Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2021, 11:05   #106
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wpierw odzyskał przytomność. Nie od razu to się udało, ale jednak się udało. Najpewniej była to zasługa Roxy, która owinęła go bandażami i chyba zaserwowała mu jakąś szpryckę. Albo i nie, i to było “znieczulenie ogólne spowodowane szokiem”. Taką nazwę kiedyś gdzieś usłyszał po solidnym dachowaniu w Detroit. Solidnym to nie znaczy jak zwykle co czwartek, tylko takie, po którym dachuje jakieś ćwierć stawki, i to jeszcze obijając się o siebie.

W każdym razie kiedy już zdołał wstać, to znów zapragnął usiąść i najlepiej się położyć. Bandaż okrywał jego udo, jego lewą rękę i ogólnie zdaje się, że nieźle się z tymi gościami w mundurkach pociął. Dopiero po chwili się im przyjrzał. Swastyki to widział na kilku cudakach jeszcze w Illinois, kiedy sam był szwejem. Krótko, to krótko, bo właściwie poza obdartym moro i łatanymi szarą taśmą glanami niewiele się różnili od kolejnego gangu. No i zamiast szefie mówiło się “tajest panie sierżancie!”. No i w wielkim skrócie to jego banda z sze..wróć, z sierżantem klepała się z innymi bandami, też w mundurach i pamiętał, że niektórzy mieli swastyki na mundurach. Ot, naszywka w tych pojebanych czasach, ale ideologia mogła i pewnie dawała jakiś cel. Być może popychała tych nawianych skurwensynów do zabijania innych nawianych surwensynów, i James mógł znów poczuć się tak, jakby znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. No bo skoro swastykowcy lali religijnych idiotów, a ich ekipa nie należała do jednych, ani do drugich, było jasne, że coś nie pykło w genialnym planie Theobalda.
- Coś pierdykło - stwierdził fakt patrząc smutnie na kurtkę. Rękaw do przyszycia. Guziki szczęśliwie były na miejscu. Podkoszulek zaś...
- Kurwa, to był dobry podkoszulek. Za całe pięć gambli - stwierdził smutno James. Szczęśliwie powitał za to Roxy z jego gratami i pierwsze co zrobił to władował swój czarny, skórzany stetson na głowę. Od razu poczuł się lepiej. Potem zapalił sobie fajeczkę.
Chwilę później zakręciło mu się w głowie, więc oparł się o resztki ściany. Jednak ściana nie mogła z nim pójść, więc wypatrzył całkiem zgrabny sztucer, którym posługiwał się jakiś odziany na biało kultysta. Długa lufa i kolba stanowiła całkiem niezłą kulę, na której mógł się podeprzeć. Dla pewności sprawdził jednak zamek, i rozładował broń aby przypadkiem nie postrzelić się w pachę. Szczególnie, że sztucery Remingtona wersji 700 były znane z samowystrzałów.


Akolita miał też całkiem zgrabną ładownicę którą James użył aby przytwierdzić resztki podkoszulka i rozdartą kurtkę do zbolałego ciała. Nóż którym wykończył swojego przeciwnika wciąż w nim tkwił więc kierowca nie szukał tego za bardzo.
Ostatni ze swoich gratów, pistolet Alonsa leżał tam, gdzie wcześniej były schody. Obecnie zruinowane i przysypane gruzem i piaskiem. Broń, zapiaszczona i zakurzona ewidentnie nadawała się do czyszczenia.

- Tam na piętrze coś jest. Jakby ciemnia. Nie zdążyłem tam wleźć, bo wszystko się zjebało a potem to już same wiecie. - Powiedział James z wyraźnym wysiłkiem, i wskazał na piętro.
- Roxy, Samanta, dacie radę tam wleźć? - zapytał z nadzieją w głosie.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 09-04-2021 o 11:09.
Asmodian jest offline