Nabnu miał serdecznie dosyć całej tej szopki, sytuacja była daleka od jasnej i coraz bardziej wydawało mu się że ta sytuacja powstała po to by sprawdzić lojalność i zgranie drużyny. I dowodziła coraz mocniej że drużyna zgrana nie jest. Że to tylko zbieranina przypadkowych ludzi bez wspólnych celów i umiejętności współpracy. Obojętnym wzrokiem odprowadził maga i krasnoluda pędzących za kusznikiem, ale w myślach załamał ręce nad ich głupotą... Biec za kimś uzbrojonym w ciemny kręty korytarz i to takim wariackim tempem... Wysłuchał spokojnie przemowy elfki i barda po czym skwitował: - Ja podobnie jak panna Sovelis nie podniosę ręki na bezbronnego. To zdanie dla kata. I tak jak ona nie jestem pewien co do jego winy i coraz mniej podoba mi sie służba u kogoś kto na dzień dobry wyznacza mi rolę sędziego w procesie w którym nie ma świadków ani dowodów tylko zarzuty i wiezień. Wolę nie myśleć że wyznaczona mi może zostać rola kata bo na to nigdy się nie zgodzę.
Po czym zwrócił się do barda: - A masz powody czy dowody żeby uznać tego tu więznia za kłamcę i zdrajcę? Bo ja ich nie widziałem.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |