Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2021, 21:49   #61
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Jak żył, tak równie sękatego i wielkiego dębu nie widział. Mawiali na Pogórzu, że w Przeklętym Lesie, jeśli głębiej wejść w jego mroki, to owszem, są tam takie. Ale wżdy każdy jedną pewną tylko prawdę o Przeklętym Lesie znał, że w nim nic nie jest nigdy pewne, a zamieszkujące go ponoć istoty obcych nie lubią. I rzadko kto ma okazję w ogóle bajać o tym co tam widział. Dość rzec, że Wielki Dąb w korzeniach którego przodkowie Gleowyn ongiś dom wybudowali, był wśród innych drzew niczym Idesbled na tle innych szczytów Gór Białych. I niejedno zapewne widział.

Rogacz podszedł do majestatycznego pnia po czym zadarł głowę w górę wzrokiem sięgając między kołysane wiatrem gałęzie. Nieopodal zauważył wielki stóg zamiecionych liści, które miast zbutwieć i rozłożyć się z roztopami, stwardniały tylko i zapewne przysparzały mieszkańcom co roku nielada utrapienia. Rogacz uśmiechnął się do tej myśli, ale i tak podobał mu się pomysł sadyby u stóp takiego wspaniałego strażnika.

Schylił się i podniósł z ziemi duży zeszłoroczny żołądź. Gładki, rdzawobrązowy z mocno osadzoną czapką. Drzewa raczej z niego już nie będzie, ale kierowany kaprysem pozwolił sobie na taką pamiątkę i schował do kieszeni. Po czym ruszył z innymi do długiego domu.

***

- Gleowyn mówi, że wierzchowca szukasz - rzekł Eoman bacznie przypatrując się Cadocowi - Niecodzienna to rzecz.
Starzec choć niczym nie dawał po sobie poznać, że nie do końca mu się ów pomysł podoba, będąc Dunlandczykiem między Rohirrimami można było jednak ową niechęć i bez tego wyczuć. Była jak kurz wzbijany każdym ruchem powietrza, czy tchnieniem wypowiedzianego słowa.
Wzruszył w odpowiedzi ramionami.
- To duży kraj. Płaski. - to ostatnie słowo stwierdził z jakimś rozczarowaniem. Nie patrzył jednak w oczy Rohirrimowi. Zerkał po zagrodach na zwierzęta. - Bez konia trudno go przemierzać. A jak mawiają… kto swoje nosi, ten się nie prosi. Ino… nie wyznaję się. Moglibyście mi poradzić?
Eoman odchrząknął, skrzywił usta. Zaraz potem brwi, a po chwili pokiwał głową.
- Wiem, który ci się zda.
Minęli kilka rumaków, a stary każdego powitał jakimś niezrozumiałym dla Rogacza słowem. Kilka ochoczo przywitało się z nim i odparsknęło. Parę jednak ino wizgnęło łbem i zadrobiło nerwowo kopytami. Wyglądały dostojnie i Rogacz ciekaw był jakie zwierze gleowynowy dziadek dla niego wybrał. Wyszli jednak z długiego domu i w stronę padoku się skierowali gdzie koniuchy objeżdżaniem się zajmowały. A do pala uwiązany stał nieruchomo siwy podjezdek. Całkowicie niewyględny i o spojrzeniu na myśl raczej krowę przywodzącym niźli bitewnego konia na jakich słomianowłosi przemierzali równiny.
Eoman założył ramiona na siebie patrząc na wierzchowca z zadowoleniem.
- To Smic. Dym we wspólnej mowie. Kocham go jak wszystkie inne konie z mojej stajni. Jeśli chcesz, możesz go kupić.
- Jest idealny - odparł Dunlandczyk.

***

Spędzając czas w gospodarstwie, Cadoc nie szukał towarzystwa jego domowników. Nawet nie dlatego, że on sam nie był im w smak. Raczej spokoju cały czas mu nie dawała misja, którą król im powierzył. W głowie rozbrzmiewały mu słowa Thengla i królowej. Potem te Czarodzieja i Eiliandis. Te Gléowyn i Zwinnorękiego. A także te własne płynące z głębi torsu. A wszystkie były jak patyki źle ułożonego stosu do ogniska. Chwiały się i nie rokowały imponującego ognia.

Tak też kręcąc się poza ścianami Gospodarstwa natknął się na Gléowyn. Z początku nie rozumiał, co robi milcząca w oddaleniu od domu, ale szybko zorientował się, gdzie trafił. Mały rodowy cmentarzyk zdobiło kilka kamieni mogilnych. I przed jednym z nich stała Rohirrimka. Podszedł w milczeniu zgadując, kogo pochowano pod porośniętym białym kwieciem nagrobkiem. Odezwał się dopiero po chwili.
- Ile lat mieliście z bratem? - zapytał cicho.

Dziewczyna drgnęła pod wpływem głosu Rogacza. Widać było, że wyrwał ją z zamyślenia. W dłoniach trzymała bukiet polnych kwiatów, który właśnie kładła na grobie matki. Odwróciła się do gościa powoli, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Nie spodziewała się tu nikogo z jej towarzyszy, szczególnie dunlandczyka. Szybko się jednak zreflektowała i uśmiechnęła do niego nieśmiało.
- Kiedy moja matka życie straciła, liczyłam sobie dziesięć wiosen, a mój brat piętnaście. Ojciec odszedł dwa lata później. - Odpowiedziała mężczyźnie i choć na jej ustach nadal błąkał się uśmiech, w jej oczach Rogacz wyczytał smutek.

Dunlandczyk skinął nieznacznie głową przyglądając się cały czas mogiłce.
- Dziwny wiek. Ani człek już pacholęciem, ani jeszcze mężem, czy niewiastą. Dziwne rzeczy zapamiętuje. - rzekł jakby czasy te w głowie sobie przypominając. Dostrzegłszy jednak frasunek w jej oczach, odchrząknął zmieszany i gotowy wycofać. - Wybacz… Przerwałem ci…

Gléowyn zaprzeczyła ruchem głowy.
- Już i tak miałam wracać. - Odwróciła się, sięgając po koszyczek, w którym, jak zauważył Rogacz, znajdowały się narzędzia ogrodnicze. Spojrzała jeszcze raz na groby rodziców tęsknym wzrokiem, cicho westchnęła i ponownie zwróciła się do gościa. - Może się przejdziemy razem? - Wskazała ścieżkę wijącą się pośród polnego kwiecia i prowadzącą wzdłuż kamiennego ogrodzenia.

Spojrzał na murek i we wskazanym kierunku i pojedyncza iskra zaintrygowania zabłysła w jego czarnych oczach. Potem na Gléowyn, ale tu minę znów wykrzywiła mu niepewność. Pokiwał jednak głową.
- Chodźmy zatem. - rzekł a gdy ruszyli, po przejściu paru metrów odezwał się ponownie dłonią przejeżdżając po porośniętych mchem kamieniu - Stare siedlisko.

Widząc niepewność dunlandczyka, skaldka obdarzyła go ciepłym, krzepiącym uśmiechem.
- Stadninę budowało wiele pokoleń mojej rodziny. W tych kamieniach złożyli swoje marzenia, trudy i znoje, dając naszemu domowi duszę. Lecz miejsce to skrywa także inne tajemnice. Zbudowano go go na ruinach starej warowni. Kto wie ile setek lat mają fundamenty i jakie historie mogłyby opowiedzieć. - Mówiąc to, zgrabnie wskoczyła na niski murek i osłaniając dłonią oczy od słońca, udała, że się rozgląda, niczym odkrywca szukający tajemnic do odkrycia. - Może jak dobrze poszukamy, to natrafimy na coś ciekawego? - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Znalazłam! - Nagle wykrzyknęła ze śmiechem i zeskakując z kamiennego ogrodzenia, przykucnęła na trawie, sięgając w kępkę koniczyny, rosnącej pod murkiem, a następnie pokazując Rogaczowi, na dłoni, czterolistną koniczynę. - W moich stronach to szczęśliwy omen. Proszę… - Ujeła jego dłoń w swoją i położyła mu na niej swoje znalezisko. - Talizman na szczęście. - Powoli zabrała dłonie i spojrzała na Cadoca poważnie. - Wybacz moją śmiałość, ale wyglądasz, jakbyś miał jakiś frasunek. Czy mogę w czymś pomóc?

Mężczyzna przyjrzał się znalezisku, obracając je w palcach za łodyżkę, tak że listki zafalowały.
- Miałem kiedyś łapę górskiego zająca. Taką ususzoną na rzemyku. Też na szczęście. - odparł po czym wzruszył ramionami - Ale zapodziałem gdzieś. Może i pora na nowy talizman.
Skinął głową w podzięce i schował koniczynę.
- A frasunek… - skrzywił się i machnął ręką jakby przeganiał jakiegoś natrętnego owada - To nic. Powierzone zadanie nie zawsze musi się podobać. Raczej... zbierałem się by rzec Ci, że ubolewam nad Twoją stratą. Naprawdę. I wdzięcznym za gościnę.
Spojrzał na nią kontrolnie, ale zaraz skierował wzrok gdzie indziej.
- Ot i kolejny skarb - rzekł schylając się i podnosząc coś z ziemi - Mała nastroszona kolczasta kulka leżała nieruchomo na jego dłoni. - Jeż też mówią, dobrze wróży gospodarstwu.

- Dziękuję, twoje słowa wiele dla mnie znaczą. Dają mi nadzieję, że jest szansa na porozumienie między naszymi narodami. - Jej twarz ponownie rozjaśnił ciepły uśmiech. - Nie ma co się martwić na zapas. Być może podróż do Zachodniej Bruzdy podsunie nam właściwe rozwiązanie zadania od króla. Choć budzi ono mieszane uczucia i wiele wątpliwości w naszych sercach, może przyniesie coś dobrego. - Podeszła bliżej do Rogacza i pochyliła twarz nad małym zwierzątkiem. - Potraktujmy to jako dobry znak także dla naszej wyprawy. - Delikatnie wyjęła jeża z dłoni Cadoca i przysiadają na kamiennym murku, położyła go na trawie, po drugiej stronie ogrodzenia. - Idź maluszku, tutaj mogą cię psy zwęszyć i zamęczyć. - Zwierzątka nie trzeba było zachęcać, poczuwszy stabilny grunt pod łapkami, potuptało, skryć się w najbliższej kępie trawy. Gléowyn zaś zwróciła się do swego towarzysza. - Ufam, że znalazłeś w naszych stajniach wierzchowca, który by ci odpowiadał?

- Nie musiałem - odparł po chwili mężczyzna - Eoman to uczynił. Dla mnie zwierz to zwierz. Wam te ich wielkie oczy chyba mówią jednak znacznie więcej niżby można było podejrzewać. To i zdałem się na jego wybór. A czy trafny… los pokaże.

Szli jeszcze czas jakiś wzdłuż onego płotu o niczym ważkim, o ile w ogóle rozmawiając. Z jego końca sadyba Rohirrimów nie była właściwie w ogóle widoczna. Osłaniał ją wielki, stary dąb z tej perspektywy dziwnie samotny na polach Rohanu gdzie za towarzyszy mógł mieć co najwyżej skalne ostańce. Zrazu zawrócili, a niedługo dujący do strony domostwa wiatr przyniósł woń wieczerzy.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem