09-04-2021, 13:30
|
#564 |
| Gmach Policji Wodnej w Marinie, 5 listopada 2021
Vadim był zmęczony. Od ponad doby nie zmrużył oka, jego ciało wymagało co najmniej przeglądu medycznego, a w pobliżu nie było ani miligrama alkoholu. Miał ogromną ochotę napić się, a właściwie urżnąć w trupa i obudzić się z kacem poalkoholowym. Bo byłby to kac mniejszy i bardziej znośny niż ten moralny, który kłuł w jego poczucie własnej wartości i kopał po sumieniu. Może i Rosjanina nie było łatwo złamać fizycznie, lecz wewnątrz zahartowanej przeszłością skorupy, kryła się miękka i wrażliwa tkanka. Vadim zerknął na każdego z towarzyszy, choć wzrok dość szybko uciekł od Abrahama Dickensa, niczym pies spłoszony hukiem petardy. Zwykle rozgadany i nie żałujący ciętej riposty fikser, teraz milczał w ponurej stagnacji. Usiadł skulony pod ścianą i wpatrywał się przez dobre kilka minut w ścianę.
Zabrali ich na salę rozpraw, gdzie sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Co prawda nadal zawisły nad nimi zarzuty, ale to był pikuś przy zmianie ich statusu z ultra-terrorystów, na podrzędnych rzezimieszków. Cóż, niedługo nacieszyli się sława. Nawet tego odmówił im chytry demiurg. Z jakiś przyczyn jego towarzysze cieszyli się. Dla Vadima oznaczało to tyle, co nałożenie na nich kieratu przez jakiegoś dupka z nadmiarem kasy. Fikser oczywiście schował dumę do kieszeni i przystał na propozycję spotkania z adwokatem.
- To oznacza, drodzy mili, że mamy gościa, dla którego trzeba będzie odpracować te 200 patyków. Choć faktycznie, mam nadzieję, że zaoferuje jakąś opiekę medyczną, bo w tym stanie to długo niepopracujemy.
Był ciekaw, kto będzie ich nowym wyzyskiwaczem. Jeśli to będzie ten kurdupel Lao, to wszyscy zobaczą jak Vadim odgryza sobie stopę z rozpaczy.
__________________ Something is coming... |
| |