to z tym musi być powiązany ten, który próbuje mnie zdetronizować! Dlatego zabijecie wszystkie te istoty jak tylko je zobaczycie! - rozkazał prostując się. Sięgał niektórym ledwo do pasa…
- Albo je tobą nakarmimy - burknął Ulfgar. Nie miał zamiaru czegoś takiego zrobić, ale wolał jakoś przyhamować zapędy derro. Ten zmrużył oczy z niezadowoleniem, ale nic nie powiedział.
- Hm, jak wyglądały te “węże”? - zapytała Ulfgara magini. Wolała się zwrócić do kogoś rozsądniejszego. No i nie zamierzała rozmawiać z potworem, o ile nie byłoby to konieczne.
- Ostatecznie nie ma znaczenia czym ONA jest. - machnął ręką gnom wtrącając się w rozmowę by utrącić temat który mógłby w przedwczesny konflikt się przemienić. Derro był jeszcze im potrzebny. Choćby w postaci przynęty na potwory. - To nie zmienia celu naszej misji, tylko bardziej go… eee.. precyzuje. Tak. To odpowiednie słowo. Ruszajmy dalej.
- Nie różnią się specjalnie od zwykłych gadzin, są tylko czerwone i ognioodporne - odpowiedział na pytanie Ulfgar - Ostatnio jak się pojawiły, sprezentowałem żonce nowe rękawice i buty do pracy w kuźni - wyszczerzył się.
Delta podumała przez chwilę.
- Jak dotychczas wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z działaniami istot z planów żywiołów - stwierdziła w końcu.
- To dobrze… czy źle dla nas? - zapytał Justice drapiąc się po podbródku. - Twój arsenał magiczny jest dobry na żywiołaki, czy też inny rodzaj stworzeń byłby wygodniejszy do ubicia przez ciebie?
- Prawdę mówiąc... - zabójczyni spojrzała po kompanach. Przez chwilę jakby się wahała, ale ostatecznie dokończyła beznamiętnym tonem. - To specjalizuje się w zabijaniu humanoidów. Jednym ciosem.
Potem odwróciła wzrok w kierunku ciągnącego się daleko w dal tunelu. Niezainteresowana ich ewentualną reakcją.
- Z żywiołakami poradzę sobie pewnie tak samo jak wy. O ile nie będą to istoty z planu powietrza. Wtedy może być trudniej. Z tego co wiem to wszystkie byty skojarzone z elementami posiadają wiele odporności i są bardzo żywotne. Sam sobie odpowiedz, czy to dla nas dobrze.
Po tym wyjaśnieniu zawiesiła głos.
- Żywiołaki i podobne tatałajstwo to nie pierwszyzna, zwykle jak coś wyłaziło z góry żeby kłopoty sprawiać, to właśnie one – stwierdził Ulfgar – Powietrznymi bym się nie przejmował, tu kręciły się zawsze takie bliższe ziemi i ogniowi, pewnie kwestia terenu. Nic, z czym byśmy sobie nie poradzili.
- Cóż… humanoidów do ubicia też tu znajdziemy. Władca Ciemności nie jest z pewnością jedynym Derro w okolicy, a pozostali mogą być mniej skłonni do współpracy czy dialogu.- ocenił gnom po krótkim namyśle.

Obecny Derro nie skomentował wypowiedzi grupy. Również kiedy ruszyli nie odzywał się za wiele. Obserwował jednak każdego z osobna, co pilnujący go gnom mógł zauważyć. Droga była czysta. Bardzo długo była czysta. Powoli grupa zaczęła odczuwać fizyczne zmęczenia od podróży przez wiele godzin. Nie było jednak gdzie rozbić choćby prowizoryczny obóz. Już mieli się zatrzymywać kiedy Thoer usłyszała, że korytarz się kończy. Piskaniem nie pozwoliła reszcie jeszcze odpocząć. Faktycznie po około dwudziestu minutach pozostali również zobaczyli, że porosty i ich delikatny poblask się urywa zostawiając czarną sylwetkę korytarza. Wyczulona na niebezpieczeństwo druidka ciągle nie dostrzegała niebezpieczeństwa.
Czerń korytarza okazała się być faktycznym końcem drogi. Przed Thoer i pozostałymi rozpościerała się ogromna wyrwa w skale. Tak jakby ktoś nożem uciął skały i je rozsunął. Po drugiej stronie, lekko ponad tym gdzie teraz byli ich korytarz szedł dalej. Druidka jednak wykryła jeszcze drugą wyrwę, inne wejście wydrążone w skale. Było ono niżej od ich obecnego położenia.

Thoer podleciała i przystanęła na jednej ze skał. Wyglądało na to, że czeluść, która się przed nimi rozciągała była bezdenna, choć, oczywiście, nie stanowiła żadnego problemu dla Thoer. Jasne było, że będą musieli wybrać któreś z wyjść, które przed nimi się znajdowały. Zanim zastanowią się nad tym, czy pójdą korytarzem górnym lub dolnym, Thoer postanowiła zrobić zwiad.
Przede wszystkim zatoczyła krąg wokół wyjścia, z którego wyszli, szukając jakichkolwiek punktów zaczepienia, które być może pozostały po dawnym (lub nie tak dawnym) trzęsieniu ziemi, które spowodowało wyłom. Być może były tutaj jakieś rośliny lub strącone drzewa z powierzchni, które można było wykorzystać? Szczególną uwagę zwróciła na sklepienie, którego nie widzieli i które być może nie istniało, lub było zbyt daleko na górze.
Wreszcie, postanowiła sprawdzić pobieżnie, co kryło się w korytarzach leżącymi przed nimi - najpierw dolny, a potem górny korytarz. Jeśli mieli przekroczyć przepaść, to dobrze by było, aby po przekroczeniu nie czekała na nich niemiła niespodzianka w postaci kolejnego wynaturzenia, które czekało po drugiej stronie, aby ich pożreć. Drudka postanowiła poświęcić na ten pobieżny zwiad około pół godziny, a potem powrócić do swoich kompanów.
Ulfgar podszedł do krawędzi i spojrzał w bezdenną otchłań. Kiedy doszedł do wniosku, że otchłań raczej na niego nie spojrzy, przeniósł wzrok na oba korytarze, szacując odległości.
- Do przeskoczenia… - mruknął, po czym spojrzał na derro - Który korytarz?
Ten jednak tylko wzruszył ramionami.
- Uznałem, że pozwolę się prowadzić swoim podwładnym - szerokim gestem pokazał obie możliwości, a także bezdenną czeluść.
- Wybierajcie - dodał z krzywym uśmiechem.
- O nie, tak się bawić nie będziemy. Co jest w którym korytarzu? - zapytał groźniejszym tonem krasnolud, stając nad “przewodnikiem”.
- Po prostu… nie wiesz, co? Jesteśmy z dala od twojej norki. Z dala od znanych ci terenów. Jesteś tu równie obcy jak my. - stwierdził sceptycznie gnom spoglądając na derro. Ten zrobił głupią minę, po czym zamamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
- No nie byłem.
Gnom tylko się uśmiechnął nieco.. triumfalnie i dodał. - Czyli jesteśmy na obszarze Terry Incognity. Równie dobrze możemy mapę sami robić.
Delta jak zwykle była małomówna. Zresztą, dobrze orientowała się w mieście, ale o podziemiach miała nikłe pojęcie. Wyraziła jednak swą opinię, opartą o rozsądek.
- Główny tunel powinien prowadzić do tego “źródła” i ONEj. Druga droga pewnie została wydrążona przez jakieś podziemne istoty, więc jeśli ja miałabym decydować, to wybrałabym utrzymanie dotychczasowego kierunku i nie zbaczanie z obranej ścieżki.

Thoer w tym czasie robiła zwiad. Ku swojemu niezadowoleniu poszukiwania pozostałości po drzewach bądź innej roślinności z powierzchni były daremne. Co innego korytarze. Ten którym szli wciąż był porośnięty porostami i grzybami, które ułatwiały widzenie istotom nieprzyzwyczajonym do chodzenia w całkowitych ciemnościach. W najbliższej okolicy wyglądało, że się nic nie kręciło, więc pozostali mogli spokojnie wejść. Dolny tunel nie był tak regularny jak ich pierwsza droga. Zdawał się być naturalnym tworem w przeciwieństwie do wyrzeźbionej przez pradawną nację korytarza. Wlatując głębiej zobaczyła iż był bardziej nachylony, ale również w najbliższej okolicy wydawał się bezpieczny. Nie był jednak porośnięty żadną roślinnością.
Thoer podleciała nieco bliżej porostów, które były w górnym tunelu. Porosty wyglądały całkiem zachęcająco. Zlustrowała, ile ich tutaj było i jak gęsto grota była pokryta roślinnością. Nasłuchiwała przez parę chwil i przyjrzała się ścianom.
Następnie zanurkowała i przez pewien czas leciała na dół, ostrożnie sprawdzając, czy przypadkiem odległość w pewnym momencie nie zmniejsza się. Ostatecznie, wyrwy, które były spowodowane naturalnymi przyczynami rzadko kiedy były regularne. Być może mogli znaleźć odcinek, gdzie przestrzeń pomiędzy klifem była mniejsza.

Ostatecznie dokonawszy zwiadu, który potrzebowała, przyleciała z powrotem do drużyny. Nietoperz zmienił się: skrzydła stały się z powrotem ramionami i dłońmi, ciemna skóra zmieniła się w jasną skórę drudki, wreszcie, Thoer stanęła przed swoimi kompanami i rzekła:
- Dolny tunel zdaje się być naturalny. Górny to ten, którym szliśmy dotychczas. W obu przypadkach nie ma niebezpieczeństwa. Być może dolny to ten, którym szliśmy zanim otworzyliśmy wrota.
Thoer spojrzała raz jeszcze w przepaść, po czym podjęła:
- Inny formy Thoer mogą przeprowadzić nas przez przepaść. Skok zdaje się zbyt ryzykowny - Thoer potarła brodę, rozmyślając nad tym, w jaki sposób ułożyłyby się kości derro, gdyby ten spadł z wysokości paruset metrów. - Zbyteczne ryzyko. Thoer przeprowadzi przez przepaść, choć jest to ostatnia z moich form dziś. Pozostało zadecydować, którym tunelem pójdziemy. Ten wyżej czy ten niżej? - zapytała towarzyszy.
- Nie jestem specjalistą od jaskiń ani wulkanów.- odparł Justicano zerkając na swoich towarzyszy. - Ale jeśli nasza droga ma prowadzić do serca tej góry, to… chyba trzeba iść w dół?
- Hmm, miałoby to sporo sensu, że sercem góry jest ta cała ONA. A jeśli tak, to Delta ma rację, że prędzej dotrzemy do niej górnym korytarzem, a nie naturalną szczeliną. W razie czego się wrócimy – stwierdził Ulfgar, dalej oglądając tunel i w zamyśleniu pocierając jedną z wplątanych w brodę ozdób.
- Thoer, jeśli możesz nas przenieść, to tak będzie zdecydowanie wygodniej. Pytanie tylko, co robimy z nim - wskazał gestem derro - Skoro nie zna tych terenów, to nie widzę powodu, żeby go ze sobą ciągnąć. Nie przyda się, a tylko zawadza –
- Mogę się nim zająć - powiedziała beznamiętnie Delta, dotykając wymownie rękojeści miecza.
Kiedy zaczęła się rozmowa o tym co zrobić z ich “przewodnikiem” i pojawiła się prosta ale wymowna sugestia, derro nie czekał na rozwój sytuacji. Nagle wrzasnął z taką siłą, że aż zadzwoniło wszystkim w uszach. Justice aż stracił orientację co się dzieje. Izhkin potem zaczął uciekać… niezbyt zgrabnie.
Ulfgar stęknął boleśnie czując, że z uszu cieknie mu krew. Wcześniej nie miał zamiaru robić derro krzywdy, może poza rozbrojeniem, ale teraz się nie zastanawiał. Zanim szajbus zdążył wyskoczyć poza jego zasięg, ręka z tarczą wystrzeliła do przodu i grzmotnęła go w bok, posyłając w powietrze i prosto na ścianę.
Podstępny atak derro wywołał zdecydowaną reakcję ze strony zabójczyni. Skorzystała ona z niezgrabnej próby ucieczki potwora, by błyskawicznie doskoczyć ku niemu i wbić mu miecz między łopatki. Lekko zakrzywione ostrze gładko przeszło na wylot, wyłaniając się w pełnej okazałości z klatki piersiowej uciekiniera. Obłąkany Izkhin po tak brutalnym ataku skonał na miejscu.
Justice z początku był ogłuszony wrzaskiem, a potem zaskoczony całą sytuacją. I nieco zniesmaczony rozwiązaniem przyjętym przez resztę drużyny. Ale nie odezwał się w tej kwestii.
Tymczasem Thoer, otrząsnąwszy się od obłąkanego wrzasku derro, skinęła głową.
- Być może śmierć to wybawienie z jego opłakanego stanu - rzekła, patrząc na trupa derro. - Tymczasem jednak powinniśmy ruszać.
Delta brutalnie wyszarpnęła ostrze z trupa i wytarła je o stygnące ciało. Następnie spojrzała na Thoer.
- Nie ustaliliśmy którą drogą - rzuciła, tak jakby nic się nie stało, chowając przy okazji miecz na miejsce.
- Górą - rzekła Thoer. - Derro podniósł coś ze zwłok bulette. Dobrze będzie, jeśli przeszukamy go. Freki, siad.
Postać Thoer po raz kolejny zaczęła się zmieniać. Usta wykrzywiły się w długi dziób, skóra pokryła się piórami, natomiast nogi zmieniły się w pazury lwa. Przed drużyną stanął gryf, który rozpostarł skrzydła i uderzył nimi powietrze, a następnie wziął w swoje szpony tygrysa i począł lecieć z nim na drugą stronę przepaści. Zamierzała wrócić i zrobić to samo z pozostałymi członkami drużyny.
Justicano podszedł do trupa derro, przykucnął i przeszukał jego ciało, następnie ułożył na wznak i zamknął zmarłemu oczy. I wymruczał starą marynarską modlitwę, mającą ukoić ducha zmarłego nagłą śmiercią, co by nie wrócił na morza by szukać pomsty na żywych. Wypadałoby jeszcze wrzucić ciało w jakieś odmęty morskie, ale niestety tych nie było. A sam Justice nie uważał by zrzucenie trupa w dół równało się pogrzebowi w morskich odmętach.
Delta zobaczywszy co gnom znalazł pośród dobytku derro zbliżyła się.
- Mogłabym się tym zaopiekować? — zapytała wskazując na fiolkę z trucizną.
- Eee...ch… niech będzie.- stwierdził Justice podając dziewczynie zdobycz.
Fiołkowooka skinęła mu głową z wdzięcznością.
Ulfgar przyglądał się temu z ponurą miną - nie był zadowolony z tego, że zabili derro. Sam chciał po prostu go zostawić, ale ten zaatakował, co znaczyło, że później mógł tylko sprawiać dalsze problemy. Gdy Thoer wróciła po przeniesieniu swojego tygrysa, podszedł do niej.
- Mogę cię złapać za szpony, albo chwyć za naramienniki, zapięcia wytrzymają.
Gryf syknął przeciągle i wskazał jeden z potężnych szponów w stronę Ulfgara, na znak że może złapać szpony. Następnie, wzbił się w powietrze, niosąc krasnoluda w stronę tygrysa czekającego po drugiej stronie.
 
Sindarin jest offline