Wszyscy wrócili do sali balowej. Anna nie była gotowa na sugerowaną wcześniej prezentację “potęgi krwi”. Nie wiedziała co wampiry będą chciały zaprezentować. I było widać jej zmieszanie przy tym.
- Szanowni goście - zaczęła - zbliżamy się powoli do zakończenia tej jakże owocnej nocy. Zostały nam ostatnie dwie konkurencje. Teraz konkurencja określona mianem “Potęgi Krwi”. Mym życzeniem jest, aby każdy z uczestników pokazał jakież błogosławieństwo daje mu krew klanu, do którego mam dołączyć.
Choć księgi posiadane przez Annę w bibliotece świadczyły, że interesował ją okultyzm, to do końca nie rozumiała propozycji złożonej przez Yusufa na początku tej nocy.
- Proszę więc, lady Elizabeth, zostawiam pani pole.
Anna odeszła zostawiając wampirzycę na środku pod ciężarem spojrzeń pozostałych. Ta pochyliła twarz i zamknęła oczy.
- Atmosfera konspiracji - mówiła z zamkniętymi oczami. - Bali się gdy przechodzili przez to pomieszczenie. Niesamowite. - Moorhampton odwróciła głowę, jakby wsłuchiwała się w jakieś niesłyszalne dla nikogo dźwięki.
- Bali się, ale czuli też dumę. Powinność. Determinacja w ich sercach rozpalona niedaleko stąd. Zmiana.
Szlachcianka wyglądała raczej jak cyganka rozczytująca tarota niż jak wampirzyca sięgająca po moc swej krwi.
- Henry Kampton… przepełniony uczuciem boskiej powinności. Thomas Osborn… Henry Compton. Wszyscy tutaj. W tym roku. W maju.
Elizabeth otworzyła oczy.
- Wiedziałąm Pani, żeś ty ich zebrała i tyś doprowadziłą do wysłania zaproszenia. Jednak nie myślałam, żeś miała taki autorytet, żeby to oni przybyli do ciebie tutaj. Byli tu dokładnie pół roku i dwa tygodnie temu.
Anna zaklaskała. Był to z pewnością pokaz mocy krwi, jaki ją zainteresował.
Po chwili Nafeesa zastąpiła Moorhampton na centralnym miejscu. Rozejrzała się po zebranych. Reprezentowała klan intelektualistów i akademików. Cóż mogła zaprezentować? Z głośnym okrzykiem odbiła się od posadzki i skoczyła na sufit. Tam dwukrotnie jęknęła wbijając palce w jego strukturę. Podciągnęła się i już po chwili wisiała prawie trzy metry ponad głowami zebranych i patrzyła na nich z zadziornym uśmiechem. Po chwili puściła się i wykonując zgrabne salto wylądowała znów na posadzce. Z sufitu poleciało nieco tynku. W świetle kandelabrów widać było ślady palców kobiety wyżłobione w miejscu w którym wisiała.
- Brawo. Brawo. - zaklaskała Anna, po czym spojrzała na kapitana Cardozę. - Ponieważ lord Valerius jest liderem klasyfikacji, teraz proszę by waść pokazał moc swej krwi.
Cardoza wszedł spokojnym krokiem na środek sali.
Cienie w pomieszczeniu zakołysały się złowieszczo. Po chwili cień Elizabeth, Nafesy i Waleriusa zaczął ich oplatać. Sięgać do rąk. Do szyi. Nagle Heroldzi też zorientowali się, że nie mogą się ruszyć i również ich cienie krępowały ich.
Nafesa zaczęła się szarpać panicznie. Warknęła i odskoczyła szykując się do walki z uniesioną pięścią.
- Pani - rzekł Cardoza z perfidnym uśmiechem - jak Pani chcesz skrzywdzić cień?
Jakby w drwinie wielka cienista macka kołysała się przed Brujah. Kobieta warknęła.
- Pokój - kapitan uniósł lewą dłoń, a cienie spłynęły na podłogę i wróciły do swoich właścicieli.
Tym razem Anna nie klaskała. Zamurowało ją. Dla szlachcianki urodzonej w XVII wieku fakt, że własny cień może kogoś pochwycić i unieruchomić, to już zbyt wiele. Przełknęła ślinę.
- Dziękujemy kapitanie za imponujący pokaz. Teraz proszę, niech lord Valerius zaprezentuje nam swoje możliwości.