Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2021, 02:32   #95
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Uczta, rozmowa Iolandy i Isabelli

- Czuję się winna, że odbieram ci uwagę kapitana - baronessa odpowiedziała z wyraźnym smutkiem i poczuciem winy. - Wiem, że darzysz de Riverę pewnymi uczuciami.

- No, Carlos robi wrażenie, prawda? Odważny, przystojny i mądry. Myślę że i on mnie lubi, choć na pewno wielu dam będzie do niego wzdychać jak wrócimy z sukcesem z tej wyprawy. - skomentowała. Mam nadzieję że ze mną dzisiaj też zatańczy. - posłała uśmiech w stronę de Rivery.

- Pomyśl lepiej ilu ty adoratorów mieć będziesz, gdy wrócimy z sukcesem z tej wyprawy - baronessa bardzo wyraźnie zaakceptowała to zdanie.

- Naprawdę? Myślisz że to dlatego że wrócimy z niej bogaci? - młoda szlachcianka odparła z nieco zawadiackim uśmiechem.

- Ilość adoratorów rośnie wraz z twoim bogactwem Isabello. Jeżeli dodasz do tego sławę… - Iolanda zrobiła celowo pauzę w swojej wypowiedzi - niestety ta ilość nie przekłada się na jakość.


************************************************** ***

- Myślisz, że ta Astrid ma męża? Zobacz, siedzi sama przy ojcu. Nie widać jakiegoś mężczyzny w jej wieku przy niej. A jakby kogoś miała to by chyba siedzieli razem.

- Może traktuje ją jak syna i tak wychowuje - powiedziała Iolanda ciesząc się w duchu, że takie rozterki były jej obce.

- No nie wiem, ci Norsemeni wydają się być brutalni, myślisz że są wśród nich kobiety wojowniczki?

- A jaką Ty masz teorię? - Baronessa była bardzo ciekawa co też młoda Bretonka wymyśliła.

- Słyszałam o tarczowniczkach, które po śmierci męża stają nieustraszone do boju by ich pomścić - odparła Isabella, rozglądając się dookoła, jakby szukała tych wojowniczek w pośród zgromadzonych na uczcie Norsemenów.

- To smutne być wdową w tak młodym wieku - zauważyła rzeczowo baronessa.

- No tak, nie myślałam nigdy o tym, żeby być wdową trzeba najpierw wziąć ślub, prawda? - Isabella wzruszyła ramionami, jakby ten sposób myślenia był dla niej zbyt abstrakcyjny.

************************************************** ***************

Kiedy Isabella skończyła rozmawiać przysiadła się do Astrid.

- O, widziałam jak ślicznie tańczyłaś z moim bratem, wspaniale razem wyglądaliście. - zagadnęła z uśmiechem.

- Dziękuję. A który to twój brat? - córka wodza nieco przesunęła się aby na ławie zrobić miejsce dla gościa. A przywitała ją z ciepłym uśmiechem tylko widocznie nie była do końca pewna ani z kim rozmawia ani kto jest bratem Isabelli. W końcu tańczyła z Carlosem, Bertrandem a potem jeszcze ktoś ją poprosił do tańca.

- A tak, to Bertrand de Truville, jestem jego siostra Isabella. - dziewczyna wskazała na brata, który właśnie grał w kości z Jarlem.

- Miło mi. Ja jestem Astrid Andersen. - przedstawiła się blondynka o pogodnym uśmiechu. - Twój brat dobrze tańczy. - pochwaliła Bertranda za taneczne umiejętności. - A ty? Lubisz tańczyć? Chyba cię nie widziałam tam. - wskazała głową na środek placu z ogniskami gdzie nadal mieszane pary tańczyły ze sobą.

- A faktycznie, jakoś tak tu u was wszystko ciekawe że zapomniałam o tańcach. - Isabella zaczerwieniła się nieco spoglądając w stronę Carlosa tańczącego z Iolandą.

- Musi być wam ciężko, w tej dżungli podobno roi od niebezpieczeństw. - dodała, ciekawa jak sobie radzą Norsmeni.

- To prawda. Nie jest lekko ale jakoś dajemy radę. Gdyby nie te dzikuski to byłoby o wiele spokojniej. - przyznała córka wodza kiwając głową na znak zgody. Co okrasiła też pogodnym uśmiechem.

- Jak masz ochotę potańczyć to daj mi chwilę i myślę, że uda mi się coś zorganizować. - dodała z uśmiechem wskazując ruchem głowy w bok gdzie w większości siedzieli inni Norsmenowie.

************************************************** ************************************************** ****************

Isabella złapała de Riverę gdy ten skończyl tanczyć z Iolandą.


- Oh, Carlosie, chyba o mnie zapomniałeś, mogę cię porwać? - zaśmiała się dźwięcznie.

Właściwie to wyglądało na to, że kapitan zmierzał w jej stronę albo odprowadzał Iolandę. W końcu wszyscy siedzieli obok siebie a obie kobiety nawet ramię w ramię. Estalijczyk podziękował baronessie za taniec i odpowiedział młodszej ze szlachcianek.

- Ależ służę uprzejmie moim ramieniem piękna pani. - odparł i rzeczywiście podał pannie de Truville swoje ramię aby mogła je objąć a on poprowadzić ją do tańca.

Młoda Bretonka z przyjemnością zatańczyła z przywódcą ekspedycji, wyrażając swoje uznanie z tego jak dobrze im szło do tej pory pod jego dowództwem.



******************************************""*""""


Bertrand uczta

Bretończyk starał się się zabawiać jarla rozmową, wypytując o jego wyprawy i doświadczenie, wspominając przy okazji, że sam jest szermierzem i wojennym weteranem. Propozycja połączenia sił z Norsmenami była interesująca, chociaż nie wojny szukali ale skarbów.
- Widzę, że naprawdę dobrze sobie radzicie z tymi Amazonkami, biorąc pod uwagę, że to ich teren, zaprawdę dobrze mieć w was przyjaciół a strasznie wrogów. Wypijmy za męstwo Norsmenów, które jest znane w całym Starym Świecie.
- A co do bramki to myślisz, że ta co ją wzięliście do niewoli by się nadawała jak by ją ujarzmić, ładna jest? - rzucił nieco żartobliwie, próbując dopasować się do bardziej rubasznego stylu rozmówcy.

- Oczywiście, że ładna! One wszystkie są ładne! Dobra branka! Jak lubisz ładne to musisz do nas dołączyć to sam sobie jakąś złapiesz! - wódz Norsów roześmiał się dobrodusznie chyba szczerze rozbawiony uwagami bretońskiego szlachcica. Wydawał się jednak w pełni przekonany co do urody swoich przeciwniczek jak i tego, że w roli branek sprawdzałyby się świetnie i widocznie w takiej roli mógł je zaaprobować.

- No, moja siostra widziała już tę którą złapaliście, mówiła że ona też ładna - Bretończyk kontynuował temat.

- Tak, tak, ładna. Wszystkie ładne. Twoja siostra też ładna. - wódz pokiwał głową z uznaniem rewanżując się komplementem pod adresem Izabelli i upił ze swojego rogu na tą okoliczność.


************************************************** ************************************************** ****

W przerwie w rozmowach z jarlem, Bertrand podszedł do jego miłej dla oka córki, również prosząc ją do tańca szarmanckim gestem.

Dziewczyna nie miała oporów przed ponownym ruszeniem w tany. Odwzajemniła uśmiech i lekko skinęła głową dając się poprosić i poprowadzić na plac pomiędzy stołami gdzie dołączyli do innych tańczących. Okazała się być całkiem zwinną tancerką. I chociaż mieli trochę potknięć jak jedno nie znało tańców tego drugiego ale córka jarla przyjmowała to z humorem i zrozumieniem. Wydawała się dobrze bawić podczas tego tańca.

Bertrand oderwał się na chwilę od trosk, dobrze się bawiąc. Nie sądził że pośród mających wśród Bretończyków opinię barbarzynców Norsemenów znajdzie takie czarujące kobiety.

- Świetnie tańczysz Pani, wiele dam na bretońskich dworach mogłoby ci pozazdrościć - odezwał się z czarującym uśmiechem gdy kończył się jeden z tańców, całkiem skoczny.

- Dziękuję. Ty też dobrze tańczysz. Podoba mi się. - córka wodza może mówiła lepiej w reikspiel niż jej ojciec ale jednak nawet na bretońskie ucho dało się wyczuć wyraźnie obcy akcent i dość prosty by nie rzec szkolny styl. Jednak Astrid czarowała swoją urodą, gracją i uśmiechem. Okazała się całkiem sprawną partnerką z jaką przyjemnie się tańczyło a i jej samej to widocznie sprawiało przyjemność. Zachowywała się lekko i swobodnie, wcale nie była speszona tańcem z obcym sobie mężczyzną.

- Dziękuje. Musisz być zaiste dumą swojego ojca, miło że mogę zatańczyć z tak uroczą damą przed kontynuowaniem naszej niebezpiecznej wyprawy w głąb dżungli skąd jeszcze nikt nie wrócił… choć wierzę że nam się powiedzie.

- Choć rozumiem, że główną atrakcją tego wieczoru nie są tańce, lecz kaźń tej Amazonki…. - dodał po chwili, ciekaw jakie jest nastawienie Astrid do tego brutalnego zamysłu, może mogłaby mu pomóc przekonać ojca do zmiany planu?

- A tak, tata chce ją załatwić. Żadna nowość, zawsze je zabijają, nie zawsze od razu. One też naszych zabijają jak złapią. Obcinają im głowy i wycinają serca. - temat Amazonki córka wodza przyjęła bez większej atencji. Jakby nie robiło to na niej jakiejś większego wrażenia i akceptowała taki stan rzeczy jako naturalny. Zwłaszcza, że chyba nie dotyczył jej bezpośrednio.

- A w sumie o co z nimi walczycie, o terytorium? Tutaj jest chyba dużo miejsca. - spytał się Bertrand, widząc że raczej Astrid nie będzie skłonna do ocalenia Amazonki z litości.

- Musimy z nimi walczyć. Ciągle nas atakują. Tylko za murami jesteśmy bezpieczni. Każde wyjście na zewnątrz to ryzyko zasadzki z ich strony. Zabiły wielu naszych. - Astrid odparła całkiem prostolinijnie i bez wahania.

- A wy? Po co tu przybyliście? Skąd jesteście? - zapytała zaciekawiona przybyszami którzy nie byli ani Norsami ani Amazonkami.

- Czyli one zaatakowały was jako pierwszych? - Spytał się Bertrand, dla którego ta sytuacja i potencjalna rola ich wyprawy w tym konflikcie nie była wcale jasna.

- My zaś jesteśmy grupą odważnych podróżników z całego Starego Świata, ja jestem szlachcicem z Bretonii, ale jak widać są wśród nas Estalijczycy, Tileańczycy, ludzie z Imperium, nawet elfy. Zmierzamy do jednej ze starożytnych piramid, po jej sekrety i skarby.

- Tak, one zawsze nas atakują. - córka wodza przytaknęła domysłom Bretończyka ale wydawało się, że tamat Amazonek nie bardzo ją interesuje. Obróciła się w tańcu jakby zgrywając to ze zmianą tematu.

- To idziecie do tej piramidy w dżungli? Po skarby? - zapytała sama zdradzając wdzięczne zaciekawienie członkami ekspedycji i samą ekspedycją.

- Tak, liczymy i na chwałę i na bogactwo, choć podobno nikt stamtąd jeszcze nie wrócił, ale zgromadziliśmy liczną grupę, pełną odważnych śmiałków, doświadczonych i w boju i w podróżach… - odparł Bertrand z pewnym siebie uśmiechem, szarmancko prowadząc Astrid w tańcu.

- To musisz być bardzo odważny. - córka Haralda uśmiechnęła się całkiem przyjemnie, aż miło było popatrzeć. I w głosie dało się teraz poznać zaciekawienie i uznanie dla takiej postawy. Przyjemnie się z nią tańczyło, potrafiła być bardzo wdzięczną i zgrabną partnerką nawet jeśli tańczyło się z nią pierwszy raz.


************************************************** ************************************************** *****

Bertrand powrócił na miejsce w dobrym humorze po tańcu z Astrid której ciepło podziękował, kobieta wywarła na nim naprawdę przyjemne wrażenie. I niewiele było dla mężczyzny większych przyjemności niż jak taka kobieta chwali jego odwagę. Prawie mu się odechciało wracać do sprawy Amazonki, ale niestety obiecał Carlosowi że się zajmie tym tematem.

Zebrał się więc w sobie i wrócił do rozmowy z Jarlem, który wciąż wydawał się być w dobrym nastroju.

- Słyszałem że lubicie gry, może w coś zagramy jeszcze przed główną atrakcją wieczoru? Oczywiście postawmy coś godnego, żeby nie było nudno.

- Chcesz grać tak? A w co? - jarl odparł pogodnym tonem na taką propozycję ale chciał wiedzieć coś więcej co ma na myśli jego gość.

- Może w kości? Mam akurat ze sobą Carlosie, chciałbyś się dołączyć? - Bertrand spojrzał na de Riverę, wiedząc że jeśli celem byłoby wygranie Amazonki, to de Rivera byłby w stanie stawiać więcej niż on.

- W kości? Tak, kości dobre. Możemy w kości. - zaśmiał się wódz osady chyba dobrodusznie rozbawiony taką propozycją. Krzyknął coś do kogoś ze swojej świty i ten pokiwał głową, zerwał się z ławy i potruchtał gdzieś w stronę domów.

- Zobaczę jak wam będzie szło i komu będą bogowie sprzyjać. - Carlos odparł dość zachowawczo skoro na razie jarl wyraził chęć gry ale bez detali.

Po chwili jeden z ludzi Jarla przyniósł kości, choć Bertrand miał też przygotowane własne, nieco różniące się od tych używanych przez Norsemenów. Wyciągnął swoją sakiewkę i wyjął kilka złotych koron, zamierzając podwyższać stawki w trakcie gry.

- No, szczęście masz! - zaśmiał się norsmeński wódz pogodnie przyjmując swoją przegraną. Pierwsza seria rzutów kośćmi była zdecydowanie po stronie Bretończyka. Jarl zaproponował by grać na przemian oboma zestawami kośćmi aby było ciekawiej. On sam miał całkiem ładne, prawie białe kości z jakimś ładnym, żółtawym odcieniem. Widocznie były zrobione z jakiejś kości właśnie. Stawki można było traktować bardzo kurtuazyjnie bo ledwo parę monet zmieniło właściciela.

- Ha, chyba wasi bogowie sprzyjają dzisiaj gościom - zażartował Bertrand, kładąc na stole 15 złotych monet. Miał zamiar podwyższać stawkę z rundy na rundę. Chociaż na razie byli dalecy od stawiania czegoś tak cennego jak Amazonka.

Tym razem bogowie tchnęli dość kapryśnego ducha w te kości bo zmiennie się to układało. Ale ostatecznie to znów Bretończyk zgarnął większość puli. - Widzę, że stary wilk morski nie jest dla młodego wyzwaniem. No trudno i tak bywa. - powiedział na koniec Harald nadal nie tracąc humoru, widocznie te kilkanaście monet to nie była dla niego zbyt wielka strata. Ale może i zniechęciło go do dalszej gry albo uznał, że spełnił swój obowiązek wobec gościa bo stracił ochotę do dalszej zabawy kośćmi.




Uczta rozmowa wspólna z Jarlem.



Bertrand korzystając w przerwie w grze w kości z jarlem spojrzał z namysłem na Amrisa i Carlosa.

- Jarl wydaje się być w dobrym humorze, żartuje i dobrze się nam rozmawia, zgodził się ze mną, że z Amazonek byłyby dobre branki. Zacząłem z nim grać w kości i póki co wygrywam ale nie doszliśmy do na tyle wysokich stawek jeszcze by można było tę dzikuskę postawić. Ale to co mówisz Amrisie o próbie wymiany Amazonki za ich jeńców to ciekawy pomysł, może zaproponujemy to Jarlowi? Wtedy może zgodziłby się ją odsprzedać po jakieś rozsądnej cenie.

- Mam wrażenie, że o tym właśnie mowa. - kapitan siedzący najbliżej jarla rzekł obserwując jak ten rozmawia ze swoim szamanem. Całkiem intensywnie. Mówili przyciszonymi głosami ale i tak norskie słowa były niezrozumiałe dla południowców. W końcu chyba się naradzili bo wódz zwrócił się do swoich gości bezpośrednio.

- A. Wy ciekawi tej dzikuski co? Co chwila o nią pytacie i oglądacie. Tak, tak, jesteście ciekawi. No nic dziwnego. U nas i u was takich nie ma. Ani u ludzi ani u elfów. Tylko tutaj takie są. - wódz mówił swoim nieco topornym reikspiel z wyraźnie obcym akcentem. Ale dało się wyczuć, że jest raczej rozbawiony i jakby nie pierwszy raz się spotkał z fascynacją nowych na tym lądzie tymi dzikuskami.

- Tak, to prawda. Ciekawi ich jesteśmy. U nas takich nie ma. A twój szaman mówił coś o jeńcach i wymianie? - Carlos zdając sobie pewnie sprawę o czym właśnie mogli rozmawiać we dwóch skoro do niego przyszedł Amris to pewnie mówili o tym samym.

- Tak, tak, mówił. Ale to na nic. Te suki z lasu dawno ich zabiły. Wycięły serca i obcięły głowy. Zawsze tak robią. Dlatego tej naszej nie ma po co trzymać. Zabawi nas to się chociaż na coś przyda. - powiedział Harald jakby to było tak oczywiste, że wynikało z długotrwałej praktyki wojny z Amazonkami i tak to się zwykle odbywało z jeńcami obu stron. Patrząc na to z tej strony rzeczywiście dłuższe trzymanie więźnia nie miało większego sensu i mogła się przysłużyć rozrywce na ten wieczór. No i zemście za poległych wojowników.

- A Szary Wilk mówił, że ty jesteś pewny siebie. Że jak elf to się dogada z nimi bo nie człowiek. Źle myślisz. Czaszki elfów też sterczą z ich ogrodzenia. Z rogatymi hełmami Druchii ale z tymi waszymi też. Człowiek, elf, krasnolud, niziołek im wszystko jedno. Zabijają każdego tak samo. Albo na miejscu albo na krwawych ołtarzach. Nie myśl, że jak elf to to coś zmienia. Najpierw jest świst cięciwy, kolec w nodze i żmija w bucie. A potem krew. Nie ma rozmów. - brodacz tym razem zwrócił się do Amrisa i to o to o czym rozmawiał wcześniej z szamanem. Pomachał palcem w odmownym geście na znak, że uważa Amazonki za fanatyczne dzikuski z jakimi nie ma szans na pertraktacje. Wódz wyprawy słuchał tego wywodu w skupieniu i nie odzywał się przez chwilę. Zerknął na swoich sąsiadów sprawdzając jak oni reagują na te słowa wodza tej osady.

Bertrand zmarszczył brwi, słowa wodza dały mu trochę do myślenia, rozumiał teraz niechęć ludzi z północy do Amazonek, choć czy była to cała prawda?
Zwrócił się do Carlosa i Amrisa.
- Jeśli faktycznie jest jak mówi Jarl to rozumiem że chcą ją na pal wbić, ale z tego co widziałem to z Karą można było się jakoś dogadać, ty chyba Carlosie miałeś z nią większy kontakt i nie wydaje się być jakimś żądnym krwi monstrum? Albo odpuszczamy sprawę, albo poprosimy go jednak żeby nam wydał tę Amazonkę pod pretekstem tego że chcemy z niej informację wyciągnąć. Wątpię czy się za darmo zgodzi - tutaj widzę opcję kupna albo bardziej ryzykowną wygrania jej w grze. Mogę nawet zaproponować mój pojedynek z jednym z jego ludzi, ale musimy teraz już zdecydować. Myślę, że zapytać nie zaszkodzi.

- Nie wiemy jakie one są jak ktoś im wejdzie w zagrodę. A nasza trasa wiedzie przez ich zagrodę albo tuż obok. I będziemy szli stąd. - kapitan odparł cicho na ten komentarz bretońskiego szlachcica. Zwracał uwagę, że jak na razie nie mieli okazji poznać żadnej Amazonki w jej naturalnym środowisku. A póki co Karze było po drodze jak kierowali się w stronę jej rodzimych stron. Trudno było przewidzieć jak się zachowają jej siostrę mając zbrojną wyprawę kierującą się w stronę ich ziem lub przez te ziemię. Zwłaszcza jak przybywała od strony Norsmenów z jakimi toczyły wojnę.

- Tak czy inaczej nawet jak będziemy z nimi walczyć to informacje by się nam przydały… - Bertrand cicho odpowiedział de Riverze.

Amris wysłuchał wodza z szacunkiem. Po czym zadał proste pytanie.
- Skoro zabijają wszystkich jeńców w co oczywiście wierzę, nie to plemię pierwsze nie ostatnie z takim brutalnym zwyczajem. Skąd wiemy, że po tygodniu a nie po dwóch? Skąd wiemy, że zawsze w pierwszych dniach? - Amris niczego sobie nie zakładał. Jedynie badał grunt. Z reguł każdy wyolbrzymiał potworność swego wroga. Czasami nieświadomie w skutek naturalnej przed nim obawy. Często jednak świadomie choćby przed swoimi podkomendnymi. Im potworniejszy wróg tym bardziej zdecydowany opór należy mu stawić. Amazonki natomiast… Amris nie był zdziwiony. Plemię kobiet w środku brutalnej dżungli. W koło Norsmeni, Jaszczuroludzie i Druchii. Praktyki odstraszające były środkiem ochronnym gdyby nie patrzeć na to przez przyjęte normy etyczne... to praktyka to wydawała się skuteczna.

- Zabiły ich albo wkrótce ich zabiją. Zawsze zabijają. Zawsze tak robią. Nie rozmawiają. Nie będą rozmawiać o wymianie jeńców ani o niczym innym. - Chyży Topór powtórzył swoje zdanie na ten temat z pełnym przekonaniem. Zupełnie jakby pogodził się z myślą, że trójka jego wojowników jest stracona dla jego plemienia.

- Czyli dopuszczamy, że jeszcze żyją. - wyłapał najważniejsze cześć zdania Amris - Skoro tak to jakaś szansa na wymianę jeńców jest. Może nie z waszej strony skoro macie złe doświadczenia, że to się nie udaje ale z naszej jesteśmy neutralni. - Magister analizował szanse. Po czym przemówił dalej - Mało kto zarzyna jeńców wiedząc, że my w odpowiedzi zarżniemy ich siostrę Amazonkę. Więzień przeznaczony do zabicia ma niewielką wartość. Co innego własny człowiek w zamian. Dotyczy to każdej strony. - spojrzał na Jarla. Który jakoś nie wykazywał entuzjazmu, mimo że jego wkład był zasadniczo niewielki a ryzyko żadne.

- Jesteśmy ponadto z zewnątrz, nie zaangażowani w wasz spór. Może to nie jest wielka przewaga ale nie skreśla nas to na starcie jak w przypadku waszych osobistych wysiłków. Proszę o niewiele… życie kogoś kto i tak miał zostać go pozbawiony. W zamian spróbuje odzyskać życia tych których inaczej nie odzyskacie. - Magister światła spojrzał też delikatnie w stronę siostry, by wywnioskować jak jej idzie z córką Jarla.

- No i argumentem na naszą stronę jest to, że idzie nas tam siła. Każda walka to bilans zysków i strat. Nawet najbardziej okrutne plemiona potrafią kalkulować. Walka z nami niezależnie od jej rezultatu może się okazać dla nich zbyt kosztowna. Wymiana jeńców natomiast to szansa dla kogokolwiek kto im przewodzi do wyjścia z twarzą z uniknięcia walki. Możliwości jest naprawdę wiele jarlu ani ja ani nikt inny nie znamy wszystkich. Niemniej szansa jest i skoro ją mamy proszę o to byś pomógł mi spróbować ocalić waszych ludzi. - Amris spróbował wykorzystać dobry humor jarla i wziąć go delikatnie pod włos. W końcu mówił prawdę, Jarl ryzykował oddanie im kobiety której i tak mieli uśmiercić. W zamian dostawał szansę nieważne jak wielką odzyskania swoich ludzi. Dla Magistra brzmiało to jak dobra propozycja. - Przysięgam też przed tu zgromadzonymi, że dokonam wszelkich starań by tego dokonać. Za zgodą i z pomocą Kapitana oczywiście. - Amris uznał, że dobry uczynek przy okazji tych wszystkich rozgrywek nie zaszkodzi. Wiedział, że każda strona skorzysta łącznie z wyprawą gdyby mu się udało.

- Nie słuchasz. I wydaje ci się, że dużo wiesz. A wiesz niewiele o dżungli, o walce w dżungli i tych dzikuskach. - wódz pokręcił głową jakby mógł zrozumieć, argumenty elfa jako kogoś z zewnątrz. I może nawet przyznawał im rację. Ale widocznie sam uważał, że nie przystają one do obecnej sytuacji konfliktu w trzewiach mrocznej dżungli jaką jego plemię toczyło od dawna z plemieniem tubylczych wojowniczek.

- Ale może wodzu odstąpiłbyś nam tą Amazonkę? Nie dogadamy się? Przecież w tylu sprawach już dzisiaj żeśmy się dogadali. - de Rivera postanowił się wtrącić do rozmowy aby wesprzeć swoich doradców. Powiódł dłonią jakby chciał wskazać na te rozstawione stoły gdzie biesiadowali pospołu i goście i gospodarze, do tego kawalerowie ekspedycji tańczyli przy ogniskach z norsmeńskimi niewiastami. Wyglądało na znakomitą komitywę.

- Może i się dogadamy. A może i nie. To zależy. - Harald rozłożył ramiona i uśmiechnął się zachęcająco do kapitana dając znać, że negocjacje w tej sprawie nie są niemożliwe.

- Tylko dlaczego miałbym wam ją oddać? Obiecałem moim ludziom krwawe widowisko. Że zrobimy z tą suką porządek. Tak jak one zarzynają naszych tak my zarżniemy jedną z nich. Czekają na to. I co mam im powiedzieć? Że Harald Chyży Topór się rozmyślił? Zmienił zdanie? Zamiast widowiska odda zabawkę do zabawy swoi gościom? No nieładnie. Będą niesnaski i niepokoje. Wy odejdziecie i macie spokój. A ja zostanę bez Amazonki i bez widowiska. Z niezadowolonymi którym obiecałem coś a potem nie dotrzymałem słowa. Wy macie Amazonkę i możecie jej użyć. Do rozmowy, do negocjacji z tymi sukami i tak dalej. Nie mydlcie mi oczu, że nie to. Przyda wam się taka karta przetargowa jak idziecie tam gdzie idziecie. Wam się przyda. Ale co ja będę z tego miał? Niesnaski i opinię niesłownego wodza? Chyba mi się to nie opłaca. - wódz pozwolił sobie na dłuższą przemowę. Całkiem klarownie przedstawił sprawę oddania Amazonki ze swojego punktu widzenia. Brzmiało jakby dostał odpowiednią ofertę to może mógłby się zgodzić na taką wymianę. Ale nie uśmiechało mu się oddawać ją za darmo. Domyślił się też jaki atut dla wyprawy de Rivery może stanowić Amazonka w ich szeregach.

- Rozumiem jarlu, jeśli chcesz widowiska, które spodoba się twoim ludziom możemy ci coś zaoferować. - odparł Bertrand.
- Ja na przykład jestem doświadczonym szermierzem, mógłbym pojedynkować się na broń białą z jednym z twoich ludzi - przegrywa ten kto się podda albo nie jest w stanie dalej walczyć. Ty postawisz Amazonkę, a my też coś, ja na przykład mogę zaoferować mój rodowy rapier, który był z moją rodziną od kilku pokoleń - wyciągnął broń schowaną w pięknie zdobionej pozłacanej pochwie.

Wódz uśmiechnął się słysząc taką propozycję. Pokiwał głową twierdząco a może z tego rozbawienia. Ale podany rapier obejrzał z zainteresowaniem. Jako wojownik wydawał się w naturalny sposób zainteresowany takimi akcesoriami do walki.

- Tak. Piękna broń. Ja wolę topory ale piękna broń. - przyznał z uznaniem Chyży Topór gdy obejrzał i zważył w dłoni rapier Bretończyka. Sam się zrewanżował pokazując mu broń o jakiej mówił. Topór był całkiem innej filozofii niż rapier czy choćby miecz lub szabla. Ale zdobione rytami ostrze z jakimś smokiem, wypolerowane kości wsadzone w trzonek nadawały mu wygląd broni godnej wodza lub zacnego wojownika.

- Walka tak, walka dobra. Stawka też dobra. Ale musi być równa. Ty stawiasz broń ja stawiam broń. Kto wygra dostaje broń tego drugiego. A jak o piękną kobietę to ja stawiam piękną kobietę i ty stawiasz piękną kobietę. Twoja siostra to bardzo piękna kobieta. Ty stawiasz siostrę, to ja postawę Amazonkę. - jarl chociaż sam pomysł zakładów o zwycięstwo pojedynku poparł i pomysł mu się spodobał to jednak całkiem inaczej widział stawki takich zakładów. Spojrzał zaciekawiony na bretońskiego szlachcica jak ten się zapatruje na taką propozycję.

Bertrand zdębiał, nie spodziewając się takiej propozycji. Jak on śmiał to proponować, jakby bretońska szlachcianka była jakąś niewolnicą? Dużym wysiłkiem woli powstrzymał się od wybuchu wściekłości.
- Nie do końca rozumiem jarlu, czyżbyś miał kandydata na męża dla mojej siostry, Isabelli?

- Jakiegoś na pewno jej znajdziemy. A jakby miała zostać to otoczę ją opieką i nic złego jej się tu nie stanie. - odparł spokojnie wódz bynajmniej nie zmieszany takim pytaniem. Mówił jak dobry wujek do swojego siostrzeńca. Powiódł gestem po reszcie placu by zaznaczyć w jak przyjaznym miejscu się znajdują. Pośród wieczornej uczty rzeczywiście była widoczna komitywa obu stron które biesiadowały i bawiły się w najlepsze.

Amris nie wtrącał się już do rozmowy widząc że Bertand przejął inicjatywę.

Bretończyk wziął głęboki oddech, tłumacząc sobie że ten barbarzyńca nie rozumie zwyczajów cywilizowanych ludzi. Po czym przemówił spokojnie, ale stanowczo, powstrzymując chęc wyzwania Jarla na pojedynek - obiecał sobie że będzie rozsądniejszy, stawką było przetrwanie jego rodu:
-Wybacz Jarlu, ale bretońska szlachcianka to nie jest jakaś niewolnica, żeby ją wymieniać na dzikuskę z dżungli. To tak jakbym ja poprosił o twoją córkę zamiast tej Amazonki. - odparł tonem urażonej dumy.

- Oh, wybacz, przyjacielu, nie chciałem cię urazić. Mam nadzieję, że ty mi wybaczysz. Ale chciałem ci jedynie pokazać, że nie ma równości. Jak chcesz wziąć coś ważnego. Ważną, piękną kobietę. To musisz dać coś ważnego. Ważną, piękną kobietę. Twoja siostra to tylko przykład. Nie musi być ona. Ale musi to być coś równie wartościowego. - wódz okazał zrozumienie dla racji Bretończyka i nie nalegał. Nawet zdobył się na przepraszający ton. Ale wrócił do negocjacji w sprawie wymiany schwytanej dzikuski. Widocznie uważał ją za bardziej wartościową niż rapier czy inny podobny przedmiot.

- Rozumiem Jarlu, pozwól że naradzę się z moimi towarzyszami. - Bertrand skinął głową po czym zwrócił się do Carlosa i Amrisa. - Możemy coś dołożyć do mojego rapiera?
- Mogę dołożyć trzysta monet. - powiedział Amris który miał nadzieję, że nie będzie trzeba tej stawki mocno podbijać. Choć miał na to pomysł.

Negocjacje trwały jeszcze trochę gdy najpierw trójka towarzyszy zastanawiała się co może postawić na szali a potem jeden wódz dyskutował z drugim. Koniec końców do sakiewki Amrisa, rapiera Bertranda Carlos dorzucił swojego zapasowego rumaka. Oraz całkiem udanie przekonywał Chyżego Topora, że powodzenie ekspedycji opłaci się także i Norsmanom. W końcu ekspedycja powinna zaiwtać tu z powrotem no i przecież nie z pustymi rękami. A do tego sukcesu niestety musiałaby się jakoś przedostać przez terytoria dzikusek albo tuż obok co pewnie z odratowaną siostrą byłoby bezpieczniejsze. Jarl się zastanawiał dłuższą chwilę nie do końca przekonany czy rzeczywiście opłaca mu się tak mętny układ odroczony w czasie. Ale ostatecznie uznał, że najlepiej niech rozstrzygnie broń i bogowie. Czyli pojedynek między kimś z drużyny gospodarzy a gości. Do pierwszej krwi. W końcu sprawa miała być polubowna a nie zamierzali się zarzynać.

- No to chciałeś to masz. Próbuj. - Carlos klepnął w ramię Bertranda dając mu znak, żeby szykował się na ten pojedynek. Nie było wiadomo kogo jarl wystawi do tej walki ale wieść o pojedynku rozeszła się po stołach jak pożar po stepie. I dało się poznać, że pomysł spotkał się z powszechnym uznaniem.

Bertrand niezwłocznie oddalił się by przygotować do pojedynku, czując dreszcz emocji. Zastanawiał się kogo wystawi Jarl, pewnie swojego najlepszego wojownika? Przygotował się do walki z rapierem i tarczą oraz ubrał kolczugę, zwykle walczył w lżejszych pancerzach ale skoro walka miała być do 1 krwi...




 
Lord Melkor jest offline