Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2021, 21:24   #211
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Próba intelektu. Tura 0

Nie było nic złego w wygrywaniu, czy też byciu na czele w konkurencji. Na tym właśnie polegało współzawodnictwo. Mimo to Qwerty poczuł się po prostu źle, biorąc udział w tym wszystkim. Nawet nie ze względu na to, że przegrali w dziedzinie sztuki. Czuł smutek z powodu lady Moorhampton. Było mu jej naprawdę szkoda. Najpierw Whiliam rozorał jej paskudnie gardło, po czym ta przegrała z kretesem na polu, w którym powinna była dominować. No i nic dziwnego. Nawet wampir nie był w stanie tak po prostu oddać się sztuce w momencie, kiedy tak straszliwe rany kaleczyły jego ciało. Co więcej wszyscy wokół zdawali się kompletnie odcięci od tego okropnego spektaklu przemocy, którego doświadczyła Kainitka. Najbardziej dziwił się Annie, która przecież była człowiekiem. Czyż była świadkiem takich przerażających obrazów każdego dnia i nie robiły już na niej żadnego wrażenia? Qwerty poczuł mdłości, kiedy zaczęła wiwatować i śpiewać szanty z Cardozą. Jak gdyby nigdy nic.

Zadrżał. Żyli w świecie, w którym elegancka gra na instrumencie, taniec, recytacja poematów… to wszystko nie miało znaczenia. Wystarczyło zaśpiewać kilka pijackich, marynarskich piosenek, aby naprawdę chwycić ludzi za serca. Najwyraźniej im niższa i mniej wyrafinowana sztuka, tym bardziej popularna. Qwerty na pewno nie byłby tak negatywnie nastawiony, a może nawet zaklaskałby do rytmu… gdyby nie to, że wciąż było mu szkoda lady Moorhampton. I nawet nie wiedział czemu.

Zastanawiał się i w końcu zrozumiał. Utożsamiał się z nią. Choć nie powinien. Toreadorowie należeli do wyższych klanów. Jeżeli dostawali w kość, to pewnie im się należało. A jednak w sposób w jaki Brujah Whiliam… czy może Ventrue Valerius brutalnie potraktował ją w pojedynku… to sugerowało duży brak szacunku. Niegdyś ludzie pojedynkowali się na stępione miecze. Często pokrywali je kredą, aby jej ślad pozostawał widoczny na ciele uderzonego przeciwnika. A tutaj miała miejsce naprawdę widowiskowa, ale przede wszystkim brutalna scena, która została mocno przesadzona. W następnej kolejności kazano lady grać na pianinie, po czym Anna nie poświęciła jej ani słowa uznania. W jej mniemaniu nie zasłużyła sobie nawet na honorową wzmiankę. Krew zaczęła gotować się w ciele Uiopa. Tak nie należało postępować. Nie było w tym najmniejszej przyzwoitości.

Następnie czekała ich piętnastominutowa przerwa. Qwerty wyszedł na korytarz i zaczął przechadzać się tam i z powrotem. Poświęcał wiele myśli lady Moorhampton, jednak prawda wyglądała tak, że może należało zacząć martwić się o swoją własną drużynę. Wcale nie byli na prowadzeniu po poprzednim konkurencjach i Uiop zrozumiał, że nadszedł Test Intelektu. Poczuł tremę. Nie uważał się wcale za głupią osobę, jednak konkurencja zdawała się na wysokim poziomie. Porażki w poprzednich turach wcale nie wspomagały morale. Nie chciał zawieść. W pierwszej chwili zmagał się z dylematem moralnym, prędko jednak doszedł do konsensusu. To był konkurs, mający wyłonić najlepszy klan. Nie było więc powodu, aby się powstrzymywać i nie wykorzystywać dostępnych sobie Dyscyplin. Czy to naprawdę było oszustwo? Jeśli tak, to w teście walki Spokrewnieni również nie powinni byli z nich korzystać. A rzecz jasna posługiwali się nimi.

Qwerty znalazł miejsce za jakże gustowną dekoracyjną zbroją rycerza. Oparł się o ścianę i skoncentrował. Kazał Vitae prędzej krążyć w swoim ciele. Wnet coraz większa ilość czerwonego składnika zaczęła zbierać się w białkach jego oczu. Musiał zobaczyć przyszłość. Musiał poznać przebieg konkurencji. Skoncentrował się.


Wnet znalazł się w innym miejscu. Przypominało bibliotekę. Ten pierwszy test intelektu zdany. Choć znaczna liczba książek na półkach nieco ułatwiała wyciągnięcie wniosku. Anna przechadzała się pomiędzy przypadkowymi regałami i w pewnym momencie chwyciła jeden z woluminów. Przez chwilę wczytywała się w niego, aż wreszcie zadała pytanie.
- Pytanie z kategorii Nauka - powiedziała Anna. - Jego przedmiotem będzie zwierciadlany teleskop Newtona. Co jest powszechnie uznaną wadą jego konstrukcji i z czym się wiąże?

Qwerty nie miał pojęcia. Co więcej, to pytanie było bez wątpienia wzięte prosto z tekstu i mogłaby odpowiedzieć na nie jedynie osoba, która zapamiętała cały fragment od deski do deski. Wizja zakończyła się, a Uiop prędko przemknął korytarzem w stronę biblioteki. Była niestrzeżona i pusta, jako że Anna jeszcze nie zapowiedziała, gdzie dokładnie będzie miała miejsce konkurencja. Nikomu nie powinno przyjść do głowy, aby tutaj przyjść. Uiop odnalazł wolumin i przeczytał gotowe zdanie.

Cytat:
Wadą konstrukcji jest spora długość tubusu, odpowiadająca ogniskowej zwierciadła głównego. Dlatego też najczęściej stosuje się ją w przypadku małej lub średniej wielkości przyrządu.
Uiop nauczył się tych dwóch zdań tak, jak małe dziecko uczyło się wierszyka. W całości na pamięć. Następnie wymknął się z biblioteki. Ruszył w stronę pozostałych Spokrewnionych. Pech chciał, że natknął się na lady Moorhampton. Qwerty już chciał przejść obok, ale przystanął w pół kroku. Czuł się źle. Miał wrażenie, że cokolwiek nie zrobi… jakkolwiek nie postąpi… i tak będzie potępiony.

Z jednej strony czuł smutek oraz chęć zadośćuczynienia. Honor kazał mu porozmawiać z Toreadorką i przynajmniej przeprosić za rozoranie jej gardła. Malkaviana nie obchodziło to, że z perspektywy wampirzycy to wszystko zrobił Valerius. Ważne było to, jak fatalnie sama się czuła i już bez znaczenia, kto dokładnie ten stan wywołał. Qwerty’ego nawiedziło poczucie odpowiedzialności zbiorowej za zachowanie Spoona.

Jednak z drugiej strony nie mógł podkopać starań innych Heroldów oraz swoich własnych, próbą pomocy Toreadorce. Podejście do niej smakowałoby niczym zdrada sprzymierzeńców Qwerty’ego. Najwyraźniej czasami nie udało uniknąć się wyrzutów sumienia. Można jednak było zdecydować, co dokładnie je wywoła.

Uiop westchnął i podszedł do Kainitki.
- Miło mi, że udało nam się spotkać pomiędzy Próbami, lady Moorhampton - rzekł. - Trzeba przyznać, że rywalizacja jest prawdziwie zacięta, czyż nie? - zawiesił głos.
Czuł się bardzo niezręcznie. Teraz, kiedy klanowe szaleństwo nie wrzało w jego żyłach, nie miał pojęcia, jakich słów powinien użyć.
- Przykro mi z powodu ran, które pani odniosła. Jak wiadomo, niekiedy Bestia sprawia, że Spokrewnionego poniesie wściekłość, nad którą ciężko zapanować. Oczywiście to żadne usprawiedliwienie. Kainici od wieków postępują w sposób niegodny, po czym obwiniają tego niewidzialnego potwora znajdującego się w naszych sercach. Przykro mi, że i dzisiaj przejął kontrolę, doszedł do głosu - mówił Qwerty. - Zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby nie to niegodne zachowanie, druga próba mogłaby przebiec zupełnie inaczej. Poniekąd czuję się odpowiedzialny za niepomyślność pani wystąpienia. Proszę mi to wybaczyć - dodał.

Już zamierzał odejść, ale uznał, że to były tylko puste słowa, które nic nie znaczyły dla Toreadorki. W żaden sposób nie mogły jej pomóc. Westchnął i pozostał jeszcze przez moment.
- Wydaje mi się, że rozsądne będzie z pani strony, jeśli zaskarży pani formułę konkursu. Test walki nie powinien mieć miejsce przed testami umysłowymi, gdyż faworyzuje to Kainitów obdarzonych w sposób fizyczny. Ciężko jest spodziewać się, że dana osoba będzie pięknie oddawała się sztuce lub wejdzie na wyżyny intelektu, jeżeli wcześniej została poddana brutalnej agresji. Myślę, że ciężko będzie spierać się z tym argumentem - rzekł Qwerty. - Co więcej…
Nachylił się i wyszeptał wprost do jej ucha odpowiedź na pytanie dotyczące teleskopu Newtona. Następnie odsunął się i uśmiechnął blado do Moorhampton.
- Mam nadzieję, że to nieco złagodzi niesmak, jaki odczuwa pani po poprzednich konkurencjach. Oczywiście, to niewiele… ale przynajmniej już coś. Jakiś początek. Podzieliłem się tym z panią w dobrej wierze.
Malkavian odchrząknął, skłonił się, pożegnał i odszedł.

Miał nadzieję, że rzeczywiście chodziło mu o honorowe postępowanie, a nie fakt, że Qwerty tracił głowę dla co drugiej napotkanej Kainitki. Westchnął ciężko. Wcale nie czuł się lepiej, jednak nie mógł inaczej postąpić. Przed chwilą wygłosił na balu przemowę dotyczącą tego, że Spokrewnieni powinni się nawzajem wspierać i odnosić się do siebie z większym szacunkiem. Oczywiście, był wtedy na haju, jednak w gruncie rzeczy zgadzał się z przesłaniem. Po prostu chciał być w zgodzie z sobą. Choć kiedy wrócił do pozostałych Heroldów, i tak poczuł nieznośne gniecenie w żołądku…
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 14-04-2021 o 00:31.
Ombrose jest offline