Czas: 2051.03.06; pn; popołudnie
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano
Warunki: stołówka, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, ciepło, pogodnie, sła.wiatr
Wszyscy
https://i.pinimg.com/originals/8f/2e...b77c0159b5.jpg - Proszę, to zrobiłam specjalnie dla was. - Jenny zdjęła z tacy fikuśne szklanki z jeszcze bardziej fikuśną zawartością. Samo zdrowie jak zapewniała. Pomoże wrócić do zdrowia. Może tak było a może i nie. Ale na pewno dziewczna o migdałowych oczach umiała przyżądzać i serwować te kolorowe, owocowe napoje na bazie mleka albo jogurtu i owoców. Słodkie, smaczne i pożywne. No i za darmo! Bo skoro byli gośćmi senior Cantano i byli w jego domu dla gości…
No nie było tak źle. Właściwie to było tu całkiem dobrze. Chociaż to najbardziej zdawała sobie sprawę blondwłosa medyczka. James i Rita właściwie mieli z tym święty spokój bo odkąd wczoraj wieczorem Roxy jakoś dała radę ich przywieźć do domu Wranglerem James’a to przespali wieczór, noc, ranek i sporą część dnia. Okazało się, że póki jeszcze adrenalina krążyła w żyłach to kierowca i złodziejka jakoś jeszcze funkcjonowali. Ale jak to z nich zeszło to oklapli zupełnie zapadając w letarg bez snów. I cała reszta spadła na Roxy i Sammy. Dobrze, że jak już przyjechały pod dom to obie panie Chen wyszły im pomóc wnieść pokiereszowaną dwójkę do wnętrza domu. I okazały się bardzo przejęte i pomocne. Zwłaszcza Jenny co była młodsza i silniejsza pospołu z Sammy okazała się dla Roxy się trzecimi rękami w opiece nad rannymi. Zwłaszcza, że była tu gospodynią więc wiedziała co gdzie leży, jak działa i w ogóle.
Potem jak już oprały się z zakrwawionymi ciałami kolegi i koleżanki mimo, że już była północ albo i po to zrobiła coś do jedzenia dla Roxy i Sammy. Na śniadanie też tylko one zeszły a pozostała dwójka nie bardzo reagowała nawet na zmianę opatrunków. Dopiero teraz, jak już była druga połowa dnia to wstali i zeszli na dół na mniej więcej obiad. Trochę musieli poczekać aż Jenny wszystko naszykuje dlatego na razie im zaserwowała po tym owocowym napoju.
Dla James’a i Rity dzień zaczął się właściwie teraz. Z poprzednich wydarzeń niewiele pamiętali. Jeszcze coś, chyba, że idą albo raczej, że dziewczyny im pomagają iść w stronę Wranglera. A potem pojedycnze obrazy. Jakieś widoki umykającego miasta za oknami. Schody do góry. Łóżko. Ktoś kto się nad nimi pochyla i coś mówi. Wszystko pomieszane i mętne. Dopiero więc jak już za oknami była druga połowa dnia obudzili się na dobre. I poczuli jak podziurawione kulami i ciosami ciało boli. Mogli obejrzeć swoje opatrunki i resztę. No a żołądek wezwał ich na dół. Byli głodni. Właściwie nic nie jedli od wczorajszego obiadu jeszcze w siedzibie kultu. Ale mimo wszystko byli żywi. Wczoraj ledwo trzymali się na nogach i w końcu nawet to nie do końca. A dzisiaj dali radę zejść na dół i chociaż ciała były zesztywniałe i obolałe to jednak chodzić już mogli samodzielnie. Bieganie to chyba jeszcze by mogło być problematyczne ale chodzić już mogli.
Roxy właściwie też dopiero wstała. I też była głodna. Ją z kolei wymęczyło czuwanie nad dwójką pacjentów. Dobrze, że ta Sammy i Jenny jej pomagały to w końcu w dzień mogła odespać to co nie bardzo jej sę udało w nocy. A gdy obie siedziały w stołówce czekając na obiad gotowany przez Jenny niespodziewanie zjawili się Rita i James. Sammy to chyba zaskoczyło bo straciła wątek.
- Cześć. Jak się czujecie? - zapytała patrząc niepewnie jak pozostała dwójka dosiada się do tego samego stołu jaki zajmowali wczoraj rano. A wydawało się jakby to było lata temu. Jak już byli w komplecie była kultystka kontynuował to co zaczęła mówić nim przyszli.
- Myślę, że to może być zdjęcie prawdziwej mapy. Tak sądzę. Nigdy jej nie widziałam. Ale słyszałam, że mistrz Amos ma ciemnię. A tu jest jakaś mapa. Tylko taka chyba ciemnieje. Wczoraj jak ją braliśmy to mi się jaśniejsza wydawała. - pokazała coś co wyglądało jak zdjęcie mapy. Były jakieś rzeki czy strumienie, lasy, plamy, symbole no i nieśmiertelna, eliaszowa dobra mowa. Wczoraj Roxy i Sammy jak się wspięły na piętro częściowo zawalonej willi udało im się dostać do ciemni o jakiej wspomniał James. A tam suszyły się zdjęcia i odbitki. Jedną z nich zerwała Sammy i w podnieceniu zaczeła nawijać, że to chyba prawdziwa mapa. Znaczy jej zdjęcie. Mniej więcej jak i teraz tylko wówczas była bardziej rozemocjonowana tym odkryciem. Potem razem z Roxy miały inne zajęcia i priorytety więc mapa poszła niejako w zapomnienie. Ale jak dzisiaj oglądały to zdjęcie Roxy też miała wrażenie, że wczoraj była jakaś jaśniejsza. Czyżby jej się wydawało?
Ale jak Rita wzięła fotkę mapy w swoje ręce rozpoznała zagrożenie. Owszem, to była fotka, nawet jakiejś mapy. Ale albo Amos miał kiepskie chemikalia albo coś poszło nie tak. Brakowało utrwalacza. I wystawione na światło dzienne fotografie powoli ciemniały. Trzeba było je jak najszybciej zawieźć do jakiejś ciemni z porządnym utrwalaczem aby je zachować chociaż w obecnym stanie. Bez tego za parę godzin, może parę dni zdjęcia zrobią się kompletnie czarne i nieczytelne. Do tego czasu względnie bezpiecznie można było je trzymać z dala od światła słonecznego albo oglądać w ciemni przy czerwonej żarówce.
---
Mecha 22
Rita; gojenie się ran; (BUD + Sprawność); 5 + 3; rzut:
Kostnica suk > rany 2>3/9
James; gojenie ran; (BUD + Sprawność); 2 + 1; rzut:
Kostnica suk > rany 2>3/9
Roxy > Rita; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 13 + 4; rzut:
Kostnica suk > rany 3>4/9 (Pielęgniareczka 4>5/9)
Roxy > James; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 13 + 4; rzut:
Kostnica suk > rany 3>4/9 (Pielęgniareczka 4>5/9)