Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2021, 13:21   #120
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver

Statek Silver zakręcił w stronę posiadłości Adama, w której zostawał obecnie Isshin. W radiu przeszły jakieś szybkie próby identyfikacji i zmiany kursu, nim jednak operator zdążył wykrzyczeć swoje, trójka już wyskakiwała z drzwi pojazdu, który następnie uda się na parkowanie tam, gdzie powinien.
Silver jako pierwszy wylądował na ziemi w heroicznej pozie, chwile później po jego prawiej pojawił się szpanujący mechanicznymi bicepsami Jack, a po lewej wpatrzony w telefon Bo. Widzący to pracownicy posesji padli na ziemię badź zaczęli uciekać, myśląc, że posiadłość jest atakowana. Wiedzący jednak na werandzie Isshin i Adam zaśmiali się tylko. - Ładne sztuczki panowie! - wyraźnie ucieszeni występem, tak jak i stojący nieopodal strażnicy. Widowiskowość ich zeskoku sprawiła, że nikt z obecnych nie podejrzewał ich o złe intencje. - W czym mogę pomóc? - spytał Adam, trzymając talerzyk z filiżanką.
-To już nie można po prostu wpaść do sąsiada na herbatę? - Zapytał niewinnym tonem Armstrong, w duchu uśmiechając się na ten mały żart sytuacyjny. Korciło go, by dorzucić “wujaszku”, ale nie był już małym chłopcem któremu takie coś można darować.
Adam zaśmiał się gromko.
- Nie tak bombowo i bez zapowiedzi. Wiesz, że lepiej nie przeszkadzać admirałowi ot tak, więc… - Adam zerknął na swojego gościa. - Myślę, że wiem, do kogo przyszedłeś.
Isshin spojrzał na Adama lekko zdziwiony, po czym wstał, nieśmiale uśmiechając się do Silvera. - Umm...miło mi?
- Nie martw się, Isshin, Silver to dobry chłopak. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia dzisiaj, więc nie mam nic przeciwko zostawienia cię w jego opiece, jeżeli ci to nie przeszkadza?
- Haha...no, ja na dzisiaj nie mam planów. Równie dobrze mogę poznać twojego kolegę.
-No tak powinienem uprzedzić, żebyś zdążył zamknąć Seti w pokoju. - Odparł Silver z krzywym uśmieszkiem. Był to rzecz jasna żart, bo choć córka admirała leciała na niego gdy byli dziećmi, nie widzieli się od lat. A ona w tym czasie zdążyła już wyjść za mąż i doczekać się córeczki. Jego rodzice zapewne zgrzytali z tego powodu zębami, choć Adam nie był arystokratą czystej krwi, pozycja admirała czyniła jego dzieci bardzo dobrą partią.
-Mnie również miło, Silver. - Podszedł do szermierza i przedstawił się podając rękę. - To Jack, a to Bo. - Dokonał krótkiej prezentacji, a jego dwóch towarzyszy również się przedstawiło.
-W takim wypadku zapraszam do mnie. Nie chcę nadużywać gościnności admirała. - Zaproponował Isshinowi.
Isshin podrapał się w tył głowy. - Nie lubię spędzać całych dni w mieszkaniach. - wyznał. - Skanowałem dzisiaj planetę i znalazłem jezioro w okolicy. Może zechcecie je zobaczyć ze mną? - zaproponował. Sugestia wydawała się Silverowi nietypowa. Znał tę okolicę bardzo dobrze, ale nie kojarzył, aby były w pobliżu jeziora.
Czyżby ktoś postanowił zmodyfikować krajobraz, albo zaczął hodować ryby? Armstrong rozważył propozycję niemal nie zwracając uwagi na fakt, że Isshin najwidoczniej błędnie wyobraził sobie jego rodzinną posiadłość. Ciekawość wzięła górę.
-Dlaczego nie, odrobina ruchu na świeżym powietrzu nam nie zaszkodzi. - Zgodził się. - Daleko do tego jeziora?
- Całkiem blisko. - obiecał Isshin i zaczął prowadzić spokojnym krokiem przez polany w stronę pobliskiego lasu. Adam pomachał tylko wszystkim na pożegnanie, przynajmniej chwilowe.
Nie chcąc poruszać się w ciszy z nowo poznanymi, Isshin starał się prowadzić konwersację. - Nie sądzę, abyście przylecieli tu tylko dla mnie. Macie swoje włości na Edenie? - spytał.
-Owszem, może nie tak zupełnie po sąsiedzku z Adamem, ale część klanu Armstrongów mieszka tutaj. - Odparł Silver, odnosząc się do wcześniejszej wymiany zdań. - Aczkolwiek tym razem jestem w lokalnym systemie w interesach, a że od jakiegoś czasu chciałem z Tobą zamienić kilka słów to postanowiłem skorzystać z okazji. A Ciebie co tu sprowadza? - Młody Recollector wiedział rzecz jasna, że szermierz przyleciał tu na zaproszenie Adama, ale co nim powodowało i czy nie miał jakichś dodatkowych motywacji nie zostało jeszcze ujawnione.
- Spokój. - odparł wprost Isshin. - Chciałem przejść na emeryturę. Adam zaproponował, żebym zadomowił się na jego włościach. Być może liczy na to, że jeszcze mi się odwidzi, zaraz jak będę pod jego nosem. - zaśmiał się.
-Nie jesteś na to aby za młody? - Zapytał równie wprost Silver. Hajikata wyglądał na kogoś w zbliżonym do niego wieku, choć oczywiście jeśli praktykował nadmagię równie dobrze mógł mieć sto i więcej lat. - Poza tym, czy na ścieżce miecza istnieje coś takiego jak emerytura? Zawsze znajdą się nowe wyzwania do pokonania czy kolejne wyżyny do osiągnięcia.
Isshin uśmiechnął się i wyskoczył biegiem przed siebie. Silver i jego podwładni bez problemu dotrzymali mu kroku, już niedługo wyskakując całą grupą zza osłony drzew. Przed nimi rozpościerało się przepiękne błękitne jezioro, otoczone łąką kwiatową. Miejsce to mogło wciąż być na krańcach posesji Adama, choć może nie w całości. Było imponujące, ale również tajemnicze: z jego środka wystawała rakieta kosmiczna, wyglądająca niemal antycznie. Cały zbiornik wodny mógł powstać w kraterze po jej rozbiciu.
- Huh...nigdzie nie pisało, że to zabytek. - Isshin zaśmiał się, po czym spojrzał na Silvera. - Nie chcę mówić, że mam depresję, bo to przesada...ale nie widzę niczego, o co warto by było walczyć. Mamy dostęp do całego uniwersum. Każdy może tu znaleźć swój zakątek taki jak ten. Żeby usiąść i odpocząć. - to powiedziawszy, opadł na ziemię między kwiatami, wpatrując się w pejzaż.
Ktoś musiał wybulić naprawdę sporo kredytów, żeby stworzyć tu jezioro. A może sprowadzić? Zagłębienie wyglądało jak pozostałości miejsca pradawnej katastrofy, a jeszcze parę lat temu nie było tu ani krateru, ani rakiety. Młody Recollector wysłał na okręt zdjęcia, żeby załoga spróbowała rozpoznać model.
-Bez urazy, ale masz bardzo wąskie pole widzenia. - Armstrong klapnął na trawę obok Isshina. - Cesarstwo Ludzkości obejmuje zaledwie jedną galaktykę i to nawet nie w pełni. Dopóki nie cofną embarga na silniki typu warp, nie mamy nawet co marzyć o eksploracji bezmiaru wszechświata. A za tą bezgraniczną pustką, która dzieli nas od innych galaktyk na odkrycie czeka wiele tajemnic, być może nawet inne kosmiczne imperia. - Głos Silvera przepełniony był tęsknotą. Miał naturę badacza, a w Drodze Mlecznej nie zostało wiele do odkrycia. Z racji iż najbardziej zaawansowaną rasą byli ludzie, ciężko o zapomniane ruiny innych wysoce rozwiniętych cywilizacji. A gdzieś tam, miliony lat świetlnych dalej czekały pozostałości Cesarstwa Serafinów, kto wie może nawet jakieś ich nowe państwo. Czy nadal toczyli wojny z pobratymcami Azazela?
-Poza tym, co z twoim Celem? Osiągnąłeś go już? - Zapytał, odnosząc się niejako do swojego doświadczenia z nadmagią. Każdy potrzebował Celu, to go definiowało i pozwalało odblokować prawdziwy potencjał.
- W tym rzecz, nigdy nie miałem celu. - wyznał. - Szermierka była po prostu czymś, czym się zajmowałem. Non-stop. Tak długo, aż wreszcie… - westchnął i zamilkł na moment. - Aż wreszcie przestałem czuć się jak człowiek. - cokolwiek to miało znaczyć, wydawało się istotne dla Isshina. - W każdym razie dawno osiągnąłem poziom, przy którym nie muszę się niczym przejmować. Tym bardziej jeżeli będę prowadził normalne życie z dala od konfliktów.
Armstrong nie tego się spodziewał, zupełnie nie tego. Okazywało się, że Isshin prawdopodobnie był nieświadomym praktykantem nadmagii, czyli raczej nie posiadał informacji których Silver mógł potrzebować. Trzeba to jednak było zweryfikować.
-Czyli nie kojarzysz tego miejsca? - Zapytał, wyświetlając projekcję tego, co widział w czasie swojej medytacji, pomijając Azazela.
- Huh...ty masz jakiś cel? - Jack spytał Bo.
- Chronić Pi.
- Ale tak...poza tym, jakby ci się skończył kontrakt?
- Nie. Myślenie o przyszłości rozprasza w pracy nad teraźniejszymi problemami.
- Hmm… - Jack spojrzał Silvera. - Nasz cel to chyba tylko dobrze się bawić. - stwierdził prowokacyjnie. Bo nie skomentował.
Isshin przyjrzał się rekreacji wizji Silvera, po czym pokręcił przecząco głową. - Nie, nic mi to nie mówi. To coś ważnego? - zdziwił się.
-Nie da się na to odpowiedzieć jednoznacznie. - Odparł Armstrong wpatrując się w mrok wizji. Westchnął przygotowując się do dłuższych wyjaśnień. - Skoro nigdy tego nie widziałeś, to znak że jesteś Naturalnym Talentem i dla Ciebie to miejsce nie ma żadnego znaczenia, przynajmniej nie w tej formie. Możesz uznać to za uśmiech losu, bo trafić tam to nic przyjemnego. - Zatrzymał projekcję, zastanawiając się co wyświetlić w następnej kolejności. - Jeśli jednak ktoś, dla przykładu ja, chce przebudzić swój potencjał siłą woli, musi przejść przez tę otchłań. Wówczas świadomość zagrożenia, oraz przygotowanie się na konfrontację są niezbędne. - Zrobił krótką pauzę, żeby szermierz mógł przyswoić jego słowa.
-Zanim przejdę dalej, chyba powinienem wyjaśnić co leży u podstawy moich poszukiwań. Twoje nadnaturalne zdolności szermiercze, oraz poczucie oddalenia się od człowieczeństwa wskazują, że jesteś użytkownikiem nadmagii. Słyszałeś o tym zjawisku? - Zapytał.
- Wiele pojedynków wygrałem, bo jestem odporny na magię. Nikt się tego nie spodziewa. - odpowiedział Isshin. - Adam tłumaczył, że to jakiś bardzo rzadki, unikatowo ludzki talent.
-Czyli podstawy znasz, dobrze. - Silver lekko się uśmiechnął. - Niemniej Adam mylił się w dość istotnej kwestii, nadmagia nie jest rzadka, a przynajmniej nie w sensie bycia czymś nieosiągalnym. Każdy człowiek po odpowiednim przygotowaniu może uzyskać do niej dostęp. Osobna kwestia, że ma się na to tylko jedną szansę, jeśli ktoś odniesie porażkę, czeka go los gorszy od śmierci. - Na wyświetlaczu pojawił się człowiek pochłaniany przez mroczne kończyny. - Prawdziwą rzadkością są takie przypadki jak twój, gdy nadmagia budzi się samoistnie poprzez dedykowany styl życia. Jednakże odporność na magię to tylko początek. Jeśli miałbym ten talent do czegoś porównać, najlepszym odpowiednikiem byłaby chyba kultywacja. Dzięki ćwiczeniom i medytacji można dalej zwiększać możliwości swojego ciała i duszy, nie wiem nawet czy istnieje górny limit tego, co da się dzięki nadmagii osiągnąć. Bardzo możliwe, że nie ma takowego.
- Teraz jak o tym wspominasz, możliwe, że słyszałem coś więcej. - przytaknął Isshin. - Niestety, nie będe w stanie was naprowadzić na to, jak coś takiego osiągnąć. Nawet nie byłem pewien, że się kwalifikuję. - przyznał.
-Domyśliłem się, ale to żaden problem. - Silver wstał i przeciągnął się. Wskazał niedbale na jezioro z rakietą. - Obejrzymy je sobie z bliska? Ciekaw jestem, po co ktoś to tu ustawił. - Z tonu tej wypowiedzi Isshin mógł się łatwo domyślić, że nie mają do czynienia z zabytkiem, a raczej instalacją.
- Jest tu wiele bogatych rodzin. Może ktoś chciał sztuczną ruinę? Romantycy podobno takie wznosili. - zasugerował Isshin.
- Przepraszam. - przerwał Bo. - Przyszedłem, bo liczyłem na pokaz pana renomowanych zdolności. Mam swoje obowiązki na okręcie, więc jeżeli byłaby taka możliwość…
- Staram się od tego odpocząć, więc bądź szybki. - poprosił Isshin.
W odpowiedzi, Bo skinął głową i schował komórkę. Wyjął swój miecz i stanął w nietypowej pozycji. Jego nogi były w dość szerokim rozkroku, a miecz uniesiony nad głowę skierowany był w stronę Isshina. Silver nie spotkał się wcześniej z takim stylem walki, widział może podobne formy, ale od Bo emanowała pewna aura. W jego technice było coś nietypowego. Isshin nie wyglądał jednak na zainteresowanego. Odwrócił się od cyborga i skierował w stronę rakiety.
- ...Nie namówię więc pana na pojedynek? - spytał Bo.
- Już przegrałeś. - odparł Isshin, nie odwracając się, choć zatrzymał się na moment. - Tej gardy nie da się przebić, ale nie możesz się ruszyć z miejsca. Nie zdążyłbyś jej zmienić bez tworzenia dziesiątek otwarć. To pułapka dla nowicjuszy. Naucz się czegoś innego.
Bo wycofał swoją gardę, nieprzekonany. - Spotkałem jedną osobę, która była w stanie przełamać tę technikę. Od tamtej pory szukam drugiej.
Isshin odwrócił głowę za siebie, aby spojrzeć na Bo. Przez chwilę wyglądał na zamyślonego. Wreszcie jednak odpowiedział. - Może kiedyś nie panowałeś nad tym tak, jak teraz. - po czym ześlizgnął się z górki na plażę.
- Cóż...to ja wrócę do Pi. - zakomunikował Bo, nie spodziewając się, że Silver go zatrzyma.
- Na szczycie rakiety widzę otwarte drzwi! Możemy tam doskoczyć! - zaproponował z dołu Isshin.
- Naprawdę sądzisz, że na okręcie mogłoby jej coś grozić? - Zapytał Armstrong retorycznie, po czym machnął ręką na znak "odmaszerować". Bo był jednotorowy, próby przekonania go do czegokolwiek nie miały wielkiego sensu. Po chwili dołączył do Isshina na dole.
-Czemu nie, po coś je dodano. - Przystał na propozycję szermierza, skoro ten chciał, póki co odpocząć od fechtunku, dalsze dopytywanie go mogło zaczekać.
Silver i Isshin bez problemu przeskoczyli niespełna kilometrowy dystans na szczyt wbitej w krater rakiety. Jack potrzebował wbić się mieczem w połowie konstrukcji, jednak zaraz po tym doskoczył do reszty, gdy Isshin pakował się do otwartej klapy wejścia.
Wewnątrz rakiety zalegało sporo wody, najprawdopodobniej deszczówka dostała się przez otwarte drzwi. Widząc środek, Silver nie był w stanie rozpoznać modelu rakiety. Design, technologia, jak i użyte materiały wydawały się niezmiernie niepraktyczne. Nikt z tego nie korzystał i sam Silver nie słyszał, aby miało to miejsce kiedyś. Mimo tego podłużna konstrukcja sprawiała wrażenie funkcjonalnej maszyny.
- O, jakiś czas temu zgubiłem taką. - zaśmiał się Isshin podnosząc skórzaną rękawiczkę z przyczepionej do ściany ławki. - Wygląda ciekawie, ale nie jestem pewien, jak bezpieczne jest zwiedzanie tego miejsca. Nie dość, że całość stoi pionowo, to jeszcze dziobem w ziemi. Nie wiem, czego się spodziewałem. Mogłoby przynajmniej nie być tak ślisko.
Całe to miejsce było przynajmniej lekko podejrzane, Silver skupił się więc by sprawdzić, czy nie ma aury magicznej. Niczego takiego nie znalazł, jednak coś w nim? przy nim? zaczęło reagować magicznie i wysyłać mu jakiś słaby "sygnał", jednak nie dość mocny, by wywołać reakcję. Gdyby nie spróbował, nawet by go nie zauważył. - Czuję jakiś magiczny rezonans w tej rakiecie. Nie będę Cię zmuszał byś poszedł ze mną, ale chciałbym to zbadać.
Isshin wzruszył ramionami. - Po to wszedłem, żeby zobaczyć, co tu jest. Chcesz zejść na sam dół? - spytał.
-Jeśli się da, to tak. Ale przede wszystkim chciałbym znaleźć przyczynę tego dziwnego uczucia. - Nie wiedział jak je objaśnić, ponieważ impuls magiczny był za słaby. Może schodząc niżej uda się uzyskać więcej informacji. Choć tego miejsca nie było tu jeszcze parę lat temu, to rakieta była prawdopodobnie jeszcze starsza niż samochód, który znalazł w ulu na lodowej planecie. Ewentualnie mogła zostać wykonana przez xeno, ta opcja również tłumaczyła do pewnego stopnia, czemu zastosowane technologie wyglądały tak niepraktycznie.
-Chodźmy więc. - Rzucił jedynie i ruszył przed siebie. Jednocześnie spróbował sięgnąć swoją percepcją do wewnątrz siebie, jeśli ten okręt był genezy xeno, może reagował na Azazela, nie na niego samego.
Zejście na dno było nieprzyjemne. Mężczyźni musieli wspinać się w dół, łapiąc się krzeseł i szaf przymocowanych do ścian rakiety. Ponieważ wszystko było mokre i brakowało tu miejsca, Jack postanowił zostać przy wejściu.
Przechodząc między pomieszczeniami, Silver nie był do końca pewien ich funkcji. Wszystkie pomieszczenie ustawione były ciągiem i przynajmniej jedno z nich służyło do odpoczynku, a inne było jadalnią. Reszta była jednak dużo cięższa do ocenienia.
Gdy dwójka zeszła na tyle nisko, aby wyrównać z poziomem jeziora, zauważyli, że reszta rakiety została zalana. Na tafli wody prowadzącej w głąb unosił się zdobny długopis ozdobiony logiem Armstrongów.
- Hmm...nie jestem w humorze na nurkowanie, nie przyniosłem aż tylu ubrań na zmianę. Jeżeli planujesz tam wpłynąć, mogę zostać tutaj i asekurować. - zaoferował się Isshin.
-Armstrongowie już tu byli. - Zaśmiał się Silver, podnosząc z wody długopis. To kolejny raz, gdy natrafiał na nietypowy relikt technologiczny powiązany jednocześnie z jego przodkami. Był to dziwny zbieg okoliczności w najlepszym wypadku, w najgorszym jakaś manipulacja, której nie potrafił wytłumaczyć. Ku tej drugiej hipotezie skłaniał go fakt, że siła sygnału wciąż rosła, gdy schodził niżej. Zakręcił przedmiotem w palcach i westchnął.
-Ktoś zadał sobie sporo trudu, żeby mnie tu przyciągnąć, nie mogę go rozczarować. Muszę dociągnąć tę sprawę do końca. - Z jednej z licznych kieszonek pasa wyciągnął małą szpulkę, na którą nawinięty był długi drut o grubości włosa. Odwinął go nieco i podał koniec Isshinowi, przyczepiając cylinder do paska.
-Wolałbym nie zgubić drogi, wtedy mógłbym się utopić. - Powiedział z lekkim uśmiechem, po czym wziął parę głębokich wdechów. Jego pojemność płuc z reguły miała pomagać w utrzymaniu prędkości, jednakże oznaczała też, że mógł bardzo długo wstrzymywać oddech. Zdjął płaszcz i buty, po czym wskoczył zgrabnie do wody i zanurkował.
Dopłynięcie na dno rakiety nie trwało zbyt długo. Silver znalazł tam pomieszczenie z czterema fotelami oraz panelem sterowania. Rozbita szyba kokpitu była źródłem przecieku. Wbrew pozorom zejście tutaj nie nasiliło instynktów Silvera mocniej, niż gdy znalazł długopis.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline