Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2021, 18:53   #168
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Black hole sun
Won't you come
And wash away the rain?
Black hole sun
Won't you come
Won't you come
Won't you come


[media]http://www.youtube.com/watch?v=3mbBbFH9fAg[/media]

W środku okropnie śmierdziało. Jeszcze bardziej niż na górze. Tu nie chodziło jedynie o zaduch. Coś musiało rozkładać się w piwnicy. Pytanie brzmiało... od jakiego czasu. Katia szła przodem, tuż za nią Agata. Obie podniosły dłoń, żeby zatkać nią nos, ale to nie pomogło za bardzo.
– Przydałaby się maska gazowa – mruknęła Ceyn. – Jednak myślę, że idzie się do tego przyzwyczaić. Może dziadek trzymał tu jakieś zwierzęta... – zawiesiła głos.

 Woś prowadziła Julię. Trzymała ją za rękę, chcąc upewnić się, że dziewczyna nie zgubi się w mroku. Zdawała się nieco spokojniejsza. Nie dlatego, gdyż jej stan psychiczny uległ poprawie. Po prostu nie posiadała dość energii, aby panikować. Jacek był niezwykle głodny, ale tak naprawdę wszyscy potrzebowali jedzenia. Nie jedli nic od wieków. W pewnym momencie nawet adrenalina nie była w stanie sprawić, aby o tym zapomnieli.


– Chwila, tu coś jest... – Ceyn zawiesiła głos. – To lampa... lampa oliwna. Jest tutaj ich cały rząd. I są wypełnione.
Agata zapaliła jedną z nich, posługując się zapalniczką. Jej palce dotknęły pokrętła, zwiększając płomień. Wnet zalał ich blask.
– To... to było głupie – mruknęła Katia. – Chyba. Tak myślę. Ta zgnilizna... czy powietrze nie mogłoby się zapalić od ognia?
– W sensie metan? – odparła Woś. – Chyba musiałoby tu być więcej gazu... Nie wiem...
– Trzeba było uważać na lekcji chemii – Ceyn skrzywiła się.
– Takich rzeczy nie uczą w szkole – Agata skontrowała. – Zresztą to przecież tyczy się również ciebie.
– Ja nie chodziłam nigdy do normalnych, ludzkich szkół publicznych – powiedziała Katia. – Byłam wysyłana na obozy satanistyczne, choć nikt ich tak nie nazywał. Oficjalnie ich funkcją była nauka. Tak naprawdę tworzenie kontaktów między sektami. Upadłych aniołów jest wiele, a Lucyfer jest tylko jednym z nich. Choć najsilniejszym. I dlatego Ceynowie są swego rodzaju rodziną królewską wśród Oświeconych Rodów, bo tak się nazywamy. I przynajmniej w Polsce jako jedyni jesteśmy z nim połączeni. My i Hallmanowie, ale przez wieki nasze rodziny tak często się ze sobą łączyły, że to praktycznie te same geny. Swoją drogą dlatego rytuał zaprzysiężenia Szatanowi jest oparty na seksie. Poniekąd zakłada on małżeństwo i przyjęcie nazwiska Ceynów – mruknęła Katia. – Miałam tego nie mówić, bo uznałam, że to wcale nie pomoże.


– Chwila, to nie wszyscy sataniści są satanistami? – zapytała Agata. – Inni nie czczą Lucyfera?
– Nie, choć pozornie żadna różnica. W Polsce liczy się Abaddon, który przekazuje czcicielom destrukcyjne moce. Asmodeusz zsyłający talenty uwodzenia oraz wpływania na los. Astaroth odpowiada za wieszcze talenty postkognicji i prekognicji. A także Lewiatan związany z wodą i życiem. Nie potrzebują kart do czynienia magii i na tym polega ich przewaga. Wadą jest wąska specjalizacja. Ceynowie jako jedyni mają dostęp do każdego rodzaju magii, jednak są przez to uzależnieni od Tarota. Mają również nieco mniejszą pulę energii i wytrzymałości rytualnej. Mimo wszystko to mała cena za naszą wszechstronność i stąd nasza wyższość. Z tego powodu ja i Nadia mamy wielu zalotników. Można powiedzieć, że jesteśmy satanistycznymi księżniczkami – uśmiechnęła się półgębkiem. – Jak gdyby te tytuły cokolwiek znaczyły w naszym obecnym położeniu. Nieważne. Rozejrzyjcie się dookoła. Mój dziadek był świrem.


Znajdowali się w schronie atomowym. Tak to przynajmniej wyglądało na pierwszy rzut oka. Zdawało się, że pomieszczenie było naturalną jamą wydrążoną w skale, która została nieco poszerzona i otoczona cegłami. Niektóre ściany jednak były wyłożone plastikiem. Znajdował się stół i kilka krzeseł. Pięć łóżek, w tym dwa piętrowe. Wiele regałów pełnych puszek i przetworów. Wyglądało to tak, jak gdyby Jan Ceyn zamierzał przyszykować sobie norę, w której mógłby ukryć się przed całym światem. Gruby kurz znajdujący się na podłodze i na meblach sugerował, że od dłuższego czasu nikt nie przebywał w tym pomieszczeniu. Było naprawdę dobrze wyposażone. Od kufrów z ubraniami, poprzez butle z paliwem, pięciolitrówki wody, skrzynie z piwem, przyrządy do fermentacji wina. Którego butelki również stały w kratach. Jedynym problemem było to, że wszystko, co znajdowało się tutaj, liczyło sobie wiele lat. Najpewniej stało w zapomnieniu od lat osiemdziesiątych.




Uwagę zwracało biurko, na których walały się kartki oraz przybory do pisania. Niezliczone ciężkie tomy stały oparte na regale. Te, które nie mieściły się, postawiono na podłodze wokoło. Wokół bez liku notatek, zapisków, bazgrołów, rysunków. Uwagę zwracały również napisy pozostawione na ścianach. Zdawały się nagryzmolone... krwią. Jej ciemne, skrzepłe odcienie były widoczne w najróżniejszych miejscach. Zdawało się, że ktoś lub coś przed śmiercią postarało się zostawić wiele wiadomości. Nie było w zbyt dobrym stanie psychicznym, skoro nie postanowiło po prostu chwycić za długopis. Katia przechadzała się powoli, spoglądając na wszystkie zapisane słowa.
– Biedaczysko – westchnęła. – Nie mógł sobie poradzić z tym wszystkim. Ciężko jest żyć w świecie strzyg i potworów, nie będąc... jednym z nich – mruknęła. Przesunęła palcem po stole, spoglądając z melancholią na ślad kurzu na opuszce.

Po chwili od niechcenia chwyciła jeden z rysunków i zdmuchnęła z niego brud. Przedstawiał mapę Rowów, jednak były na niej oznaczone markerem dodatkowe linie zbiegające się z głównymi ulicami miejscowości.


Doktor Ceyn umieścił napis „Oko Boga” na plakacie. Musiał być naprawdę zafascynowany narządem wzroku, gdyż na wielu karteczkach rysował podobne symbole, które kojarzyły się ze starożytnym Egiptem. Choć nie tylko. Na niektórych cegłach również zostały namalowane, jak gdyby mężczyzna miał obsesję na punkcie dziwnych znaków.
– Nic mi to nie mówi – powiedziała Katia. – Ten symbol nie jest wykorzystywany w Satanizmie – mruknęła. – Nie rozumiem fascynacji.


Agata skoczyła w stronę krat z winem. Pospiesznie wyszarpnęła jedną butelkę i rozejrzała się za otwieraczem.
– Jak będziesz w stanie to otworzyć, to nalej też mi – mruknęła Katia.
– Ty zajmij się zaklęciem – odpowiedziała Woś. – Zacznij je szykować. Nie wiadomo ile mamy czasu. To cud, że jeszcze nie mamy ich na plecach. Tych ogarów. Ja chcę się napić ostatni raz zanim umrę.
– Nie bądź taka melodramatyczna – mruknęła Ceyn. – Może... może nie umrzesz.
Nie zabrzmiało to zbyt pewnie. Zwłaszcza że w pomieszczeniu unosiła się atmosfera śmierci i rozkładu.


Wnet jednak Woś znalazła starożytny korkociąg. Spojrzała na kieliszki. Przetarła je koszulką.
– Jebać, że zakurzone – mruknęła i zaczęła nalewać, ale Katia ją zatrzymała.
– Otwórz po jednym winie dla wszystkich. Będziemy pić z gwinta – powiedziała Ceyn. – Z kieliszków to się nie nachlejemy.
Agata pokiwała głową, zgadzając się w pełni.
– Upijemy Julię! – wykrzyknęła nagle, gdy do głowy przyszedł jej świetny pomysł. – Boże, to wino nas uratuje! Może po nim zaśnie!
Obecnie Ulyanova uderzała głową w blat biurka, aż ktoś skoczył i ją od niego odciągnął.


Katia zerknęła w stronę Amandy.
– Może pomogłabyś mi ją za chwilę położyć na łóżku? – zapytała. – Dziewczyna potrzebuje chwili wytchnienia...
Chwilę dłużej spoglądała na twarz Sabotowskiej... po czym przesunęła wzrok nieco dalej. Ruszyła w stronę, która znajdowała się za plecami Kucyka.
– O kurwa – szepnęła Katia.
Za załomem korytarza siedziały zwłoki mężczyzny. Był ubrany w niemodne materiałowe, szare spodnie oraz starożytną koszulę z PRLu. Miał na nosie okulary... o ile to coś można było nazwać nosem. Do czaszki tkwiły przylepione białe, poskręcane włosy. Był trupem w stanie zaawansowanego rozkładu. Mimo to można było jeszcze dojrzeć na jego twarzy ślad cierpienia, ogromnego strachu i zaskoczenia. Może też rozbawienia? Ciężko było dedukować mimikę trupa, który nie żył od co najmniej kilkunastu lat. Co więcej... wyciągał palec wskazujący w stronę przeciwległej ściany. Jak gdyby znajdowało się tam coś ważnego. Tyle że to była goła sterta cegieł składających się na mur. Nic ciekawego. Mimo to kiedy Amanda na nią spojrzała, nawiedziło ją to samo uczucie, co na górze. Dziwna świadomość, że patrzyła na coś bardzo ważnego.

Co więcej, wokół zwłok były porozrzucane płytki. Mniej więcej dziesięć centymetrów na dziesięć. Zdawały się być stworzone z ciemnego, barwionego szkła. A może porcelany? Wypalanej gliny? Ciężko było stwierdzić. Płytek było dokładnie sześć i na każdej znajdowała się litera. Na trzech litera A, na jednej M, na jednej B i na ostatniem L.

– Ja pierdolę – jęknęła Katia. – Na to zagadka zniknięcia dziadka jest rozwiązana. Cały czas był w swoim bunkrze, a utonął w morzu swojego szaleństwa. Wypijemy za ciebie, Jasiu – szepnęła, wycofując się do głównej części bunkra. – Agata, otwarłaś to wino? Czy wszyscy ludzie z imionami na literę J muszą być szaleni? – zerknęła na Julkę. – Sorry Jacek. Z tobą wszystko w porządku – dodała, spoglądając na Kadłubka.

Ceyn przystanęła jednak w pół kroku, widząc napisy na ścianie tuż nad głową zwłok.

Próbowała utrzymać rezon, a jednak zadrżała i spuściła wzrok, po części wstydząc się, a po części żałując swojego dziadka.






Eris, Łukasz

They said it couldn't be done
They tried to tell me it couldn't be done
They were right
It can't be done


[media]http://www.youtube.com/watch?v=AG0RmDA0U9w[/media]

Eris czyniła plany i postanowienia. Faktycznie ujrzała kartę Tarota, jaką zostawił za sobą Pyrgus. Przedstawiała Maga. Faerie spoglądała na nią chwilę, po czym ją schowała. Wnet poczuła głód, który przypomniał jej o wcześniejszej prośbie w stosunku do Błękitki.

„Nie martw się, dobra księżniczko”, powiedziała Błękitka. „Znajdę ci najwspanialsze pstrągi w całej Łupawie! Jak chwilę poczekasz, to miałabym również pięknego dorsza, ale musiałby przypłynąć aż z Gardna, co chwilę potrwa”, dodała.

Następnie duch zniknął, zajmując się zbieraniem pożywienia. Tymczasem Eris rozglądała się dookoła w poszukiwaniu patyków. Nie tak daleko rosło samotne drzewo, dość stare i wyschnięte. Ciało Adama nie było zbyt silne, choć również nie był chuchrem. Lekcje tańca na coś się przydały. Na pewno nie przypominały intensywnych zajęć na siłowni, jednakże w pewien sposób wyrabiały mięśnie. Eris była w stanie złamać kilka grubszych patyków. Niestety brakowało jej noża, którym mogłaby je zaostrzyć. Miała nadzieję, że uda się bez tego.

Kiedy wróciła nad brzeg Łupawy, ujrzała pięć ryb, które same wyskoczyły na brzeg. Podrygiwały na nim, dusząc się i powoli umierając. Eris była litościwa, wzięła kamień i zatłukła je wszystkie po kolei. Następnie zaczęła przebijać je jedna po drugiej. To było tak dziwne i nieintuicyjne. Faerie spożywały głównie miód i owoce, ewentualnie słodkie warzywa. Zabijając zwierzęta i bezpardonowo nadziewając je na patyki czuła się tak bardzo ludzka. I to nie było wcale pozytywne uczucie.


„Prawda, że piękne?!”, zapytała Błękitka, wyskakując z wody. Okręciła się dookoła własnej osi. Następnie wzleciała w stronę Eris. „Większe ryby pochłaniają mniejsze, więc nie ma powodu, dlaczego miałabym ci kilku nie upolować”, powiedziała. „Kałamarek opowiadał mi, że w morzu są jeszcze większe! Rekinice, wielofiny i delryby”, mruknęła. „Ale ja mu nie wierzę. Na pewno je wszystkie zmyślił, żebym znowu poczuła się mniej ważna od niego. Moje ryby są najlepsze na całym świecie!”

Wnet Faerie wyszła na most. Widziała na nim znajomą karetkę pogotowia. Tuż przed nim znajdował się chłopak. Miał przed sobą kartki ze szkicownika i coś na nich rysował. Zdawał się zupełnie nieświadomy rozszalałych ogni, które otaczały go z każdej strony. Co więcej, zbliżały się w stronę pojazdu. Co, kiedy pożar również go dotknie? Czy wybuchnie widowiskowo jak na filmach akcji?

Jeśli tak, to należało się przemieścić.

Łukasz początkowo nie był świadomy zbliżającej się do niego postaci. Spoglądał na Maję, którą narysował, kiedy ta umierała. Spoglądała na niego z szeroko rozwartymi oczami. Nie spadała z mostu, ale stała w kuchni. Zieliński nie narysował jej zbyt wyraźnie, można było jednak dostrzec piekarnik, zarys lodówki, szafki i może mikrofalówkę? Był również stół i chyba stoisko z nożami. Po prawej stronie stała Krawiec. Spoglądała prosto na Łukasza. Po jej lewej stronie znajdowały się napisy. Chłopak nie pamiętał, żeby je tu umieszczał...


Następnie musiał podnieść wzrok, kiedy ujrzał znajomą osobą zbliżającą się do niego.

Potem rozmawiali.

Wnet jednak wymianę zdań przerwała im syrena straży pożarnej. Najpewniej ktoś poinformował służbę o pożarze. O ile nie chcieli zostać zgarnięci na przesłuchanie, powinni uciekać czym prędzej.

Ale gdzie?
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 12-04-2021 o 19:32.
Ombrose jest offline