Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2021, 14:54   #17
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
We're breaking promises we thought we could keep
We trigger avalanches unknowingly, oh
We're not so different from convicts on the run
Freedom could kill us, but we'd rather go on
This is a journey and we wanna go far
They say we're selfish but this plane is on fire


[media]http://www.youtube.com/watch?v=fITx45PodIM[/media]

Cori odczuwała tyle różnych emocji. Połączyły się z sobą w dziwny konglomerat i ciężko było je wszystkie wyodrębnić i nazwać. Myślała, że jest doświadczona. Miała za sobą wiele nieprzyjemnych przeżyć i uważała się za naprawdę twardą osobę. Zdawało się, że dopiero teraz napotkała prawdziwy test. Nawet nie wiedziała, dlaczego czuła się tak bardzo rozchwiana. Zaczęła się na ten temat zastanawiać i uznała, że to właściwie nie było zbyt trudne do wytłumaczenia. Zazwyczaj miała ogromne zaplecze, którego chyba nie do końca doceniała. Statek, załoga, broń… to wszystko zostało jej odebrane. Co więcej, znajdowała się w towarzystwie faktycznych kryminalistów. Ona jedynie uwalniała kosmos od ścierwa w postaci androidów, za co powinna dostać odznaczenie. I rzeczywiście, otrzymała je. Naszywka z napisem „Zimna Sucz” mówiła wszystko. Coiro była z niej tak właściwie dumna.

Kryminaliści zdawali się nieobliczalni i ciężko było przewidzieć ich kolejny ruch. Niektóre osoby zdawały się niewinne, jak na przykład młody Vlad, czy nawet Caroline. Może próbowali zamydlić im oczy i odwrócić uwagę od faktu, że wcale nie znaleźli się tu za niewinność. Każdy miał swoje na sumieniu i z tego powodu ciężko było zaufać komukolwiek. Tak właściwie Cori czuła się pewniej przy takich typach jak Villavuena, bo rozumiała ten rodzaj ludzi. Wiedziała, czego się po nich spodziewać. Gorzej było z więźniami takimi jak Jack. Raczej nie wsadzili go za sam zespół Tourette’a. Czego więc mógł się dopuścić? Cori zastanawiała się. Choć była przekonana, że nic nie wymyśli. Albo Caroline. To nie byłoby w ogóle zaskakujące, gdyby androidka za dnia starała się pomagać ludziom, leczyła i uśmierzała ból, a nocą z szaleńczym śmiechem zabijała rodziny seriami z karabinu. Wszyscy znajdowali się tu z jakiegoś powodu.

Czy to możliwe, że tak naprawdę nadal znajdowali się w komorach? A to była kolejna seria tortur? Sytuacja zdawała się tak koszmarna, że naprawdę musiała zostać przez kogoś zaprojektowana. Ktoś ją rozpisał z myślą o tym, aby Corinna cierpiała za swoje grzechy. Nawet towarzystwo Zariny było tak naprawdę utrudnieniem. Oczywiście, Coiro nie znajdowała się sama. Miała przy sobie bliską osobę, której mogła zaufać. Tyle że tak bardzo martwiła się o nią, że aż jej brzuch wykręcało z nerwów. Poza tym bliźniaczka miała stanowczo zbyt bliski kontakt z Zuhurą. Cori wiedziała, że jeśli ujrzy przeistoczenie i śmierć siostry, to się ostatecznie załamie. Może wiedzieli to również więzienni architekci koszmarów. W każdym razie to nie miało znaczenia. Jeśli nawet znajdowała się w symulacji, to i tak musiała działać zgodnie z jej zasadami. Nie potrafiła udowodnić, że to nie działo się naprawdę. Chyba że ucieknie i odzyska wolność.

Czy to w ogóle było możliwe?

Corinna czuła duży żal z powodu śmierci Edmunda Dantesa. Zdecydowanie większy, niż powinna. Czy chodziło tylko o to, że był albinosem, jak inna niegdyś ważna osoba w życiu Coiro? A może zrobiła się wrażliwsza na zgony od czasu, kiedy sama odebrała życie człowieka? Takich osób jak Bloomberg nie żałowałaby. Zresztą staruch miał z osiemdziesiąt lat, czas najwyższy umierać. Jednak Dantes był młodszy. Czy można było zapobiec jego śmierci? Może gdyby lepiej współpracowała z Caroline. Cori jednak nie zamierzała długo rozpaczać. Pamiętała, jak cholernie przerażona wtedy była. Znaleźli się w wąskim gardle z dwoma potworami, poza tym spodziewali się armii z miotaczami ognia. Łatwo było mieć do siebie pretensje. W akademii marines mówiono dużo o „survivor’s guilt” i Coiro nie zamierzała poddać się uczuciu winy.

Nie wszystkie emocje były negatywne. Wiele z nich uważała jednak za niepożądane. Corinna zdecydowanie preferowała kobiety, jednak nie była kompletnie obojętna na niektórych mężczyzn. Kiedy Dwight zaczął przebierać się przy nich, poczuła niesmak i zażenowanie… ale nie tylko. Może chodziło o to, że go wcześniej zaatakowała. A nic nie kręciło Coiro bardziej niż przemoc. Zaschło jej w ustach, kiedy usłyszała pytanie na temat tego, kiedy zacznie się przebierać. Nie była pewna, dlaczego w ten sposób reaguje. Była marine, nie raz zmieniała ubrania w towarzystwie mężczyzn z drużyny. Nie przypominała żadnej niewinnej, młodocianej dziewicy. Czuła na siebie złość. Zajęła się czymś pożytecznym i zaczęła inwentaryzować zawartość szafki. Znalazła w niej latarkę, apteczkę, sześć stimpaków oraz zestaw wytrychów. Niestety spluw nie było. Corinna tęskniła za nimi bardziej, niż za jakimkolwiek człowiekiem. Westchnęła ciężko.

Na szczęście była ona.
Jej stara, wysłużona parka.


Coiro poczuła przypływ radości. Naciągnęła ją prędko na siebie, zapięła, nałożyła kaptur. Dopiero teraz zaczęła czuć się w pełni sobą. Nawet zapach był odpowiedni. Wciągnęła w nozdrza woń kaptura podbitego polarem. Czuła swój szampon do włosów, mimo że minęły wieki, odkąd ostatni raz go używała. Przez chwilę zamknęła oczy i starała wmówić sobie, że znów jest na statku. Że wszystko jest w porządku. Tak jak niegdyś. Tak jak dawniej. Nie była w stanie. Coiro mogła odzyskać swoje ubrania i inne przedmioty, jednak nie żyła w świecie wspomnień. Żyła w piekle i wszystko wskazywało na to, że jeszcze długo w nim pozostanie.

Podeszła do Vlada. Ścisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią lekko w ramię chłopaka. Było ją stać tylko na taką wylewność.
- Wiedz, że skoro wyszedłeś cało z tego piekielnego korytarza, to już czyni cię jednym z najtwardszych facetów, jakich znam - powiedziała. Nawet kącik jej ust zadrgał powoli, jak gdyby miała się uśmiechnąć, ale do tego nie doszło. - Trzymaj się z nami, to wyjdziesz z tego cało - dodała. - A może tylko karmię cię bullshitem i wszyscy umrzemy - mrugnęła okiem, jakby żartowała. Choć w środku była śmiertelnie poważna. - Tylko bez głupich numerów.
Nie sądziła, żeby Vlad był typem chłopaka, który zacząłby szarżować na wroga, ale miał tylko kilkanaście lat. Corinna nie ufała nastolatkom jeszcze bardziej niż dzieciom.

Następnie ruszyła w stronę Lance’a.
- Jesteśmy w tym razem - powiedziała. - Możemy liczyć tylko na siebie nawzajem. Wszyscy mamy jeden cel. Wydostać się z tego cało. Osobno jesteśmy niczym. W grupie możemy przetrwać - rzekła. - Stąd gest dobrej woli - mruknęła i podała jeden ze stimpaków żołnierzowi. - Jeszcze będziemy cię potrzebować, Lance. To nie czas na odpoczynek.

Potem ruszyła dalej.
- Ten idiota Villavuena spierdolił gdzieś chuj wie gdzie - powiedziała. - Jeżeli zacznie bawić się w Rambo, to przyciągnie do nas jeszcze więcej uwagi. Jakby nie było jej dość do tej pory. Jeśli chcemy chociaż myśleć o cichym, dyskretnym działaniu, to musimy zatrzymać to latynoskie tornado - mruknęła. - Kto idzie ze mną? - zapytała.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-04-2021 o 14:59.
Ombrose jest offline