Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2021, 07:38   #14
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Kiedy ludzie w korytarzu usłyszeli krzyk albinosa, a potem statkiem zatrzęsło i zgasło światło, Corinna straciła resztki posłuchu u Dwighta, o ile w ogóle go miała.
- Vlad! Zamykamy! – rozkazał chłopcu blondyn. Siostra Coiro została brutalnie odepchnięta, mężczyzna i dzieciak dopadli do włazu a potem po omacku zaczęli go przesuwać w stronę otwartej śluzy.
Zarina tymczasem poczuła jak palce Afrykanki zaciskają się na jej szczupłych ramionach. To bolało, ale Zuhura wydawała się tym w ogóle nie przejmować. W ciemnościach blondynka nie widziała jej twarzy, ale mogła sobie wyobrazić przerażenie rysujące się na pięknym obliczu czarnoskórej.
- Reszef! Nergal! Jarri! Terrorysta!– powtarzała – Reszef, Nerga…aaa
Wymawiane ze strachem imię sumeryjskiego boga zarazy nagle zamieniło w przeciągły jęk. Palce Zuhury jeszcze mocnej wbiły w obojczyk Coiro.

Zarina chwyciła zaciskającą się dłoń kobiety, chcąc trzymać jej rękę. Uważała, że będzie to lepszym wsparciem, niż odczuwanie wbijających się w ciało pazurów, jak u kota który się czegoś przestraszył i za wszelką cenę próbuje przyczepić się do czegokolwiek, co jest najbliżej. Żałowała, że nie rozumiała języka, w jakim mówi kobieta i nie potrafiła się z nią porozumieć.

- Rozumiem, spokojnie. Jestem. - drugą ręką pogładziła ją po ramieniu. Nie widziały siebie, ale czuły. Stanęła tak, aby plecami być zwróconą w stronę rzekomego “terrorysty”, żeby Zuhura czuła, że między nią a oprawcą dzieli ją mur w postaci ciała Zariny. Nie miała pojęcia czy czarnoskóra kobieta nie pomyliła Jacka z kimś innym, czy mówiła prawdę, a może coś sobie uroiła. Nie mogła więc tego oceniać, ale mogła przynajmniej spróbować uspokoić kobietę psychicznie. W sumie nieważne było teraz, co jest prawdą. Ważne było to, co Zuhura za prawdę uważała.

To nie był najlepszy dzień Corinny. Oczywiście już wcześniej to zauważyła, ale dopiero teraz poczuła. Dwight ośmielił się podnieść na nią rękę i odepchnąć. Za kogo on się uważał? Za kogo uważał ją? Gniew był oszałamiający. Cała pula strachu, jaką kobieta zebrała do tej pory, została pokolorowana na odcienie szkarłatu. Nie myślała wiele, tylko wstała i skoczyła w stronę marine. Jej dłoń była zaciśnięta w pięść. Kierowała ją prosto na potylicę mężczyzny. Myślał, że będzie jego popychadłem? Nie. Nikt nie traktował w ten sposób Coiro. Jeżeli pozwoli innym na tego typu zachowania, to z każdą kolejną minutą będzie coraz gorzej i gorzej. Oczywiście to było bardzo odważne założenie, gdyż sugerowało, że przeżyją te minuty. A to wcale nie było takie pewne.

Gniew był tak silny, że nawet nie uświadomiła sobie tego, że tak właściwie zgadza się kompletnie z nim i młodym chłopakiem. Androidkę trzeba było porzucić. Rzuciła się na ratowanie miliardera, mimo że przed chwilą sama została zaatakowana. Powinna stamtąd spierdalać w cyberpodskokach, a nie zagłębiać się w komorę śmierci. W pewnym momencie współczucie i altruizm zmieniały się w głupotę, a Caroline ją przekroczyła w oczach Coiro. Tyle że jeszcze ważniejsza była dla Cori jej własna urażona duma, kiedy Dwight ośmielił się potraktować ją jak worek mąki, stojący mu na drodze. Dlatego też go zaatakowała w odwecie, nie myśląc nawet o tym, że tym samym kupuje Caroline nieco czasu, którego nie miała zbyt wiele.
Uderzony pięścią Dwight poleciał do przodu i odbił od ściany. Choć Corinna w ciemnościach nie widziała jego twarzy, mogła wyobrazić sobie jego szok i zdumienie.
- Pojebało cię?! To tylko głupia maszyna! Co z wami ludzie, naprawdę chcecie zginąć!?
Nagle wróciło światło. Rzeczywiście blondyn wyglądał na zaskoczonego atakiem, rozmasowywał obolałą potylicę, ale Coiro nie miała czasu się nad nim litować. Przez otwór śluzy dojrzała stworzenie, które wymykało się wszelkim znanym klasyfikacjom medycyny i biologii. Zdeformowany ciężkimi chorobami i wadami rozwojowymi mutant szedł na Caroline wydając z siebie obrzydliwe dźwięki przypominające charkanie i mlaskanie. Nim zdążyła otrząsnąć się z szoku, na końcu korytarza rozległ się strzał. Zobaczyła upadającego na ziemię ciało weterana, którego Villavuena nogą powalił na plecy, z lufy pistoletu trzymanego w dłoni wciąż unosiła się mgiełka dymu. Zaś za plecami Latynosa, w śluzie pojawiła niewielka szczelina, wyglądało na to, że naukowcowi częściowo udało się otworzyć właz. Ale to nie był jeszcze koniec wrażeń…
Zarina próbowała wyswobodzić się z uścisku Afrykanki. Dopiero gdy w korytarzu znów rozbłysły czerwone lampy zauważyła, że z Zuhurą dzieje się coś dziwnego. Kobieta raz jeszcze wydała z siebie przeciągły jęk, oczy zaszły bielmem, usta wykrzywiły w grymasie przeraźliwego bólu. Mięśnie zesztywniały i napięły do granic fizycznych możliwości. Po chwili ciałem czarnoskórej wstrząsnął potężny dreszcz, aż zaczęło wpadać w coraz szybsze drgania. Palce w wyniku skurczów jeszcze mocniej wbiły w obojczyk Coiro. Nawet gdyby Zuhura chciała ją puścić, to nie mogła. Na oczach Zariny zaczęła się w przeobrażać w coś złego.
Pierwsze, co Zarinie przeszło przez głowę to to, że jest cholernie głupia i naiwna. Jak mogła tak po prostu uznać, że Zuhura na pewno nie jest chora i zasługuje na pomoc? Ale z drugiej strony… Blondynka nie potrafiła być egoistyczna. Nie umiała zignorować złego stanu czarnoskórej kobiety i tak po prostu udawać, że ta nie istnieje.

Zarina chwyciła mocno za nadgarstki kobiety i wyrwała się z jej bolesnego uścisku niemal błyskawicznie, jednocześnie odpychając ją od siebie, aż ta uderzyła plecami o ścianę. W tym samym czasie rozległ się strzał, ale Zarina nie zrozumiała jeszcze co się stało. Huk ten przypomniał jej jednak, kto jako jedyny ma broń w tej chwili.

- Ona się przemienia! Ernesto! - krzyknęła, choć opanowana, to wyraźnie zaniepokojona. Szybko odskoczyła od Zuhury i przylgnęła do przeciwległej ściany plecami, patrząc na obrzydliwy pokaz przemiany. Sam mężczyzna na pewno też by tego nie przeoczył. Coiro być może się myliła, może było to coś innego, ale… Szczerze wątpiła. A i tak nie chciała więcej ryzykować i sprawdzać jak to się skończy, aby mieć pewność. Powinni zlikwidować kobietę, nim wirus zakończy swój proces w jej ciele.

- Wszyscy jesteśmy zarażeni, to stres uaktywnia wirus… Albo coś podobnego - powiedziała Zarina jakby pewnie, choć jednak nie wykrzyczała swej mądrości na cały moduł. Aktualnie mogłaby wydawać się być jedną z tych osób, co publicznie sieją dezinformację, choć miała wrażenie, że coś w tym musi być. Że w pewnym sensie ma rację. Może nie było to prostolinijne rozwiązanie zagadki wirusa, jakie zaserwowała, ale naprawdę była przekonana, że “to” mają w sobie wszyscy. Tylko nie każdy tym emanuje.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline