Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2021, 14:33   #15
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Jedno po drugim znalazło się po przeciwnej stronie nieprzeniknionej przepaści. Kiedy ostatnia osoba postawiła stopy na kamieniu do uszu wszystkich dobiegł wizg. Z początku był odległy lecz szybko zmienił się w kakofoniczny hałas. Gorące powietrze buchnęło z dołu szczeliny uniemożliwiając powrót. Ziemia zadrżała i zaczęło robić się… jaśniej.

Gryf zarżał. Zdawało się, że wkrótce nastąpi erupcja, więc powinni znaleźć się jak najdalej od szczeliny. Postanowiwszy pozostać w swojej formie gryfa, Thoer z tygrysem rzucili się naprzód, chcąc zwiększyć dystans do szczeliny. Miała nadzieję, że jej kompani zrobią to samo.
Magini od razu zaczęła się wycofywać z niebezpiecznej strefy. Tak samo Ulfgar, który wolał nie zostać przypieczony.
- Chodu ! Chodu!! Chodu!!! - wrzeszczał gnom jedną ręką przytrzymując kapelusz i gnając zaskakująco szybko jak małą istotkę jaką był. Byle z dala od gorącego uścisku lawy i płomieni.

Ruszyli biegiem gnając przed siebie. Szybko zareagowali oddalając się od wejścia ile mieli sił w nogach. Gnom z druidką wyprzedzili nawet tygrysa. Nie oglądając się za siebie nie widzieli jak rozżarzona do czerwoności masa ziemi wpływa do korytarza za nimi, jak pali grzyby i porosty. Widzieli tylko jak ich cienie robią się ostrzejsze i wyraźniejsze. Ulfgar za to zaczął się pocić. Plecy go piekły od żaru.
Klnąc głośno na czym świat stoi, wyciągał nogi jak mógł, chociaż i tak pozostawał w tyle za pozostałymi. Prostym gestem uruchomił magię swojej kamizelki, na moment przyspieszając, ale nic więcej nie mógł poradził. Pozostawało mieć nadzieję, że lawa w końcu stężeje.

Thoer spojrzała za siebie, oceniając odległość pomiędzy strumieniem lawy a Ulfgarem.
Krasnolud właśnie przyspieszył lecz lawa była odrobinę szybsza od niego i pomimo nowo nabranego dystansu nieubłaganie go doganiała.

Gryf zwolnił nieco, zmniejszając swój dystans do Ulfgara. Znalazłszy się mniej więcej w odległości, w której Ulfgar mógł wskoczyć na jego grzbiet, wydał z siebie dźwięk. Thoer nie potrafiła porozumiewać się z Ulfgarem, lecz miała nadzieję, że przekaz będzie jasny.
Krasnolud próbował złapać się w biegu gryfa. Niestety sytuacja nie i brak skoordynowanie między towarzyszami sprawiła, że manewr się nie udał.
Wyglądało na to, że Ulfgar nie potrafił wskoczyć na grzbiet gryfa. Thoer spróbowała się wzbić jeszcze raz w powietrze i pochwycić krasnoluda w swoje szpony.
Tym razem poszło lepiej i druidka porwała z ziemi Ulfgara i wystrzeliła do przodu mijając nawet Deltę. Będący daleko z przodu gnom zaś… zobaczył że korytarz się kończy. Kamiennymi drzwiami.
Gnom pobiegł ku nim... zatrzymał się przed nimi i przyjrzał ich konstrukcji, by zorientować się jak je otworzyć. Brał pod uwagę, że mogą być zabezpieczone jakąś pułapką, ale cóż… nie mieli wyboru.
Thoer razem z Ulfgarem pędziła czym prędzej ku drzwiom. Jej wzrok skoncentrował się na stanie kamiennych drzwi: być może w impecie mogli je sforsować? Gryf także spojrzał za siebie i starał się zobaczyć, czy przypadkiem w tunelu nie było jakiejś wyrwy, z której mogli skorzystać, aby uciec. Thoer, lecąc, skoncentrowała się także na drzwiach przed sobą i rzuciła wykrycie magii, zastanawiając się, czy drzwi nie były zaklęte.
Wyrwy w korytarzu nie było, a drzwi były metalowe. Miały na sobie sztabę metalu utrzymująca je w zamknięciu. Same drzwi były wysokie jak korytarz, na około czterech i pół metra. Sztaba zaś wisiała na nieco ponad dwóch metrach. Wyglądała na ciężką. Gnom nie miał szans do niej dosięgnąć. Będąca niedaleko druidka z Ulfgarem w szponach nie dostrzegła magii w tych drzwiach. Były po prostu solidne.
Tymczasem zostająca z tyłu Delta miała nieodparte wrażenie, że lawa jest coraz bliżej.

Thoer przyleciała do końca korytarza. Wypuściwszy ze swoich szponów krasnoluda, poczęła szybko zmieniać się z powrotem do swojej oryginalnej formy. Spojrzała za siebie i stwierdziła, że mają może niecałą minutę lub pół zanim lawa dotrze drzwi.

- Podnosimy sztabę, rzucę zaklęcie - Thoer mówiła szybko, po czym zaczęła intonować zaklęcie, które rzuciła na siebie i pozostałych członków drużyny. - Teraz możesz łazić po ścianie, jak pająk.

Druidka w zasadzie nie miała innego pomysłu na szybkie rozwiązanie sytuacji poza rzuceniem zaklęcia pajęczej wspinaczki na siebie i innych. Jasne było, że potrzebowali unieść ciężką sztabę, ale nawet gryf mógłby mieć problemy z samotnym uniesieniem sporego kawałka metalu. Dzięki temu mogli spróbować unieść ją wszyscy.

- Freki, podnieś - Thoer nie miała pojęcia, czy tygrys zrozumie komendę, ale miała nadzieję, że kiedy zaczną ją podnosić, załapie, o co chodzi.

Rzuciwszy zaklęcie, Thoer zaczęła wspinać się po ścianie, aby podnieść sztabę, do której inaczej by nie dosięgła.
Kiedy tylko Thoer rzuciła na niego zaklęcia, Ulfgar wskoczył na ścianę i naparł na sztabę. Robiąc to, zerknął, czy jest ona zaczepiona na jakimś zawiasie, czy to tylko luźny kawałek metalu, jedynie założony na uchwytach.
Sam gnom zaś z pomocą łomy przygotował się na wyważenie wrót, gotów wykorzystać całą swą siłę by pomóc je otworzyć reszcie ekipy gdy tylko sztaba opadnie.
Freki przez moment nie zrozumiał swojej pani. Potem jednak zobaczył co robi i stając na tylnich łapach zaczął przednimi pomagać. Sztaba była ciężka, ale we trójkę bez problemu ją podnieśli i odrzucili. Gnom w tym czasie wyciągnął łom i zaczął się siłować z drzwiami. Drgnęły.
Ulfgar zeskoczył na ziemię, sięgając do plecaka po własny łom, po czym wbił go w szczelinę nad głowę Justicia i naparł z całej siły.
Thoer zeskoczyła na ziemię obok Ulfgara. Wyciągnęła z plecaka sznur z hakiem, który spróbowała zamocować w szczelinę w drzwiach lub jeden z uchwytów na belkę. Drugi koniec podała tygrysowi do paszczy.

- Freki, ciągnij! - zawołała do tygrysa, sama pomagając Ulfgarowi z łomem.

Tymczasem Delta wciąż biegła. Dopiero po kilkunastu sekundach ujrzała w oddali koniec tunelu i masywne drzwi, które próbowali sforsować jej towarzysze. Mając świadomość, że gorący potok nabiera rozpędu liczyła, że szybko uwiną się z tym zadaniem, bowiem nie mieli dużo czasu…

Tygrys nie bardzo wiedział co miał zrobić. Najpierw złapał druidkę za pas zębami i w ten sposób próbował. Thoer musiała go uspokoić bo jej przeszkadzał. W końcu jednak kiedy pod mięśniami Ulfgara drzwi drgnęły i ukazały prześwit… zahaczył łapą ostatecznie pomagając. Delta dobiegła zdyszana i wszyscy przeskoczyli na drugą stronę. Pozostała ostatnia rzecz która musieli zrobić. Zamknąć drzwi nim Lawa ich dogoni, a była tuż tuż. Szczęściem drzwi miały uchwyty. Znów Ulfgar z Thoer wskoczyli na ścianę i przyciągnęli z pomocą pozostałych. Zaraz potem Lawa uderzyła we wrota. Z przerażeniem oglądali jak metal powoli się nagrzewa.

Thoer spojrzała wokół siebie. Co znajdowało się za drzwiami? Dokąd udało im się dotrzeć i dokąd mogli uciec?
-Dalej, dalej - Ulfgar rozejrzał się szybko - Nie ma co czekać i sprawdzać, czy przepali drzwi - powiedział sprawdzając, gdzie w ogóle się znaleźli.
- Nie przepali - stwierdziła chłodno Delta w przerwie między wdechami - Ale uczyni je na tyle plastycznymi, że napór ze strony masy roztopionych skał je zwyczajnie wyłamie. Pospieszajmy.
- Racja. Tu nie ma co oglądać… naprzód, skoro spaliliśmy za sobą mosty.- zaproponował gnom popierając magiczkę.

Kiedy się odwrócili zobaczyli przed sobą łąkę. Była piękna, upstrzona różnokolorowymi kwiatami. Latały wokół nich motyle o białych skrzydłach. Wodospad pryskał radośnie tworząc tęczę w promieniach słońca… Po środku stał śnieżnobiały jednorożec jarzący się przyjemnym światłem, a nad jego głową unosiła się aureola.


Thoer szczerze wątpiła w to, że jakimś cudem pod ziemią i niedaleko wulkanu mogła uchować się jakaś łąka. Splunęła na ziemię, nie będąc jeszcze pewna, co o tym myśleć, a następnie ponownie wyszeptała wykrycie magii. Spojrzała także za siebie - skąd wyszli? Jak wielkie wrota, za którymi znajdowała się lawa, komponowały się w tej krajobraz?

Delta również sprawdziła czy nie ma do czynienia z magią iluzji lub umysłu. Nie wykluczała jednak zatrucia jakimś tajemniczym halucynogennym oparem.
- Co do cholery? - mruknął Ulfgar, wpatrując się w bajkowy krajobraz, setki metrów pod górą - Przecież dawno nic nie piłem… - nie spuszczał podejrzliwego wzroku z jednorożca.
- Nie wiem co to za smrodki były w oparach tamtej lawy, ale jeśli jest tu jakimś zamtuz z dobrym barem… to narzekać nie mogę.- gnom spojrzał w sklepienie nie wiedząc czy spodziewać się kamiennych kłów zwanych przez mole książkowe stalaktytami czy różowego nieba z białymi chmurkami. A następnie spróbował zerwać źdźbła traw co by się upewnić czy ten twór magii jest jeno iluzją, czy czymś bardziej stałym.
Wizja jak się pojawiła… tak znikła. Czym ona była przez co spowodowana nikt nie wiedział. Może to był tylko żart rzeczywistości?
Znajdowali się w nierównej jaskini, z mocnym spadkiem w “prawą” stronę od nich. Było tu dość szeroko i dużo szczelin w podłodze zapewne spowodowane przez trzęsienie ziemi. Z lewej było nieco półek skalnych na różnej wysokości mających wystarczająco dużo miejsca aby wszyscy się na nich zmieścili. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak ruiny pomieszczenia, dużej sali.
- Opary… to musiały być opary. - odparł ze znawstwem w głosie Justice.
Ulfgar nie odpowiedział, tylko sięgnął do plecaka i pociągnął solidny łyk z butelki.
- Powinniśmy ruszać - rzekła Thoer, kierując się w stronę półek skalnych.
- Niektóre tajemnice lepiej pozostawić bez wyjaśnienia - stwierdziła magini. Była gotowa do drogi i czekała wyłącznie na resztę drużyny.
Wszyscy pospiesznie ruszyli na półki podążając za druidką. Kiedy kończyli się wdrapywać drzwi w końcu puściły i lawa zalała pomieszczenie. Gorąca masa wlała się do szczelin i zaułków sprawiając, że podłoga przez pewien czas będzie bardzo niebezpiecznym miejscem. Odgrodzeni od kilku wyjść mogli przeczekać aż lawa ostygnie lub kombinować jak się wydostać. Ich ciała jednak były już mocno zmęczone po długiej wędrówce, biegu i wysiłku. Póki co nic im nie zagrażało.

Zaklęcie pajęczej spinaczki trwało jeszcze przez jakiś czas, więc wdrapali się na półkę skalną bez żadnego problemu. Druidka dziękowała w duchu za to, że udało im się na czas dotrzeć na samą górę. Spojrzała na lawę, której poziom nieco wyrównał się z powodu szczelin, które znajdowały się na posadzce jaskini, a o których nie wątpiła, że mogły sięgać dziesiątek metrów w dół. Mieli sporo szczęścia, że lawa wyrównała poziom daleko pod nimi.

- Nie ma co czekać, aż lawa ostygnie - rzekła druidka, mrużąc oczy w ciemności jaskini i próbując dostrzec drugie wyjście. - Masa stopionej skały może całymi tygodniami stygnąć, aby w końcu zamienić się w i tak niebezpieczne grzęzawisko gorącego popiołu. Będziemy musieli znaleźć inne wyjście.

- Moglibyśmy iść dalej… Lub zostać na popas tutaj - Thoer usiadła, przemyśliwując sytuację. - Popas pozwoliłby mi odzyskać błogosławieństwa Ojca Dębu.

Delta słysząc propozycję zatrzymania się skinęła entuzjastycznie głową. Dłuższy postój pozwoliłby jej odnowić zasób zaklęć i magicznej mocy, które mogłyby okazać się przydatne w obliczu nieznanych jeszcze zagrożeń.
- Czemu nie, możemy odsapnąć - stwierdził Ulfgar, wciąż trzymając dłoni butlę. Spojrzał na nią, po czym kiwnął w stronę towarzyszy - Fireheimski stout, ktoś reflektuje?
Zabójczyni nie była zainteresowana alkoholem. Zresztą, nigdy nie piła, bo to opóźniało czas reakcji i utrudniało rozumowanie.
- A z chęcią się bym napił, czemu nie.- gnom rzekł entuzjastycznie. On nie miał nic przeciwko alkoholowi.
Krasnolud już miał podać Justicowi swoją butelkę, ale spojrzał na nią, po czym drugą ręką sięgnął do plecaka i wyciągnął drugą, z wciąż zalakowanym korkiem. Z zadowoleniem podał ją gnomowi.
- Dla Thoer potrzeba trochę więcej, niż jedna butelka - rzekła Thoer. - Oby twoja gorzała okazała się warta zachodu, zważ, że to podniebienie kosztowało Elquesstrię z Everski i Scurrd. Piję na cześć Silvanusa, byle popłuczyny nie zaspokoją apetytu Thoer.
- Haaa… mnie też niełatwo spić!- obruszył się Justice.- Smakowałem wszystkie przepalanki od ujścia Bystry do jej pierwszego przełomu. Rumu z portów Jedwabnego Wybrzeża… win na spalonych słońcem wyspach Alhara.
- Droga siostro - powiedział Ulfgar, a w jego głosie brzmiała szczerość - Nie będę udawał, że znam się na trunkach, ale z tego co słyszałem, nasz fireheimski stout jest jednym z najlepszych, podobno ma to jakiś związek z ziemią wulkaniczną. To jest piwo, a nie gorzałka - dodał z uśmiechem - Mam jeszcze osiem butelczyn, ewentualnie antałek całkiem niezłego miodu od szwagra. Brat Agny ma talent do takich spraw, aż żal że zachowuje tylko dla siebie i rodziny - w głosie krasnoluda pobrzmiewała duma.
- No to zapodaj tej lawy z wulkanu, dobrodzieju - Thoer uśmiechnęła się wilczo, sięgając po butelkę.
- Za Fireheim - Ulfgar podał jej kolejną flaszę, stukając jednocześnie szyjkami. Na koniec kiwnął butelką w stronę Delty i pociągnął z lubością kilka łyków ciemnego, słodowego i ciężkiego trunku, o mocnym smaku z wyczuwalnym aromatem karmelu oraz delikatną nutą kawy. Piwo było przedniej jakości, do tego gęste niczym zupa.
- Za Fireheim!- krzyknął głośno Justicano pijąc trunek.
- Za Fireheim, ale nie wrzeszcz, bo jeszcze usłyszy nas co złego - zauważyła Thoer.
- I tak pewnie już o nas wiedzą, chyba że uciekli przed lawą. Bo coś takiego, trudno zignorować. - ocenił gnom pocierając kciukiem białą bródkę.
Delta z kolei siedziała w milczeniu, zatopiona w swoich myślach, obserwując sunący potok roztopionych skał. Przerywając zadumę jedynie na moment, by dość niewyraźnie skinąć głową Ulfgarowi. Dla dziewczyny, która nigdy nie miała prawdziwych przyjaciół, nie uznawała takiego pojęcia jak zaufanie, i przez większość życia musiała liczyć wyłącznie na siebie, taka atmosfera sielskości i koleżeństwa była zupełnie obca. Z doświadczenia wiedziała, że przyjaciel lub brat był eufemizmem na kogoś, kto chciałby ją kontrolować. Zaś nawet jakby istnieli prawdziwi druhowie i partnerzy, to byliby tylko zbędnym bagażem emocjonalnym, który utrudniałby wykonywanie jej zadań i narażał na trudny do odparcia atak ze strony wroga. Kobieta doskonale czuła się ze swoją niezależnością i samotniczym trybem życia. Zabiła w sobie uczucia takie jak miłość, czy braterstwo wystarczająco mocno i dawno, że nie odczuwała żalu z powodu ich nieobecności. Zerkała tylko sporadycznie na pobliską trójkę, odbierając ich zachowanie jako przejaw egzotycznej i niezrozumiałej kultury.

Choć gnomia i krasnoludzkie głowy niejeden alkohol piły, to zmęczenie i gorąc szybciej niż zwykle uderzyły do głowy dając im wszystkim to przyjemne uczucie mrowienia. Powoli się wszyscy zaczęli też zbierać do snu i Delta mogła poczuć odrobinę bezpieczeństwa kiedy cała jej grupa zasnęła wraz z tygrysem. W końcu i ona odpłynęła.
Mieli niespokojne sny.
Skamieniałe oblicze krasnoluda kruszące się i rozsypujące się w pył. Płonące drzewo którego każdy liść wył do nieba o pomstę. Kobieta o zmizerniałej cerze i rudych włosach ofiarująca im nieokreślony dar. Statek na wyschniętym morzu spieczonym od słońca. Ciemny zaułek gdzie cienie wiły się i skręcały chichocząc podle. Dziwna istota o długich i chudych kończynach, które rozdzielały się na dwa w miejscu stawu przez co miał na dobrą sprawę cztery dłonie zamiast dwóch… a w zasadzie osiem, bo miał też dłonie zamiast stóp. Patrzył się intensywnie czarnymi dziurami w okrągłej masce jaką nosił na twarzy.
Freki zaryczał budząc wszystkich. Delta otworzyła oczy aby zobaczyć nad sobą dokładnie tę samą istotę która właśnie zerwała się do ucieczki wydając z siebie dźwięki fujarki.

Thoer skoczyła na równe nogi, zbudzona rykiem tygrysa. Spojrzała wokół, co się dzieje i ujrzała dziwną istotę, która zaczęła uciekać. Wyszarpnęła sejmitar, ale wyglądało na to, że niebezpieczeństwa nie ma, bowiem istota uciekała. Podbiegła bliżej Delty, chcąc zlokalizować, dokąd uciekał nocny demon.
Zabójczyni przez lata przyzwyczajona była do ciągłego niebezpieczeństwa więc w pierwszej reakcji sięgnęła po miecz. Broni dobyła błyskawicznie, bowiem zawsze spała z dłonią na rękojeści. Dziwny stwór jednak zdążył dokonać odwrotu, zanim mogła wymierzyć mu cios. Obserwując oddalają się istotę kobieta próbowała osądzić, czy może stanowić zagrożenie i jakiej jest rasy. Jednak mimo szczerych chęci nie mogła rozpoznać pochodzenia istoty ani ustalić jej możliwości.
Gnom również zerwał się z bronią w ręku. W jego przypadku był to dubeltowy pistolet nabity i gotów do wystrzału. Nie znalazł jednak celu dla swojej zabawki i burknął cicho.
- Co to było? Co się stało?
Ulfgar zerwał się, od razu sięgając po leżące obok tarcze. Skoczył na równe nogi i już miał biec w stronę zagrożenia, gdy rozpoznał w intruzie istotę widzianą lata temu. Zatrzymał się i gestem zachęcił towarzyszy do opuszczenia broni.
- Spokojnie, tym razem nie musimy walczyć - powiedział, wciąż otrząsając się z dziwnego snu - Widziałem go już kiedyś, kiedy nawiedził Fireheim. Kapłani nazwali go Połykaczem Snów. Sprowadził jedynie dziwne sny, niby prorocze, i dał się odgonić bez walki. Myślę, że nie jest zagrożeniem.

Po skromnym posiłku ponownie mogli obejrzeć jaskinię w jakiej się znaleźli. Była ona teraz tylko po części zalana stygnącą lawą. Tam gdzie jej było mniej zdawało się, że będzie można się swobodnie poruszać. Mieli trzy wyjścia do wyboru. Jedno - tamtędy którędy przybyli, drugie - dokładnie naprzeciwko pierwszego, ale po drugiej stronie, oraz trzecie będące w dole sali. Do ostatniego musieliby podążyć poprzez zastygającą lawę.

Thoer spojrzała na półki skalne lub pozostałości sali, gdzie byli, szukając, czy ściany lub jakikolwiek inny fragment architektury tego pomieszczenia wiódł do drzwi. Wyszeptała także zaklęcie, dzięki któremu znalazła północ.

Thoer, znalazłszy północ, poświęciła nieco czasu na to, by upewnić się co do kierunku, którym mogli iść. Czy wyjście naprzeciwko było tak dobre, jak wyjście przez lawę?
- Wybierając ścieżkę równie dobrze możemy rzucić monetą. A może lepiej… wywróżyć drogę? - zapytał głośno gnom. Co prawda druidzi nie byli tym samym czym kapłani, ale chyba też wróżbę postawić potrafili.
- Wolałbym najpierw sprawdzić to wyjście naprzeciwko, dać lawie zastygnąć w międzyczasie - zaproponował Ulfgar.

- Sprawdźmy naprzeciwko - zgodziła się Thoer. - Możemy przekroczyć lawę na różne sposoby. A co do wróżb, ech, zostawmy je.

Po czym skierowała się w stronę wyjścia naprzeciwko. Co do lawy, nie była pewna, czy będą mogli ją przekroczyć tak szybko. Lawa mogła stygnąć długo.
Gnom szybko spakował swoje rzeczy i zerknął na Deltę, czekając aż ona skończy się pakować, by wyruszyć obok niej. Zakładał bowiem, że królewskie rodzeństwo pójdzie przodem.
Kiedy magini skończyła zbierać rzeczy, podążyła za krasnoludami.

Thoer upewniła się, że szła pierwsza, paręnaście metrów przed drużyną, żeby umieć wyłapać wszystkie niespodzianki, które na nich czekały.

Kiedy opuścili pomieszczenie w końcu oddalili się od pomieszczenia poczuli w końcu chłód. Ich skóra doznała ulgi, a płuca w końcu mogły głębiej odetchnąć. Było im gorąco, ale nie zdawali sobie sprawy jak bardzo. Po pierwszej godzinie marszu zauważyli z powrotem porosty i grzyby na ścianie. Tu nie było już tak wąsko jak wcześniej. Kilkukrotnie potrzebowali sobie pomóc przy pęknięciach i niewielkich wyrwach, aż nie zbliżyli się do dziwnego pomieszczenia. Thoer idąca przodem pierwsza poczuła różnice w powietrzu. Było dziwnie kwaśne w zapachu i smaku. Do tego ziemia była pokryta śluzem, który w niektórych miejscach się kleił a w innych był niezwykle śliski. Do jej uszu dotarł dźwięk, szurającego kamienia, wiatru, bulgoczącej wody oraz płonącego ognia.

Thoer rozejrzała się wokół, zastanawiając się czy okolica nie przypomina jej czegoś. Szczególnie zaś zainteresował ją dziwny zapach i śluz. Spróbowała sobie przypomnieć, co może zostawiać takie ślady.
Choć znała wiele gatunków zwierząt to nie umiała dopasować dokładnie do czego mogłyby pasować takie ślady… ale przypominały one dużo, dużo większy ślad jaki potrafi pozostawić po sobie ślimak.

Thoer nie była całkiem pewna, co to wszystko mogło oznaczać. Z drugiej strony nie było żadnego oczywistego niebezpieczeństwa, więc postanowiła zawrócić i opowiedzieć o tym swoim towarzyszom, którzy byli ostatecznie niedaleko.

- Grota przed nami zdaje się być zamieszkiwana przez jakąś istotę, która wydziela śluz - rzekła Thoer, która nie do końca znała stworzenia zamieszkujące Podmrok. - Mogłabym zmienić formę i sprawdzić, co przed nami - rzekła, ciekawa, co jej towarzysze sądzili o tym pomyśle.
- Wiele potworów wydziela śluz. Z żadnym walka nie jest przyjemna, zwłaszcza w zwarciu. Lepiej się nastawić na ataki z dystansu. Mamy jakieś potwory, które moglibyśmy rzucić do boju i stanowiłyby zaporę między nami a bestyją? - spytał się gnom odzywając znienacka.

- Jestem w stanie przywołać je - rzekła Thoer, dla której w istocie nie było problemem przyzwanie zwierząt do boju, choć wolała to pozostawić jako ostateczność.
- Może po prostu da radę ominąć te stworzenie - stwierdziła Delta.
- Może…- przyznał gnom.-... zobaczymy. Acz wątpię… tylko w dużej kawernie będzie taka możliwość. Ciasny korytarz to już inna śpiewka.
- Racja - zgodził się Ulfgar - Ale jak teren na to pozwoli, możemy wykorzystać jakiegoś przywołańca do odwrócenia uwagi.

- Mogłabym zbadać teren przed nami - rzekła Thoer. - Wygląda na to, że przed nami może być coś dużego.
- Jeśli dasz radę zrobić to dyskretnie, dobrze - zgodził się tarczownik.

Tym razem Thoer postanowiła nieco zmienić taktykę: jej ciało zaczęło się zmieniać ponownie, jej skóra ściemniała, stwardniała i wreszcie stanęła przed nimi sylwetka przypominająca nieco humanoida, którego ciało było zbudowane całkowicie ze skał, a którego twarz przypominała nieco Thoer. Dwa brązowe jaspisy w miejsce oczu odpowiadały kolorowi oczu Thoer.

Elemental zapadł się pod ziemię bez żadnego śladu i zaczął sunąć bez dźwięku przed siebie, czasem tylko wychylając ostrożnie głowę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline