Centrum Lucatore, popołudnie 2 lipca 2595
Barczysty mężczyzna w stroju myśliwego złapał rozwścieczonego psa za kark nie bacząc na furię toczącego pianę zwierzęcia, zaczął go odciągać od dziewczynki i broniącego jej ojca. Czworonóg miotał się coraz silniej, odwracając łeb w bezrozumnej furii w stronę swego właściciela.
- Fernex! On postradał rozum! – krzyknął Carmino Ferro kierując swe słowa do myśliwego – On... jest chory!
Kładący dłoń na pistolecie Barthez wychwycił mimo zgiełku przestraszonych ludzkich głosów znamienne wahanie w tonie czerwonokrzyżowca i od razu odgadł jego powód. Ordynator nie chciał publicznie siać paniki, zwłaszcza wśród niewykształconych Purgaryjczyków uprawiających w Lucatore rolę. To dlatego ukrył też pod połą płaszcza kapsułę z moluskiem - aby nie dostrzegli jej ci obyci ze światem żołnierze Krzyża, którzy znali znaczenie poruszeń końskiego mięśnia.
Pies wyszarpnął się z nie dość silnego uścisku swego pana, okręcił się w miejscu szczerząc ociekające śliną zęby. Barthez zrozumiał, że oszalałe zwierzę gotowe jest skoczyć do gardła człowiekowi w myśliwskim stroju.
Ścigany przerażonymi okrzykami gapiów, ogar przysiadł na tylnych łapach, po czym zadygotał spazmatycznie. Potrząsnął dwukrotnie łbem, a potem ku jeszcze większemu przerażeniu wszystkich zwymiotował wprost na bruk. Strumień cuchnącej treści żołądkowej obryzgał plac ruchliwymi drobinami, które nie przestawały się poruszać po kontakcie z podłożem.
Zdjęty lodowatym dreszczem Nathan pojął, że w wymiotach roiło się od bladych larw.
Pies wydał z siebie przeraźliwy skowyt, wciąż trzęsąc się szaleńczo, ale po chwili runął bokiem na płyty dziedzińca i znieruchomiał.
Choć nie do końca... jego klatka piersiowa przestała się poruszać świadcząc o bezdechu, ale dziwnie napięta skóra na podbrzuszu sprawiała wrażenie nieznacznie pulsującej, naciskanej od środka wbrew wszelkim prawidłom natury.