Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 07:23   #165
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część II

Wyglądało na to, że siła Jacka nie słabła pomimo ran, które zostały odniesione przez chłopaka. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w jednego z ogarów. Okropne cielsko zostało poderwane w górę siłą impetu. Gołąbek przez moment poczuł się jak bohater gry komputerowej, którzy faktycznie posiadali moc, aby osiągnąć takie rezultaty. Niestety różnica była taka, że po nieudanym ataku miał zginąć śmiercią ostateczną. Nie istniały tutaj punkty zapisu.

Ogara odrzuciło i Jacek miał już uciec… lub też spróbować to uczynić… jednak w tej chwili inny ogar zaatakował jego wyciągniętą rękę. Wgryzł się w ramię z całą mocą i pociągnął, odrywając kończynę od korpusu. Gołąbek został zwalony na podłogę. Wtedy też dwa kolejny ogary zaczęły wyżerać jego nogi.

Agata prędko ruszyła z Julią w dół ciemnej piwnicy. Jedyny plus ślepoty Ulyanovej był taki, że nie mogła przerazić się jeszcze bardziej na widok ciemnego wnętrza oraz niewiadomej czyhającej na końcu. Choć z drugiej strony Rosjanka już i tak zdawała się być popchnięta na zupełny skraj ostatecznego szaleństwa. Alan nie czuł się wcale dużo dalej od tego stanu. Zastygł w bezruchu, widząc, jak ogary rozszarpywały ciało jego kolegi z klasy. Rozkazał mięśniom poruszyć się… zacząć uciekać… Ale przerażenie uniemożliwiało przełamanie okropnego czaru bezruchu. Bez wątpienia to był koniec Jacka. Ogary walczyły między sobą o dwie nogi chłopaka, które zostały oddzielone od tułowia. Najwyraźniej znajdowało się na nich wystarczająco dużo smakowitego mięsa.
- Alan, złaź! - Agata ni to krzyknęła, ni to szepnęła. Ale to wystarczyło na przełamanie paniki Wiadernego.
Zaczął już opuszczać klapę, kiedy zauważył coś… niewiarygodnego.
Po prostu niemożliwego.

Jacek zdołał wydostać się spod kłębowiska ogarów, które były zajęty pożeraniem jego trzech kończyn. Pewnie myślały, że ich właściciel zginął i zjedzą wszystko w swoim czasie. Otóż nie. Gołąbek dzielnie parł naprzód w stronę klapy, która znajdowała się najbliższą możliwością ucieczki. Składał się jedynie z tułowia, miednicy, głowy oraz lewej ręki. I właśnie z niej korzystał, podpierając ciało i próbując przedostać się w stronę Alana. Miejsca przy wyrwanych kończynach już nawet nie krwawiły. Czerw był w stanie zacząć regenerować nawet to… Co więcej, blokował oszałamiający ból, jaki Jacek normalnie czułby w takiej sytuacji. Oczywiście, wciąż czuł okropne cierpienie, jednak nie paraliżowało go i nie utrudniało działań. Gołąbek zrozumiał, że tak długo, jak połączenie pomiędzy jego głową i czerwiem znajdującym się w żołądku zostanie zachowane, tak długo będzie praktycznie niezniszczalny. Poruszał się stosunkowo szybko, gdyż jego nadnaturalna siła wciąż znajdowała się w lewym ramieniu, które mu pozostało. Alan jednak mógł ruszyć w jego stronę, żeby mu pomóc. Ewentualnie poczekać w tym samym miejscu, trzymając klapę dla dzielnego kolegi.
Ile razy tej nocy Alan powiedział sobie, że nic go już nie zdziwi? Gdyby za każdym razem płacono mu za to chociaż złotówkę, jego stary byłby przy nim teraz zwyczajnym nędzarzem i dziadem proszalnym. To co działo się na oczach Wiadernego przypominało jakiś pierdolony superbohaterski komiks, w których się zaczytywał w czasach gdy włosy rosły mu tylko na głowie. Uwielbiał Wolverine’a, uwielbiał jego moce, pazury były w kurwę epickie, ale to czynnik samogojący wywoływał w młodym Alanie prawdziwą ekscytację. Teraz na żywo obserwował coś, co wydawało po prostu niemożliwe. Z jednej strony przypominało przerażający horror, bo ciało Gołąbka było potwornie okaleczone, z drugiej mimo tylu ran, siłacz wydawał sobie z nic z tego nie robić i prowadził zaciekłą, wręcz wyrównaną walkę z bestiami. Alan na chwilę zapomniał o panice, bo uwierzył, że Jacek bez względu na wszystko da sobie radę, że te potwory nie są w stanie go jednak zabić.
- Dajesz Jacek! Dajesz kurwa, zajeb te kundle! – krzyczał czekając aż jego kolega przedostanie się do klapy. Zamierzał trzymać ją do końca by kolega mógł znaleźć w piwnicy bezpieczną kryjówkę i chwilę wytchnienia. Próby odwrócenia uwagi skończyły się dla Alana dość żałośnie bo żadna z bestii nawet nie spojrzała w jego kierunku a on nie miał w ręku niczego, czym mógłby w nie cisnąć jak zrobiła to wcześniej Agata. Wtedy sobie przypomniał o kastecie, który dał mu Gołąbek. Gdyby bestie były zwyczajnymi owczarkami, albo nawet rotwailerami, poszedłby się z nimi napierdalać, ale wiedział, że w tym wypadku to czyste samobójstwo, że jedno kłapnięcie zębami i Wiadernego nie ma. Chłopak więc zdjął metalowe krążki z palców a cisnął kastetem w jedną z bestii, co pewnie i tak przyniesie mizerny skutek. Był wciąż zwyczajnym dzieciakiem, lecz gdzieś tam z tyłu głowy tliła się myśl, że to się może zmienić, o ile przetrwają ten koszmar.

Niewiele osób mogło się podzielić doświadczeniem bycia zjadanym żywcem. Jacek jednak mógł. A raczej mógłby, gdyby potrafił opisać potworny ból, który towarzyszył wyrywaniu mu kończyn. Przeszywał, oszałamiał, powodował niemal omdlenie. Już mniejsza o krwotok - chłopak umarłby prawdopodobnie z samego bólu, gdyby nie siedzący w brzuchu Czerw. Tajemniczy symbiot zupełnie zmieniał reguły gry i przekształcał ciało trójboisty w coś irracjonalnego, niewytłumaczalnego.

Z początku Jacek był przerażony tym, że nie traci przytomności pod wpływem obrażeń. Miał przed sobą perspektywę bycia zjadanym na żywca - i mógłby oglądać widowisko z pierwszego siedzenia. Do samego końca, w pełnej świadomości. Przeklinał własną odporność… A następnie ją błogosławił. Gdy tylko zorientował się, że ogary zajęły się zjadaniem odgryzionych kończyn, postanowił wykorzystać okazję. Wola przetrwania była w nim niemal bezgraniczna. Korzystając z jedynego ramienia, zaczął czołgać się czym prędzej w stronę klapy. Modlił się przy tym, aby Alan go nie przegapił. Czy mógłby winić kolegę, gdyby skazał go na straty przedwcześnie? Widok odgryzanych kończyn nikogo nie napawał optymizmem. Najwyraźniej jednak Wiaderny okazał się wręcz nieprawdopodobnym optymistą! Czekał do końca na żywe zwłoki Jacka i jego pół wątroby. Ten przyspieszył z całych sił, nie przejmując się czy wpadnie do dziury na zbity łeb czy nie. Chciał tylko, żeby nikt go już dziś nie pożerał…

W jakiś dziwny, niewytłumaczalny i kompletnie nieprawdopodobny sposób… wszyscy przeżyli konfrontację z ogarami. Nie zginęło niemowlę, nie zginęła Julia. Nie zginął nawet Jacek. Alan nie pozostawił chłopaka na pastwę losu, a nawet pomógł mu wczołgać się do środka, kiedy Gołąbek był już blisko. Kastet wylądował na ciele jednego z ogarów i wbił się w jego bok, ale potwór niewiele sobie z tego robił i wydzierał z paszczy drugiego resztki kości Jacka. Rana nie krwawiła. Nawet Jacek nie byłby w stanie zabić monstrum zwykłym kastetem, więc zwyczajny człowiek - nie licząc klątwy Szatana rozprzestrzeniającej się na przedramieniu - tym bardziej nie miał szans. Wnet Alan zamknął klapę nad ich głowami i wszystkich otuliła szczelna ciemność. Tymczasem z korytarza wróciła również Amanda, która załapała się na samą końcówkę wydarzeń.

- Latarka? Ma ktoś latarkę? Lampę? - zapytała Agata.
Przytrzymywała Julię, która wrzeszczała i próbowała uciekać. Najpewniej gdyby Woś ją puściła, Rosjanka przewróciłaby się i złamała sobie kark na schodach. Przejście nie było zbyt szerokie i musieli jakoś rozwiązać problem.
- Albo xanax? Mam w chatce tabsy mojego ojca, w charakterze rekreacyjnym - powiedziała Agata. - No ale nie przy sobie.
A były potrzebne, bo Julia w żadnym wypadku nie słabła.


- Mam zapalniczkę w lewej kieszeni. Ale nie mam lewej ręki - wycedził z trudem trójboista.
- Ja mam papierosy - odpowiedziała Agata. - Jak chcesz, to mogę dać ci jednego, to sobie zapalisz. Zasłużyłeś - mruknęła, po czym zaśmiała się w bardzo dziwny sposób. Jakby miała zaraz wybuchnąć łzami. - Pewnie nie tylko na papierosa - mruknęła.
- Nie, ja nie palę… - wystękał niemal automatycznie Jacek, ale po chwili się zreflektował. Teraz przecież nie musiał dbać o kondycję. I nie musiał być grzecznym chłopcem. I tak świat się już kończył. - Albo daj. Trzeba raz spróbować chociaż
Agata przetrzymała Julię jedną ręką, po czym wyszarpała z kieszeni paczkę papierosów. Otworzyła i podała jednego z nich kupce nieszczęścia, jaką był Gołąbek.

Amanda przyszła po to, aby pomóc Julii zejść na dół. Gdy jeszcze było trochę światła, odezwała się do Rosjanki i chwyciła ją za rękę, ostrożnie sprowadzając na sam dół, gdzie Katia szukała już jakiegokolwiek włącznika światła.

- Zapalisz sobie sam? - zapytała. - A potem jako drugą nagrodę możesz wziąć sobie Julkę. Zawsze wydawała mi się dziewczyną, która resetuje się po dobrym seksie - rzekła. - Może to pomoże na jej ślepotę.
Próbowała zażartować, ale jej próby były raczej słabe. Ciężko było znaleźć dobry żart w tak okropnej sytuacji.
- Na ślepotę? Nie będę jej ruchać w oczy przecież - zaśmiał się wisielczo Jacek, ale zaraz przestał, bo rozbolał go brzuch. I wszystko inne przy okazji też. Na kretyński żart Agaty odpowiedział nawet bardziej kretyńskim. I w sumie go to bawiło. Wyrywanie kończyn wprowadziło chłopaka w dziwny nastrój. Włożył fajka do gęby, po czym zaczął się gimnastykować, aby prawą ręką wydobyć zapalniczkę z lewej kieszeni. - Dam se radę. Przecież nie jestem kaleką.

Julia zaczęła wyrywać się nieco mniej. Na pewno nie zdawała się nigdzie w pobliżu zdrowia psychicznego, ale też nie zamierzała już zmieniać życie Agaty w piekło.
- Może to dźwięk twojego głosu tak na nią działa - powiedziała Woś. - Albo podsłuchała ten fragment o seksie - uśmiechnęła się półgębkiem. - Co do oczu, to nie bądź taki pewien. Bez kończyn to będzie cud, jak trafisz w cokolwiek - rzekła.
Następnie zamilkła. Jakby bardzo powoli docierało do niej to wszystko, co się działo. I miało miejsce naprawdę. Właśnie żartowała na temat tego, jak jej kolega z klasy został brutalnie rozdarty przez armię potworów.
- Też czujecie się tacy… odrealnieni? - zapytała.
Wnet zakaszlała, czując dym papierosa. Mimo wszystko znajdowali się na małej przestrzeni, która nie była wentylowana. Woś uznała, że to może jednak nie był taki dobry pomysł.
Jacek też się zakrztusił, bo nie potrafił nawet poprawnie się zaciągnąć. Nie pił, nie palił, nie ruchał. Tak wyglądało jego szkolne życie.
- Albo chrzanić to, bo dzieciak będzie wdychał - oznajmił z trudem, gasząc czym prędzej kiepa. Koniec świata końcem świata, ale matka mu zawsze mówiła, że przy dzieciach się nie pali.

Komfort Jacka sięgał dna. Mało powiedziane. Przeczołgał się przez kilka metrów podłogi pokrytej cuchnącym szlamem Czerwi. Dla niego nie był tak straszny, być może dlatego, gdyż sam posiadał takiego robala w sobie. Jednak dla wszystkich innych zebranych wokół Gołąbka równie dobrze mógł być cały obtoczony w gównie. Poza tym fantomowe bóle trzech kończyn i boku bardzo doskwierały. Potem dołączył się żołądek. Czerw puchł, intensywnie pracując. Pewnie nawet dla niego ogarnięcie tego całego chaosu, jakim był w tej chwili organizm Jacka, stanowiło nie lada wyzwanie. Jacek czuł ogromny głód. Potrzebował budulca, aby odbudować kończyny. Materiału do odtworzenia kości i tkanek. To były dosłownie kilogramy jedzenia, którego w tej chwili nie mieli.

Aaliyah znów zaczęła kwilić na ramieniu Alana. Połączenie tego wszystkiego sprawiało, że sytuacja wydawała się wręcz komiczna. Nie tylko zmagali się z końcem świata oraz potężnymi potworami, to jeszcze mieli na głowie niemowlę, szaloną, niewidomą dziewczynę oraz kolegę ekstremalnego kalekę (nie licząc supersiły). Pomagała im nastoletnia czarownica. Wycieńczona w tej chwili. Schodzili do piwnicy, w której mogło czaić się wszystko. Jak mieli wyjść z tego wszystkiego cało?

Alan włączył latarkę w telefonie. Poczuł się nieswojo trzymając niemowlaka na rękach, w zasadzie to nawet nie lubił dzieci i nie miał pojęcia jak się nimi zajmować, zwłaszcza kiedy płakały i nie wiadomo było czego chcą. Bardziej interesował go teraz los kolegi. Widok okaleczonego, pozbawionego kończyn Jacka wyzwolił w Wiadernym pokłady czysto zwierzęcej paniki, ludzie po amputacjach to jedna z fobii, które prześladowały go niemal przez całe życie. Przypomniał sobie koszmar jaki śnił w autokarze, gdy bracia Diany przywiązali go do rzeźnickiego stołu. Zemdliło go i zrobiło słabo gdy rzucił snopem światła na kolegę. Mimo to próbował się wziąć w garść. Przecież to nie on walczył z potworami i stracił nogi oraz ręce, tylko Jacek. Tylko dzięki niemu jeszcze żyli, nie zostali rozszarpani i żywcem pożarci. Zanim podszedł do siłacza, spojrzał w kierunku Amandy. Była zmęczona, ale wydawała się cała i zdrowa. Ta myśl dodała mu otuchy. Chciał z nią chwilę porozmawiać, dotknąć, przytulić, pocieszyć, ale najpierw musiał porozmawiać z Jackiem. Podszedł do Gołąbka. Próbował znaleźć w sobie siłę, by spojrzeć na to co zostało z klasowego kolegi. Jacek w tym czasie ulokował się w kącie na plecach. Nie zajmował dużo miejsca, bo obecnie składał się praktycznie tylko z nich. Wyglądał tak, jakby toczył walkę, aby nie wrzeszczeć z bólu. Czasami zagryzał zęby na ostatniej kończynie, która mu została, aby jakoś przetrzymać. Rany cudownie się zasklepiły i nie krwawiły, ale nie przestawały boleć.

- Jacek…nie wiem co powiedzieć…jak ci pomóc…nie wiem…Boże…Gdyby nie ty…wszyscy byśmy zginęli. Dzię…dziękuję. Dziękuje i przepraszam że nie mogłem zrobić nic więcej – dukał. Teraz sam trochę przypominał jąkałę. Oczy mu się zaszkliły. Gołąbek znacznie dzielniej znosił swój stan, to był prawdziwy wojownik.
- Żartujesz? Ostro tam nawaliłem - odparł zbolałym głosem trójboista. - Dzięki, że w ogóle na mnie poczekałeś, bo by mnie zeżarły na żywca…
- Gdyby nie ty, to wszyscy byśmy nie żyli - mruknęła Agata. - Nie nazwałabym tego ostrym nawalaniem. Ostro to dopiero się nawalimy, jak tylko przyjdzie okazja. Jedną rączkę masz, Jacek, wystarczająco by trzymać szklanicę wódki.

– Widziałem, jak się regenerujesz. Dlaczego teraz to nie działa? Musisz zjeść więcej tych robali? Może Katia ci pomoże? Moją nogę uleczyła. Choć w zasadzie nie ona, tylko jej stary. Wiesz…Lucyfer. Nie chcę cię do tego namawiać, ale jeśli to jedyny sposób…
Gołąbek pokręcił przecząco głową.
- Szkoda na mnie Katii. Ona i tak jest bardzo wyczerpana. Robali też nie mogę jeść. Ten, który siedzi we mnie nie lubi konkurencji. Ale to fakt… Jestem cholernie głodny. Jeśli tylko znaleźlibyście żarcie.... Mam na myśli DUŻO żarcia… To czuję, że mógłbym odzyskać resztę ciała. Nie sądzę, żeby ten cały Lucyper chciał ze mną rozmawiać. Gdyby tak było, Katia by mi zaproponowała. Nie, mnie przypadł robal.
Jacek zaśmiał się gorzko, po czym zakaszlał.

Alan słyszał jak Agata próbuje silić się na dowcipy, więc sam postanowił spróbować jakoś pocieszyć kolegę. Nachylił się i wyszeptał mu do ucha. Wolał żeby dziewczyny nie słyszały samczych rozmów.
- No i wiesz…gdybyś się zdecydował, mógłbyś sobie legitnie poruchać i pomóc przy okazji Agacie. Zasłużyłeś sobie bracie.
- No nie wiem stary… Bałem się, że nie ogarnę tematu już wtedy, kiedy miałem całe ciało. A z jedną ręką? Ja mam w ogóle kutasa jeszcze?
Jacek podniósł głowę, żeby spojrzeć w którym miejscu odgryziono mu nogi. Biodra jeszcze miał na miejscu.
- Te, chyba nawet mam… - trójboista zaśmiał się, odkładając ciężko głowę z powrotem na podłogę. Miał podejrzanie dobry humor, jak na przepełniający go ból i brak połowy ciała. Po chwili jednak spoważniał i przyjrzał się Alanowi uważniej.
- Miałem z tobą pogadać, zanim przyszły pieski - odezwał się również cicho, aby nie stawiać Wiadernego w trudnym położeniu. - Co się dzieje, stary? Bo mam wrażenie, że boisz się dzisiaj tego ruchania bardziej ode mnie.

Alanowi wydawało się nie do pomyślenia, by w sytuacji w jakiej znalazł się jego kolega można było silić się na żarty. Chłopak widząc jak Jacek sprawdza przyrodzenie roześmiał się razem z nim, choć do oczu wciąż napływały mu łzy. Nie mógł dać sobie rady z tym co spotkało Jacka. To w jaki sposób Gołąbek znosił cierpienie wydawało się niezwykłe, wzniosłe, spektakularne. Gdyby Wiaderny miał w sobie chociaż cząstkę jego niezłomności, rzuciłby świat na kolana. Zdrowy Jacek w pełni sił był bezcennym sojusznikiem, wartym więcej niż martwa czarownica czająca się w Agacie, czy magiczne sztuczki Ceyn. One nie miały tego co on. Gdy Gołąbek poruszył temat seksualnych rytuałów, nastolatek uniósł zdziwiony brwi.
- Serio, chcesz teraz o tym rozmawiać? –
Alan szybko jednak uznał, że może rozmowa pozwoli Jackowi skupi się na czymś innym niż ten cały koszmar rozgrywający się w koło. Ciężko westchnął.
- Nie boję się ruchania tylko…nooo…chyba już wiesz, że się zakochałem. Julka miała rację, chodzi o Amandę. Nie mogę przestać o niej myśleć i ostatnią rzeczą na jaką mam teraz ochotę to posuwanie satanistek. Ty byłeś kiedyś zakochany, miałeś dziewczynę? Bo ja miałem dużo, ale przy żadnej się tak nie czułem…I rozważałem na poważnie możliwość, że lepiej umrzeć na tą magiczną gangrenę niż zranić Kucyka, pieprząc Katię. Gdyby nie pojawiły się te potwory, Wielkie Ponad, możliwe że tak by się stało. Ale dopóki to coś zagraża nam wszystkim…zagraża Amandzie…chyba nie mam wielkiego wyboru, co? O ile w ogóle wyjdziemy z tej chatki żywi. Pogadam z Katią, ona ci jeszcze nic nie proponowała, bo pięć minut temu miałeś dwie nogi i dwie ręce – Alan wysilił się na słaby uśmiech - Przy okazji rozejrzę się za jakimś żarciem.

Agata stała obok i przysłuchiwała się rozmowom chłopaków.
- Wiem, że normalnie byłabym ostatnią osobą do skarżenia się na takie rzeczy… Ale nawet ja porzuciłam tytuł królowej teen dramy, kiedy tylko okoliczności zmieniły się i trafiliśmy na wojnę. Alan, Jacek dosłownie dał sobie wyrwać wszystkie kończyny za nas. Ty masz dla porównania wepchnąć kutasa w dwie laski. Może nie ogarniam do końca sytuacji z Amandą, ale czy naprawdę chciałbyś zamienić się miejscami z Gołąbkiem?
W głosie Woś czuć było irytację. Nie podobało jej się, że jakiś facet kręcił nosem na seks z nią. To uderzało w poczucie własnej wartości. Zwłaszcza kiedy od lat porównywała się z Amandą i czuła się od niej brzydsza. Alan nastąpił na odcisk.
- Mówiąc o Kucyku… wzięła Julkę i poszła na dół. Chodźmy z nimi, może potrzebują naszej pomocy. Jacek, dasz radę sam schodzić? Podtrzymać ci… kadłub? - wypowiedziała ostatnie słowo. Choć walczyła z sobą to parsknęła śmiechem. Jej irytacja momentalnie zniknęła.

Czy każda dziewczyna musi się wpierdalać się między wódkę a zakąskę gdy tylko zaczyna rozmawiać z Jackiem o Amandzie? Najpierw Julka, teraz Agata, powtarzała te same bzdury i próbowała go pouczać.
- Spokojnie Agata, tobie z przyjemnością włożę w każdą dziurę. Myślę, że ten śluz Czerwii nada się w sam raz jako lubrykant - odgryzł się w nerwach, na chwilę znów stając dawnym Alanem – To prywatna rozmowa, więc się nie wcinaj. Jacka sam przeniosę, ty weź dzieciaka i mój telefon.
Chłopak oddał niemowolę i komórkę Agacie a potem wrócił do Jacka próbując go podźwignąć. Gołąbek był bykiem, ale bez nóg i ręki nie mógł ważyć przecież więcej od Amandy czy Julki.

- Cokolwiek - odpowiedziała Agata. - Choć muszę przyznać, że są trochę podwójne standardy. Gdybyś był laską, to nikt nie myślałby nawet, żeby naciskać na ciebie w ten sposób. Że jesteś facetem, to jesteś przez to inaczej traktowany. To w sumie niesprawiedliwe - wzruszyła ramionami. - Masz prawo do swoich uczuć i własnego ciała. Ale co do prywatnej rozmowy, to przecież stoję cały czas obok. To nie tak, że zakradłam się, podsłuchując. Sorry - mruknęła, ale tonem, który nie sugerował wielkiej skruchy.
Ruszyła na dół w stronę dziewczyn. Alan podniósł Jacka bez większych problemów. Brak nóg znacząco obniżał wagę Gołąbka. Agata szła przodem, ale oświetlała komórką kolejne stopnie przed Alanem. Tak, żeby się potknął się przypadkiem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline