Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2021, 19:32   #166
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan część III ostatnia

Jacek poczuł się jak niemowlak, kiedy został podniesiony. Chwycił Alana za kark, żeby jakoś się podtrzymać i poczuć pewniej. Nie był przyzwyczajony do bycia wyręczanym w najprostszych czynnościach (jak na przykład chodzenie).
- Alan… Nie chodzi tylko o ruchanie - kontynuował Jacek, kiedy Agata już się nieco oddaliła. - Musimy po prostu wszyscy zrobić to, co konieczne. Ja przestałem się jąkać, to ty mogłeś się zakochać. Ale teraz trzeba zagryźć zęby i zrobić to co trzeba. Myślisz, że jak przedwczoraj robiłem wyciskanie na klatę, to planowałem satanistyczne rytuały? Nie mam ręki i obu nóg. Dalej nie zajedziemy już na tym dziwnym robaku, który mnie napędza. Jeśli mi nie pomożesz z tym syfem, będzie po nas. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Jacek wypowiadał się trochę nieskładnie, ale jego stan nie poprawiał retoryki. Liczył, że Alan zrozumie ogólne przesłanie.

- Przecież ja to wszystko wiem Jacek – odpowiedział Alan niosąc kolegę na rękach. Czuł się teraz trochę jak Forrest Gump na wojnie w Wietnamie– Zgodziłem się na orgię i zrobię co konieczne. Do tej pory jak uprawiałem seks, to obie strony miały na to ochotę. Gdyby nie Amanda, już bym podrywał i urabiał Katię, żeby było jej przyjemniej. Tak już jestem dziwne skonstruowany, że lubię dawać laskom przyjemność i pompować sobie ego, a jak ona będzie leżeć jak kłoda…no kurwa…średnio mnie to kręci, ale nieważne. Na razie musimy pomyśleć, jak w ogóle się stąd wydostać i pomóc ci się zregenerować.
Jacek kiwnął głową. Skoro Alan powiedział, że rozumie, to uznał że rozumie. Widział już dzisiaj kilka krwawych jatek i niósł zmasakrowanego kolegę, więc raczej w obłokach nie bujał. Trójboista nie zamierzał drążyć tematu.
- Za ojczyznę, Alan - skwitował dyskusję. - A teraz odłóż mnie w jakimś suchym miejscu i znajdź mi jakąś krowę do zjedzenia.

Amanda zabrała Julię gdzieś dalej. Katia chyba nie mogła znaleźć włącznika, ponieważ w piwnicy wciąż było ciemno.
- Serio nie ma? - zagaiła do Katii, sadzając Julię przy dalszej ścianie i kucając przy niej. Amanda zaczęła głaskać przyjaciółkę po głowie. Łzy niemal cisnęły jej się do oczu. Na samo wspomnienie widoku Jacka nie mogła wręcz powstrzymać ich potoku, dlatego też starała się nie myśleć, wyprzeć ten fakt. Zignorować to, co stało się z Jackiem. Nie było to proste.

- Katia… Co z nią? - blondynka zamachała dłonią przed twarzą Julii, Ceyn przyświetliła jej twarz słabym blaskiem telefonu. - Nie idź tam - dodała spoglądając na czarownicę - Jacek… Kompletnie nie ma kończyn… Tylko jedną rękę. Nie chcesz tego widzieć.
Katia drgnęła, kiedy usłyszała głos Amandy. Stała tuż przed drzwiami znajdującymi się na samym dole. Napierała na nie barkiem, próbując przedostać się na drugą stronę. Zdawała się dość desperacka w tym ruchu, gdyż perspektywa wysadzania przejścia zaklęciem z góry przyprawiała ją o ból głowy. Obróciła się w strony obu dziewczyn.
- Cholera - mruknęła.
Milczała przez moment, spoglądając na Julię. Położyła dłoń na jej głowie i skoncentrowała się. Zamrugała powoli.
- To nie jest klątwa magiczna, jej po prostu odwaliło po tym wszystkim. I ta karta… jej karta… jest osmalone do połowy. Już wcześniej była. Pewnie przy śmierci Bastiana tak się zdarzyło. Może mogłabym jej pomóc, gdybym przekierowała połączenie Kochanków Julii i Sebastiana na Julię i jakiegoś innego kawalera, który by żył. Ale to nie jest działanie na teraz - mruknęła. Następnie spojrzała na Amandę. - Pamiętasz naszą rozmowę o sile? Nie płacz. Chociaż z łzami ci do twarzy. Nawet jeśli czujesz się gorzej, to udawaj inaczej. Musisz być silna dla chłopaków. Faceci z reguły są strasznie miękcy, więc bez ciebie pewnie obydwoje się rozkleją. A tego nie chcemy. Rolę księżniczki do uratowania pełni Julia i jeśli mogłabym jej dać za to Oscara, to bym się nie wahała - mruknęła.
Następnie Ceyn zagryzła wargę.
- To chujowo, jeśli Jacek umarł. Liczyłam, że to on otworzy te drzwi. Nie są zamknięte, ale zatrzasnęły się, a ja jestem słaba jak gówno.

- Jeszcze żyje - odparła Amanda - Ale nie wiem, bo nie powinien… Chyba. Nie widziałam wcześniej takich zwłok, nawet nie chcę o tym myśleć, bo obrzygam was obie - blondynka z trudem powstrzymała wymioty. Widok w głowie wciąż tkwił, próbowała myśleć o czymś innym, czymś milszym, ale było to trudne. Nawet wcześniejsza złość na Alana jej przeszła, w sumie nie miała pojęcia kiedy. To było takie trywialne. Wkurzanie się na niego. Na kogokolwiek.

- Pomogę ci z drzwiami - dodała Sabotowska, choć wciąż czując naderwane mięśnie, szybko się poprawiła - To znaczy, spróbuję. Razem spróbujemy. Albo Agata i Alan może, im chyba nic nie jest, tak totalnie nic. Odpocznijmy chwilę, Julii też się przyda - Amanda słabo się uśmiechnęła i kiwnęła do Katii. Usiadła na piętach plecami do pozostałych a przodem do Ulyanovej, wciąż gładząc jej włosy - Jestem z tobą, nie denerwuj się. Jakoś to naprawimy wszystko… Jakoś… to będzie…
Katia usiadła po drugiej stronie Julii. Chwyciła mocniej rękę Rosjanki. Czuła do niej dziwną mieszankę uczuć. Z jednej strony chciała ją chronić i zaopiekować się nią ze względu na Sebastiana oraz fakt, że w macicy Ulyanovej wzrastał ceynowski materiał genetyczny. Z drugiej strony nie znała tej dziewczyny i była dość dużym obciążeniem dla grupy. Katia nie darzyła szacunkiem ludzi, którzy byli obciążeniem.
- Czuję się, jakbym była w jakimś jebanym filmie i trafiłyśmy na scenę girl power - skrzywiła się. Ścisnęła drugą dłoń w pięść i wystawiła ją do góry. - Razem przetrwamy wszystko! Chronimy się nawzajem, siostry! Yay!

Amanda uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi, robiąc nieme “yay”. Nie potrafiła nawet udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie było. I bała się, że będzie jeszcze gorzej. Tym bardziej biorąc pod uwagę stan, w jakim była Julia i Jacek.


W chwili gdy Katia wznosiła okrzyk, nadszedł Alan, dźwigając okaleczone ciało swojego kolegi. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Ceyn próbuje motywować dziewczyny wykrzykując feministyczne hasełka. Było to na swój sposób ludzkie i normalne. Wyglądało na to, że satanistka chyba zaczęła dogadywać się, jeśli nie z nim, to przynajmniej z Amandą. Ostrożnie ułożył Jacka w suchym miejscu, oparł go plecami o ścianę.
- Macie tu jakieś żarcie Katia? Sataniści robią przetwory na zimę? Jacek jest głodny i musi się zregenerować. Widziałem go w akcji i wydaje mi się, że nie potrzebujemy ani zabijać płodów ani uwalniać Ortyszy. Rozmawiałem z nim o rytuale, który mi pomógł gdy złamałem nogę. Mogłabyś spróbować go wysłać tam gdzie mnie?
Nie czekał na odpowiedź, podszedł od razu do Amandy.
- Jak się czujesz? – spytał z troską, spoglądając w jej intensywnie błękitne oczy.
- Alan… - Amanda ściągnęła brwi i podniosła się na równe nogi, stając przed chłopakiem. Jej ton głosy był dyskretny, spokojny, aczkolwiek dało się w nim słyszeć reprymendę. Dłuższą chwilę tak na niego patrzyła, przez chwilę wydawało się, że zadrżały jej usta, powieki jakby szybciej zamrugały, oczy stawały się istnym oceanem - Nie możesz jej o to prosić, Katia potrzebuje siły, aby utrzymać samą siebie. Ze mną… Jest okej.

Alana nie do końca przekonywała odpowiedź blondynki, właściwie miał pewność, że nie jest ok i to go bolało, nie chciał jednak naciskać. Przyjdzie czas, żeby porozmawiają na spokojnie. Nie wiedział co działo się w piwnicy, gdy został z Agatą, Julką i Jackiem na górze, ale wyglądało na to, że Katia użyła swojej mocy. Rzeczywiście satanistka sprawiała wrażenie zmęczonej, chociaż starała się tego nie pokazywać.
- Rozumiem, ale chodzi o Jacka…on się dla nas poświęcił, walczył z tymi potworami – Wiadernemu trudno było się pogodzić z tym jak skończył ich kolega. Rozpaczliwie szukał sposobu by mu pomóc. Bo przecież kalectwo w przypadku Jacka Gołąbka to chwilowy stan.

Blondynka nigdy nie przypuszczałaby, że stanie po stronie wiedźmy. Miała mnóstwo powodów, aby czuć do niej odrazę, wstręt i nienawiść. Jednak w dość krótkiej chwili dotarło do niej ile Katia poświęciła, aby przeżyli. Wszyscy. W tym i sama Amanda, która była dla niej dosłownie nikim. Z całej tej gromady, tylko ona i mała Ali byli dla Ceyn zwykłymi śmieciami, a jednak… Nie skazała ich na śmierć.

- Jakoś sobie poradzimy - dodała po krótkiej przerwie i przytuliła się mocno do Wiadernego. Schowała na chwilę buzię w jego ramię i odetchnęła drżącym ciałem, które próbowało nabrać powietrza do płuc i wstrzymać wszelkie ataki emocji.

Objął ją mocno ramieniem, wplótł palce w jej jasne włosy, przez chwilę napawając tą bliskością. Boże, jak ja ją kocham, pomyślał, nie wiedząc czy będzie miał siłę ją puścić z powrotem. To, że przez ten cały koszmar nie mieli ani chwili dla siebie, był torturą.

- Pomóż mi otworzyć te drzwi obok. My nie mamy już siły. Chyba naderwałam mięśnie przy tej klapie… - ścisnęła Alana mocniej na parę sekund i dodała szeptem - … zepsułam to wtedy. Przeze mnie Katia nie pomogła wam, bo musiała mi…

W końcu zrozumiał skąd pojawił się ten grymas bólu na jej twarzy, gdy ogary zaatakowały a ona i Katia uciekały do piwnicy. Spojrzał na jej przedramiona, tak, jakby samym spojrzeniem i pocałunkami chciał je uleczyć. Westchnął.
- Przepraszam – wyszeptał dotykając skóry jej przemęczonych ramion– Niczego nie zespułaś, to moja wina. Nie pomogłem ci, idiota ze mnie. Sam spróbuję otworzyć te drzwi, a wy odetchnijcie, ok?


- Dzięki - mruknął Jacek, kiedy Alan ułożył go już pod ścianą. Wziął głębszy oddech, opierając głowę i przymykając oczy. Nie miał za wiele do roboty. Mógł siedzieć i kontemplować jak bardzo wszystko go łupie. Powieki wolał trzymać przymknięte. Choć szok i ból wprawił go w podejrzanie dziwny nastrój (jakby był trochę na haju), to jednak widok własnych kikutów wprawiał chłopaka w lęk. Na pewne rzeczy lepiej nie patrzeć, jeśli nie ma takiej potrzeby…
- Kurwa no... Zostawiłem coś na górze… - zaklął pod nosem, chyba bardziej do siebie.
- Co takiego? - mruknęła Agata.
- ABIBASA - odparł bez otwierania oczu. - To moja fartowna bluza. Jak ją pierwszy raz założyłem to znalazłem dwie dyszki. Czaisz? Dwie dyszki. Jakbym jej nie zdjął to miałbym teraz nogi.

Agata dziwnie się czuła i nawet nie była pewna dlaczego. Tuż po akcji Jacka poczuła wyrzut endorfin i prawdziwą euforię. Myślała, że wszyscy umrą. A tu jednak zwrot akcji. Gołąbek musiał za niego zapłacić, jednak zyskali bardzo wiele. Przeżycie ich wszystkich. Dlatego Woś cieszyła się. Potem jednak jej nastrój stopniowo pogarszał się. Kiedy już radość związana z przeżyciem słabnie, zaczynasz zastanawiać się, co tak właściwie chcesz z tym życiem zrobić. A Agata czuła się coraz bardziej zagubiona na kilka różnych sposobów. Chyba najbardziej zabolała ją odpowiedź Alana. Chłopak zachował się wtedy dokładnie tak jak przed “przemianą”. Co zaczęło sprawiać, że Agata zaczęła zadawać po cichu pytania. A co, jeśli to była gra i Wiaderny wcale się nie zmienił? Fakty wyglądały tak, że kiedy jego najlepszy kumpel, Mateusz umarł, Alan zrozumiał, że Amanda stała się wolna. A że Wiaderny chciał zaliczyć wszystkie dziewczyny na planecie, to musiał zacząć zachowywać się tak, aby Sabotowska go polubiła. Jeśli był aktorem, to genialnym. Jednak przed chwilą na schodach nie wytrzymał i pokazał swoje prawdziwe oblicze. A to sprawiało, że ich moment na schodkach przed domkiem nie miał żadnego znaczenia. Agata zerknęła na Alana. Czy to możliwe, że był tak fałszywy? Zastanawiała się, co naprawdę działo się w jego głowie. Czy kiedy już przeleci Amandę, to zacznie śmiać się z nich wszystkich, że są tacy łatwowierni? Koniec końców Szatan wybrał go na swojego sługę i może miał ku temu więcej powodów, niż Wiaderny chciał im przedstawić. Co więcej, nawet jeśli uczucia chłopaka względem Amandy były prawdziwe, to raniło to Agatę na kilka innych sposobów. Coś jej zgrzytało i nie wiedziała dlaczego. Dopiero po chwili zrozumiała. Wiaderny nie chciał spać z innymi dziewczynami, bo kochał Sabotowską. To kłóciło się z wizją świata Agaty. Mężczyźni w nim owszem, kochali, ale sprawę seksu traktowali oddzielnie, gdyż tak ukształtowała ich biologia. Mogli przez całe życie płodzić nieskończoną liczbę dzieci, więc rozwiązłość była zakodowana w ich naturze. Kobiety znajdowały się w innej sytuacji, gdyż po doborze partnera musiały być z nim związane przez co najmniej dziewięć miesięcy, gdyż tyle trwało urodzenie dziecka. Co znaczyło, że musiały rozważniej dobierać sobie partnerów. Oczywiście antykoncepcja wszystko zmieniła, ale niektóre sposoby rozumowania wszedły już i tak mocno do kultury lub tradycji. Dlaczego Agata lubiła myśleć w ten sposób? To usprawiedliwiało jej ojca. A tylko go miała i bardzo go kochała. Wielokrotnie zdradzał jej matkę i Woś wolała myśleć, że po prostu był mężczyzną i to normalne. Postawa Alana sugerowała, że można inaczej. Co znaczyło, że ojciec Agaty w ogóle nie kochał jej matki, skoro chciał sypiać z innymi kobietami. Co sprawiało, że związek jej rodziców był błędem, a więc i ona nim była. Woś poczuła się nawet trochę dumna, że była w stanie rozpracować to bez pomocy swojej terapeutki.

Myślała dalej. Przed chatką powiedziała Amandzie, że chce zostać jej prawdziwą przyjaciółką. Nie taką fałszywą, jak podczas poprzednich lat w liceum. Ale to było takie trudne. Sabotowska była obiektywnie tak przepiękną dziewczyną, że jej widok wręcz wywoływał mdłości. Agata czuła się przy niej tą gorszą i dlatego nie raz życzyła jej śmierci. Wchodziła przy niej w rolę swojej brzydkiej, niechcianej, niekochanej matki. Wystarczyło, że Amanda po prostu była i już samą swoją aurą ją przyćmiewała. Ciężko było spoglądać, jak tuliła się z Alanem i wymieniali czułe słówka, mając w dupie, że robią to przy wszystkich. Agata nie była zainteresowana wcale Wiadernym, ale i tak czuła się źle z tym, że nie wybrał jej. Rozumiała, że nie mogła mieć o to pretensji do niego, a tym bardziej do Amandy, ale i tak nie było jej z tym dobrze. Nawet przez chwilę zazdrościła Julii, że nie mogła tak jak ona po prostu oszaleć i przetransportować się do swojego własnego świata. Może byłoby łatwiej.

Co więcej, nie do końca pomagały uczucia i myśli, jakie Agata zaczynała odczuwać względem Jacka. W pierwszej chwili jego kalectwo ją przeraziło i obrzydziło. Było straszne. Jednak z biegiem czasu zaczęła czuć narastającą fascynację stanem, w jakim znajdował się Gołąbek. Przerażało ją to, że kiedy przenosiła na niego wzrok, zaczynała czuć się nieco… podniecona. Zastanawiała się, jakby to było zacząć go ujeżdżać. Bez kończyn Jacek po części przestał przypominać człowieka. Czyż nie przyjemnie byłoby zredukować go do roli maszyny dla przyjemności? Był silny. Cholernie silny. Widziała, jak walczył z tymi ogarami, a jeszcze wcześniej jak rzucił Mołotowem. Poza tym był odważny i został, aby ich bronić. Na dodatek nie wiadomo kiedy przestał się jąkać. Zmienił się nie do poznania i nie chodziło jedynie o utratę kończyn. Jacek zaczął być potężny… a Agata uwielbiała dominować takich mężczyzn. Przez to sama czuła się jeszcze silniejsza i potężniejsza od nich. Kiedy spoglądała, jak Gołąbek był poniekąd na łasce Alana, pomyślała, że chciałaby, aby to od niej był uzależniony. Chciała go mieć. Przez moment jej myśli krążyły wokół bardzo nieodpowiedzialnych scen, w których zaspokajał ją... na dodatek Czerwiem. Zrobiło jej się gorąco i nawet nie wiedziała kiedy zaczęła mocniej napierać na drzwi, przy których stała Katia. Nagle coś trzasnęło i sama Woś zdołała otworzyć przejście.
- Wow - mruknęła Ceyn.
Spojrzała na Agatę uważnie.
- Wszystko dobrze? - zapytała.
- Co? - zapytała Woś, przesuwając na nią nieco nieprzytomne spojrzenie. Dopiero po chwili zogniskowało się na wiedźmie.
- Pytałam, czy wszystko dobrze - powtórzyła Katia.
- Tak, pewnie, że tak - powiedziała Agata.
Spojrzała na zebranych ludzi. Cieszyła się tylko z tego, że nikt z tutaj obecnych nie potrafił czytać w myślach. Już sam fakt, że nachodziły ją przy innych sprawiał, że czuła się dziwnie wyeksponowana. Wyprostowała się i przyjęła neutralny wyraz twarzy. Nawet nieświadomie spróbowała naśladować Katię.
- Wchodzimy? - zapytała.

Alan nie zdążył jeszcze dobrze wypuścić blondynki z objęć, jak drzwi o których wspominała Amanda nagle otworzyły się. A właściwie otworzyła je Agata. Chłopak spojrzał na koleżankę zaskoczony, zdziwienie szybko przeszło w uznanie dla jej wyczynu. Woś zaskakiwała na każdym kroku.
- Eee….dobra robota Agata – pochwalił kumpelę. Nie doczekał się za to odpowiedzi ze strony Katii, uznał, że milczenie w tym przypadku nie oznacza zgody, więc postanowił, że nie będzie więcej pytał o rytuały dla Jacka. Amanda miała rację, satanistka potrzebowała teraz chwili oddechu. Już wcześniej, przed atakiem drapieżników wydawała się mocno osłabiona, nie chciał nawet myśleć ile sił kosztowało ją odprawianie kolejnych magicznych obrzedów. Ze słów jego ukochanej, wynikało, że Ceyn pomogła Amandzie, więc chłopak chcąc nie chcąc poczuł wdzięczność. Gdy przyjdzie czas, podziękuje jej za to. Najpierw jednak będą musieli wydostać się z tej chatki i zniknąć z radaru piekielnych ogarów. Udało im się przeżyć pierwsze starcie, ale to nie był przecież koniec, ani może nawet początek.
Miał już odwrócić się w stronę Jacka, ale nie mógł się powstrzymać i złożył na ustach Amandy czuły pocałunek, którym próbował wyrazić wszystko co do niej czuje. Już nie przejmował się obecnością innych, wydawało się, że Ceyn nie jest zagrożeniem. Pewnie takie gesty komplikowały jego relacje z Katią i Agatą w kontekście tego co musieli zrobić, ale to było silniejsze od niego. Mogli przecież w za chwilę zginąć, więc każda sekunda z blondynką była dla niego teraz bezcenna.
- Później porozmawiamy. Gdy to wszystko się już skończy i będziemy bezpieczni – obiecał po czym podszedł do Jacka.
- No i dzięki Agacie nie posiedzieliśmy tu długo. Jak się stąd wydostaniemy, poszukam ci czegoś do żarcia, słowo – obiecał Wiaderny po czym dźwigał kolegę z ziemi z powrotem na ręce.
- Co jest za tymi drzwiami Katia? – spytał sataniski.

Jacek stopniowo się wyciszył. Nie miał już nic ciekawego, ani zabawnego do powiedzenia. Stopniowo znikał haj związany z adrenaliną i przeżytą przygodą. Zostawał tylko ból, ekstremalny głód i kalekie ciało. Przerzucił ostatnią kończynę jaka mu została przez kark Alana i starał się jako-tako trzymać głowę w pionie. Na całe szczęście nie miał zdolności telepatycznych i nie mógł usłyszeć osobliwych fantazji Agaty. W innym wypadku mógłby się przerazić. Jacek bał się sytuacji, w których mógłby być słabszy fizycznie - stąd też wzięły się jego obsesyjne treningi na siłowni. Myśl o tym, że ktoś mógłby chcieć wykorzystać jego niedyspozycję, by uzyskać kontrolę, z pewnością wzbudziłaby w nim lęk.

Póki co jednak martwił się tylko przyziemnymi problemami i najbardziej pierwotnymi odczuciami. Czuł jak Czerw wierci się niespokojnie w żołądku, domagając się jedzenia. Bardzo, bardzo dużo jedzenia…

- Nie wiemy - Amanda odpowiedziała za Katię, ponieważ już o tym rozmawiały będąc w piwnicy jako pierwsze - Po prostu chodźmy - blondynka podeszła do Julii i pomogła jej wstać. Chwyciła za rękę, aby prowadzić. Z Alanem stali się nagle psami przewodnikami. Naprawdę było to przykre.
- Dobra robota, Agata. Dzięki - pochwaliła jeszcze koleżankę, aby ta poczuła się doceniona. Nie mieli jednak czasu, musieli iść dalej.

- Nie wiemy - powtórzyła Ceyn. - Ale to tylko połowa prawdy. Wiem, że ta chatka została wybudowana przez mojego dziadka. A wraz z nią piwnica. Nie był Satanistą, ale interesował się okultyzmem. No cóż, zrobił dziecko mojej babce, więc trudno, żeby długo pozostał kompletnie poza tym światem. Był uważany za szaleńca. A jeżeli moja rodzina oznacza kogoś za szalonego, to już coś znaczy - mruknęła. - Wiem jednak, że coś badał w Rowach. Coś go tutaj szczególnie ciekawiło. Nie mam pojęcia co. Miał kilka swoich stacji badawczych w tej miejscowości, a to jedna z nich. Nie mam pojęcia, gdzie znajdują się kolejne. Ani co w nich można znaleźć. Jeżeli jednak wnętrze urządzał doktor Jan Ceyn, to możemy spodziewać się wszystkiego…

Obróciła się do pozostałych, uśmiechnęła szeroko.
- Nie martwcie się, jeżeli macie mało wrażeń, to może jeszcze czymś się rozerwiecie. Albo coś nas jeszcze rozerwie.
Po tym zachęcającym wstępie wszyscy weszli do środka...
 
Arthur Fleck jest offline