Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2021, 14:33   #213
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Uiop wypuścił powietrze i zamknął oczy. Wszystkie jakie miał. Zerwał kontakt z umysłem Bowsley, wycofując się wgłąb własnego. To było po prostu wykańczające. Mimo to jednak znalazł siłę, aby obrócić się w stronę Cetina. Wyciągnął w jego stronę rękę.
- Dziękuję za współpracę - mruknął. - Nie wiem jak to zrobiliśmy… ale daliśmy radę - uśmiechnął się lekko.
Yusuf uścisnął podaną dłoń.
- To był kawał dobrej roboty. Musisz mnie kiedyś nauczyć patrzenia… Twoimi oczami. Masz unikalne, ale jakże fascynujące spojrzenie na rzeczywistość. Wiele tego co widzisz jest ukryte przede mną. - powiedział, mając nadzieję że jego słowa zostaną odebrane jako pochwała. Czym były.

- Dziękuję. Myślę, że wiele możemy się nawzajem od siebie nauczyć - odparł Qwerty. - Ale co do patrzenia na świat moimi oczami… Wszyscy posiadamy swoje klątwy i krzyże, które musimy nieść. Wystarczy, jak ten jeden będę niósł ja sam - powiedział. - Nie ma czego żałować. W rzeczywistości chwile oświecenia są dużo rzadsze, niż mogłoby się wydawać, patrząc na to z boku. Natomiast udręka, stałe wypaczenie, przekleństwo Malkava… to wszystko jest niezmiennie stałe. I nie ma znaczenia gdzie pójdę, kogo nie zobaczę lub ile czasu nie przeminie. Wciąż to jedno pozostaje - rzekł. - Na krótki moment spoglądanie na świat oczami Malkaviana mogłoby być niezłą rozrywką. Jednak perspektywa spędzenia w ten sposób całej wieczności przeraża. Może wręcz doprowadzić do… no cóż, szaleństwa - Uiop uśmiechnął się lekko na ten drobny żart. - Fascynuje mnie to, co zrobiłeś Nafeesie. Magia krwi jest straszna. Obiecasz mi, że nigdy tego na mnie nie użyjesz? - westchnął Qwerty, przesuwając wzrok w stronę al-Niazi. Jej dłonie wciąż były poplamione czarnym atramentem.

Yusuf zamilkł na moment ważąc słowa.
- Rozumiem. A równocześnie nie. Jak sam powiedziałeś, każdy klan ma swoje krzyże, ja nie chcę nieść twojego, tak jak nikomu nie życzyłbym by nosił mój. Musimy się z tym zmierzyć sami, ale zrozumienie naszych… towarzyszy, braci i sióstr, ich problemów daje siłę nam samym. Nie mogę obiecać że nigdy nie użyję na tobie mocy Vitae. Moją rolą, moim krzyżem jest utrzymanie porządku, ponad wszystko. Nawet jeśli oznacza to konflikt z najbliższymi mi osobami. Ale obiecuję tobie że nigdy nie użyję jej przeciw tobie bez ostrzeżenia i bez prawa do interpelacji wyroku.

Uiop pokiwał głową.
- Zdaje się, że to sprawiedliwe - rzekł. - Jeśli jednak deklarujesz chęć zrozumienia mojego sposobu patrzenia na świat… i załóżmy, że ci się uda… - Qwerty zawiesił głos. - To czy nie sprawi to, że nie będziesz chciał nakładać na mnie złego wyroku? Nie zostanę od razu usprawiedliwiony? - uśmiechnął się lekko. - Zrozumienie Malkaviana oznacza oszalenie razem z nim. Nie wszyscy są na to gotowi. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale jesteś człowiekiem prawa, Yusufie. Natomiast ja z samej definicji agentem, pierwiastkiem chaosu. Czy to się z sobą nie kłóci?

- Prawo… Jest ulotne. Samo w sobie podlega ciągłym zmianom, jest labilne jak społeczeństwo o które jest oparte. Jeszcze nie tak dawno temu homoseksualistów kamieniowano i palono na stosie. A w nowych nocach… Widziałem mężczyzn noszących ślubne obrączki. Czy to że kiedyś było to zabronione musi oznaczać że i dziś trzeba ich karać? Nie. Ważna jest sama idea, duch prawa, ważne jest by było sprawiedliwe. Chaos pozwalu prawu ewoluować, zmieniać się, dostosowywać do nowych wymagań. Bez chaosu prawo nie ma sensu istnieć. Od nas zależy tylko gdzie postawimy granicę.

Qwerty zaśmiał się wesoło.
- Bez chaosu prawo nie ma sensu istnieć? Jeśli ja jestem chaosem, a ty prawem, to zdaje się, że mnie lubisz - Uiop zażartował. - Chciałbym lepiej zrozumieć. Mówisz, że kierujesz się prawem. Ale czyim dokładnie? Swojego własnego sumienia? Czy członkowie twojego klanu mają jakiś wewnętrzny, ukryty kodeks, z którego duchem pragną żyć? Czy twoje osobiste poglądy zmieniają się wraz ze zmianami w prawie? Byłeś kiedyś postawiony przed taką sytuacją, że jako Yusuf nie widziałeś winy, natomiast prawnie doszło do wykroczenia, któremu należało zadośćuczynić?

- To trudne pytanie...
- Zdaje się, że ktoś musiał przejąć pałeczkę po Annie - Qwerty skrzywił się lekko. - Kto by pomyślał, że pójdę w jej ślady w temacie trudnych pytań - westchnął. - Już za to masz prawo mnie osądzić.
- Nasz… Progenitor stał się strażnikiem prawa Drugiego Miasta, ta rola została nadana mu przez Saulota i dostał wolną rękę w tym jak prawo będzie egzekwował. Do dnia dzisiejszego w swojej krwi słyszę ten śpiew, tą potrzebę. Niektórzy z nas są tym mniej obciążeni. Inni bardziej. Ja jestem tym obciążony najciężej. Wszędzie gdzie idę inni Spokrewnieni czują tą pieśń. Wiem też że czujesz ją i ty. Staram się być sprawiedliwy wedle mego własnego kodeksu, ale staram się ewoluować. Nie chcę twierdzić że zawsze jestem uczciwy. Z pewnością tak nie jest. Ale staram się taki być. - Yusuf zamilkł na moment.
- Tak kiedyś doszło do takiej sytuacji. Byłem jeszcze śmiertelnikiem, służyłem w wojsku. Młodzieniec na okupowanych terenach zakradł się do naszych wozów z zaopatrzeniem żeby ukraść odrobinę jedzenia dla siebie i swojego rodzeństwa. Został złapany, jego jedynymi grzechami były głód, samotność i brak opieki. Dowódca obciął mu obie dłonie. Trzymałem jego ramiona. Potem poderżnąłem mu gardło i zdobyłem tyle jedzenia ile mogłem dla jego młodszego rodzeństwa.

- No to podobna historia miała miejsce dzisiaj - powiedział Qwerty. - Poderżnęliśmy gardło Moorhampton, a że nie miałem przy sobie chleba, to zdradziłem jej informację na temat tych przeklętych teleskopów - rzekł. - Może nie jesteśmy aż tak odmienni, Yusufie. Być może też zrozumienie się nawzajem nie będzie aż tak trudne, jak mogłoby się z początku wydawać - Uiop uśmiechnął się lekko. - Pomyślałem, że moje działanie było manifestacją szaleństwa Malkava. Pomoc przeciwnikowi? Ale to właśnie zrobiłem. Być może kierowanie się jakimś kodeksem i etyką w dzisiejszych czasach jest właśnie przejawem odejścia od zmysłów - mruknął pod nosem. - Może i ty jesteś Malkavianem, ale o tym nie wiesz - zerknął na Cetina. - Należenie do mojego klanu do ciągłe kwestionowanie siebie i swoich decyzji. Większość Spokrewnionych może zaufać chociażby samym sobie. My nie mamy takiego luksusu.

- A czy ja mogę zawsze ufać swojemu osądowi? Często wracam do wydanych przeze mnie decyzji. Nigdy nie wiem czy były prawdziwie słuszne. Mam obowiązek sądzenia, obowiązek pilnowania porządku, ale nigdy nie wiem czy się z niego dobrze wywiązuje. - Yusuf uśmiechnął się gorzko - Dla mnie największym przekleństwem jest wieczny głód. Nie taki jaki odczuwa większość spokrewnionych. Dla mnie… Ludzka krew jest rzadka. Jak sok, rozcieńczony po tysiokrąc zanim spragnionemu podanie zostanie jedna kropla. Tylko Vitae innych wampirów prawdziwie mnie syci. I zawsze, zawsze boję się że kiedyś… Komuś zrobię krzywdę, myśląc że postępuję prawo.

Qwerty nie spodziewał się tych słów.
- To tylko twoja przypadłość? - zapytał. - Czy wszyscy twoi współklanowcy na nią cierpią?
Pomyślał, że to byłaby cudowna ironia losu, gdyby Yusuf okazał się diablerystą, będąc wcieleniem prawa. Uiop poczuł się nieco niepewnie, choć ufał, że Cetin nie zaatakuje go dla jego Vitae.
- Może dlatego tak bardzo trzymasz się prawa i zasad - rzekł Malkavian. - Boisz się, że jeśli od nich odstąpisz to popadniesz ze skrajności w drugą skrajność. Sądzisz czyny, bo skrycie boisz się, że mógłbyś sam się ich dopuścić.
Zamilkł. Uznał, że może powiedział nieco zbyt dużo. Yusuf nie prosił go o psychoanalizę, a nie chciał rozwścieczyć Sędziego.

- Wszyscy pożądamy wampirzej Vitae. I jest tak od czasu zanim sam stałem się wampirem, ale nie zawsze tak było. Mój klan został po dwakroć przeklęty, najpierw przez demonicznych wyznawców, potem przez Tremere. Pierwsza klątwa wzbudza w nas głód. Druga czyni Vitae toksyczną, chyba że zostanie specjalnie spreparowana przez Maga. - Yusuf mówił spokojnie, choć gdy wymienił nazwę klanu uzurpatorów w jego głosie pojawiła się stal - Ale większość z nas jest wstanie… Zaspokoić się krwią śmiertelników. We mnie klątwa jest gęstsza. Piłem krew innych wampirów i nienawidziłem każdej sekundy. A równocześnie kochałem ją jak nic innego. Ale jeszcze nikogo… Nie zakończyłem. Nie w ten sposób.

Qwerty skinął głową.
- W porządku - rzekł. - Szczerze mówiąc sam czuję narastający Głód. Zdaje się, że możemy znajdować się w wizji, jednak użycie przez mnie mocy było naprawdę. Po powrocie do teraźniejszości będę musiał się posilić. Na szczęście mi wystarczą zwykli śmiertelnicy - dodał.
Zamilkł na moment, zastanawiając się. Wreszcie odezwał się niepewnie.
- Może w geście dobrej odstąpię ci po posiłku część własnej Vitae - rzekł. - Jeśli jesteś pewien, że możesz się kontrolować. I nie boisz się Więzów Krwi. Bez urazy, ale scena w magazynie oraz Próba Walki mogły pójść nieco lepiej. Jeśli wina leży w tym, że od przebudzenia jesteś wciąż nienasycony, to na to akurat będę mógł poradzić - wzruszył lekko ramionami. - Choć weź pod uwagę, że to krew szaleńca. Może będziesz wolał znaleźć nieco czystszą odmianę Vitae - mruknął.
Qwerty odniósł wrażenie, że jego zachowanie niebezpiecznie graniczyło z głupotą. Mimo to mieli dość wrogów. Nie mógł ich jeszcze widzieć w Cetinie. Zresztą ostatnia Próba poniekąd dowiodła, że faktycznie był jego sprzymierzeńcem. Nie zmieniało to faktu, że czuł się niepewnie z tą propozycją.

- Nie. - uciął krótko temat Yusuf nie chciał krwi swoich pobratymców, a w szczególności innych Heroldów. - W magazynie nie doceniłem możliwości śmiertelników. Tutaj… Wina leży całkowicie po mojej stronie i w moim braku umiejętności. Jestem wiecznie głodny, ale nie skrajnie. Krew śmiertelników, czy zwierząt wciąż mnie w pewnym stopniu syci, ale nigdy w pełni.
- To nie tak jak nas wszystkich? - zapytał Uiop. - Głód jest obecny w każdym momencie naszego istnienia. Możemy próbować go zignorować. Często okoliczności nas dodatkowo rozpraszają. Nie myślimy o nim bez przerwy… ale tam jest. Tli się. Chyba że zabijemy. W całości wyssiemy z krwi. To rzadka… mam nadzieję, że dla większości rzadka… chwila, w której możemy poczuć choć chwilę wytchnienia od naszego niekończącego się przekleństwa. W jaki sposób twój Głód się różni od mojego Głodu?

- Mógłbym zabić tysiące młodszych braci, wyssać ich do cna, pożreć ich organy jak robią to… Niektórzy. I wciąż nie czułbym nawet tej ulotnej chwili spokoju którą może poczuć większość wampirów. Mnie zaspokoi tylko krew innego wampira… Albo przeklętego przez Księżyc. Ale nie czuję się na siłach by na nich polować. Zresztą nie mam ku temu powodu.

W pierwszej chwili Qwerty nie rozumiał, o kogo chodzi. Przeklęci przez Księżyc? Lunatycy? Miał na myśli Malkavian? Ale już wspomniał o wampirach. Kolejne zdanie natomiast przysunęło mu na myśl wilkołaków. Ich istnienie wydawało się w tej chwili tak abstrakcyjne. Uiop zazwyczaj nie poświęcał im ani jednej myśli. Miał nadzieję, że nie pojawią się nagle w Londynie, próbując zamieszać w już i tak skomplikowanej sytuacji.
- Ty mówisz, że to twoje przekleństwo. Ja powiem, że błogosławieństwo - powiedział Qwerty. - Jeśli zabicie człowieka nie daje ci wytchnienia, to nie nęci cię tak bardzo, aby to życie odebrać. Nie masz ku temu powodu. Większość pewnie chciałaby cierpieć na twoją niedogodność. Z drugiej strony pragnienie Vitae innych Spokrewnionych może narodzić wiele potencjalnie dużo groźniejszych problemów. Jeśli w pewnym momencie przestaniesz się kontrolować i zaatakujesz niewłaściwą osobę - rzekł. - Tym lepiej, że posiadasz zbiór zasad, których się trzymasz. Może dzięki nim jest ci trochę łatwiej nie zatracić się w swoim pragnieniu - mruknął.

Yusuf wykrzywiał wargi w gorzkim uśmiechu.
- Nie. To nie sprawia że nie chcę zabijać. Tylko tyle że gdy się zatracę nie mam nawet… Tej chwili wytchnienia. Dlatego staram się pić z worków. Dzięki temu nawet jeśli stracę kontrolę… Nie stanie się nic poważnego. Zakładając że w pobliżu nie będzie nikogo komu mógłbym ją zrobić… - powiedział Yusuf przypominając sobie sytuację z dzisiejszego wieczoru - Ale to historia na inny czas. Wciąż mamy dwie dyscypliny do przebycia.

Qwerty skinął głową i wstał. Zostali sami w bibliotece i reszta zdążyła już ją opuścić. Ruszył za ostatnimi wychodzącymi. Ich rozmowa trwała długo, ale wcześniej pozostali Kainici również rozmawiali między sobą na temat Próby Intelektu, która właśnie się skończyła. Mogli sobie pozwolić na zamianę kilku słów przed kolejną stacją drogi krzyżowej, przyszykowanej przez Bowsley.
- Dwóch Kainitów, którzy spotkało się i narzekają na bolączki swojego przeklętego życia - Uiop zaśmiał się. - Opowieść stara jak świat. No cóż, pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że kiedyś mnie zatrzymasz. Póki mam jasno postawione cele, to mam się na czym koncentrować. Jestem bardziej stabilny, niż kiedykolwiek wcześniej. Ale kiedy to się skończy, mój stan najpewniej się pogłębi. Fascynacja ogniem, którą odziedziczyłem po moich Matkach… ich wrogowie, ich szaleństwo. Grzechy przodkiń, które ciążą na mnie również w Vitae, która płynie w moich żyłach… Jeśli przekroczę granicę, to liczę na to, że tam będziesz. I zamiast osądzić mnie po fakcie, to mu zapobiegniesz - Uiop rzucił.

Mówił lekkim tonem, wskazującym na to, że nie oczekiwał żadnych prawdziwych deklaracji. Zdawało się, że nie brał na poważnie swoich słów, a jedynie konkludował rozmowę. Nie oczekiwał od nikogo, że będzie jego opiekunką, a tym bardziej od Cetina. Nieco zachmurzył się na myśl, że najpewniej chwila wytchnienia się skończyła i zaraz będą musieli przystąpić do kolejnej dyscypliny.
 
Ombrose jest offline