Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2021, 10:55   #245
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Popołudnie; kamienica van Darsen; Versana, Malcolm

Czas dziś ją gonił. Z resztą od kilku ostatnich dni nie miała tak naprawdę chwili dla siebie. No może poza udanym wieczorem spędzonym w towarzystwie Pirory chociaż i w jej trakcie zmuszona była wykonać część swojego zobowiązania względem kultu.

- Malcolmie. Weź proszę tą wiadomość i zawieź ją do posiadłość rodziny van Zee. - wyciągnęła rękę w kierunku pracownika. W dłoni Versana trzymała świeżo co napisany i zalakowany list, którego odbiorcą miała być Kamila. Jego treść była następująca:

Cytat:
“ Wybacz mi proszę Kamilo dziś jednak się zjawić nie mogę,
Los bywa okrutny i kładzie mi kłody na drodze pod nogę.
Szykuję jednakże dla Ciebie rzecz piękną jak słońce nad morzem,
Swym urokiem, blaskiem być może rozgrzeje twą duszę jak ogień.
Nie gniewaj się na mnie zbyt bardzo, bo kierują mną intencje słuszne,
Masz jednak me słowo że z tarczą powrócę nim przyjdzie mi umrzeć.
Serce moje tęskni za Tobą i Twoim talentem kochana,
Oczekuje więc na wiadomośc i termin kolejnego spotkania.”
Poezja nie była jej mocną stroną. Mimo to była zadowolona z tej fraszki. Myślała nad nią przez pierwszą połowę dnia.

- Z góry ci dziękuję. - uśmiechnęła się uprzejmie - Wiem, że dziś się zjeździłeś. Obiecuję jednak iż to ostatni kurs dzisiejszego dnia. - dodała wracając na górę gdzie czekały na nią Brena i cztery niewolnice, które były w trakcie małej metamorfozy przed wyruszeniem na Arenę.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena …

Zimno, ciemno i do domu daleko. Do tego całą trasę musiały pokonać na pieszo. Theo mimo wcześniejszych zapewnień okazał się być równie barwny w ubiorze jak i mowie. Oby tylko w czasie współpracy okazał się być bardziej słownym i rzetelnym jegomościem. Szły dobrą klepsydrę. W końcu jednak spośród drzew zaczęły się ich oczom ukazywać grupki ludzi, wozy, beczki i wszystko to co Ver widziała za pierwszym razem. Tym razem nie była to jednak bezludna plaża wystawiona na podmuchy zarówno Maanan jak i Ulryka a jakiś las gdzie do Boga Zimy dołączał jego brat Taal. Mimo odmiennej scenerii całą reszta wyglądała niemalże tak samo jak za pierwszym razem. Namiot, wozy i dość duża grupa zakapturzonych ludzi poubierana w ciężkie zimowe płaszcze.

Ver w asyście dziewcząt i Kornasa na pierwszy rzut oka również nie odstawała od całej reszty przyjezdnych gości. Nawet pobudki mieli te same. Dobrze się zabawić przy okazji zarabiając nieco grosza. Kultystka jednak miała tu do załatwienia coś więcej. Musiała się rozmówić z kilkoma istotnymi osobami.

- Chciałabym byś dziś również trzymała pieczę nad dziewczętami. - rzekła do Breny, gdy spacerowały między stojącymi w kilkuosobowych grupkach ludźmi - Póki co jednak nie pozwalaj im z nikim flirtować. Wpierw musimy dostać na to zgodę. - oznajmiła raczej cichym tonem jak się sprawy mają - Trzymaj więc dziewczyny krótko i starajcie się sprawiać dobre wrażenie. - dodała - Przekaż to proszę reszcie. - Rudzinka tylko skinęła i w milczeniu wtopiła się w grono czterech pozostałych dziewcząt by przekazać im rozporządzenia jakie otrzymała od ciemnowłosej piękności.

Ciężko było stwierdzić jak wielu ludzi przybyło na to wydarzenie. Jedno jednak było pewne. Fanów tego krwawego sportu nie brakowało nawet na takim wypizdowie jakim było ich miasto. Z drugiej strony dziura w jakiej przyszło mieszkać Versanie nie oferowała zbyt wielu rozrywek stąd też może sukces tego przedsięwzięcia.

Versana korzystając z chwili sam na sam z Kornasem postanowiła z nim krótko porozmawiać. Zbliżyła się do niego pozostawiając dziewczęta za swoimi plecami i upewniając się iż nikt się im nie przygląda odwróciła nieco w jego stronę swoją czarną jak noc czuprynę.

- Trzymaj. - dyskretnie wręczyła mu te same grzybki, które eunuch zażywał przy okazji ostatniej walki podczas gdy Arena odbywałą się na bezludnej plaży - Tylko zjedz je w dobrym momencie. - przypomniała mu o tym iż Kapelusznik musi zacząć się trawić by w pełni uwolnić drzemiącą w nim moc - Bogowie czuwają nad tobą. Nie zawiedź ich. - dzisiejszą mowę motywacyjną ograniczyłą do kilku słów - Pamiętaj też, że jak uda ci się wygrać to czeka na ciebie część mojej wygranej. - nic tak nie oddziaływało na człowieka jak perspektywa zarobku.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Brena, Vasilij, Kornas, Niewolnice

- Cześć Vas. - zagadała zachodząc od tyłu kolegę, którego sylwetkę i głos rozpoznała przechodząc obok - Porozmawiamy? - zapytała - Tylko może gdzieś na uboczu?

Vasilij odszedł z Versaną na ubocze.

- Dobrze, że jesteś. Przejdę od razu do rzeczy bo trochę się tego nazbierało. Na koniec rozmowy pójdziemy do Theo. Przedstawię cię jako opiekunkę dziewcząt o jakiej mówiłem i zaczniesz tam sobie dogadywać z nim biznes. Powiedziałem mu o jednej piątej zysku nie jednej czwartej. Nie dlatego, że chce coś dla siebie ale dlatego żebyś mogła się targować bez straty. - opowiedział o pierwszej sprawie - “Miłek” na hasło mutant przypomniał sobie trochę zabobonów ale i twardych faktów na temat takich istot. Wymagało to odpowiedniego podejścia. Pomoże ci z psem, wytłumaczy co i jak musisz jednak zadbać o miejsce spotkania i zaakceptować, że psa nie dotknie. Nie mniej jednak nauczy cię czego trzeba o to nam w zasadzie chodziło. Czasami nie warto dociskać zbyt mocno. - streścił sprawę tresury - No i jeśli chodzi o używki na jutro będę miał główki maku, na dziś mam herbatkę która pobudza. Z moim zarobkiem za porcję która starcza na kilka razy 6 karli. Za kilka dni będę miał kompletne listy tego co możemy zaoferować. Twoje dziewczyny będą mogły to sprzedawać podczas zabaw jako dodatek no i różne wężowym Paniom może się to spodobać. Całkiem przyjemne rzeczy jeśli ktoś lubi. - Vasilij zakończył streszczenie.

Ver odebrała podarek od kolegi i wcisnęła go sobie pod gorset w okolice swoich krągłych piersi. Tam był bezpieczny.

- Dzięki. - uśmiechnęła się uroczo - Miłek się jeszcze przekona do Bydlaczka. - odparła - To prawdziwy słodziak. Sam zresztą widziałeś. - zachichotała - Do Theo zamierzasz zaprowadzić mnie przed czy po walkach? - zapytała wiedząc iż ma jeszcze parę pogawędek przed sobą. W każdym razie jeżeli przystanie na jedną piątą to to co wytargowałeś będzie dla ciebie. - należało okazywać wdzięczność i budować tym samym pozytywne relacje biznesowe - Ja również mam dla ciebie pewną informację i w sumie kolejną prośbę. Po pierwsze to udało mi się pogadać ze znajomą traperką. Tą która będzie prowadzić karawanę Rosy de la Vegi. Wspomniałam mu o tobie i pewnym interesie jaki do niej masz. - wspomniała mu o dzisiejszej rozmowie z Daną - Chodziło mi oczywiście o zwiad okolicy w poszukiwaniu Norsów. - dodała - O tym jednak już ty jej wspomnisz o ile uznasz to za stosowne oczywiście. - uśmiechnęła się - W każdym razie kwateruje w tawernie “Sierp i młot” i spodziewa się ciebie. Musisz jednak śpieszyć się bo jak ruszy z towarem pani kapitan to będzie po ptokach. - zaznaczyła iż Vasilijowi zostało tak naprawdę parę dni - Z sama wilczyca niestety nie udało mi się porozmawiać. Miała wczoraj bal kapitański i spała jak suseł mocno wciąż nachlana. - zaśmiała się w głos - Dzisiaj jednak planuję zamienić słówko z Peterem. - wspomniała już chyba o wszystkich sprawach interesujących herszta bandy przemytniczej - Hmmm… - zadumała - Mam sprawę i pytanie zarazem. Przejdę jednak do konkretów. Potrafiłbyś zorganizować polowanie? Wiesz takie z psami, pachołkami i tym wszystkim. - przytoczyła wszystko to o czym mówiła jej Dana i właściciel “Kniei”.

- Dla mnie najważniejsze jest teraz spotkanie z kapitan. Ona wiezie do stolicy srebro. To nie jest przypadek zakładam, że akurat srebro skoro przerabia się je tam na bardzo cenne precozja mające wzięcie w całym świecie. Chciałbym jej sprzedać trochę srebra, żeby je tam sobie wedle potrzeb wymieniła czy przerobiła. Nie jest tego dużo ale warte z 200 może 300 monet jak to skupie. A to cena gorącego towaru więc poniżej rynkowej. Myślę, że ona zarobi i ja. Dodatkowo można by z nią puścić transport ryb, to pomysł jednego z moich ludzi. Tu moglibyśmy się złożyć ale musiałabyś dołożyć kogoś kto ma łeb na karku do handlu z tym transportem. Ja daje pomysł i mogę dorzucić ochroniarza bądź dwóch. Z tym polowaniem to muszę pomyśleć. - Widać było, że zaczął się zastanawiać.

Cichy rzucał dzisiaj konkretami. Widocznie nie próżnował w ciągu ostatnich paru dni. Mimo ponad miesięcznej absencji wciąż nie wypadł z obiegu. To wróżyło udaną współpracę.

- Widzę się z Rosą dziś po powrocie z Areny więc napomknę jej o tym. - odparła precyzując kiedy to będzie w stanie przekazać jej te informację budując niejako podwaliny pod przyszły układ przyszłych kontrahentów - Napomknę. Lepiej będzie jednak abyśmy spotkali się w trójkę. Uzgadnianie takich szczegółów przez pośredników nie jest niczym dobrym. - nie lubiła robić za czyjeś usta i uszy. Sama z resztą była kupcem i takie sprawy wolała załatwiać osobiście.

- Jeżeli zaś chodzi o te ryby. - nawiązała do tematu drugiego towaru jaki Cichy zamierzałby transportować - To może wpierw pogadaj z Karlikiem. On przecież siedzi w żywnościowce. Żeby tylko się nie okazało iż on też wyszedł z podobną propozycją. Nie ma co wchodzić sobie w paradę. - nie straszyła. Dbała raczej o dobre stosunki w rodzinie.

- Gadałem z nim nie był przesadnie skory do rozmowy póki Starszy ponownie mnie nie zweryfikuje. Mam zamiar pogadać z nim na zborze. Mówił, że wysyła jadło i napitek. Może udostępni nam... - spojrzał ma Versanę - ...lub mi kanał sprzedaży na te ryby albo chociaż ogarniętego handlarza. Nie mniej trzeba nam zarabiać.

- To już sprawa między wami. - zauważyła iż jej nic do tego - Wygląda na to, że dogadaliśmy już wszystko. - podsumowała - To jak zaprowadzisz mnie teraz do Theo? Jeżeli zaś rozeznasz się w mocy sprawczej tego polowania to daj mi znać.

- Oczywiście na kiedy możesz nas umówić z panią Kapitan? - Vasilij zapytał prowadząc Ver do Theo.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Vasilij, Kornas, Brena, Theo, Niewolnice

Minęli kilka wozów z beczkami oraz grupki zakapturzonych postaci. W końcu z dala dało się rozpoznać niewysoką postać wesoło gawedzącego organizatora całego zdarzenia. Jego płaszcz również nieco wyróżniał się spośród tych, które przyodziała zdecydowana większość przybyłych. Jego fason i kolorystyka niejako wyrażała to jakim halfingiem był Theo. Wokół niego standardowo stało kilkunastu ludzie popijających trunki i śmiejących się z opowiadanych przez niego dowcipów.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Czarny

- Witaj. Znowu się spotykamy. - kiwnęła głową dostrzegając postać herszta popijającego grzańca - Jak dziś obstawiasz? Jakieś sugestie? - do księcia podziemia podeszła sama. Dziewczyny pod opieką Kornasa zostały przy jednym z prowizorycznych barów.

- Zobaczę co dziś serwują. - odparł książe podziemia co przy tym wietrze, w czarnej, baraniej czapie i zgrzebnym kożuchu wyglądał jak jakiś kislevski chłop a nie ktoś kto trzęsie połową podziemnego świata w mieście. Nie był sam tylko wokół stało kilku jego przybocznych. W tym Ricardo. Ale ci nie ingerowali w rozmowy szefa póki wszystko było jak należy. Herszt podziemia stał oparty o swoje sanie i trzymał w dłoniach kufelek z parującą zawartością. Nie wydawał się przejmować ani wredną pogodą ani opóźnieniem jakie wywołała.

- A sam kogoś dziś zamierzasz wystawić? - pytała dalej - Ode mnie startować będzie mój ochroniarz i mam nadzieję, że da popis jak ostatnio. Nie będę jednak ukrywać, że nie takie pogaduchy mnie do ciebie sprowadzają. Sprawę mam. W sumie to nie jedną. Możemy tu na spokojnie rozmawiać?

- Mów. - Czarny jak zwykle elokwencją nie zachwycał i stawiał na prostotę. Wzruszył ramionami i z obojętną miną wysłuchał rozmówczyni i dał znak, że może kontynuować to co ma do załatwienia.

- Słyszałeś zapewne o atakach na dziewczyny wracające po robocie. - podjęła pierwszy z tematów - Myślałeś nad rozwiązaniem tego kłopotliwego tematu? - Ver postanowiła poziom i sposób dyskusji do rozmówcy - Nie ukrywam, że mocno mnie to niepokoi w perspektywie moich interesów.

- Coś mi się obiło o uszy. I podjąłem już pewne działania. Ale to wymaga czasu. Na moje oko to mamy nowego gracza w mieście. Bez licencji. - odparł spokojnie upijając ze swojego kufelka i patrząc gdzieś w las zawiewany rzucanym przez wiatr śniegiem.

- Przy wsparciu swojego przyjaciela również chciałabym urządzić pewne polowanko na tego nicponia. - odparła - Mamy pewne plany jak się za to zabrać. Potrzebne jest jednak twoje pozwolenie. - Ewentualnie może połączmy siły w tej obławie? - zaproponowała.

- Pozwolenie. Tak, pozwolenie by się pewnie przydało. - podrapał się po nosie i mówił nieco zamyślonym głosem jakby zadumał się nad czymś.

- Dzisiaj jeszcze muszę sprawdzić parę rzeczy. Ale czekaj na jutro. Jak będą bić na nieszpory pół godziny przed czasem to znaczy, że jest pozwolenie. - skinął głowa jakby miał tą sprawę już całkiem dobrze przemyślaną. I jakby nie tylko Versana już go pytała o tą sprawę.

- Jak go dorwiecie i utniecie mu łeb to jest nagroda. Troszkę się za bardzo ten szkrab rozbrykał. Ale lepiej weźcie coś solidnego na niego. To na pewno nie jest żadne chucherko. - skinął głową w czarnej czapce ponownie i skwitował to wszystko kolejnym łykiem grzańca.

- Co ty więc na to abym wraz z moim przyjacielem odwiedziła cię w twoim zaułku byśmy tam dogadali szczegóły? - zapytała. Nie chciała ustalać nic bez obecności Vasilija. Wszak on chciał się tym zająć.

- Chcecie to wpadajcie. - odparł niezmiennie monotonnym tonem jakby ani go grzała ani ziębiła taka propozycja.

- Świetnie. - odparła - No to kolejna sprawa. Poszukuje niejakiego Sondre. - przeszła do kolejnej sprawy, która ją sprowadzałą do hertsza - Wiesz gdzie mogłabym czasem go znaleźć? - spojrzała ulotnie na Czarnego.

~ Swoją drogą zapewne słyszałeś o tym całym ambarasie w trakcie rozładunku towarów w Akademii Morskiej. Wiadomo ci o tym coś więcej? Ponoć w jednej ze skrzyń było coś żywego. Coś przez co części z załogantów eksplodowały czachy. ~ mówiła cicho wiedząc iż co poniektórzy z chłopaków Petera charakteryzują się wycofaniem względem rzeczy magicznych i naznaczonych przez bogów.

- Szukasz kogoś to szukaj. Co mnie do tego? - wzruszył ramionami jakby temat najbardziej poszukiwanego zbója w okolicy nie bardzo go ruszał.

- A sprawa z Akademią nie bardzo nas interesuje. Oni mają swoje sprawy a my swoje. Zwykle się to nie krzyżuje ze sobą. - machnął ręką jakby rzeczywiście nawet jak coś słyszał więcej niż to co ludzie gadali po karczmach i ulicach to nie interesowało go za bardzo.

- Mnie właśnie zainteresowało przede wszystkim to co kryło się w jednej z tamtych skrzyń. - kontynuowała - Ponoć było to coś żywego. Mogłoby więc być to coś co nadawałoby się do powiększenia kolekcji. - zasugerowała delikatnie - A właśnie. Jak już przy kolekcji jesteśmy to jak ci idzie poszukiwanie pupila ukrytego przez Grubsona?

- Szanowany kupiec Grubson okazał się zacnym człowiekiem o nieposzlakowanej opinii oraz całą masą zdrowego rozsądku. Doszliśmy do porozumienia jakie satysfakcjonuje obie strony. - pierwszy raz w tej rozmowie Czarny okazał nieco więcej emocji i nawet pozwolił sobie na nieco złośliwy i ironiczny komentarz z takimż uśmieszkiem.

- A jak w tej Akademii mają coś ciekawego to daj znać. Coś więcej niż takie plotki jak teraz. - odparł wracając do poruszonego tematu afery z Akademii Morskiej z początków zimy.

- Zawsze był z niego rozsądny człowiek. - zachichotała widząc ożywienie rozmówcy - Pazerny ale rozsądny. Skoro jednak już posiadasz tego “królewicza kolekcji” to czy mogłabym liczyć na jego zobaczenie. Nie ukrywam, że te wszystkie rozmówki wokół tego słodziaka rozpaliły moją wyobraźnie i zaostrzyły mój apetyt.

- A dlaczego miałbym ci go pokazać jak mnie tyle wysiłku kosztowało aby go zdobyć? - odparł pytaniem nadal nieco rozbawionym i ironicznym tonem.

- Nie tylko ciebie. - zaznaczyła przypominając iż sama też miała wkład w takie zakończenie tej całej historii - Wiem, że to nie zoo ale ja chce go tylko zobaczyć. - zaznaczyła - To chyba nic wielkiego. Przecież nie będę próbowała ci go zwędzić. - zachichotała wiedząc iż póki co jest zbyt “mała”.

- Może tak a może nie. Jak mówisz to nie zoo. Co będę z tego miał, że ci dam rzucić okiem? - Peter wzruszył ramionami i odparł dość obojętnym tonem jakby zawierał kolejną umowę, z kolejnym kupcem, w sprawie kolejnego towaru czy usługi.

- Moją wdzięczność. - podeśmiała się wiedząc iż dla takiego kogoś jak Peter jej zapewnienie jest raczej czymś mało wartym - Mam jednak sporą wiedzę na temat zachowań i zwyczajów wszelakiego typowych oryginalnych pupili. - odparła bazując na doświadczeniach Kurta - Wpierw jednak muszę wiedzieć chociaż czym jest ten to twoje nowe oczko w głowie. - mówiła rzetelnie. Nie zająkawszy się - Z reszta co do mojej dyskrecji masz już chyba przekonanie.

- Myślę, że każdy z nas ma tyle dyskrecji ile ma w tym interesu. - odparł książe półświatka pozwalając sobie na nieco ironiczne prychnięcie. Brzmiało jakby z natury był nieufny i dla rozmówczyni nie czynił tutaj jakiegoś wyjątku.

- Jak będzie sprawiał jakieś kłopoty to poślę po ciebie. - odparł widocznie nie bardzo widząc jakiś namacalny zysk z udostępniania swojego pupila do oglądania.

- Żeby tylko wtedy nie było za późno. - zmarszczyła czoło mówiąc wykazując się przezornością - Warto bym wiedziała chociaż czym to jest aby móc się przygotować na ewentualność o której wspominasz. Zdajesz sobie zapewne sprawę, że to nie przyłożenie rumianku do obolałego miejsca.

- Taki z ciebie ekspert od takich cudaków? Miałaś już z takimi do czynienia? - Czarny zamiast odpowiedzieć sam zadał pytanie nieco dając się ponieść ciekawości na temat tak niecodziennej wiedzy.

- Ekspertem bym się nie nazwała. Sporo jednak czytałam i słuchałam. - przyznała - Różne są stworzenia. Trolle, mantykory czy zwierzoludzie. Takie prawdziwe bestie. Ale większość to odmieńcy zwykłych gatunków. Jak Bydlak. Właściwie dalej widać, że to pies. Tylko trochę inny. Z innymi stworzeniami jest podobnie. Niby jakiś lis, jeleń czy niedźwiedź ale z jakimś dodatkiem albo deformacją. Takie się spotyka najczęściej. Anomalie różnie się kreują. Dodatkowa głowa, ramię, jakieś rogi albo macki. Ale są i takie co wpływają na magię. - powtórzyła to co mówił jej dzień wcześniej Kurt z powagą w głosie.

- Ano. - zgodził się krótko czarnowłosy mężczyzna w czarnej, baraniej czapie ale jakoś dalej nie rozwijał tego tematu.

- Zastanów się więc maestro. - odparła nie drążąc dalej tematu widząc niezbyt wielką chęć jej kontynuacji ze strony Petera - Wrócimy do tematu przy okazji najbliższego spotkania a póki co oczekiwać będę na dzwony. - pożegnała się nawiązując do dogadanego wcześniej sygnału - Farta. Cześć chłopaki. - dodała kiwając lekko głową.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Kornas, Brena, Froya, Węglarze, Norma, Niewolnice

- Pochwalony. - przywitała się z Froyą wyłapując ją kilka chwil wcześniej w tłumie zakapturzonych głów. Wiedziała, że ma tu być więc łatwiej jej było ją odnaleźć.

- Pochwalony. Okropna pogoda. Mam nadzieję, że nie popsuje spotkania. Ten namiot to chyba już postawili. - pannę van Hansen trudno było poznać. Była w luźnym płaszczu jaki na taką niepogodę był w sam raz. Ciężki, solidny materiał z czegoś impregnowanego. Bardziej pasował do jakiegoś rybaka albo chłopa niż osoby szlachetnie urodzonej. Pod nim jednak jak wiatr mocniej zawiał prześwitywał zgrabny, kożuszek podbity futrem jaki już tani na pewno nie był. To i pewnie grzał odpowiednio. Twarz miała zasłoniętą jakimś szalem czy chustą. A na głowie kaptur i czapkę. Przez co pewnie mało kto by rozpoznał tą jaką uchodziła za jedną z najlepszych partii do zamążpójścia w mieście. Nawet Versana nie była pewna od jak dawna tu się już kręci ta blondynka. Było już dość późno, stali, chodzili i rozmawiali w tym lesie pomiędzy kamieniami może z kilka pacierzy. Nie była pewna czy Froya przyjechała wcześniej i tylko dopiero teraz ją zauważyła czy też ta dopiero przyjechała. Ale miała rację z tym namiotem. Wyglądało na to, że mimo silnego wiatru i zadymki jaką powodował wreszcie udało się go postawić bo Theo już stał w wejściu i zapraszał do środka.

- Ulryk nie odpuszcza w tym roku. - dodała do komentarza Froyi a propos panującej dzisiaj pogody - Jak samopoczucie po wczorajszych zmaganiach? Ja strasznie spięta jestem i nie ukrywam, że masaż jakiejś zgrabnej, zwinnej a zarazem silnej dłoni byłby nieoceniony. - zaśmiała się delikatnie - Dasz się zaprosić na spacer? Rozejrzymy się po okolicy w poszukiwaniu twojej “wygranej”. - zaproponowała - W tych kapturach i czapach ciężko tak z daleka rozpoznać kto jest kim.

- Mam nadzieję, że w okolicy nie stoją jakieś najemne zbóje co by chciały mnie porwać. - skoro rozmówczyni miała zasłoniętą dolną połowę twarzy to trudniej było odczytać jej mimikę. Ale w głosie dało się wyczuć rezerwę i ironię. Niemniej zgodziła się pójść na stronę. A za nią parę kroków dalej ruszył jakiś jegomość. Pewnie jej ochroniarz czy ktoś taki. Daleko nie trzeba było odchodzić bo silny wiatr skutecznie blokował zasięg ludzkiego głosu.

- Tak swoją drogą to o czym chciałabyś w ogóle rozmawiać z tą wojowniczką? - zapytała uważnie rozglądając się za poszukiwaną przez nie kobietą.

- Po prostu chciałam ją poznać. Z ciekawości. - odparła zamaskowana przed mrozem i wścibskimi spojrzeniami blondynka. Całkiem prosto i bez wahania. A z tego co widziała wcześniej Versana węglarze i toporniczka kręcili się gdzieś tam przy namiocie.

- Choćmy więc tędy. - wskazała lekkim ruchem głowy drogę - Dobrze by było jednak aby twój goryl stał nieco z boku. Towarzystwo nie przepada zbytnio za nadmierną ilością gości. - dodała zdając sobię sprawę iż w ostatnim czasie naprawdę wiele nowych twarzy przewinęło się przez dom Dimitria - Lepiej też dla wszystkich abyś pozostała incognito. Takich ludzi jak oni peszą tacy jak ty. - zauważyła - Mam nadzieję, że to nie problem?

- Absolutnie żaden. Ale jak towarzystwo jest takie strachliwe to chyba przyjechało w niewłaściwe miejsce. - trzeźwo zauważyła szlachcianka ironicznie wskazując na już całkiem spory tłumek jaki się zebrał pomiędzy głazami i powoli wlewał się do namiotu. Wierzchowce, sanie, piesi, wszystko to już zdążyło się dość dokładnie wymieszać i zmarznąć na tym wietrze i śniegu. A celowo czy to z okazji paskudnej pogody i tak większość była trudna do rozpoznania przez te palta, futra, kożuchy, czapki i kaptury. Samotna postać dalej szła za nimi kilka kroków z tyłu a Froya nie zrobiła żadnego słowa czy gestu aby ją odprawić. Wkrótce też znaleźli się w pobliżu grupki Dimitra i Normy.

- Dobra. Są. - zakomunikowała - Chodźmy więc do nich. Zaraz się chyba walki zaczynają więc nie ma na co czekać. - dodała zmierzając w kierunku półkislevitów - Możesz też dać znać temu swojemu cieniowi aby tu poczekał. Ze mną nic ci nie grozi. - zachichotała oglądając się to na Froyę to na jej przydupasa.

- Cześć chłopaki. Privet. - przywitała się podchodząc do zakapturzonych sylwetek - Jak nastroje? Zawodniczka w formie? - zagaiła - Pozwólcie, że przedstawię wam moją koleżankę po fachu Natalię. - wskazała otwartą dłonią na szlachciankę, która na potrzeby chwili odgrywała rolę spontanicznie wymyślonej znajomej - Ma zamiar postawić nie mała sumę na walkę waszej reprezentantki. Nie daje mi jednak spokoju i od rana prosi abym ją jej przedstawiła. - mówiła to tak jakby starsza siostra pod wpływem marudzeń młodszej mimo niezbyt dużych chęci w końcu uległa na jej prośby - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko? - zapytała patrząc to na Froyę, to na węglarzy, to na Normę.

Brew szlachcianki uniosła się dwukrotnie. Raz gdy wdowa powiedziała swoje o jej człowieku i tym, że ona zapewni jej bezpieczeństwo i drugi raz jak ją przedstawiła jako koleżankę po fachu. W obu wypadkach jednak na tym się ograniczyła jej reakcja. Ochroniarz dalej stał kilka kroków za ich plecami w milczeniu obserwując całą scenę a dwie kobiety wmieszały się w tłum opatulonych w futra i kożuchy mężczyzn.

- Pochwalony. No to to jest nasza mistrzyni. Dziś będzie walczyć. Mamy nadzieję, na niezłe widowisko no i, że wygra. Tylko nie wiadomo jeszcze z kim będzie walczyć. Theo nie chce powiedzieć. - Dymitri okazał się znacznie bardziej przyjazny niż to było przy ostatnich spotkaniach z czarnowłosą wdową. Więc ta wspólna zabawa u nich chyba przyniosła nieco trwalszy efekt. A może wchodziła w grę ekscytacja obecną sytuacją. Dało się wyczuć rosnące w mroźnym powietrzu podniecenie nadchodzacymi wydarzeniami. A te były trudne do przewidzenia.

- A gdzie ta wasza zawodniczka? - zapytała szlachcianka opatulona dość zwykłym ubraniem przez co za bardzo nie wyróżniała się w tej grupie.

- O tu jest. - Dimitri wskazał na jedną z postaci do tej pory stojących kilka kroków za ich plecami i zawołał coś po kislevsku. Postać podeszła i właściwie najbardziej rzucały się w oczy dwa topory wsunięte za pas. Poza tym gruby kożuch i futrzana, kislevska czapka skutecznie maskowały sylwetkę jak i twarz nie była tak wyraźnie widoczna. Ale z bliska było widać, że to Wilczyca z północy. Skinęła Versanie na powitanie głową i spojrzała na stojącą obok kobietę jakiej nie znała. Zapytała coś po kislevsku a Dymitri coś jej zaczął tłumaczyć pokazując na wdowę i jej koleżankę po fachu. Pewnie kim są i po co bo trwało dość krótko. Na koniec wojowniczka skinęła krótko głową znów wracając do taksowania wzrokiem obu kobiet.

- No my też jeszcze nie wiemy z kim przyjdzie walczyć Kornasowi. - odparła nieco zawiedzionym tonem - Miło by było gdyby mogli stanąć ramię w ramię. Wtedy byśmy mieli widowisko. - uśmiechnęła się spoglądając na Normę - Jeżeli jednak staną do dwóch osobnych starć to mam zamiar postawić również i na nią. - dodała klepiąc się po pasie za który wetkniętą miała sakiewkę.

- Tak sobie ją wyobrażałaś? - zapytała zapatrzoną w wojowniczkę Froyę - Mówisz po kislevsku? - spytała wskazując tym samym w jakim języku komunikuje się kultystka zza morza - Jak nie to albo chłopcy albo moja Brena służą pomocą. Swoją drogą. Myślisz, że stanowiłaby dobre towarzystwo w trakcie polowania? - zapytała szlachciankę.

- No zobaczymy jak to będzie. Jak gadałem z Theo to mówił, że łączone walki to dobry pomysł ale było zbyt mało czasu by coś takiego zorganizować. Może następnym razem albo jeszcze następnym. Ale jak tak powiedział to pewnie coś w końcu z tego będzie. - Dimitri podzielił się tym co widocznie zdążył już zamienić słowo z głównym impresario tych spotkań na walki gladiatorów.

- No i ta pogoda dzisiaj. Nie wiadomo kto przyjedzie. - odezwał się Tod wskazując wymownym ruchem dłoni na ten wiatr jaki ciskał śniegiem na wszystkie strony. Pogoda rzeczywiście mogła odstraszyć wielu potencjalnych i widzów i zawodników.

Niespodziewanie do rozmowy włączyły się dwie raczej milczące dotąd kobiety. Zamaskowana szalem blondynka zapytała o coś wojowniczkę z dwoma toporami. W obcym języku. Wywołując zdziwienie nie tylko Wilczycy z północy. Ta odparła coś krótko też się pytając nadal z czytelnym zaskoczeniem.

- Państwo wybaczą, my pozwolimy sobie zamienić słówko na osobności. - szlachcianka zwróciła się grzecznym tonem jakby była na salonach wśród równego sobie towarzystwa. Ale Norma rzeczywiście podeszła do niej i obie ruszyły przed siebie dyskutując o czymś w tym obcym języku.

- Kto to jest do cholery? Co to za jedna? - Dymitri jak ochłonął z zaskoczenia zapytał Versanę z mieszaniną irytacji i zdziwienia obserwując dwie oddalające się sylwetki.

- Znajoma. - odparła trywialnie - Chciała porozmawiać z Normą to rozmawiają. - dodała spokojna niczym morze w bezwietrzny dzień - I z tego co widzę złapały wspólny język. - mówiła do węglarzy obserwując jednak uważnie Froyę i Norsmenkę. Sytuacja zaniepokoiła również Versanę. Nie dała jednak tego po sobie poznać.

- Breno! - Versana machnęła delikatnie dając znać by ta do niej podeszła - Weź dziewczęta i przynieście nam coś na rozgrzanie. - gdy rudzinka podeszła ta wydała jej dyspozycję - Straszny mróz dzisiaj.

- Znajoma. - prychnął ironicznie Dymitri którego jakoś wcale nie usatysfakcjonowało takie wyjaśnienie. Wcale nie ukrywał, że nie podoba mu się niespodzianka tego rodzaju. Zwłaszcza, że dwie kobiety wydawały się ze sobą całkiem nieźle dogadywać. Wezwana przez swoją panią Brena z dziewczętami podeszła do nich a potem poszła w stronę namiotu gdzie była nadzieja dostać jakiś napitek. Zdążyły wrócić z parującymi kuflami gdy szlachcianka i wojowniczka węglarzy wróciły swobodnie i pewne siebie. Obie wydawały się usatysfakcjonowane tym krótkim spotkaniem.

- Dziękuję państwu za cierpliwość i zrozumienie. Bardzo przyjemnie mi się rozmawiało. Będę trzymać za Normę kciuki i sakiewkę. Wspaniała kobieta. - zamaskowana szlachcianka tryskała entuzjazmem i satysfakcją z tego spotkania. Gladiatorka też wróciła z niego w dobrym humorze.

- A teraz pewnie musicie się przygotować do walk. W takim razie nie będę wam już dłużej zabierać czasu. - Froya grzecznie skinęła głową w futrzanej czapie i z gracją odwróciła się odchodząc w stronę namiotu gdzie zdawało się koncentrować zainteresowanie zebranych. Spora część już pewnie znikła wewnątrz namiotu.

- No i nie mówiłam. - odparła Dimitriowi widząc jak obie kobiety powróciły w znacznie lepszych humorach niż poprzednio - Po co się więc było spinać? - zapytała retorycznie - Wybaczcie mi. Za chwilkę do was wrócę to razem pójdziemy na walki. - odparła prosząc niejako aby mężczyźni i Norma poczekali na nią. W sumie i tak wpierw musiała wrócić Brena z dziewczynami przynosząc coś do łyknięcia.

Następnie Ver się odwróciła w kierunku Froyi, która spokojnym krokiem wracałą w kierunku swojego goryla.

- Koleżanko. Poczekaj chwilkę. Mam do ciebie słówko. - nie musiała krzyczeć gdyż szlachcianka nie odeszła jeszcze zbyt daleko - Nie chwaliłaś się znajomością norskiego. - zagadała gdy już do niej podbiegła - Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytała choć nie to było obiektem jej zainteresowania - To jak? Co powiesz by na polowanie zabrać również tą Norskę? - Ver bacznie obserwowała reakcję panienki van Hansen chcąc na jej podstawie wybadać czy ta coś kręci.

- Polowanie? Tak jak ci się uda ją zaprosić to bardzo chętnie. Wspomniałam jej o tym ale bez szczegółów. Wydawała się zainteresowana. - skinęła głową w futrzanej czapie zgadzając się na pomysł zabrania wojowniczki z północy na planowane polowanie. Musiały nieco zwolnić kroku bo dotarły do tego tłumku przed wejściem do namiotu gdzie trzeba było albo odczekać swoje albo się przepychać do przodu.

- A co do moich umiejętności no to powiedzmy, że rodzice nie szczędzili na naszym wykształceniu. - odparła skromnie ale z wyczuwalnym zadowoleniem w głosie.

- Obie cieszycie się niczym dzieci po otrzymaniu cukierka. - dodała nieco żartobliwie - Co jej nagadałaś lub obiecałaś? - zapytała puszczając oczko często zbyt spiętej Froyi.

- Prywatna rozmowa dwóch osób to prywatna rozmowa dwóch osób. - odparła blondynka nieco napominającym tonem. Chociaż wciąż wydawała się być w świetnym humorze. - Nie obawiaj się, nie wpędziłam cię w kłopoty ani żadne dodatkowe zobowiązania. Po prostu była ciekawa i chciałam ją lepiej poznać. - odparła tonem uspokojenia i musiała nieco schylić się aby przejść przez wejście namiotu. Ten może nie był tak wielki jak te używane w cyrku ale na pewno większy niż standardowy. Niemniej po wyznaczeniu miejsca na arenę pośrodku dla widowni pozostało niezbyt dużo miejsca. Zrobiło się więc dość ciasno. Niemniej goście i tak woleli to niż stanie na zewnątrz bo tutaj chociaż połu namiotu dygotały od naporu wiatru to ten w większości jednak zostawał na zewnątrz.

~ I tak się wszystkiego dowiem. ~ pomyślała słysząc cwaniacką odpowiedź szlachcianki

- Niech i tak będzie. - odparła stojąc tuż za wejściem do namiotu - Życze ci powodzenia w dzisiejszych zakładach. - życzliwie dodała widząc iż tłum przybywa - Do zobaczenia niebawem. - ukłoniła się ucałowawszy następnie policzek Froyi. Dokładnie w ten sam sposób jak to czyniła Pirora. To ta nowa, młodziutka arystokratka wyrobiła w niej chyba taki nawyk.

Następnie Ver wróciła do swoich pracowników stojących wraz z węglarzami. Wszyscy popijali parujące na mrozie grzańce i o czymś dyskutowali. Zapewne były to wspominki niedawno spędzonej wspólnie biesiady.

- No i jestem. - zagaiła - Idziemy? Zaraz się chyba zaczyna, bo ludzi pod namiotem w bród. - zaproponowała spoglądając w miejsce, w którym dziś miało dojść do starć. Tłum na zewnątrz w sumie też już zmalał koncentrując się raczej przy wejściu na arene.

Ver wyłapała moment, w którym Norma stała nieco za węglarzami. Złapałą ją za dłoń i przystopowała dając znąć iż chce z nią porozmawiać. U jej boku była cała jej “świta”. W tym między innymi Blanka, która miałą robić za tłumacza norskiego.

- Widzę, że przypadła ci do gustu moja znajoma. - zaczęła wracając do rozmowy norski z Froyą - Cieszy mnie uśmiech na twej twarzy. W każdym razie polowanie, o którym wspominałam ostatnim razem jest w trakcie realizacji. Ty i ta uroczą blondynka z którą tak wesoło gawędziłaś będziecie gośćmi honorowymi. - łagodnie się uśmiechnęła delikatnie gładząc kciukiem wierzchnią stronę dłoni norsmanki - Życzę ci dziś przychylności Bogów w trakcie starć. Czy chciałabyś abym po nich przysłała do ciebie moje pracownice by w bali podobnie jak ostatnio zadbały o twoje ciało? Masaż, olejki łagodzące ból i obicia. To żaden podstęp a zwyczajna troska o moją odległa rodzinę. - puściła oczko mówiąc półsłówkami tak aby Norma miała szanse je zrozumieć zaś tłumacząca niewolnica nie.
 
Pieczar jest offline