Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2021, 19:38   #21
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Mervi zbiegła za Patrickiem po schodach na dół, gdy ten jeszcze nie znalazł się na zewnątrz. Bez słowa wyminęła Irlandczyka na dole tuż za schodami i stanęła przed nim taksując go wzrokiem.
- Co to miało być? - odezwała się twardo do Patricka.
- Cokolwiek sobie wymyślisz.- odparł Healy spoglądając na magiczkę nieco z góry. - Wy załatwiajcie nocleg, mnie wszystko jedno gdzie zaparkujemy.
- Czyli co? - patrzyła bez zawahania - Strzelasz focha, bo nie popieramy twojej chęci przebicia się przez przeciwnika nie patrząc na straty?
- Nigdy nie powiedziałem, że chcę się przebijać do środka na rympał. Widzisz jak mnie słuchacie? - odparł Irlandczyk spoglądając w oczy Mervi. - Po prostu miałem dość tego hamletyzowania. Tak… wojna to zło, tak… nasze przybycie może zaognić konflikt i tak dalej i tak dalej. A moje propozycje, by jakoś złagodzić tę sytuację przeszły na filozoficznie gadki o tym że zawsze może być gorzej. Rozumiem że tutejszy ojczulek martwi się o ludność cywilną, że tu jest naprawdę ciężko miejscowym… może nawet lepiej niż wasza cała trójka. Ale na litość boską… przydałyby się konkrety zamiast biadolenia. Faktem jest to, że cóż… armia ma szamana na swoich usługach i Jurija pod kluczem. I co zrobi mądry dowódca w takiej sytuacji? Przejedzie się po rebeliantach jak po łysej kobyle i to jest kwestia dni. Więc rozlew krwi i tak będzie.
Splótł ramiona i spojrzał badawczo na Mervi.- Chlubisz się swoim intelektem, więc powiedz mi co oznacza fakt, że zatrzymamy się właśnie tutaj?
-Jest sens w tym, że możemy tak szkodę zrobić, jeżeli nie spróbujemy choć zakryć naszej obecności. Czemu cię nie słuchamy? Bo twoje argumenty i propozycje są oblane sztywnym pragmatyzmem technokratycznym. Rachunkiem, zysków i strat… z czego wyłączasz główny zysk… oparty na empatii. - zmarszczyła brwi - Nic cię nie nauczyło Lillehammer? Mówisz o potrzebie planu, jak to źle, że go nie mamy, a czy w takim razie uważasz za sukces walkę przy grobowcu Odyna, skoro i tak wygraliśmy z jednym dzięki temu? Czy niewielką ceną, całkowicie zrozumiałą była śmierć ojca Adama?
- Wojna to ostatecznie rachunek zysków i strat. A co do serca to nie wiem... Swoje chyba straciłem. - uśmiechnął się gorzko Patrick i pokręcił głową.- To nie tylko kwestia schowania się przed innymi. Jeśli zabierzemy stąd Jurija i potem ktoś się dowie że Russo nam pomagał, to on i obóz ten później będą na celowniku miejscowej armii. Nie powinniśmy tu zostać ze względu na nich. A co do ojca Adama, to tak, ta walka była sukcesem. Natomiast śmierć ojczulka Adama to moja osobista porażka. To ja wtedy zawiodłem i popełniłem błąd za któryś ktoś inny zapłacił. To była moja wina…
Spojrzał w bok i dodał.- Namierz ten obóz z satelit, zrób zdjęcia, filmy. Z kosmosu może tutejszy szaman nie zauważy, że go szpiegujemy. Czy zdajecie się na negocjacje, czy na atak… wiedza o przeciwniku zawsze się może przydać.
- Masz rację mówiąc o sercu i udowodniłeś to dziś wszystkim. - przesunęła się tak, aby Patrick spojrzał na nią - Mówiłeś jak ktoś bez serca.
Irlandczyk nieszczególnie przejął się jej słowami, wyraźnie nad czymś zamyślony.
- Przypuszczam, że… Russo zawiadomił Tradycję dopiero jak Jurij wpadł w ręce armii. Bo wtedy równowaga sił została zaburzona. Nie sądzę by Jurij chciał wracać po wszystkim między partyzantów, a jeśli wróci to i tak pewnie walki rozgorzeją. Na jego miejscu pragnąłbym zemsty. - westchnął Healy i uśmiechnął blado. - Myśl sobie co chcesz. Ja na razie muszę pomyśleć nad tym jak nas stąd ewakuować. W razie gdybyście nie wybrali negocjacji, lub co gorsza negocjacje poszłyby źle. Tak siak, wtedy ziemia będzie nam się palić pod nogami.
Technomantka przymknęła oczy.
-Sądzisz, że byłoby lepiej, abyśmy tworzyli oddział szturmowy, co?
- Sądzę że przydałaby się teraz latający VTOL, ale niestety ten został w Europie.- odparł Irlandczyk i wyjaśnił. - Jedyna w miarę bezpieczna metoda, to uderzyć szybko i wywołać chaos, złapać Jurija i dać dyla jak najszybciej… zanim ów szaman zorientuje się co się stało i wyprowadzi kontratak. Na oddział szturmowy jest nas za mało. Niby mamy przewagę w postaci liczby magów, ale on ma więcej karabinów i wiesz dobrze jak duży paradoks kopnie nas przy tylu Śpiących.
- I co by Złomolot miał dać? Do tego… Czy naprawdę Paradoks w walce to w tym momencie największy problem takiego podejścia?
- Paradoks, węzeł na którym potencjalnie siedzi, duchy które skaptował, żołnierze uzbrojeni po zęby… tych problemów jest kilka. - przyznał Healy zamyślony. - Tak czy siak… najpierw trzeba zrobić rozeznanie. Możliwe że dojdą kolejne problemy. A i… armia walcząca z rebeliantami wiesz czego nie ma? Obrony przeciwlotniczej. Bo rebelianci nie mają samolotów. I taki atak zaskoczył by ich z opuszczonymi gaciami. No i… bezpieczniej jest odlecieć niż odjechać.
Podrapał się po karku dodając.- Ale nie ma co rozważać nierealnych scenariuszy.
Mervi przetarła oczy.
- Ty naprawdę najchętniej byś zrobił równy teren masą wybuchów, za kudły wytaszczył Jurija z pożogi i odleciał z nim na tle zachodzącego czerwienią słońca na tle grzyba nuklearnego zostawiając całe gówno do sprzątnięcia innym. - pokręciła głową - Już rozumiem czemu Rada wybrała nas zamiast takiego oddziału - nie chcieli tu więcej do tej wojny dorzucać robiąc swoją.
- Nie. Nic nie zrozumiałaś. Po pierwsze… nie byłoby żadnego równania z ziemią. Po drugie… tak, zrobiłbym w ten sposób. A wiesz czemu? Bo to jedyny plan jaki przychodzi mi do głowy, dający sporą gwarancję że wszyscy wyjdziemy z niego żywi. Jeśli masz lepszy… jeśli wymyśliłaś sprytniejszy sposób na uratowanie Jurija to ci przyklasnę. Jeśli jednak chcesz się wplątać w tutejsze sprawy, to nie słuchałaś wyraźnie Russo. Oni się tu tłuką od lat, to narastający strup nienawiści. Ty nazwałaś mnie terrorystą… cóż… zarówno ci od Jurija, jak tamta armia to to samo co ja. W twoim podręczniku wszyscy jesteśmy terrorystami. -
Healy potarł czoło dodając. - Dogadanie się katolików i protestantów w Irlandii Północnej zajęło lata ludziom mądrzejszym od ciebie. Nie łudź się że rozwiążesz tutejsze problemy w ciągi dni, czy miesięcy. To robota na pokolenia.
-Tylko ty uważasz, że jak już jest źle to można dołożyć więcej krzywdy. W tym wypadku to, co zrobiono Alice nie miało znaczenia w twojej logice… a może miało, bo ją znałeś? Jak zamordują dziecko przy matce, bo nie spróbowałeś nawet działać bez wzniecania ognia, to jaki to problem, tak? W końcu to wojna, jak nie dziś z twojego powodu to jutro z innego.
- Tu już mordują dzieci, tu już je odbierają od rodziców. I to z nie naszego powodu. Tu już jest strefa wojny. Niemniej… powtórzę się znów, skoro muszę. Masz lepszy plan od mojego? Masz jakikolwiek plan? Bo mój w zasadzie jest nie do zrealizowania, więc i tak nie ma znaczenia. - odparł Healy spokojnie.
- Patrick… Najpierw zbierzemy informacje, nie będziemy ich zbierać, aby potwierdziły nasze domysły, tylko by z nich ułożyć plan. Najpierw intel, później plan działania. - odparła.
- Jakikolwiek on będzie… to wybór i tak sprowadza się do trzech możliwości. Konfrontacji, negocjacji lub kradzieży. - westchnął Healy i wzruszył ramionami.- Wzmocnię obóz, wywiad to nie moja specjalność. Ponaprawiam tu co nieco…
- Jeżeli mamy stąd odejść, co nie znaczy porzucenia tej roboty z naprawą, to rusz dupę teraz na górę i uzgodnij to bez antagonizowania wszystkich w pokoju. - zamilkła na chwilę - Proszę.
- Niech ci będzie. Choć nie wiem po co mam tam iść. - burknął Irlandczyk gniewnie.


Japonka wypuściła głośno powietrze ustami kiedy finka wyszła.
- To… który pokój możesz dla nas przeznaczyć? - spojrzała na Russo.
- Obok mojego gabinetu. Są tam łóżka i parę materacy. Zwykle zatrzymują się tam z konwojów, ale następny będzie za trochę ponad trzy tygodnie - duchowny stwierdził rzeczowo - luksusów nie ma ale jest czysto.
Akane spojrzała pytająco na Samuela.
- To… może chodźmy - mruknęła nie chcąc gonić za technomatami.
- Jeszcze chciałbym - Samuel zaczął powoli - trochę informacji - uśmiechnął się pod nosem.
Akane uderzyła się wnętrzem dłoni w czoło.
- Tak, oczywiście… przepraszam - mruknęła tylko szybko.
Druid zaśmiał się krótko.
Podczas nieobecności Mervi i Patricka, Akane wraz z Samuelem uzyskali całkiem sporo użytecznych informacji, niektóre wprost, inne pośrednio. Wyglądało na to, iż Jurij wyposażył rebeliantów w jakiś rodzaj narkotyków bojowych oraz trochę ekscentrycznej broni. Raczej wątpili czy były to talizmany, ale być może strach przed tą bronią był powodem stojącym za długim zawieszeniem broni. Nawet pomimo złapania syna eteru, nie doszło do generalnych zmian w konflikcie.
Jurij starał się pogodzić obie strony, dając jednocześnie narzędzia do obrony jednej z nich. Duchowny oceniał te działania na raczej mało skuteczne i nie wybielał stron, acz zauważył, iż to poplecznicy Aluna są w ciągu obecnych miesięcy inicjatorami większości starć.
Magowie zrozumieli też, że Russo generalnie nic nie wiedział o celu ich przybycia, poza tym, co się domyślił, a Tradycje poinformował nawet nie wiedząc, iż Jurij jest poszukiwany, a dopiero po fakcie, gdy go schwytano.
Dowiedzieli się też o statusie prowadzonego przez Russo ośrodka. Generalnie wspierał go Międzynarodowy Czerwony Krzyż oraz ONZ. Między innymi z powodu niechęci zaogniania stosunków międzynarodowych jego osada cieszyła się spokojem i pewna estymą. Często występował jako trzecia strona, zaufana dla obu stron. Kilka razy i przywódcy rebeliantów i Alun potrafili być u niego na mszy.
Albertowi z białych pomagała jedna zakonnica oraz lekarz. Ten drugi nie był tu regularnie, przejrzał z tego samego miasta, z którego przyjechali magowie. Russo z pewnym uśmiechem powiedział, iż mimo braku formalnego wykształcenia, jest również całkiem dobrym medykiem. Brzmiało to trochę jak wspierany magyą trening.
W obozie znajdowali się głównie chorzy, kobiety oraz osoby wyklęte ze społeczności. Niektórzy tu po prostu zostali, ale dla większości był to tylko przystanek w drodze osiedlenia się w innym kraju, mieście lub podróży dalej do obozów przesiedleńczych ONZ. Często też Russo ściągał osoby z większych miast, żony które uciekły od męża, córki, synów, dochodzi do siebie w miejscu odleglejszym od opraców, aby potem często ruszyć dalej, lub - przed wybuchem wojny domowej - otrzymać pomoc prawną nie będąc narażonym na bardziej “siłowe” argumenty drugiej strony.
Gdy o tym opowiadał, Mervi i Patrick wrócili.


- I nie fochaj już. - usłyszeli, gdy Mervi z niepocieszonym Patrickiem wchodzili do środka - Dobra, ferajna. - technomantka odezwała się podchodząc bliżej magów - musimy się stąd ewakuować, żeby nie robić problemów gospodarzom. Jakieś pomysły czy robimy amerykański road trip w Afryce? Nie, nie mówcie, tajemnica. - uśmiechnęła się do Russo - Zanim odejdziemy naprawimy to i owo, znaczy, Patrick naprawi, bo się zaoferował. - powiedziała prawie na jednym wdechu - Dużo nas ominęło?
- Dosyć - Samuel stwierdził szczerze - potem opowiem. Chociaż jeden nocleg za dużo nie zmieni, skoro tu już się pojawiliśmy.
- Ty po prostu chcesz się z nami pomiziać w nocy, co? Czy się nie pomyliłeś mówiąc o Tradycji, do jakiej przynależysz? - Mervi oparła się o ścianę.
Druid zbył ją szerokim, drapieżnym, lekko rozbawionym uśmiechem numer pięć.
- Naradźmy się w pokoju i zdecydujmy czy zostaniemy tu dłużej czy nie. Proszę - japonka spojrzała na każdego z osobna. - Potem pan Healy zrobi naprawy.
- Dobrze. - Mervi odepchnęła się od ściany - To chodźmy na tą orgię, znaczy, do przytulnego pokoju, bo Aki już się niecierpliwi do tego. - słodko uśmiechnęła się do japonki.
- Zdrabniając moje imię na dobrą sprawę zupełnie inaczej mnie nazywasz. Aki znaczy jasny albo nadzieja. Inaczej zapisane oznacza jesień lub po prostu Azję - japonka westchnęła - chociaż już mów mi po imieniu.
- Aki to popularne imię fińskie i brzmi uroczo. - technomantka odparła niezrażona.
Akane jęknęła.
- A więc orgia - powiedziała wstając.
Russo spojrzał na nich z delikatnym, skrywanym zażenowaniem, a następnie zaprowadził do izby. Wystarczyło, że w drodze od gabinetu duchownego do użyczonej im izby minęli trzy drzwi, aby czwarte, na klucz, prowadziły do surowego pomieszczenia, z dwoma wolnymi łóżkami, metalową, zardzewiałą szafą, czajnikiem elektrycznym oraz miejscem na kilka śpiworów.
- Pruderia widzę wciąż żywa. - na moment zerknęła na Akane - Ona jest pełnoletnia, słowo! - rzuciła do Russo - Przynajmniej tak sądzę. - uśmiechnęła się półgębkiem. Na co japonka wywróciła oczami robiąc do tego kwaśna minę.
Russo spojrzał na Mervi spokojnie.
- Większośc tutaj nie musi znać angielskiego, ale pewne słowa-klucze bardzo łatwo wyłapać, szczególnie, gdy się kogoś widzi. Uszanujcie spokój tutejszych lokatorów, zamiast drzeć się na taki tematy.
- Będziemy grzeczni. - technomantka odparła ugodowo - Tak naprawdę tu sama czystość duchowa. - zastanowiła się - Czy czegoś więcej trzeba wam prócz napraw?
- Większość sprzętu naprawił nasz przyjaciel rosjanin - Russo uśmiechnął się - potem się przejdziemy. Wy zastanówcie się, naradźcie, ja idę do obowiązków - kiwnął im głową.
Akane się ukłoniła jak Russo odchodził.
- Poużywaj sobie na temat mojego wieku jak już sobie stąd pojedziemy - rzuciła do Merv. - No i w sumie mam jeszcze jeden pomysł. Co wy na to aby zrobić z naszego samochodu bazę wypadową? - zapytałą od razu nie dając fince odpowiedzieć.
- To zaraz - Samuel podniósł palec do góry i spokojnym, nieco monotonnym głosem streścił Mervi i Patrickowi to, czego dowiedzieli się podczas ich nieobecności.
- Też Jurij znalazł sobie towarzystwo do kieliszka... - finka westchnęła.
- Hmm… co masz na myśli?- zapytał Healy japonkę zamyślając się.
- No aby zrobić z niego naszą bazę. Zamiast pokoju. Aby nie narażać tutejszych jak wspomniałeś. Z foteli łóżka, z obudowy ochronę od słońca i takie tam. Zabezpieczyć przed podglądaczami od strony koresu i duchów a do tego zakamuflować roślinnością. Dzięki temu jak pójdę na zwiad będę miała gdzie wrócić bez ściągania ciekawskich spojrzeń. Merv by mogła sobie tam siedzieć i bezpiecznie szperać w satelitach czy coś.. khm.. no generalnie to o czymś takim myślałam - dziewczyna speszyła się nieco na koniec.
- Nie pracuję z życiem… więc ty byś musiała go pokryć roślinnością i … cóż.. przerobienie samochodu na pełnoprawny kamper to jest trochę roboty.- zadumał się Healy rozplanowując już wszystko w głowie.- I czasu… wymaga… lub paradoksu. Nie zrobię drugiej cud maszyny za pomocą pstryknięcia palcami.
- Zależy ile czasu mamy tutaj spędzić - Samuel podsumował wygodniej przesiadając się na łóżku - warunki tutaj też.. Jakby tu ująć, wolałbym aby ślepy nosorożec nie zechciał nadziać się na nasz dom - druid uśmiechnął się mrugając okiem - wszystkie nosorożce są krótkowidzami. Ale - podniósł palec jakby prosząc o uwagę - Akane ma i tak dobry pomysł. Kto wie ile będziemy musieli jeździć, w jakich warunkach, kiedy uciekać. Coś bardziej terenowego i być może pancernego i tak przydałoby się, nawet, gdybyśmy mieli szybko odlecieć. Ostatecznie, jeśli nie masz nic przeciwko - druid spojrzał na Irlandczyka - potem można to zostawić Russo. Wydaje się nie tylko ogarniętym akolitą, ale też kimś, kto robi dobry użytek z rzeczy.
- Odlecieć to już nie odlecimy… potencjalny samolot został daleko stąd.- odparł Healy wzruszając ramionami.- Zaczynam przypuszczać, że chyba mogę zostać prorokiem. Bo to akurat przewidziałem.
- Patrick, przestań już bóldupczyć za tym samolotem, rany. - Mervi usiadła na łóżku obok Samuela.
- Więc… lepiej zacznij szykować teleportację jako awaryjny środek transportu, bo bez względu na to jaki samochód zbuduję, nie pomoże nam uciec przed całą bazą wojskową. - Healy uśmiechnął się cierpko. - Ostatecznie przy najgorszym rozwoju sytuacji pozostanie ucieczka w Umbrę lub wulgarne użycie korespondencji. Tak jak w Lilehammer.
- Nie poznaję cię. - technomantka odparła z westchnieniem - Chyba opyliłeś na pchlim targu całe pokłady swojego optymizmu zamieniając nie na pesymizm, ale fatalizm.
- Mervi moja droga. Mam olbrzymią nadzieję, że da się tą całą sprawę załatwić polubownie. Że da się dogadać jakoś, wymienić maga na coś i wyciągnąć go z bazy bez wystrzału czy konfrontacji z tym całym szamanem. Bez rozlewu krwi. Szczerze na to liczę… ale…- podniósł palec w górę. - Mieć nadzieję na najlepszy, a być przygotowanym na najgorszy rozwój sytuacji to podstawa przetrwanie w strefie wojny. I ja chcę mieć gotowy ten wariant awaryjny… ot, tak na wszelki wypadek.
Mervi tylko machnęła ręką wyraźnie poirytowana już irlandczykiem i zatopiła wzrok w ekranie laptopa. Samuel,nachylając się aby znowu podglądać jej pracę, mruknął do niej iż Patrick kradnie mu gesty.
- Trochę wiary w siebie panie Healy - Akane spróbowała zagrać na innej strunie. Nie znając jednak Patrica więcej póki co nie mogła zrobić… dlatego też usiadła po drugiej stronie Merv i tym razem ona jej zapuściła żurawia na laptop.
Finka spojrzała po obojgu.
- Czy ja wam przeszkadzam?
- Trochę za szybko piszesz hasła - druid powiedział z lekkim żartem.
Japonka mu przytaknęła wydając typowo dla japończyków pokazujące dźwięki.
- Nie masz żadnego pomocnika? Potrafią być bardzo fajni - dziewczyna wyjęła swój oryginalny telefon i pokazała jak na ekranie siedzi sobie animowana maskotka 2D.
- Mam trochę zaczętego przepisywania ksiąg hermetyków, które może być AI, ale to gruby temat, który powoli rozwiązuję. Na razie nie jest to skończone, więc... To musi ucieszyć. - Mervi przesunęła palcem po touch-padzie sprawiając, że kursor zaczął spazmatycznie skakać po rogu ekranu... i wtedy z dołu wyskoczył na niego puszysty biały kotek z długą kitą. Pikselowy zwierzak uwiesił się na kursorze nie chcąc za nic puścić zdobyczy.
Japonka najpierw wciągnęła powietrze raptownie ustami i patrzyła na zwierzaka bez słowa. Opór był jednak bezcelowy. Dziewczyna pisnęła z zachwytu potem chowając twarz w dłoniach.
- Kawai! - powiedziała podglądając zwierzątko z pomiędzy palcy.
Mervi uśmiechnęła się dość słabo, ale zaraz odezwała spokojnie.
- Jeżeli chcesz mogę jakiegoś ci napisać w wolnej chwili i wysłać na komórkę. Mojego nie mam na wierzchu jak pracuję. - spojrzała na Samuela z zastanowieniem, jednak nic nie powiedziała.
Druid spojrzał na kota i uśmiechnął się pod nosem.
- Zobaczę jak stan zdrowia tutejszych mieszkańców, ciała i ducha - stwierdził nagle patrząc ciągle na kota, na ekranie - nazwałaś go? - zapytał Mervi.
- Nie. - spojrzała zaskoczona na Samuela - To przecież tylko zbiór pikseli i kodu, bez AI. - kotek na ekranie zaczął biegać za "uciekającym" kursorem sterowanym przez kobietę - Czemu pytasz?
- Twórcy lubią nazywać swoje dzieła - Samuel powiedział z uśmiechem - dobra, to dla mnie będzie to Jerry, tak przewrotnie do kota Toma - mruknął rozciągając kostki za głową - postaram się wypytać niektóre duchy o tego szamana. Wbrew temu co się myśli, nie wszystkie kochają mówców, za to całkiem sporo kocha Verbenę.
- To zabrzmiało jak rywalizacja - zauważyła Akane.
- Ćpunów przy ognisku z ćpunami przy kociołku? - Mervi parsknęła i zwróciła się do Samuela - Pozdrów jakieś duchy ode mnie. - wystawiła język.
- Nie, wywiad - Samuel stwierdził poprawiając binokle - narkotyki to tylko narzędzie, którego osobiście nie praktykuję. To my z Patrickiem rozejrzymy się tu bardziej, Akane jak chcesz, a Ty Mervi - zamyślił się - pewnie patchowanie im komputera na wiele się nie przyda, to może będziesz miała czas przemyśleć sprawy na spokojnie czy przygotować co tam wirtualni zwykle przygotowują…
- Trenujemy swój sarkazm i cynizm. - technomantka przewróciła oczami.
- Lepiej zamontuj filtry przeciwkurzowe - mruknął wstając - ten pył źle działa na moją cerę, a co dopiero na komputer - powiedział poważnie idąc w kierunku drzwi, ale jeszcze nie wychodził.
- Cieszyłbyś się z tego naturalnego peelingu z piasku… masz dużo martwego naskórka. - obejrzała go z daleka - A nie, jest jeszcze żywy… No, po tym peelingu już nie będzie.
Japonka w międzyczasie tej kąśliwej wymiany zdań wyjęła z walizki kosmetyczkę, a z niej kilka różnych tubek w pastelowych kolorach. Jedną podała Samuelowi, jedną Mervi i jedną Patrickowi.
- To jest do oczyszczania, to do nawilżania, a to do hm… odświeżania - Akane sceptycznie popatrzyła się jeszcze na tubkę która podawała irlandczykowi. NIe była pewna czy w jakikolwiek sposób pomoże.
- Dzięki.- odparł krótko Irlandczyk biorąc tubki w dłoń i chowając do kieszeni.
Druid uśmiechnął się pod nosem.
- Mam własne, nie bój się o mnie. Nawet kilka w bardziej cywilizowanych rejonach sam robiłem. Mydło też, jak będziemy gdzieś w cywilizacji, mogę ci parę kostek zrobić w ramach relaksu - Samuel powiedział z dziwnym, diabolicznym akcentem.
Dziewczyna zabrała tubkę.
- Ale nie masz takich - powiedziała pokazując mu język. - I nie strasz mnie mydłem. Wiem z czego je się robi.
- Tak, z małych azjatek - Samuel stwierdził poważnie.
- A ja zawsze sądziłam, że z przemądrzałych europejczyków - dziewczyna mu odpowiedziała wymownie spoglądając na każdego po kolei.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline