Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2021, 10:45   #15
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Cori czuła się po prostu okropnie przytłoczona. Normalnie skoncentrowałaby się na żołnierzu, którego przed chwilą zaatakowała. Przecież mógł chcieć jej oddać! Jednak co innego przykuło jej uwagę. Potwór, z którym walczyła androidka. To stworzenie wymykało się wszelkim próbom opisania lub zrozumienia. Coiro nagle poczuła się okropnie malutka i słaba w wielkim, przepastnym kosmosie, w którym czaiły się takie potwory. Albo i dużo gorsze. Choć jej wyobraźnia nie potrafiła wytworzyć nic gorszego od przebrzydłości, której była świadkiem. Poczuła się sparaliżowana. Nawet wstrzymała oddech… oby tylko to coś jej nie zauważyło. Uznała, że Caroline musiała być niezwykle odważna, że znajdowała się w jednym pomieszczeniu z potworem i jakoś funkcjonowała. Oczywiście, była androidem, jednak tak straszne paskudztwo powinno być w stanie wstrząsnąć nawet kawałkiem metalu.


- Ja… ja nie wiem - szepnęła. - Przepraszam. Po prostu… zabierzcie mnie stąd - cała zbladła.


Zdołała przesunąć wzrok na siostrę. Słyszała jej słowa, ale ich nie słuchała. Nie była w stanie skoncentrować się na nich. Patrzyła na czarnoskórą kobietę, która zaczęła się przepoczwarzać. W zwykłych okolicznościach Corinna powiedziałaby siostrze: “a nie mówiłam?”. Jednak nie czuła ochoty na chełpienie się. Nie było czym. Czuła się pesymistką, a raz jeszcze świat udowodnił, że nie bez powodu. Cori cofnęła się pod ścianę tuż obok Zariny. Potrzebowała chwili na zebranie się do kupy. Musiała zapanować nad sobą i swoją psychiką. A także lękami. Choć zdawało się to takie trudne…
Zarina nigdy by nie podejrzewała, że ma w sobie tyle siły. Wystrzał adrenaliny spowodował, że na chwilę ta krucha z pozoru dziewczyna stała się swoją siostrą bliźniaczką. Zuhura odepchnięta na ścianę, przyrżnęła głową w zimny metal i nieprzytomna od razu osunęła na ziemię. Spomiędzy czarnych włosów popłynęła gęsta krew. Afrykanka straciła świadomość a jej ciałem wstrząsały dreszcze. Na początku nie było jasne czy to efekt jakiegoś urazu mózgu czy choroby, lecz po chwili siostry Coiro dostrzegły że ludzka sylwetka zaczyna deformować i przeistaczać w powykręcaną artretyzmem karykaturę człowieka. Mutacja następowała błyskawicznie, jakby ktoś puszczał w film w przyspieszonym tempie albo na żywo tworzył makabryczną i zdeformowaną ludzką rzeźbę. Villavuena mimo sugestii Zariny chyba nie zamierzał marnować kul i jako pierwszy ewakuował z więziennego modułu. Siostry Coiro mogły więc przyglądać się tej upiornej transformacji lub próbować uciekać tak jak dla przykładu zrobili to Vlad i Dwight. Gdy tylko blondyn i dzieciak zobaczyli, że śluza się otwiera pognali do przodu mijając zarażoną i Zarinę. Po drodze prawie zderzyli się z Pickfordem, który szybkim krokiem pokonał całą długość korytarza i wszedł do pomieszczenia z kriomorami. Wcześniej na oczach Corinny rozegrała się tam walka, maszyna odparła atak potwora, tarczą zrobioną ze skrzydła drzwi kriokomory powaliła mutanta, leżącego teraz nieruchomo pod kapsułą. Coiro walcząc ze stresem i mackami paniki, próbującymi powoli oplatać jej umysł dostrzegła w końcu Lance’a. To on oberwał kulką a teraz leżąc i wykrwawiając się pod śluzą wyciągał błagalnie rękę do Jacka, prosząc naukowca o pomoc.

Cori nie wątpiła, że znalazła się w piekle. Wokoło tyle się działo. To było straszne. Najbardziej jednak powaliła ją świadomość, że Zari znajdowała się tak blisko czarnoskórej. Według wszelkiego prawdopodobieństwa również była zarażona. Coiro nie mogła poradzić sobie z tą świadomością. Już sama perspektywa śmierci siostry bliźniaczki byłaby makabryczna. Ale dodatkowo to, że przeistoczyłaby się w takie wynaturzenie? Cori musiałaby ją zabić. Egzystencja w takim stanie zdawała się dużo gorsza od śmierci. Inna sprawa, że nie miałaby jak tego zrobić. Nie posiadała pistoletu. Ruszyła w stronę Zari. Chwyciła ją za rękę z całą świadomością, że sama wystawia się na zakażenie. Po prostu nie miało to większego znaczenia. Jeśli Cori znowu miała przeżyć i patrzeć na śmierć najbliższych, to już wolała umrzeć wraz z nimi.
- Uciekamy - powiedziała.
Pociągnęła siostrę w stronę, w której zniknęli Villavuena, Vlad i Dwight. Musiały stąd spierdalać czym prędzej. Gdyby Cori mogła pomóc tym ludziom, to by to zrobiła. Ale prawdę mówiąc kompletnie ich nie znała i nie miała powodu, żeby ryzykować życiem swoim i siostry dla nieznajomych. I to na dodatek kryminalistów. Kto wie, jak ciężkie przewinienia mieli na sumieniu. Coiro owszem, zabiła człowieka, ale w dobrej wierze. O ile dobrą wiarą można było nazwać wymordowanie wszystkich androidów. W jej mniemaniu jednak tak właśnie było.
 
Ombrose jest offline