Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2021, 00:53   #241
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Przedpołudnie; droga do tawerny “Sierp i młot”; Versana, Brena, Malcolm

Dystans dzielący ich od tawerny w której ostatnim razem przesiadywała Dana nie był ani duży ani zbyt wymagający. Czas ten Versana postanowiła jednak poświęcić na rozmowę ze swoim woźnicą. Rozmowę na temat plotek krążących wokół Akademii, atakowanych nocą bezbronnych kobiet i polowań. Mężczyzna spędził w mieście całe swoje życie znał więc wielu ludzi. Zarówno tych wpływowych jak i niezauważalnych wtapiający się w tło niczym kameleon.

Rozmowa była nieco utrudniona jak woźnicę i pasażerki dzieliła brezentowa ściana dorożki. Więc trzeba było podnieść głos aby się słyszeć. Niemniej było to możliwe. W sprawie wydarzeń z Akademii starzec powtórzył to co już i Versana słyszała na ten temat, że żołnierze okrętowi dali dyla. Nowością była data tego wydarzenia które do tej pory gdzieś tam mętnie było umiejscowione w wydarzeniach z początków zimy.

- To było tuż przed 6-tym Vorhexen. Dzień albo dwa dni przed. Pamiętam dokładnie bo 6-ty wypadał w Festag. I mieliśmy wtedy chrzciny mojego chrześniaka. I właśnie pamiętam, że o tym rozmawialiśmy bo to było wydarzenie dnia. - pokiwał swoją siwą głową na znak, że tak właśnie to było i pomimo upływu prawie dwóch miesięcy nadal jest tego pewny. O pozostałych wydarzeniach nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Sondre to bandyta co porwał te biedne dzieci. Na szczęście większość wypuścił prawie od razu. Jedna dobra rzecz jaką zrobił ten bandyta. No a za resztę zgarną sowity okup i sprawa się skończyła. Ale wstydu narobił władzom i błękitnorkwistym jak tak w środku dnia i miasta wziął i porwał taką dużą grupę. Zaś o napadach na jakieś kobiety nie wiedział prawie nic. Słyszał jakieś plotki, że jakąś znaleźli zamarzniętą w zaułku i podobno zabita została. Ale no takie rzeczy zdarzały się co jakiś czas. No na takim świecie żyli, takie rzeczy niestety zdarzały się co jakiś czas. A trzeba było żyć dalej.

- Straszne rzeczy słyszałam w związku z tamtym wydarzeniem. - głos Versany rzeczywiście nieco drżał - Aż strach wspominać. - dodała. Na tym jednak rozmowa między nimi zakończyła się. Resztę drogi przebyli w milczeniu.

Angestag (7/8); Przedpołudnie; tawerna “Sierp i młot”; Versana, Brena

To co odróżniało “Sierp i młot” od poprzedniej tawerny to klientela i wystrój. Tutaj przeważającą większość gości stanowili pracownicy fizyczni skupiający się wokół metalurgii jak rolnictwa, które o tej porze roku nie było raczej zbyt mocno absorbującym zajęciem. Karczma jednak podobnie jak w przypadku poprzedniej była Versanie dość dobrze znana. Nie czuła się więc tu wyobcowana mimo iż na pierwszy rzut oka nie kojarzyła, żadnego z gości.

- Pochwalony. - przywitała stojącego po drugiej stronie właściciela lokalu. Mimo raczej powszechnego zwrotu Versana w żadnym wypadku nie miałą na myśli Sigmara ani jemu podobnych. Czciła Węża i Ptaka. Kochała Chaos i gardziła ładem oraz powszechnie przyjętymi regułami uważając je za przestarzałe i uwłaczające.

- Poszukuje Dany. - podjęła bezpośrednio wyrażając co ją sprowadza - Wizytuje tu dzisiaj?

- Tak, jest. - powiedział karczmarz rozglądając się po głównej izbie lokalu. - Była na śniadanie. Teraz chyba poszła do siebie. - wskazał oczami na sufit gdzie na piętrze były pokoje do wynajęcia.

- Doskonale. - uśmiechnęła się rozradowana takim obrotem spraw - Nalejesz więc trzy kufelki gorącego grzańca i wskażesz mi numer jej pokoju? - zapytała przesuwając po blacie zapłatę za trunki plus mały napiwek dla gospodarza.

- Oczywiście. - karczmarz uśmiechnął się, skinął głową, schował monety do kasy a sam zaczął nalewać zamówiony trunek. Parę chwil później Versana i Brena stały trzymając te kufle przed drzwiami o jakim wspomniał barman. Jak zapukały przez chwilę nic się nie działo po czym drzwi zgrzytnęły i otwarły się. Stanęła w nich znajoma tropicielka której widok gości chyba nieco zaskoczył.

- Pochwalony. - powiedziała cicho nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tej wizycie.

- Witaj. - uśmiechnęła się wręczając traperce jej kufelek - Bogowie znów krzyżują nasze drogi. Widocznie jestesmy skazane na siebie. - zaśmiała się postępując krok do przodu nie przekraczając jednak progu - Byłabyś zainteresowana dodatkowym zarobkiem złociutka. Chodzi o wypad w teren i zapolowanie na jakiegoś grubego zwierza. - w kilku krótkich słowach streściła co było celem jej wizyty.

- Wejdźcie. - powiedziała tropicielka odsuwając się od drzwi aby goście mogli wejść do środka. Potem zamknęła za nimi i wskazała na dwa krzesła przy stole.

- Ale co to za polowanie? I kiedy? - zapytała widocznie potrzebując więcej informacji na ten temat.

Versana więc weszła do środka i poczekała aż gospodyni zamknie drzwi. Następnie zajęła jedno z wolnych krzeseł, założyła nogę na nogę, popiła trunek i rzekła:

- Aubentag byłby najlepszym terminem. - zaznaczyła, który dzień tygodnia by ją interesował - Jeżeli zaś chodzi o samą formę polowania to przyznam iż moje doświadczenie w tej materii jest mierne. Myślałam o czymś dużym. - rzekła popijając ponownie napój o zapachu korzeni i owoców - Moja wiedza o lesie kończy się jednak na tym, że niedźwiedź o tej porze roku śpi a dzik raczej nie. - zrobiła głupiutką minę wzruszając ramionami.

- No to niewiele. Ale w Aubentag nie wiem czy będę mogła. Czekam na wiadomość od pani kapitan kiedy ruszamy do stolicy. Mamy jakoś po Festag ale nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. - odpowiedziała brunetka nieco rozkładając dłonie na bok na znak, że ma już pewne zobowiązania wobec de la Vegi z jakich wolałaby nie rezgynować więc ma tutaj do pewnego stopnia związane ręcę.

- A jakie to ma być polowanie? Czemu nagle chcesz na coś polować w środku zimy? - zdziwiła się nieco skąd to nagłe zainteresowanie wdowy po kupcu do tej pory przywiązanej do miasta sprawami z leśnej dziczy.

Ver nieco spochmurniała na taką wiadomość. Pozostało jej tylko liczyć iż karawana ruszy nieco później.

- Przegrałam zakład i zobowiązana jestem zorganizować obławę. - odpowiedziała zarazem na oba pytania kobiety lasu - Stąd też ubijanie schwytanego przez sidła zwierza nie wchodzi w grę. Chce też by zdobycz wprawiała w zdumienie więc miło by było aby nie był to jakiś zając. - zachichotała - …

- Las to nie sklep, że sobie bierzesz z półki co chcesz. Raczej jak łowienie ryb. Nigdy nie wiesz co się złapie i czy cokolwiek się złapie. - powiedziała tropicielka jakby zdradzała jakaś sentencję z dziczy. Zastanawiała się chwilę nad tym całym polowaniem.

- To musisz zacząć od obławy. Psy, pachołków i tak dalej. Co wypłoszą zwierzynę aby ta wyleciała tam gdzie czekają myśliwi. Albo chociaż ją osaczyli. No i dobrze by było sanie albo konie mieć aby tam dojechać. Bo w lesie to się całe kilometry robi. A przez te zaspy to ciężko. No i to zabawa na większość dnia. To jakieś ognisko zwykle się robi i coś do jedzenia wypada zabrać. - traperka mówiła jakby brała już udział w takich polowaniach i miała w tym doświadczenie jak to wygląda. Więc streściła co jej się wydało najważniejsze w tych przygotowaniach do takiego polowania.

Ver zdawałą sobię sprawę iż takie polowanie do dość złożone przedsięwzięcie. Nie wiedziała jednak, że aż tak bardzo, Liczyła jednak na pomoc w tej sprawie nie tylko ze strony Dany ale i Cichego a przy odrobinie łaski Tzeentcha może i Normy, której wszak zapowiadała już taką atrakcję nie konkretyzując jednak terminu.

- Dlatego też przychodzę do specjalistki w tej dziedzinie. - z uznaniem w głosie stwierdziła spoglądając na łowczynie - Psa a może i dwa powinno udać mi się załatwić. Tak samo paru ludzi do pomocy. Jednak twoja obecność byłaby nieoceniona. Znasz teren. Wiesz gdzie najlepiej się udać. No i masz doświadczenie. - wymieniała zalety płynące z pełnionego przez leśniczą zawodu.

- No tak, tak, ale mówię, już jestem umówiona z panią kapitan i nie wiem czy w ogóle będę w mieście. - traperka wydawała się rozumieć powód wizyty gości jednak zaznaczyła, że priorytetem dla niej jest umowa zawarta z de la Vegą a ta oznaczała podróż na południe do stolicy Nordlandu.

- I jeden czy dwa psy? To jakie to ma być to polowanie? Chyba małe. Na jednego zwierza dobrze mieć chociaż ze 3 albo 4 psy. Szczególnie jak ma być duży. Jak niedźwiedź albo odyniec. A nie wszystkie mogą być w odpowiednim miejscu i czasie dlatego zwykle jest ich więcej. Taki duży zwierz to bez problemu może rozpruć pojedynczego psa. Dlatego szczuje się je po kilka. - tłumaczyła amatorce polowań jak to bywa z tymi psami podczas polowań.

- A obława by miała sens to też sporo pachołków potrzeba by robili wrzawę. Im więcej tym lepiej. To idzie w dziesiątki. Nie bardzo jest co mówić o obławie jak chociaż nie ma dwóch dziesiątek. Wiezie ich się w odpowiednie miejsce lasu i oni idą ławą robiąc hałas i płosząc zwierzynę. I ta ucieka przed nimi. I jak wszystko dobrze pójdzie to wychodzi myśliwym na strzał. - tłumaczyła ostrożnie i nieco sceptycznie chyba zaczynając się orientować jakie wdowa ma doświadczenie w tej materii.

- Jak nigdy tego nie robiłaś to lepiej udaj się do jakiegoś myśliwego albo łowczego. Zapłacisz mu to on zorganizuje co trzeba. Tylko do Aubetag to mało czasu, zwłaszcza jak jutro dzień boży to będzie bardzo trudno to zorganizować. - dodała na koniec tonem dobrej rady chyba nie bardzo wierząc, że doświadczenie kupieckie rozmówczyni pozwoli jej samej zorganizować co trzeba.

Versana z nietęgą miną trawiła natłok informacji, który zaserwowała jej rozmówczyni. Faktem było iż wdowa w temacie zielona była niczym stepy Kislevu latem. Nie spodziewała się iż wymagać będzie to tak dużego nakładu pracy, czasu, ludzi a co za tym idzie pieniędzy. No cóż ale słowo się rzekło a Versana van Drasen słowa zawsze dotrzymywała - szczególnie gdy miała w tym swój interes.

- Rozumiem, rozumiem. - odparła niemal mechanicznie krążąc jeszcze nieco po krainie wyobraźni i domysłów - Rozumiem. Gdyby się okazało jednak iż wasza karawana rusza później? - dywagowała - Pisałabyś się wtedy na takie wydarzenie? Do kiedy w ogóle zostajesz w mieście? Do czasu aż ruszycie w stronę stolicy? - nieco zmieniła temat chcąc wypytać Danę o coś innego - Dochodzę gdyż mój znajomy poszukuje kogoś takiego jak ty. Miałabyś coś przeciwko abym go do ciebie skierowała? - mówiła miłym i serdecznym tonem uśmiechając się ponownie po wcześniejszych rozmyślaniach - To bystry facet, który potrafi się odwdzięczyć za okazaną mu pomoc. - obietnica korzyści finansowych jak i nie tylko zazwyczaj była dobrą motywacją - Nazywa się Vasilij. - pokrótce opisała jego wygląd zewnętrzny tak aby łowcza mogła go rozpoznać w razie zgody na takowe spotkanie.

- Nie wiem kiedy ruszamy. Jutro albo pojutrze kapitan ma mi przysłać odpowiedź. Jeszcze nieco zależy od pogody. Więc pewnie do tego czasu nie ruszymy. Ale mówiła, że kończy przygotowania, sanie, konie, obsadę i resztę już ma to jak mówiła prawdę to po Festag moglibyśmy ruszać każdego dnia. O ile Ulryk pozwoli. - powiedziała Dana zaznaczając, że główny głos w tej sprawie należy do organizatorki tej wyprawy. Ale i mniej więcej zgadzało się to z tym co na temat swoich planów pani van Drasen słyszała od czarnowłosej kapitan. Ostatnio potrzebowała głównie tropiciela a gdy wdowa jej takiego znalazła właściwie można było ruszać w trasę.

- Jakbyśmy jeszcze byli w mieście do Marktag chociaż mogę spróbować. Czasem mnie wielcy państwo wynajmują do takich polowań. Albo na przewodnika jak pani kapitan. No ale jak wcześniej wyjedziemy to wyjedziemy. - tropicielka właściwie nie wydawała się przeciwna aby dać się wynająć na takie polowanie no ale tylko jeśli nie będzie to kolidować z wycieczką na jaką się zapisała.

- A ten twój kolega no zależy czego chce. I to samo co z tym polowaniem czyli pewnie dopiero jak wrócimy ze stolicy. Ale jak jakieś polowanie czy coś podonego w lesie to może przyjść. Zobaczymy co by mogło z tego wyjść. - przeciwko dodatkowemu źródłu zarobku jakie mógł jej przynieść nowy znajomy też chyba nic nie miała. No ale jak wszystkie plany na nadchodzace dni było to podporządkowane zobowiązaniu wobec pani kapitan.

- Byłabyś w stanie polecić mi któregoś z myśliwych działających w mieście? - skoro tropicielka wspominała o wynajęciu jakiegoś fachowca zapewne miała na takowego namiar.

- Możesz spróbować w “Jelenich rogach”. Tam ktoś mógłby być chętny. Może Bruno Topór albo Konrad Jelonek. A jak nie to ktoś powinien być chętny. Ale mało czasu do tego Aubentag to nie zdziwię się jak będzie to trudne. - tropicielka poradziła raczej miejsce niż osobę gdzie można spróbować kogoś nająć w sprawie polowania. Ale sądząc po tonie głosu to w tak krótkim czasie nie uważała tego za proste zadanie.

- Znakomicie. - odparła wiedząc już wszystko co chciała - Na mnie więc pora. Jeżeli coś w związku z polowaniem się wyjaśni to albo przyślę do ciebie kogoś z wiadomością albo sama się pojawię a co do mojego znajomego to będzie on powoływać się na mnie naturalnie.

Angestag (7/8); Przedpołudnie; sklep myśliwski “Knieja”; Versana, Brena

Nie minęła nawet klepsydra a oni zmierzali w kolejne miejsce. Tym razem za cel obrali sobie siedzibę i sklep poleconego przez Dane myśliwego. Versana nie posiadała ani łuku ani żadnego innego oręża, które mogłoby się nadać na polowanie. Wszak nigdy na takowym nie była. Liczyła więc na kilka rad i wskazówek związanych zarówno ze sprzętem jak i samymi przygotowaniami to takiego wydarzenia.

Malcolm nie czuł się na siłach jako doradca w myśliwskich sprawach. Mógł co najwyżej zawieźć pasażerki pod wskazany adres. A Dana polecała włócznię i sidła. Sama polowała głównie za pomocą sideł właśnie. Nie miała czasu bawić się w jakieś luksusowe i ekscytujące polowania, na zorganizowanie nagonki nie miała szans więc sidła były bezpieczną i pewną opcją. Wystarczyło je rozstawić a potem obejść i sprawdzić co się złapało. Ewentualnie dobić pałką, obuszkiem czy włócznią jak coś uparcie nie chciało zdechnąć. Na broni palnej kompletnie się nie znała, do kuszy nie miała przekonania więc jak już to polecała łuk. Jak to miał być pierwszy w życiu łuk to lepiej kupić zwykły i przygotować się na jego zepsucie i wiele porażek. I bolące ramiona. W końcu to jak trzymanie wiadra wody w dwóch palcach te naciąganie cięciwy. I uzbrojona w tą wiedzę Versana wysiadła na zbity, rozchodzony, uliczny śnieg przed sklepem dla myśliwych w którym miały być między innymi łuki.

Wnętrze okazało się przyjemnie ciepłe i ogrzane. Więc było o wiele przyjemniej niż wewnątrz dorożki której buda dość symbolicznie chroniła przed zimnem. Przed tym co spadało z nieba i wiatrem owszem ale jednak zimno dość skutecznie przenikało przez brezent budy. A wewnątrz ogrzanego budynku było o wiele przyjemniej. Versana zdawała sobie sprawę, że nie może tu zabawić zbyt długo bo południe zbliżało się wielkimi krokami a jeszcze trzeba było dotrzeć za miasto tam gdzie miały się odbyć walki.

Widząc, że do środka weszły dwie klientki gospodarz podniósł wzrok i powitał je krótkim skinieniem głowy. Ale na razie nie ingerował w ich poczynania.

- Witaj. - krótko i zwięźle odparła na to milczące powitanie właściciela sklepu - Zainteresowana bym była ekwipunkiem na polowanie. Zaznaczę jednak iż jestem laikiem w tym temacie. - bezpardonowo przedstawiła co ją tutaj sprowadza - Dodam również iż wszelkiego rodzaju sidła mnie nie interesują. - dodała. Wszak co to za frajda ubijanie unieruchomionej bestii. Szczególnie dla kogoś takiego jak Froya. Chodziło o satysfakcję płynącą z dorwanie i zaciukania zwierza.

- Mhm. Sidła nie. A ma pani jakieś doświadczenie z jakąkolwiek bronią? - stary, jednooki myśliwy siedział przy kominku i skinął głową przyjmując takie wstęp do wiadomości. Ale widocznie potrzebował dodatkowych informacji o doświadczeniu klientki.

- Szabla, rapier czy floret nie są mi obce. - odparła pewnie wiedząc na co ją stać. Sądze, że i z włócznia bym sobie poradziła. Dżokejka ze mnie nie najgorsza to zaś chyba dodatkowy atut. - wspomniała o kolejnym ze swoich talentów.

- Broń do szermierki nie bardzo się nadaje do polowania. Włócznia podobna do rohatyny ale używa się jej nieco inaczej. To może łuk byłby rzeczywiście najodpowiedniejszy dla panienki. - stary mężczyzna głaskał się po finezyjnie zaplecionej brodzie jakby to pomagało mu zebrać myśli. Stęknął i podniósł się z fotela przy kominku po czym nieco kuśtykając, bez pośpiechu podszedł do jednego ze stojaków i oglądał stojące tam tyczki. W końcu wybrał jedną z nich i też nie spiesząc się położył go na ladzie. Wyglądała jak zwykła tyczka. Ale stopniowo zwężała się od centrum a samo centrum było obwiązane materiałem. Dało się więc poznać, że to łuk bez cięciwy.

- Wiesz co to jest? - zapytał sprzedawca chyba nadal nie do końca wiedząc czego się spodziewać po doświadczeniu klientki z bronią.

- Dostrzegam majdan i ramiona. - zmrużyła oczy przypatrując się prezentowanemu przez właściciela przedmiotowi - Domyślam się więc, że to łęczysko. - stwierdziła nie będąc jednak do końca pewną.

- Tak, zgadza się. - mężczyzna spokojnie skinął głową po czym zabrał eksponat z powrotem gdzie jego miejsce. Po chwili podszedł do ściany na jakiej wisiał prosty łuk, sięgnął po niego i podał klientce.

- Spróbuj go naciągnąć tak mocno jak dasz radę. - powiedział co powinna zrobić teraz. Versana złapała za majdan i wolną ręką starała się napiąć tak bardzo jak dała radę. Ale z każdym kolejnym centymetrem cięciwa mocniej wrzynała jej się w palce a napięte drewno stawiało większy opór. A na największym napięciu jakie dała radę osiągnąć ramiona jej drżały a wraz z nimi cały łuk a do tego szybko się męczyły. Dana nie żartowała, że to było jak trzymanie ciężkiego wiadra tylko na haku uczynionym z dwóch palców.

- Dobrze. Potrzebujesz wprawy ale masz na tyle krzepy by napiąć łuk. - powiedział spokojnie oceniając ten pokaz. - Do długiego łuku nie masz co próbować. Ale taki zwykły powinnaś dać radę. Oczywiście to wymaga ćwiczeń i w parę dni tego nie załapiesz. No ale jak będziesz wytrwała to w końcu powinno ci się udać. Za ten łuk to będzie 10 monet jeśli jesteś zainteresowana. I 5 za kołczan ze strzałami. Chyba, że chcesz coś jeszcze. - odparł nie tracąc swojego spokoju ducha w głosie. Wskazał brodą na jeden z kołczanów jakie wisiały na ścianie. Tak samo proste jak prosty łuk jaki klientka trzymała w dłoniach.

- Myślę, że mimo wszystko jakiegoś rodzaju pika byłaby odpowiednia na taką wyprawę. - przyznała rozglądając się po izbie - Zwierza lepiej trzymać na dystans. Z resztą komicznie by to wyglądało gdybym przystąpiła do natarcia z szablą w ręku. - zachichotała - Aaaa… - jej wzrok wciąż krążył po ścianach i usytuowanych pod nimi półkach - Broń palną również posiadasz?

- Oczywiście. - wskazał na stojak z różnorodną bronią palną. Było kilka pistoletów ale większość stanowiła broń długa. Całkowicie obca dla klientki, nie bardzo wiedziała na co właściwie patrzy.

- I tak, rohatyna byłaby jak najbardziej na miejscu. - pokazał na stojak z włóczniami jakie przy ostrzu miały jednak dwa wąsy. - Jednakże jeśli nigdy nie brałaś udziału w polowaniu ani tym bardziej sama nie polowałaś to raczej polecałbym łuk i trzymanie dystansu. I lepiej nie zsiadać z siodła albo mieć konia w pobliżu jeśli już masz konia. - powiedział z niezmąconym spokojem w głosie.

Versana pokiwała głową w zrozumieniu. Nieco martwiło ją to strzelanie z łuku. Wszak walka w dystansie nie była jej mocną stroną.

- Na ile cenisz te cacuszka? - wskazała wpierw na pikę a następnie pistolety.

- Pika po 5 a pistolet po 10. - starzec spojrzał na wskazane przedmioty i bez wahania podał ich ceny.

- Wezmę więc wszystko. - oznajmiła myśliwemu swoją decyzję - Plus proch i kulę. - dodała - Mam nadzieję jednak, że to nie żaden badziew i nie eksploduje mi w ręku w trakcie nauki. - z ukosa spojrzała na właściciela sklepu.

- Sprzęt jest pewny. W 9 wypadkach na 10 wina leży po stronie użytkownika. A jak pierwszy raz bierze taką broń do ręki to prawie zawsze jego wina. Radzę poszukać kogoś kto mógłby ci udzielić kilku lekcji. - stary myśliwy nie tracił spokoju ducha i bez skrupułów zdradził co jego zdaniem jest przyczyną większości wypadków z bronią. Pokuśtykał jednak do półki, wziął jeden z pistoletów i wyjął coś z szuflady. Potem wrócił i położył broń oraz małe woreczki które zagruchotały cicho o drewno lady.

- W tej jest proch a w tej kule. Powinno wystarczyć na jakieś 20 strzałów. - powiedział tłumacząc co jest w obu mieszkach. - Za to będzie dodatkowe 5 monet. - wyjaśnił wskazując na oba pakunki. Potem odwrócił się i sięgnął po pikę którą też położył na blacie.

- Jak na moje oko sprzęt wygląda pierwszorzędnie. - z uznaniem w głosie pochwaliła towar, który oferował jej starszy od niej mężczyzna - Ciekawe czy na równie wysokim poziomie prezentują się twoje umiejętności? - nieco zadziornie podjęła kolejny temat - Nie zardzewiałeś jeszcze? Zajmujesz się może organizacją takich polowań? - postanowiłą skorzystać z rad jakie chwilę wcześniej udzieliła jej Dana.

- Z tą nogą? - pytająco spojrzał w dół gdzie klepnął się po nodze która jak chodził rzeczywiście niedomagała. - Nie, już to nie dla mnie. Zostawiam to takim młodym i odważnym jak pani. - wskazał na klientkę z lekkim uśmiechem za stary i zbyt doświadczonym będąc by dać się podpuścić na taką płytką wodę. - Teraz prowadzę ten sklep. Skupuję skóry i inne takie. Mój brat je wypycha i przerabia na takie cacka. - wskazał na stojącego niedźwiedzia z wyprostowanymi do ataku łapami jaki stał przy jednej ze ścian ze dwa kroki od pleców Versany. Widać było, że wypchany. Ale jednak wielkość i poza robiła wrażenie.

- Z wielu rzeczy ponoć się nie wyrasta. - zachichotałą - Ale rozumiem. Zostawiasz co nieco zwierzyny takim nieopierzonym ptaszynom jak ja. - zachichotała - Czy byłbyś więc w stanie podać mi namiary na jakiegoś solidnego kolegę po fachu, który byłby w stanie zorganizować mi takową eskapadę? - spytać było warto. Mężczyzna siedział w interesie od lat więc zapewne znał wszystkich aktywnych zawodowo jak i emerytowanych myśliwych.

- Tak, chyba tak. Możesz spróbować w “Jelenich rogach”. To popularna przystań dla ludzi lasu. Może jeszcze Lukas Hoffman. Łowczy hrabiego von Kutzmana. Ale odkąd hrabia umarł to zdarza mu się organizować polowania dla innych państwa. Możesz go poszukać w rezydencji Kutzmanów, mogą mieć jakiś namiar do niego a on sam bywa w “Kwarcie” przy Placu Targowym. - odpowiedział nie tracąc spokoju ducha w głosie i twarzy.

- Doskonale. - uśmiechnęła się gdy kuśtykający staruszek podał jej namiary na ludzi, którzy byliby w stanie podjąć się takiego przedsięwzięcia - Na mnie więc już chyba pora. - dodała zbierając się do wyjścia - Musimy tylko się rozliczyć. To ile to będzie? - zapytała spoglądając na cały przygotowany dlań arsenał. Pięć plus pięć i trzy w pamięci, minus dziesięć. - nieco komicznie sumowała wszystkie podane wcześniej kwoty - Trzydzieści monet wliczając w to zniżkę dla amatorów. - zaproponowała nieco inną cenę.

- Dobra, niech będzie. - stary myśliwy zastanawiał się chwile patrząc na ten cały majdan na jaki zdecydowała się klientka i pewnie obliczał ile to ma być i czy warto się targować. Chyba uznał, że nie bardzo bo zgodził się na tą cenę z prawie 20% rabatem.

- Interesy z tobą to sama przyjemność. - odparła wypłacając odliczoną sumę. Po czym z pomocą Breny zebrała zakupione przedmioty i wróciły do dorożki.

Ta na szczęście stała pod samym wejściem. Nie musiały więc zbytnio się przemęczać. Wsiadły szybko do środka by nie marznąć.

- Malcomie. Poprosimy raz jeszcze do “Pełnych żagli”. - zwróciła się do staruszka siedzącego już na koźle - Czekają tam na nas dwie urocze panienki. - dodała trzaskając drzwiami.

Panienki były rzeczywiście urocze jednakże prośba z jaką do nich przyjechała czarnowłosa wdowa zaskoczyła je kompletnie. Właściwie to rudowłosą bo z powodu bariery językowej z Ajnur komunikacja była mocno utrudniona ale chyba zdała się na bardziej lokalną koleżankę. Benona zaś miała poważne wątpliwości. W końcu przed odjazdem pani kapitan nawet się nie zająknęła o jakichś wycieczkach z Versaną, tym bardziej za miasto i rudowłosa uznała, że mają tu na nią czekać aż ta wróci. Zamiast niej zjawiła sie wdowa po kupcu i chciała je gdzieś zabrać. Beno nie miała do tego przekonania ale ostatecznie dała się namówić młodej wdowie.

---

Versana: - 3 PZ ("Sierp i młot"), - 30 PZ ("Knieja")
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 16-04-2021 o 19:17.
Pieczar jest offline