Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2021, 18:49   #101
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



************************************************** *********************************************
Bertrand i Astrid


Bertrand stwierdził że to chyba jego najlepszy dzień od dłuższego czasu. Najpierw wygrał na oczach wszystkich pojedynek o ważną stawkę, a teraz piękna córka jarla osobiście zaniosła mu śniadanie.

Pozwolił sobie odpowiedzieć Astrid szczerym uśmiechem.

- Ależ dziękuje Astrid, nie musiałaś się kłopotać… Mam nadzieję, że waszemu wojownikowi nie stało się nic poważnego?

- Nie, Vilijarowi nic nie jest. Zwykłe draśnięcie. - pokręciła głową śmiejąc się przy tym dźwięcznie. I widocznie nie uważała obecny stan wczorajszego konkurenta Bertranda za jakiś poważny. Zresztą i wczoraj na świeżo po walce też na to nie wyglądało.

- A jak ty się czujesz? - zapytała szybko z tym samym pogodnym uśmiechem.

Oh, ta rana to nic poważnego, prawie się już zagoiło. Jestem gotowy by kontynuować naszą wyprawę. - szlachcic wyprężył mięśnie.

- Villjiar to wasz najlepszy wojownik? - spytał się.

- Tak, jest bardzo dzielny. - córka wodza skinęła głową i odparła po chwili zastanowienia. - Gdzie będziesz jadł śniadanie? - zapytała zerkając na półmisek jaki wręczyła mu przed chwilą.

Bretończyk poczuł jak duma w nim rośnie, oto pokonał najlepszego wojownika w całym plemieniu!

- Śniadanie…. w sumie jak jeszcze nie jadłaś to mogę dołączyć. - odparł stwierdzając że chętnie spędzi trochę czasu z Astrid zanim wyruszą w dalszą drogę.

- Tak, możemy zjeść. - zgodziła się dziewczyna i nie widząc za bardzo u rozmówcy innych propozycji sama wskazała aby iść za nią. Ruszyli w stronę pierwszego, lepszego stołu przy placu jakie na razie w większości stały puste. Gdzieś tam za nimi wyszedł z domu gościnnego cały oddział elfów Ektheliona i zniknęli gdzieś między domami i uliczkami osady. Astrid usiadła na jednej z ław i pozwoliła aby Bertrand usiadł obok niej. Niby byli w samym centrum osady ale miajających ich ludzie byli zajęci swoimi porannymi sprawami. Albo donosili coś na stoły albo wracali po kolejne rzeczy, niektórzy już siadali i czekali kiedy zacznie się śniadanie i wciąż dało się wyczuć ślady wczorajszej integracji. Ani goście ani gospodarze nie żywyli do siebie niechęci, wręcz przeciwnie, raczej dominowała życzliwość.

- To kura. A to tutaj to tutejsze bulwy. Tylko upieczone. Bardzo smaczne. I owoce. - córka wodza wyjaśniła co przyniosła na talerzu. Najbardziej swojsko wyglądał ten kurak. Owoce w sałatce niezbyt ale nieco pobytu w Porcie Wyrzutków pozwoliły się już trochę oswoić z tymi egzotycznymi darami ziemi i dżungli. No ale te bulwy były dla Bertranda nowe. Pokrojone na ćwiartki, trochę obłę, wielkości przeciętnego jabłka. Z tym spotykał się po raz pierwszy.

Bertrand z ciekawością spróbował tej nieznanej mu bulwy.
- Dziękuje, nigdy jadłem nigdy nic takiego. Takie uprawy tutaj macie? Nie sądziłem że ta ziemia nadaje się do rolnictwa…. właściwie jak się tutaj wam żyje w porównaniu z ojczyzną, dawno temu założyliście tę osadę? - nigdy nie wyobrażał sobie Norsemenów jako rolników, bardziej jak kupców jeśli nie wojowników.

- Osada to już dawno zbudowana. Ja się już urodziłam tutaj. Nigdy nie byłam po tamtej stronie oceanu. Sporo z nas się urodziło się już tutaj. Ale są i nowi. Ze Skeggi i z samej Norsci. - odparła siedząca obok blondynka z przyjemnością prowadząc rozmowę i obserwując jak śniadanie zasmakowało Bertrandowi.

- Te bulwy to hodujemy w ogródkach. Takie krzaki z tego rosną. - pokazała mniej więcej do pasa. - Ale do jedzenia są tylko te bulwy. Dobrze rośnie tytoń. Takie ziele do palenia. Ale inne, całkiem inne niż w Starym Świecie. Ja nie palę ale tata mówi, że lepsze. On pali. Niestety z powodu tej wojny z tymi dzikuskami nie możemy uprawiać poza osadą. W każdej chwili mogą kogoś zaatakować, strach wyjść za palisadę. Dlatego jemy głównie ryby bo te da się złowić w rzece albo nawet w oceanie. To nie tak daleko. No i to co uda nam się wyhodować tutaj. - tłumaczyła łagodnym, przyjemnym dla ucha głosem. I raczej prostymi zdaniami w reikspiel niemniej chociaż wyraźnie czuło się obcy akcent jak i u Bretończyka tylko w innym kolorycie to i tak posługiwała się nim całkiem dobrze.

- Mam nadzieję, że nam pomożecie z tymi dzikuskami. One wszystko komplikują. Ale my przecież możemy dojść do porozumienia. Sam powiedz. Ktoś wam zrobił tutaj jakąś krzywdę? Albo przykrość? Możemy być przyjaciółmi. A one to tylko rozumieją drogę miecza. - Astrid mówiła wskazując gestem na w większości jeszcze puste stoły. Ale jednak powoli się zapełniały siadającymi do śniadania ludźmi. Jako, że większość przychodziła w samych koszulach bo i w nich było gorąco to przynajmniej mężczyzn nie było tak łatwo rozróżnić na pierwszy rzut oka czy są od kapitana czy od jarla. Rzeczywiście jak na razie gospodarze okazali się całkiem gościnni i jakby na złość robili kłam tej opinii o krwiożerczych barbarzyńcach z północy. A, że pod względem dań wieczorna biesiada była mocno improwizowana bo gospodarze nie mieli szans się na nią przygotować to przy okazji też mało kto wydawał się cierpieć na poranne skutki uboczne po tej biesiadzie. A i ta skończyła się koło północy.

- Wasza gościnność jest dla nas zaszczytem, nie wątpię że dojdziemy do porozumienia i to nie tylko teraz. - Bertrand odparł dwornie córce Jarla, ciesząc się jej uwagą i smacznym śniadaniem. Podobała mu się, choć nie zapomniał jeszcze o pozostawionej w osadzie Elizie….która jednak nie była, musiał to przyznać, odpowiednią partią dla niego. Następnie spojrzał jej w ładne oczy:
- Obiecuje Astrid, że jeśli będzie taka możliwość spróbujemy jakoś naprawić sytuację z Amazonkami - mamy pewne pomysły w tym zakresie.


************************************************** ********

Rozmowa z Astrid upłynęła uprzejmie i może nawet pojawiła się między nimi mała iskra... Kiedy skończyli śniadanie Bertrand dowiedział się, że Amazonka spędziła noc u jego siostry i Iolandy. Pospieszył tan zaniepokojony, ale na szczęście niż groźnego się nie stało. Nie wiedział czy bardziej gniewać się na Isabellę za takie niebezpieczne dla niej pomysły czy docenić inicjatywę, która zwiększała wpływ bretońskiego rodzeństwa na ekspedycję. W każdym razie zwrócił jej uwagę żeby na przyszłość była bardziej ostrożna i polecił zbierać informację o tej nowej dzikusce. Nawet mając ze sobą Karę i tę drugą, z tego co mówili Norsemeni nie mieli wcale gwarancji, że unikną konfliktu z Amazonkami.

Później podążył sprawdzić stan swojego małego oddziału. Żołnierze Bertranda byli w dobrym nastroju po uczcie i dumni z jego zwycięstwa z pojedynku. W dobrym nastroju obejrzał wygrany topór jarla i polecił ludziom powoli przygotowywać się do opuszczenia osady.

Podziękował też grzecznie temu ekscentrycznemu estalijskiemu medykowi, stwierdzając że nic mu już nie dolega. Dobrze że poradził sobie bez tego jego pomysłu z trucizną...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-04-2021 o 18:56.
Lord Melkor jest offline