Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2021, 18:09   #94
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Amris tymczasem poszedł do Olafa. Gdy pożegnał się z siostrą która dała mu do zrozumienia, że mordowanie Amazonek jest bardzo nie na miejscu. Cóż magister świetnie o tym wiedział. Liczył, że kompani zainspirowani rozmowami zrealizują plan uwolenia więźniarki w ten czy inny sposób. Nikt nie prosił go pomoc więc po znalezieniu Olafa poprosił go by znaleźli miejscowego cyrulika. Chciał z nim porozmawiać czy nie mają rannych po starciach z Amazonkami, bądź chorych których nie potrafią pomóc. Wiedza czarodzieja i jego siostry mogłaby się okazać przydatna.

Osobistego tłumacza de Rivery nie było trudno znaleźć. Siedział w końcu niedaleko niego. Między Bertrandem a Izabellą. Widocznie dowódca chciał go mieć przy sobie gdyby zaistniała taka potrzeba w porozumieniu się z jarlem czy innymi Norsmenami. A, że siedzieli w centralnym miejscu przy szeregu stołów to byli widocznie prawie z każdego innego miejsca na placu. Amris nie miał więc kłopotów aby go odnaleźć. Kłopot był aby skłonić go do współpracy.

- Tak, rozumiem. Ale kapitan mi kazał siedzieć tutaj. Bez jego rozkazu nie mogę się stąd ruszyć. - powiedział coś co raczej nie powinno być zaskoczeniem. W końcu skoro otrzymał wyraźne polecenie od dowódcy nie mógł go zignorować. Ale podpowiedział, że jeśli chodzi tylko o tłumacza a nie o jego samego to może spróbować z Thalosem. On też nieźle mówi po norsmeńsku.

- O tam, siedzi. W tej brązowej koszuli. - wskazał na jednego z mężczyzn jaki nie wyróżniał się jakoś szczególnie na tle innych. Siedział razem z innymi przy jednym z bocznych skrzydeł jakie tworzyły rozstawione stoły.

Amris był gotów rozmawiać z kapitanem o wypożyczeniu na moment Olafa. Po propozycji tego ostatniego, że mają jeszcze inne możliwości skinął głową.
- Dziękuję spróbuję - Amris następnie udał się do wspomnianego Thalosa. Przystanął dał dopić łyk z kufla rozmówcy nim się odezwał.
- Thalos zgadza się. Jestem Magister Amris, Olaf wskazał mi pana jako osobę która mogłaby mi pomóc w tłumaczeniu. Potrzebuję porozmawiać z tutejszym znachorem. Może mają jakiś chorych lub ciężko rannych po bitwie. Znamy się z siostrą zarówno na magii jak i na leczeniu. - zwrócił się do mężczyzny. - Wypada się odwdzięczyć za gościnę.

- Na magii? - mężczyzna nie wydawał się zbyt ucieszony, że mu się przerywa tą wieczorną wieczerzę a tym bardziej jak padła wzmianka o tej przeklętej magii na jaką wielu ludzi reagowało wręcz z zabobonnym lękiem. Spojrzał przez stół i plac na kolegę który go wkopał w to niewdzięczne zajęcie ale siedzący pomiędzy bretońskim rodzeństwem Olaf potwierdził to skinieniem głowy gestem jakby wyganiania. Więc pechowiec westchnął, upił jeszcze wina ze swojego kubka i wstał od stołu aby służyć za tego tłumacza z tubylcami.

W końcu we dwóch zabrali po drodze Lycene i dotarli do jednego z tych długich domów o dwuspadowych dachach. Nie różnił się niczym szczególnym na tle innych jakie mijali. Talos jako tłumacz, nawet jeśli niechętny temu zadaniu, to okazał się całkiem przydatny, wręcz niezbędny w tej roli pytania brodatych tubylców o tego szamana. Wśród słów powtarzało się słowo “vitki” chociaż Amris nie wiedział co to znaczy.

- To tutaj. - Thalos wskazał na drzwi chaty ozdobione pękami ziół i jakąś byczą czy inną czaszką. Był też ośmiokątny pentagram jaki mógł się kojarzyć z gwiazdą Chaosu. Ale też z ośmioma podstawowymi kolorami eteru. A jednocześnie nie był ani jednym ani drugim. Mężczyzna który został tłumaczem Amirsa miał minę jakby wolał tam ani nie wchodzić ani nie pukać a jak już to wolałby aby to elf uczynił pierwszy ruch.

Amris tymczasem energicznie zapukał. Jego tajemnicze symbole nigdy nie odstraszały a wręcz ciekawiły. Nie należało jednak pchać się do chaty bez zapowiedzi. Stąd elf obwieścił ich przybycie i czekał na gospodarza.

Czekali chwilę gdy usłyszeli kroki podchodzące pod drzwi i te otwarły się. W progu stanął mężczyzna z brodą. Jak na standardy ludzkie to pewnie był już dość stary. Co dało się poznać po ciemno szarej brodzie. Był ubrany w długą tunikę poniżej kolan i przy pasie jakieś woreczki a na piersi talizman z dziwnymi znakami. Otworzył, stanął w drzwiach i obrzucił spojrzeniem stojącego przed nimi elfa. Zapytał krótko o coś jak już mu się bez pośpiechu przyjrzał.

- Pyta po co tu przyszliśmy. - na Thalosie widocznie ten domownik zrobił wrażenie bo prawie szeptał trwożliwym tonem nie chcąc się naradzić na jego gniew.

- Jestem Magister Amris a to moja siostra Lycena. Jesteśmy uzdrowicielami. Słyszeliśmy o niedawnej bitwie, leczymy zarówno tradycyjnie jak i magią. Przebywamy tu w gościnie i chcielibyśmy zapytać czy możemy pomóc? Zobaczyć chorych i rannych jeśli jacyś są. - elf przyłożył rękę do serca mówiąc te słowa i lekko skinął głową na znak szacunku. Chciał zadeklarować czystość intencji. Potem czekał na tłumaczenie Thalosa.

Tłumacz miał minę jakby zdecydowanie wolał być gdzie indziej niż tutaj pośrodku dyskusji osób parających się magią. Ale przełknął ślinę i przetłumaczył krótkimi zdaniami to co powiedział elf. Gospodarz przyjął to w milczeniu patrząc w tym czasie na elfie rodzeństwo. Chyba się trawił to wszystko. Jak nic nie mówił tylko patrzył tym nieprzeniknionym spojrzeniem to trudno było ocenić wyraz jego twarzy i zamysł. W końcu powiedział coś krótko i zamknął drzwi znikając w swojej chacie.

- Mówi, że zaraz wyjdzie i byśmy poczekali. - Thalos przetłumaczył prawie szeptem. No i miał rację. Zaraz potem drzwi znów skrzypnęły i stanął w nich ten miejscowy szaman. Wyszedł przed dom i gestem dał znać aby iść za nim. Przeszli tak ulicą pomiędzy długimi, prostymi domami gdzie po zmroku było dość ciemno. Chociaż co jakiś czas ciemności rozświetlały jasne plamy ognisk albo pochodni. Tak przeszli do jakiegoś domu jaki dla gości nie wyróżniał się niczym niezwykłym na tle innych.

W środku panował podobny układ pomieszczeń jaki zdążyli poznać w domu rodzinnym. Czyli najpierw była główna izba a potem szaman przeprowadził ich w bok do drzwi prowadzące do sypialni. Tutaj w jednej z nich leżał na łóżku jakiś mężczyzna a drugi na kolejnym. Szaman podkręcił lampę aby zrobić jaśniej po czym wskazał na pierwszego z nich i zaczął mówić a Thalos sukcesywnie tłumaczył.

Pierwszego dorwał wielki kot. Cudem dotarł do rzeki gdzie znaleźli go chłopcy łowiący ryby w rzece i zabrali na łódź. Stracił wiele krwi i rany miał poważne. Więc jego los był mocno niepewny i w rękach bogów. Drugiego ukąsiła zielona żmija. Bardzo zdradliwa trucizna. Próbował sam wycisnąć sobie jad ale to było trudne. Zanim wrócił do wioski trucizna sparaliżowała mu całą nogę. Teraz trwała walka o to aby nie miał trwałych uszkodzeń tej nogi.

Amris spojrzał na siostrę i bez słów podzieli się pracą. Lycena była dobrym tradycyjnym medykiem choć znała się na czarach w stopniu nieznacznym zajęła się ofiarą żmiji. Amris natomiast podszedł do ofiary dzikiego kota. Przetłumacz Thalosie zwrócił się do towarzysza

- Moja siostra zajmie się trucizną i nogą w sposób tradycyjny. Ja natomiast postaram się wyrwać waszego brata ze szponów śmierci za pomocą czarów. To najpewniejsza metoda w tym stanie.

Magister wyciągnął jeden z przezroczystych paciorków ostrożnie zaczął splatać magię. To był zawsze moment największej euforii w jego życiu i największego ryzyka. Wypowiadał ostrożnie słowa sięgnął do wiatru magii. Całkowite skupienie i katalizator mocy miały mu pomóc w prawidłowym rzuceniu czarów Uzdrowienia. Na początek postanowił inkantować i przywołać moc dwukrotnie. Chciał zaobserwować czy uzdrowi ofiarę na tyle by ją ocalić czy może odzyska sprawność. Kierowała nim również w pewnym sensie pycha w tym względzie. Chciał zaimponować miejscowym i liczył, że pomoże to w staraniach o uratowanie amazonki. Do tego nieszczęsna ofiara kota musiałaby ozdrowieć na tyle by wyjść do ucztujących. Będzie to wymagało więcej czarów i więcej ryzyka związanego z przywoływaniem mocy. Gra jednak toczyła się o więcej niż jedno życie. Kim byłby Amris nie ryzykując swojego zdrowia?

Elfi magister spojrzał swoim umysłem w inny świat. Świat przenicowany różnorodnymi barwami Eteru umownie nazywanymi barwami. Energia przenikała przez świat materialny jakby ściany, podłogi albo istoty żywe nie stały na jej przeszkodzie. Amris zaczerpnął ze tego jasnego barwnika w jakim się specjalizował. Zebrał trochę tworząc chwilowe zawirowania w tym świecie niematerialnym jak w zwykłym strumieniu gdy się zabrało kamień jaki do tej pory opływała woda. Udało mu się zebrać garść tej świetlnej energii i wpleść w recytowane zaklęcie. Tkał je z podobnych nitek i starał się wpleść w zakłóconą i poszarpaną energię ciała złożonego na łóżku. Widział jak nowe, świetle sploty dołączają do żywej energii wydzielanej przez żywe ciało. Jak się z nią komponują i wzmacniają strukturę. Jak skończył wiedział, że mu się udało wzmocnić tego ludzkiego nieszczęśnika. Oraz to, że rany były zbyt poważne by tak prosto udało mu się drastycznie zmienić jego stan. Dalej był poważnie ranny i cierpiący ale już nie tak bliski śmierci jak przed chwilą.

- Zrobiłam co mogłam. To poważne obrażenia. Musi odpoczywać, dużo pić. Widzę, że zmieniacie mu opatrunki. Dobrze. Dobrze się nim zajmujecie ale po prostu potrzeba czasu aby ciało odrobiło straty krwi i resztę. Spróbuję zajrzeć do niego rano jeśli to możliwe. - Lycena też wkrótce potem skończyła przegląd swojego pacjenta. Minę i głos miała poważną gdy wstała z jego łóżka po tym krótkim przeglądzie stanu rozgorączkowanego i wstrząsanego drgawkami pacjenta. Pacjent nadal leżał na łóżku jak poprzednio więc przełomu nie było widać. Ale zdawało się, że wciąż jest dla niego nadzieja.

- Pomogliśmy na ile się dało, wrócimy jeszcze do pacjentów jutro. - Amris powiedział do znachora czekając jednocześnie na tłumaczenie - Powiedz, że przepraszam jeśli naruszymy jakieś tabu ale czy może nam wyjaśnić czemu walczą z Amazonkami? Słyszeliśmy o jeńcu, widzieliśmy ślady walki. Nikt nam jednak nie wyjaśnił o co toczy się spór. Może i tu możemy jakoś pomóc. - Magister zastanawiał się czy jest szansa na dialog między zwaśnionymi stronami. Każda wojna kończy się pokojem, jeśli znajdzie się odpowiednich ludzi po obu zwaśnionych stronach.

Trochę to trwało nim Thalos najpierw przetłumaczył pytanie elfa Norsmenowi, jak tamten obrzucił go uważnym spojrzeniem po czy zaczął coś mówić a jeden z członków wyprawy sukcesywnie tłumaczył drugiemu a przy okazji jego siostrze.

- Mówi, że te dzikuski stają na drodze do piramidy… Mają dobre ziemie… Albo miejsce… Atakują każdego kto wejdzie na ich teren… Ale psie krwie całą dżunglę uznają za swój teren… Więc każdy kto wyściubi nos poza palisadę może spodziewać się ich włóczni, pułapki albo zasadzki… my też… Używają plugawej magii, potrafią sprawić, że dżungla ożywa i atakuje każdego kogo one wskażą… Poza tym są ładne więc świetnie nadają się na nałożnice… Wielu wojowników chciałoby mieć taką nałożnicę jako trofeum… Jarl chciał się z nimi pogodzić i zawrzeć pokój ale przysłały głowy posłów w odpowiedzi… To stuknięte jędze… One nie chcą pokoju, znają tylko mowę miecza i inaczej nie da się z nimi rozmawiać… Atakują każdego kto nie jest od nich… Potrafią zabijać nawet małych chłopców co łowili ryby na rzece… On mówi, że myślał aby wymienić tą sukę z lasu na schwytanych jeńców ale jarl uznał, że tamtych pewnie i tak zabiły bo to już jakiś czas temu… I musi przyznać, że to całkiem możliwe... więc oni zabiją tą sukę… A jak my przyszliśmy to jest okazja. - w końcu obaj skończyli mówić na zmianę. Szaman miał chyba wprawę lub był na tyle roztropny, że czekał aż człowiek przetłumaczy elfowi jego słowa. Chociaż brzmiało to jak długotrwała, zawzięta, krwawa wróżda to jednak mówił to spokojnie, bez nienawiści w głosie czy spojrzeniu. Jakby opowiadał konflikt z dawnych dziejów albo nie dotyczył go bezpośrednio.

Amris przez chwilę się zastanawiał.
- Nic nie wiedziałem o kobietach lasu. Za przekazane ostrzeżenie dziękuję - Amris skinął głową. - Idziemy w dżunglę wraz z wyprawą. Więc Amazonki pewnie spróbują nas zabić a z pewnością je spotkamy. Być może będzie szansa z nimi rozmawiać a wasi mogą jeszcze żyć. To elfy są na czołówce naszych sił a potrafimy nawiązać dialog z różnymi nacjami. Słyszałem, że wśród Amazonek nie ma mężczyzn. Jakoś się jednak rozmnażają patrząc na to czysto praktycznie. Stąd też moja nadzieja na ocalenie kilku dzielnych Norsów. Elfy nie łamią danego słowa a jako magister światła cenię życie. Stąd dostrzegam tu pewną sposobność i zbieżność celów. Zabicie Amazonki na palu będzie karą, zemstą ale i straconą szansą. Dziś zawitaliśmy w wasze progi. Nasza obecność - wskazał na siebie i siostrę - pomogła dwóm waszym ludziom. Zajmiemy się nimi jeszcze rano i zadbamy by przeżyli. Mogę obiecać, że spróbujemy również odzyskać waszych pojmanych ludzi. Przydałby się nam jednak w ręku dodatkowy atut, niewątpliwie wasz więzień by nim był. Mógłbym przekonać naszego kapitana do takiego pomysłu o ile i wy sądzicie, że ma szansę powodzenia i bylibyście skłonni mi zaufać. - Amris co zdanie przerywał i czekał na tłumaczenie Thalosa. Próbował wybadać grunt dla swojego pomysłu.

- Mówi, że jesteś bardzo pewny siebie… Nie jestem pewny czy to na poważnie czy ironicznie… I będzie wdzięczny jak udałoby nam się uratować ich ludzi z rąk tych dzikusek ale raczej w to nie wierzy… No i los tej tutaj to sprawa wodza a ten uznał, że sprawa jest przesądzona dlatego kazał ją zabić. Ale mówi, że jak chcesz to możesz z nim porozmawiać o tym… - Thalos po kawałku przetłumaczył słowa zasuszonego, szamana z bujną, białą brodą. Nawet jeśli nie znało się jego języka dało się wyczuć spokój ducha z jakim mówił swoje.

- Powiedz mu, że to zdecydowanie i pewność siebie. Gdy manipulujesz wichrami magii które płyną do nas z innego świata musisz to robić zdecydowanie i z wiarą w sukces. Inaczej przepadniesz nim skończysz. Tak samo jest z trudnymi zadaniami. Powiedz szamanowi, że proszę go o pomoc. Pomoc w uratowaniu jego ludzi. - Amris dobrał słowa i czekał na reakcje szamana.

Szaman lekko uśmiechnął się i pokiwał głową gdy Thalos przetłumaczył mu słowa elfiego maga. Nie odpowiadał przez chwilę jakby trawiąc te słowa lub zastanawiając się co odpowiedzieć. Ale w końcu o coś krótko zapytał.

- Pyta o jakiej pomocy mówisz. - człowiek szybko przetłumaczył słowa siwowłosego znachora.

- Ja porozmawiam z kapitanem by wyprawa wzięła na swoje barki również sprawę uwolnienia Norsów. Jeśli tylko oczywiście natrafimy na Amazonki a jestem pewien, że tak będzie. Żyją na tych terenach a wyprawa jest tak liczna, że nie damy rady się skradać.- Amris poinformował, że do przekonania jest dwóch wodzów. - Ja przekonam swojego. Gdy mi się to uda chciałbym byś poparł nas u waszego. Jesteś szamanem i znachorem. Na pewno cieszysz się uznaniem wodza. Tak jak ja swojego - uśmiechnął się wskazując podobieństwa między nimi - Jeśli mamy przekonać jarla to tylko z twoim poparciem. Gdyby w wiosce był ktoś jeszcze skłonny nam pomóc przed jarlem. Naturalnie z nim również porozmawiamy z twoją pomocą. - Magister przedłożył swoje zamiary. Oferował pomoc w zasadzie prosząc jedynie o słowa poparcia i życie kogoś kto i tak by zginął.

Szaman nie odzywał się dłuższą chwilę po tym jak Thalos przetłumaczył elfie słowa. Za to obdarzył sylwetkę elfa uważnym spojrzeniem. Nieco krótszym jego siostrę. na samego tłumacza ledwo spojrzał. Odpowiedział coś krótko i łagodnie.

- Mówi, że porozmawia o tym ze swoim wodze. - przetłumaczył członek ekspedycji drugiemu.

- Muszę też przekonać własnego wodza najpierw. Gdy to zrobię Thalos do ciebie wróci i powie, że możemy zaczynać. Wiemy coś więcej o waszych jeńcach którzy o ile żyją tam przebywają. Kim są jak wielu? - Amris dopytywał o szczegóły - Jest coś co Amazonki cenią sobie i są skłonne do wymiany? Jeśli jeńców jest więcej to ta jedna może nie wystarczyć. - Magister zapytał jakie jeszcze atuty mogłyby im się przydać do wymiany.

- Mówi, że nasi wodzowie siedzą przy wspólnym stole to możemy do nich pójść wszyscy. - przetłumaczył Thalos a szaman rzeczywiście zrobił zaganiający ruch dłońmi jakby dawał znać, że czas opuścić ten budynek. Po chwili cała czwórka znalazła się znów na ulicy owianej ciepłym, wieczornym powietrzem a dolatywał do nich odgłos wieczornej biesiady.

- Mówi, że trzech nie wróciło. Nie znaleźli ciał ale znaleźli ślady walki i krew. Więc pewnie te dzikuski ich zabrały. To było w zeszłym tygodniu. Dlatego uważa, że mogą już nie żyć. Jarl też tak uważa. Chyba oni wszyscy tak uważają. - człowiek tłumaczył elfom słowa innego człowieka z dalekiej krainy z mroźnej północy. Powoli zbliżali się w stronę głównego placu gdzie trwała wspólna biesiada.

-Amazonki nie biorą się z drzew. Nie spadają z nich jak dojrzałe owoce. Potrzebują mężczyzn żeby się rozmnażać. Dlatego sądzę, że mogą trochę pożyć nim staną się dla nich bezużyteczni. Możliwe, że więcej niż tydzień. Ruszajmy zatem do naszych wodzów. - Amris miał wątpliwości czy uda się zorganizować wymianę. Natomiast wierzył, że jeńcy żyją i mają czemuś posłużyć. Inaczej zabija się ich na miejscu. Następnie zwrócił się do siostry i tłumacza. - Olaf będzie tłumaczył przy kapitanie. Idź Thalosie z moją siostrą do córki wodza w tym czasie. Wybadajcie ją co myśli o egzekucji czy zaginionych. Jak wyczujecie podatny grunt powiedzcie jej o czym rozmawiały z wodzem. Możliwe, że nie ma nic do powiedzenia w osadzie ale zawsze lepiej sprawdzić dodatkowe ewentualności. Może okaże się oczkiem w głowie ojca i przełoży się to na naszą korzyść. Tylko nie naciskaj siostrzyczko, subtelnie jak to ty w przeciwieństwie do twojego grubiańskiego brata potrafisz.

Tym razem jak Thalos przetłumaczył elfie słowa na norsmeński stary szaman roześmiał. Śmiał się dobrą chwilę naprawdę rozbawiony. Nadal uśmiechnięty spojrzał na elfa jakby usłyszał od niego świetny żart i to potrafił docenić. Powiedział coś dobrotliwym tonem co tłumacz przełożył na reikspiel.

- Mówi, że gdyby z tymi dzikuskami było jak mówisz to by żadnej wojny między nimi nie było. A z jeńców składają krwawe ofiary. Wycinają im serca i obcinają głowy. - przetłumaczył Thalos po czym dotarli do placu i musieli się rozdzielić.

- Widzę drogi bracie, że życzysz sobie abym z Astrid porozmawiała jak kobieta z kobietą. Oczywiście spełnię twoje życzenię. Ale swoim kobiecym okiem bym powiedziała, że patrząc jak chętnie i ładnie tańczyła z naszym kapitanem i Bertrandem to zapewne nie jest taki taniec jej niemiły. - siostra skłoniła się lekko swojemu bratu gdy podzieliła się z nim swoją uwagą na temat córki wodza. Spojrzała w jej kierunku bo ta siedziała niedaleko swojego ojca więc i tak na razie wszyscy zmierzali w tym samym kierunku.

Amris ruszył w stronę stołu jarla i kapitana. Po drodze jego siostra odbiła zgodnie z jego prośbą na bok. Tymczasem on sam z Thalosem i szamanem doszli do stołu. Najpierw Magister przemówił do swojego kapitana.

- Byłem u tutejszych rannych wraz z siostrą by pomóc odzyskać ich dla tego świata. Rozmawiałem tam przy okazji z szamanem powiedział, że wśród Norsmanów jest kilku którzy trafili w łapy Amazonek. Jest przekonany, że w tydzień od zajścia już nie żyją. Ja natomiast głęboko wierzę, że jest szansa na ich uratowanie. Co prawda szansa to niepewność... Niemniej warto spróbować skoro w naszym marszu najpewniej natrafimy na Amazonki. Zaproponowałem, że możemy spróbować wymiany jeńców. Skoro i tak mają zabić swoją więźniarkę, można spróbować ją lepiej wykorzystać - Amris mówił do kapitana jakby temat był poruszany pierwszy raz. Liczył, że kapitan zrozumie jego intencje i włączy się aktywnie do sprawy.

Kapitan siedział między jarlem a Bertrandem więc i Bretończyk pewnie mógł usłyszeć jego słowa. No a tuż obok szaman w podobny sposób nachylał się nad swoim wodzem i coś do niego mówił. Co nie było dziwne jak obaj magowie przyszli razem tylko każdy podszedł do swojego przywódcy. Kapitan słuchał uważnie tego co elf mówi i w zamyśleniu machinalnie wodził palcem po swoim mosiężnym kielichu.

- Dobrze, że zajęliście się ich rannymi. To stawia nas w lepszym świetle. Pokazuje, że nie jesteśmy do nich wrogo nastawieni. - zaczął mówić w reikspiel co był zrozumiały dla całej trójki. Zastanawiał się jeszcze chwilę zerkając w bok na rozmowę szamana i jarla.

- Czyli Amazonki mogą mieć kogoś od nich? Tylko nie wiadomo czy jeszcze żywych? - podsumował słowa elfa obracając je w myślach. - No ciekawe, ciekawe. Może uda się jakoś to rozegrać na naszą korzyść. - powiedział myśląc nad tym intensywnie.
 
Icarius jest offline