Czarodziej ruszył ku drugim drzwiom. Za nimi ruszyła dwójka duergarów. Zakkara została przy machinach wojennych, a kapłan w sali głównej. Pod wpływem kostura (i kluczy) maga otworzyły się drzwi do drugiej komnaty. W środku była sala z czterema stołami i przedmiotami przydatnymi do zaklinania magii w przedmiotach. Pracownia ta służyła pewnie do wykańczania pierścieni magicznych oraz robienia różdżek i kosturów. Niestety wszystkie przedmioty tam leżące były niedokończone, a przez to bezużyteczne. Ale zawsze stanowiły materiał dla zdolnego magicznego rzemieślnika do wykorzystania. Stoły były solidnie, bo z ciężkiego dębu. I było to zwykłe drewno.
- To co Krasnale, dobre drewno na kółka?? - Spytała Vaala, wskazując stoły dłonią.
- Ujdzie… - odparł opancerzony który wydawał się tu z tej dwójki specjalistą w tej materii.- Dwie godziny by je zrobić mi trzeba. Co najmniej. Trzy, jeśli mają być solidne.
- Może w tym czasie przetransportujemy te dzieci poza jaskinię? - zaproponował Harran… a Vaala zdziwiła się na jego słowa.
- Chcesz tylko dzieci ratować? - Powiedziała.
- Dzieci zawsze wysyła się na początku, a im dłużej będziemy czekać, tym będzie trudniej - odparł. - Więc lepiej by było, gdyby dorośli ruszyli w drugiej turze.
- Możemy poczekać, niech będą solidne - odpowiedział duergarowi Wędrowiec, po czym zwrócił się do Harrana i Vaali - Razem z dziećmi musi być ktoś, kto ich potem przypilnuje. Harranie, Cadamusie, macie w zanadrzu jakieś zaklęcia lotu? I jakie są proporcje dorosłych, starców i dzieci?
- Tak, mam ich kilka - odparł zaklinacz. - Bez problemu starczy dla połowy chętnych.
- Mogę wam skurczyć balistę albo katapultę, obdarzyć kilkoro kocią gracją…- zamyślił się mag. - Mam kilka prostszych zaklęć bojowych. I jedną postać gazową. Lotu nigdy się nie nauczyłem. Dostaję mdłości podczas szybkiego latania, więc wolę przemieszczać jako chmura gazu.
- A co do popilnowania. Miraka… moja asystentka. Lub Sermonus, wojownik który nas broni. Oboje siedzą z pozostałymi w piwnicy.- wyjaśnił Cadamus drapiąc się po brodzie.- Na wypadek gdyby… okazało się, że ktoś kto wtargnął tutaj okazał się mniej przyjazny. Przy odrobinie szczęścia zabilibyście mnie i mojego strażnika i nie dowiedzieli o ukrytej piwnicy. Przy pechu, Sermonus byłby ostatnią linią obrony.
- Blaszak…znaczy się, Wędrowiec pytał, ile. Jest. Dorosłych. A ile. Dzieci. - Vaala wycedziła przez ząbki do dziadka, po czym pokręciła głową, i odeszła już od towarzystwa… i nagle jej się coś przypomniało - Da radę wejść na dach? Dach płaski, czy nie? Wybijemy nawet dziurę żeby wejść… tu i tak wszystko rozwalone… bo stamtąd będzie lepiej startować, żeby uciec z jaskini, tak?
Kvaser na razie przysłuchiwał się ustaleniom, lecz nerwowo przestępował z nogi na nogę, jakby nie lubił zbyt długo gadać.
- Jest czterech dorosłych wyłączając mnie i dzieci… jest osiem. Co do liczby dzieci nie jest do końca pewien. Małe to to i rozbiegane. Ciężko policzyć i przeszkadzają w przygotowaniu czarów. Od dzieci wolę trzymać się z daleka… aż do czasu, gdy staną się nastolatkami. W dachu dziurę mogę zrobić. Mam na to czar.- odparł Cadamus licząc na palcach.
Wędrowiec westchnął cicho. Jednak magowie na różnych sferach zachowywali się podobnie…
- Czworo dorosłych. Jeśli dostaną zaklęcie lotu od Harrana, mogą wziąć przynajmniej po jednym z dzieci. Sam mogę przenieść dwie osoby ...jeśli nie spanikują. Kvaser, Imra, pomożecie przy tym? Wystarczy wtedy jeden kurs - po tych słowach zwrócił się jeszcze do maga - Chcesz powiedzieć, że jednak masz zaklęcie zmniejszające w zanadrzu? - zapytał z irytacją.
- Nie osób. Jedynie jednego przedmiotu. - poprawił Cadamus.- Ogólnie nie mam zaklęć zmieniających postać istot żywych, co najwyżej poprawiających ich cechy. Ale przygotowuję tylko zwiększające zwinność i jedno poprawiające kondycję. Już rzuciłem na siebie.
- Gratulacje - powiedział automaton głosem kompletnie bez wyrazu - O ile jesteś w stanie skurczyć katapultę?
- Do jednej szesnastej jej pierwotnej wielkości.- stwierdził po namyśle.
- Pod ramię wezmę tylko najmniejsze, większych dzieciaków po prostu nie obejmę - Kvaser stwierdził rzeczowo.
- Jedna osoba więcej - stwierdził automaton - Cadamusie, skurcz w takim razie katapultę, nie będziemy tracić tyle czasu.
- Och na litość… a nie możesz wziąć liny i ich powiązać ze sobą? Mierzyłeś się na podniesienie wozu wcześniej, grupka ludzi nie powinna być problemem. Nie musi im być wygodnie - Imra westchnęła.
- W sumie - Kvaser zamyślił się - może skorzystać z tej maski przeciw temu mgielnym sukinkotowi? I byłby grosz.
- Może najpierw załatwimy te bardziej przyziemne sprawy, a potem sobie urządzisz polowanie? - zaproponował Harran.
- Szczerze - Kvaser powiedział zamyślony - możemy się założyć Harranie, że ten stwór nas zaatakuje podczas transportu, może będą ofiary. Zakładam, nie wiem… Dobre piwo?
- Stwór jest powiązany z mgłą, więc o ile będziemy poruszać się poza jej obszarem, będzie mniejszym zagrożeniem - odpowiedział Wędrowiec, po czym zwrócił się do Imry - Pomysł wart rozważenia. O ile przekonasz ludzi, żeby dali się spokojnie przywiązać i nie wiercili się podczas transportu.
Ma te słowa na twarzy półelfki pojawił się złowrogi uśmiech.
- Słyszałam, że ludzie z miast lubią się wiązać… gdy… no… - Zaśmiała się Vaala - Ale żeby dzieci? Jak prosiaczki, idące na rzeź czy co? Róbcie dziurę w dachu, wychodzimy. Nikogo wiązać nie trzeba, poradzimy sobie - Powiedziała dziewczyna, po czym wymownie zgniotła obie dłonie, żeby jej strzelały u nich kostki.
Wędrowiec znieruchomiał na moment, jakby coś przeliczał.
- Cadamusie, poproszę o zaklęcie zmniejszające na katapultę. Harranie, rzuć proszę zaklęcie lotu na siebie, Kvasera i Imrę. Vaalu, możesz przybrać formę żywiołaka powietrza po opuszczeniu budynku? W ten sposób bez problemu przeniesiemy ludzi w bezpieczne miejsce, damy też radę wspólnie udźwignąć balistę. Oczywiście jeśli nie chcecie jeszcze sprawdzić, czy nie ma tu czegoś cennego?
- Ja mogę przywołać wielkie sowy, co ludzi przeniosą… - Palnęła nagle Vaala.
- Za późno, zmieniaj się w żywiołaka i lecimy - Imra fuknęła - idę po te ofiary losu.