Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2007, 11:54   #102
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jak doradziła Lyhnis, tak po kilku zdaniach dyskusji zrobiliście. Szliście przez główną ulicę mijając kolejne domy i powodując, że następne światła za oknami gasły. Wszyscy ciągle mieliście to wyraźne poczucie bycia obserwowanym - ba, wiedzieliście to prawie na pewno! Mimo wszystko, niebezpiecznie byłoby zapuszczać się w boczne uliczki nieznanego miasta.
W końcu, po następnych kilkudziesięciu metrach, wasze odczucia potwierdziły się. Zza rogu wyszedł jakiś uzbrojony człowiek. Drugi, trzeci, kolejny...
- Stać!

* * *

Bez zbędnych ceregieli, zostaliście otoczeni przez kilkunastu strażników przypominających nieco tych przy bramie. Ludzie wyglądali dla was tak podobnie do siebie... Zwłaszcza, że ci byli ubrani w takie same lekkie zbroje. Podnosiło was na duchu to, że prowadzili was w stronę pałacu, do którego przecież sami zmierzaliście - z tego to powodu nie stawialiście większych oporów. Budynek przybliżał się i wyglądał coraz bardziej imponująco.



* * *

Przeszedłszy przez liczne korytarze, których wystrój mógł prawie równać się z dekoracją Sali Mędrców w Avadirei, zostaliście umieszczeni w jakiejś niewielkiej komnacie, gdzie pilnowało was nadal kilku strażników. Nie byli oni skorzy do jakiejkolwiek rozmowy, którą to kilka razy chciało któreś z was nawiązać. Ich zadaniem było was pilnować. Waszym, w tym momencie, czekać. Chcieliście wreszcie porozmawiać z władcą tego miejsca, dowiedzieć się, co z Ogrodami, a także jak najwięcej o Powierzchni. Ucieszyliście się w pierwszym momencie, gdy drzwi się otworzyły, ale wasze miny zrzedły, gdy tylko człowiek przestąpił próg. Był to mężczyzna, który siedział w powozie, podczas przygody przed bramą. Na jego ustach widniał uśmieszek udowadniający jego poczucie wyższości. W jego głosie wyczuwaliście niezwykle wyraźne niezadowolenie, powoli przeradzające się we wściekłość.
- No, proszę... Nasi 'inni'! Daliście mi powody do przemyślenia różnych spraw... Nie tylko, CZYM jesteście, ale także skąd i po co przypałętaliście się do mojego miasta.
Któreś z was chciało odpowiedzieć, lecz zostało uciszone przez władcę, którego nerwy widocznie były bardzo mocno zszargane.
- Cisza! Ja już wiem! Ja wszystko wiem! Macie być groźbą! Groźbą dla MOJEJ władzy i MOJEGO miasta! Wrócicie do swojego pana, kimkolwiek by nie był, a domyślam się, kto to może być, ale NIE W JEDNYM KAWAŁKU! Będziecie wychłostani, zamknięci każde w innej części zamku! Nie dostaniecie ani łyka pomyji, ani kęsa spleśniałego chleba! - ostatnia część przemowy wprost kipiała satysfakcją ze swojej wściekłości i władzy. Zatrzymał się na chwilę, oddychając głęboko, i jakby na coś czekając. Wreszcie wrzasnął na kogoś, kto prawdopodobnie był przełożonym strażników. - Co tak stoisz? ZABRAĆ ICH!

* * *

Lyhnis:
Dwóch strażników prowadziło cię zawiłymi korytarzami, do jakiejść wewnętrznej części zamku. Na początku starałaś się zapamiętać trasę, lub oględnie wiedzieć, gdzie może być reszta drużyny, lecz było to bezcelowe, w labiryncie korytarzy, który cię otaczał. W końcu wepchnięto cię do miejsca, które nie było w lochach, lecz mimo wszystko wyraźnie przygotowane było do trzymania w nim więźniów. Wskazywały na to choćby okratowane drzwi - dzięki temu widziałaś chociaż, co się za nimi dzieje. Twoje rzeczy zostały rzucone na razie gdzieś obok wejścia, a strażnicy stali pilnując tak ich, jak i ciebie. Po chwili, wymieniwszy jakieś zdania, których nie słyszałaś i przestraszone spojrzenia, pobiegli gdzieś - najprawdopodobniej nie zrobili czegoś, przez co ich pan mógłby być jeszcze bardziej zły, i mieli zamiar wrócić jak najszybciej. Nie interesowało Cię to, dopóki nie zauważyłaś, że w drzwiach pozostał klucz...

Kerom:
Jako że widać było, że jesteś wyćwiczonym żołnierzem, przydzielono do twojej eskorty aż trzy osoby. Szliście kilka minut, ciągle wchodząc po schodach coraz wyżej.
Byłeś w bardzo wysokim pokoju, za zamkniętymi, drewnianymi drzwiami. Niestety zabrano ci ekwipunek. Twoją uwagę jednak zwróciło średniej wielkości, otwarte okno na wysokości kilku metrów...

Mumriken:
Nie wiedziałeś, gdzie cię prowadzą, i zbytnio cię to nie obchodziło. Choć... Miło byłoby być wolnym, mimo wszystko. Mlaskałeś co chwilę - dawało to dużo satysfakcji, gdyż prowadzący cię strażnik był tym wprost przerażony. Odstawił cię do jakiegoś małego, zapyziałego pokoiku - cóż, byłeś do takich przyzwyczajony. Siedział tak, siedział, a ty mlaskałeś i mlaskałeś... Aż strażnik usnął. Tak, spał, widziałeś to wyraźnie. Drzwi były solidne, drewniane... To jak to widziałeś?
Dopiero teraz, zaabsorbowany mlaskaniem, zobaczyłeś, że drzwi wcale nie są dobrze zamknięte, lecz - uchylone.

Nathaniel:
Po kilkunastu minutach bycia prowadzonym przez dwóch uzbrojonych strażników, zorientowałeś się, że nie idziesz, do żadnego zamknięcia. Doszedłeś na dziedziniec, gdzie stałeś z jednym strażnikiem - drugi po coś poszedł. Wrócił z czymś, co z pewnością służyło do chłosty...
 
Diriad jest offline