Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2021, 22:37   #247
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.01.31; agt (7/8); wieczór (1/2)

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; okoliczny las; krąg kamieni
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); popołudnie
Warunki: wnętrze namiotu, hałas widowni, jasno, b.mroźno na zewnątrz jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, lodowato


Egon, Vasilij, Versana



- Witam, witam wszystkich, panowie i panie, panny i kawalerowie, piękni i bogaci! Witam was wszystkich spragnionych prawdziwie emocjonującej rozrywki jakiej nie można dostać nigdzie indziej w naszym pieknym mieście! - Theo nie na darmo był impresario takich spotkań. Momentalnie potrafił przykuć uwagę publiczności i był świetnym zapowiadaczem i komentatorem. Co prawda przez ten silny wiatr całe spotkanie wyraźnie się opóźniło ale gdy minęło południe to i dech Ulryka zaczął odpuszczać. A wraz z poprawą pogody zaczeło się zjeżdżać coraz więcej gości. A, że kazdy gość to potencjalny klient zostawiający monety w zakładach to i niziołek zwklekał aż namiot się odpowiednio zapełni. Postawili tylko jeden namiot za to spory. I całkiem nieźle sprawdzał się w roli improwizowanej areny.

Na początku, tradycyjnie były walki zwierząt. Dzisiaj te pierwsze walki należały do ptaków. Dokładniej do kogutów. Dwie pary bojowo nastawionych pierzaków stanęło ze sobą w szranki. Aż krew i pióra leciały. A widownia powitała je z radością niemniejszą niż wstęp Theo. Oznaczało to, że wreszcie właściwa część spotkania się zaczyna. A jeszcze spóźnialscy mieli czas dotrzeć na gwóźdź programu czyli walki gladiatorów.

Stawki na walki zwierząt potrafiły być wysokie jednak większość przyszła lub przyjechała tutaj oglądać i obstawiać walki gladiatorów. Niemniej walki kogutów a potem psów nieźle podgrzały atmosferę. Wśród krzyków rozgorączkowanych kibiców można było zapomnieć o tej zimie poza ścianami namiotu. Dało się wyczuć emocje, głównie dziką, nieskrępowaną euforię i złość jaką okazywała widownia. W zależności oczywiście po której stronie był ich faworyt i postawione złoto. W końcu jednak przyszła kolej na główną atrakcję tego spotkania.

- Tak, proszę państwa! Podziękujmy gromkimi brawami te dzielne bestie oraz ich opiekunów! Dostarczyli nam przedniej rozrywki! - Theo wyszedł na środek namiotu gdy pozbierano dogorywającego po właśnie skończonej walce czworonoga zaś obsługa szybko wyrównywała grabiami i łopatami śnieg posypując go piaskiem przed następną walką.

- Czas na naszych dzielnych zapaśników! - zawołał niziołek zapowiadajac pierwszą walkę gladiatorów tego spotkania. Przerwał także dlatego, że widownia powitała to oświadczenie oklaskami, gwizdami i okrzykami zachęty.

- Dziś proszę państwa stanie naprzeciwko siebie dwóch olbrzymów! Tak jest proszę państwa obaj to prawdziwa waga ciężka! Po jednej stronie nasz niedawny debiutant! Kornas! Powitajmy go brawami! Dopiero po pierwszej walce ale za to zwycięskiej! Dla tych co nie widzieli jego ostatniej walki gdy zmierzył się z dzielną wojowniczką z północy oświadczam, że na pewno będzie co oglądać. Ta dzika bestia to prawdziwy rzeźnik! - Theo z werwą zapowiedział pierwszego z zawodników. I na niewielka arenę wszedł łysy mięśniak obnażony do pasa. Kornas rzeczywiście wodził dookoła dzikim wzrokiem i nie do końca wydawał się być świadom co się dookoła dzieje. Albo jakby szukał swojego przeciwnika.

- A jego dzisiejszym przeciwnikiem będzie Oleg Łamacz Karków! Nasz gość z dalekiego Kisleva co brał się za bary z tamtejszymi niedźwiedziami! Też nasz niedawny debiutant, jedna walka na kącie i jedno zdecydowane zwycięstwo! Te dwa ogry dziś rzucą się na siebie i niech wygra lepszy! W wy rzucajcie złotem na zakłady, ostatni moment aby wesprzeć naszą szlachetną instytucję no i wygrać dla siebie nieco złota! - impresario drugiego zawodnika przedstawił równie emocjonująco. Rzeczywiście pod względami gabarytów obaj wyglądali do siebie bardziej dopasowani niż Kornas do Normy. Pod względem masy to były dwie góry mięśni i tłuszczu zwiastujące niespożyte siły. Obaj byli łysi poza kitą na czybku głowy u Olega jaki ten nosił na kislevską modłę. No i długich, sumiastych wąsów w jakich też lubowano się na wschodzie.

A potem obaj zapaśnicy rzucili się do zmagań. Jak się miało okazać to była najdłuższa walka tego spotkania. Nie było to dziwne, nie było łatwo powalić gołymi rekami tak postawnego gladiatora jakim był każdy z nich. Do tego Theo okazał się wyczuciem i nieźle ich dobrał także pod względem umiejętności. Oleg wydawał się nieco częściej trafiać przeciwnika i był bardziej finezyjny. Za to Kornas walczył jak berserker i mało się zdawał zwracać uwage na otrzymane ciosy. Bez skrupułów i wahania npiaerał wciąż na Olega jakby chciał go zetrzeć na pył gołymi rękami i rozerwać na strzępy. Zapomniał się do tego stopnia, że piał przy tym swoim falsetem w okrzykach złości i furii co na przemian zaskakiwało i bawiło publiczność.

Brutalna siła i odporność jaką prezentował Kornas nie była jednak w stanie zmylić bardziej opanowanego Olega. Który raz po raz albo powalał go na zdeptany śnieg, walił w szczękę czy żołądek, podcinał nogę i przewracał czy powalonego próbował okładać czym się dało, od pięści po kolana. Gdyby walkę liczyć na punkty to pewnie Oleg by wygrał. Ale ostatecznie odporność na ból jaką szalone grzybki zapewniły Kornasowi pozwoliła mu przetrwać to wszystko. Kislevita chociaż był silny i wytrzymały do końca pozostał człowiekiem w pełni świadomym więc kolejne ciosy przeciwnika w końcu zmusiły go do uznania jego wyższości. Poobijany i zakrwawiony wreszcie poddał walkę. Kornas jednak wyglądał niewiele lepiej. Oleg stłukł go na kwaśne jabłko. Co więcej chyba miał chęć na jeszcze i widocznie grzybki nadal działały nie przejmując się tym, że walka się własnie skończyłą. Potrzebna była interwewncja obsługi aby wyprowadzić zwyciezcę na zewnątrz.

- Tak, proszę państwa! Zadziwiająca wola walki! Ale zwyciezca może być tylko jeden! I tą walkę wygrywa Kornas! - Theo oficjalnie ogłosił zwycięstwo Kornasa nawet jeśli tego już nie było w namiocie. - Podziękujmy oklaskami obu zawodnikom! Dali wspaniały popis waleczności dostarczając nam nie lada rozrywki! - niziołek klasną w dłonie i widownia też nagrodziła oklaskami i wiwatami obu walczących.

- A teraz coś z całkiem innej beczki! Była waga ciężka to teraz coś z lżejszego i znacznie lżejszego! Panie i panowie, przed wami nasze piękne i dzielne gladiatorki! Panie, prosimy na arenę! Zapraszamy do nas! - impresario gładko przeszedł do kolejnej walki nie dając ostygnąć publiczności. A ta powitała dwie zawodniczki chyba jeszcze owacyjnej niż zapaśników.

- Ta zawadiacka gladiatorka to Norma to Axe! Norma Dwa Topory! Zgadnijcie skąd ta ksywka! - przedstawił wojowniczkę jaka wkroczyła na arenę. Norma była ubrana jak do walki. Hełm z obręczami na oczy i nosalem, kolczuga do połowy ud oraz oba swoje topory po jednym w każdej dłoni.

- Norma debiutowała nam ostatnio podczas zapasów z dzisiejszym zwycięzcą tej dyscypliny! Ale jak widzicie nie tylko w pięściach jest mocna! A więc Norma Dwa Topory! Jedna walka i to przegrana walka! Ale sami właśnie widzieliście Kornasa w akcji! Żaden wstyd i nie przesądza to sprawy! Dajmy dzisiaj jej szansę! A teraz brawa dla Wilczycy z Północy! - zapowiadacz z entuzjazmem przedstawił widowni wojowniczkę z dwoma toporami. Zarówno tym co widzieli jej debiut ze dwa tygodnie temu jak i tym co widzieli ją po raz pierwszy.

- A tutaj przed pańswetm Lissa! Mistrzyni miecza i tarczy! Powitajmy ją oklaskami! Jak państwo pamiętają w swoim debiucie Lissa stoczyła piękną walkę z naszym czempionem! Niestety dla Lissy nie zakoczńyła się ta walka zbyt pomyślnie. Ale dzisiaj ma szansę powtórzyć wówczas okazaną waleczność i formę! Dzisiaj obie zawodniczki mają taki sam dorobek na kącie, jedna walka i jedna przegrana. Dziś jedna z nich będzie mogła poprawić swoje notowania! Ale mam nadzieję, że obie zdobędą wasze sakiewki i serca! - Theo skończył przedstawiać obie zawodniczki wywołując niezmienną euforię publiczności. Odszedł ze środka areny zostawiając go gladiatorkom i walka się zaczęła.

Obie prezentowały się okazale w swoich pancerzach i z bronią w ręku. Wydawały się podobnej budowy więc tutaj też organizatorzy dobrali je w sam raz. Obie miały hełmy i kolczugi. Tylko Norsmenka dzierżyła dwa toproy a Lissa miecz i tarczę. Stylistyka zaś nawiązywała do oddziałów nordlandzkich mieczników którzy używali podobnego uzbrojenia. Zapowiadało to dwie, całkiem odmienne szkoły walki a więc całkiem ciekawie.

Gdy gwizdek sędziego ogłosił początek starcia obie gladiatorki chwilę mierzyły się wzrokiem obchodzac się po czym Norma ruszyła na przeciwniczkę i walka się zaczęła. Początek okazał się bardzo wyrównany. Dało się wyczuć, że obie prezentują podobny poziom wyszkolenia. Walka dwiema brońmi pozwalała na nawałę stali jaka zalewała przeciwnika i gdyby walczyć z kimś kto ma tylko jedną broń mogło to dać takiej Normie sporą przewagę. Jednak solidna tarcza jakiej używała Lissa w sporej mierze przejmowała sporą część ciosów obu toporów więc tarczowniczka musiała mieć niezłą wprawę w jej uzywaniu. A jak któraś z gladiatorek prześlizgnęła się przez zasłonę przeciwniczki to ostrze miecza lub topora dość nieszkodliwie ześlizgiwało się po hełmie albo ogniwkach kolczugi. Krwi i zranień nie było ale wymiana ciosów bardzo się spodobała publiczności. Wciąż trudno było powiedziec która z zawodniczek okaże się górą.

Za to zaraz potem obie trafiły się prawie w tym samym momencie. Norsmenka sieknęła jednym toporem, ten łupnął o tarczę skutecznie podstawioną przez Lissę ale tarczowniczka nie zdążyła się zasłonić ani odskoczyć przed atakiem drugiego topora. Krzyknęła boleśnie gdy wreszcie ostrze z impetem przebiło się przez ogniwka kolczugi, przeszywalnicę pod nią i wbiło się w ciało. Ale nie straciła głowy i jeszcze Norma nie zdążyła ani odskoczyć poza zasięg jej miecza ani dobić kolejnym ciosem gdy ostrze tarczowniczki dźgnęło ją w udo. Teraz Norsmenka krzyknęła ale krótko. Na jej spodniach pojawiły się czerwone zacieki ze zranionego uda ale to ją jakoś nie powstrzymało. Zawyła jak prawdziwa wilczyca i zaszarżowała na tarczowniczkę.

Impet uderzenia był spory ale topór znów dość nieszkodliwie ześlizgnął się po kolczudze Lissy. Tej za to udało się znów zadać jej cios chociaż Norma w ostatniej chwili odskoczyła wiec wbił się tylko sam czubek miecza. Niemniej bok kolczugi skroplił się świeżą czerwienią. To pokazało, że walka wciąż trwa i może się różnie skończyć.

Mimo to toporniczka nie ustępowała i ponownie naparła na tarczowniczkę. Znów doszło do szybkiej wymiany ciosów gdy topory uderzały w tarczę a miecz świstał tuż przed lub obok napastniczki. W końcu jednak trafił Normę w chwilowo odkryty bok ale zamiast się zagłębić w trzewia ześlizgnął się po brzuchu zakrytym resztą pancerza nie czyniąc szkody właścicielce. Za to riposta wojowniczki z północy była szybka i brutalna. Trafiła w obojczyk Lissy jaka jeszcze nie do końca zdążyła wrócić z tego wypadu do przodu do wyprostowanej pozycji. Topór zagłębił się w koczlugę i ciało wywołując krzyk boleści przeciwniczki. Lissa złapała się boleśnie za zranione miejsce i przyklękła na jedno kolano od tego uderzenia. A w końcu rzuciła miecz na zdeptany i zakrwawiony śnieg poddając walkę. Była w tak złym stanie, że zaraz na arenę wbiegli ci z jej zespołu otaczając ją i próbując zbadać jej stan i udzielić pomocy. Wobec tego wynik walki był dość oczywisty.

- Proszę państwa no i mamy zwycięzcę! Norma Dwa Topory wygrywa! Brawa dla zwycięzcy! Ale i podziękujmy także Lissie! Jak widzicie odwagi i umiejętności dziewczynie nie brakuje! Żadnej z nich! Wspaniała walka, podziękujmy im obu i pożegnajmy się z nimi gorącymi brawami! - Theo sprawnie przejął prowadzenie tego widowiska. A jako, że był zbyt niski aby unieść w górę dłoń zwycięzcy to tylko go albo ją wskazywał i wyręczał go w tym jeden z jego ludzi.

Norma chociaż widać było krwawe zacieki na jej spodniach i kolczudze to dała radę zejść sama z areny otoczona przez drużynę Dymitra. Lissie musieli nieco pomóc ludzie z jej zespołu. Powłóczyła nogami jak ją zabierlai podobnie jak dwa tygodnie temu zbierano z zaśnieżonej plaży jej dzisiejszą pogromczynię.

- A teraz to na co wszyscy państwo czekali! Walka weteranów! Wielki finał dzisiejszej areny! Powitajmy brawami Stephena! Dwie walki na koncie i dwa zwycięstwa! Bardzo dobrze zapowiadający się zawodnik! Brawa dla niego! - niziołek w barwnym i rzucającym się w oczy ubraniu zapowiedział pierwszego gladiatora z finałowej walki dzisiejszego spotkania. Na zdeptany śnieg jaki znów został posypany piaskiem wyszedł tarczownik z toporem w dłoni. Był podobnie uzbrojony jak Lissa tylko miał prostokątną tarczę no i toprór zamiast miecza. No i wydawał się masywniejszy niż każda z zawodniczek jaka właśnie zeszła ze sceny. Chociaż chyba nie aż tak jak któryś z zapaśników z pierwszej walki.

- A tu jego przeciwnik! Egon Wielka Grzywa! - zaraz do pierwszego zawodnika dołączył kolejny. - Cztery walki i trzy zwycięstwa! Obaj dadzą nam dzisiaj piękny pokaz walki niczym na pokładzie okrętu podczas bitwy morskiej lub na lądowym polu zmagań! Dwaj uzdolnieni i zaprawieni w bojach tarczownicy jacy zmierzą się ze sobą dla waszej rozrywki mili państwo! Prosze, nagródźmy ich oklaskami i nie skąpcie wdzięków swoich sakiewek! Wszystko idzie przecież na zaszczytny cel organizowania kolejnych walk! Bądźcie hojni! Bądźcie wspaniałomyślni! Bądźcie wspaniali tak jak wspaniali są nasi gladiatorzy! - niziołek wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności a i gorączka finałowej walki sięgnęła zenitu. Z każdej strony namiotu ludzie tłoczyli się i napierali aby zobaczyć jak najdokładniej co się będzie działo. A gdy rozległ się gwizdek walka się rozpoczęła.

Obaj przeciwnicy mierzyli się chwilę wzrokiem. Obaj wydawali się podobnych gabarytów, Egon może był nieco wyższy i masywniejszy. Ale nie na tyle aby to zapowiadało jakąś realną przewagę w walce. Obaj byli w podobnym pancerzu, obaj mieli topory i tarcze. Zapowiadało się więc na wyrównaną walkę. Ta jednak okazała się chyba najkrótsza ze wszystkich. Chociaż początkowo nic na to nie zapowiadało.

Walka zaczęła się w prawie lustrzany sposób. Obaj wojownicy natarli na siebie i wymienili ciosy. Wydawało się, że Egonowi nie uda się trafić przeciwnika ale gdy tamten się zamachnął swoim toporem to brodaczowi udało się go trafić w odkryty biceps. Jednak ostrze topora ześlizgnęło się po pancerzu. I prawie jednocześnie Stephenowi przytrafiło się to samo więc Egon poczuł siłę oderzenia na swoim ramieniu ale nie topór przeciwnika tylko się po nim ześlignął.

Obaj odskoczyli od siebie przed kolajną wymianą ciosów słysząc swój oddech i obserwując spod hełmu. Po czym natarli ponownie. Tym razem jednak bogowie wojny bardziej sprzyjali Egonowi. Jego topór przebił się przez zaśłonę przeciwnika i trafił go w pierś. Stephen krzyknął boleśnie uginając się od siły ciosu ale mimo to nie upadł. Chociaż trafienie musiało być silne. Nawet sam trafił Egona ale znów ostrze topora tylko rozorało szlak w pancerzu kultysty i poza tym nie uczyniło jemu samemu krzywdy.

Po tym trafieniu widać było, że Stephen słabnie. Ciężko dyszał ale nie rezygnował z dalszej walki. Uderzył toporem w tarczę dając znać, że dalej jest w bojowym nastroju. I obaj zmierzyli się ponownie. Kolejna wymiana ciosów okazała się decydująca. Egonowi udało się powtórzyć sukces pierwszego trafienia. Topór sieknął ponad górną krawędzią tarczy Stpehana i przebił się przez pancerz gdzieś przy jego obojczyku. Ale prawie jednocześnie drugiemu gladiatorowi udało się zdzielić Egona w bok. Poczuł jak toprór tym razem przebija się przez jego pancerz, skórę i mięśnie na boku. Krzyknął boleśnie ale jednak to nie wyhamowało jego żądzy walki. Mimo zranienia był w znacznie lepszym stanie niż jego przeciwnik po kolejnym trafieniu już ledwo trzymał się na nogach. I chyba sam doszedł do podobnego wniosku bo rzucił swój topór na zdeptany i zakrwawiony śnieg poddając resztę walki.

- I tak proszę państwa! Mamy zwycięzcę! Walkę wygrywa Egon Wielkogrzywy! Brawa dla tego wspaniałego wojownika! Ale nie zapominajmy też o Stpehanie! Obaj nam dostarczyli wspaniałego widowiska! No ale zwycięzca może być tylko jeden! Więc jeszcze raz, brawa dla zwycięzcy! - korpulentny niziołek zaczał bić brawo jak zwykle zachwalając obu zawodników ale tego co akurat wygrał bardziej. Obu widownia nagdodziła oklaskami i okrzykami zachęty i podziwu.

Wkrótce potem skoro było już po walkach Theo jeszcze zachęcał do kolejnych wizyt w ich małym, dyskretnym przedsięwzięciu dla gości o wysublimowanym smaku. Jeszcze trochę trwało rozliczenie zakładów i zwyczajowe rozmówki na gorąco po walkach. Umawianie się na kolejne spotkania czy komentowanie kogo i czego się tylko dało. Jednak widać było, że wraz zachodzącym słońcem kończy się też kolejna arena. Jej obsługa zaczeła zwijać rozstawiony z takim mozołem namiot a widownia zaczęła się rozchodzić i rozjeżdżać kierując się w stronę niewidocznego jeszcze miasta.


Egon



- No. Nieźle ci poszło. Ledwo się trzymał na nogach, jeszcze o włos i byś go załatwił na zawsze. - skomentował Silny jaki pokazał się jeszcze przed walkami. I niejako razem z Hansem stanowili świtę Egona podczas przygotowań do walki czy zwykłego czekania na nie. A także potem po nich.

- Trochę ci przyłożył. Ale wyjdziesz z tego. Niewiele ci to zrobiło. - uznał w końcu mięśniak też zaprawiony w najróżniejszych bójkach i walkach gdy po zdjęciu pancerza i odsłonięciu torsu obejrzał sobie ranę na prawych żebrach Egona. Zranienie rzeczywiście nie było zbyt poważne. Ale pewnie z parę dni minie zanim się zagoi. Na razie trochę piekło i pulsowało, zwłaszcza jak się schylał albo zginał ale to był drobiazg.

- To jak już jesteś gotowy to chodź. Musisz poznać resztę paczki. Musimy zasuwać do portu. Chyba dasz radę iść co? Trochę późno się zrobiło. O zmroku już powinniśmy być w porcie. - oznajmił mu Silny zerkając na niebo. Te było nadal zachmurzone jak w południe gdy tu przyszli. Ale wiatr znacznie osłabł więc zniknęła ta zamieć jaką wytwarzał. Ale dzień się kończył więc jak tak dosłownie mieliby być o zmierzchu w porcie to czekał ich intensywny marsz a i tak nie było pewne czy zdążą. Po drodze mieli za to okazję pogadać. Silny był zachwycony dzisiejszymi walkami a zwłaszcza walką Egona ale też zdradzał ekscytację jak wreszcie przedstawi kolegę reszcie jego znajomym. Z których zresztą i tak większość z nich gladiator poznał w ciągu kilku ostatnich dni. Garbaty Strupas, młodzieńczy Sebastian, czarnowłosa Versana która zresztą też była na tych walkach, pulchny Kornas który jednak dostał solidny łomot podczas swojej walki i teraz nie wyglądał najlepiej. Chyba gorzej niż na świeżo po walce. Podobnie jak Vasilij. Ten z kolei wracał z pół tuzinem swoich zbirów.



Vasilij



Walki poszły po myśli Vasilija. Postawił 100 monet na Egona. I wygrał! Obaj wygrali! Egon walkę a Vasilij złoto. Wracał więc do miasta i był ponad pół setki monet do przodu niż gdy tu szedł. Miał więc powód do satysfakcji.

Podczas walk i po nich spotkał sporo znajomych twarzy. Wiele z nich widziało go po raz pierwszy od paru tygodni więc jak już to w ciągu kilku ostatnich dni zaliczył, pytali się co się z nim działo i czemu tak nagle zniknął. A jak już znów brnęli przez te zaspy przez las w stronę niewidocznego jeszcze miasta to się zorientował, że przez tą zawieruchę jaka panowała w południe sama arena pewnie trwała tyle co zazwyczaj ale jednak przesunęła się w czasie. Tak bardzo, że jesli zbór by się zaczał jak zwykle to mogli się na niego spóźnić. Pocieszające było, że nawet jakby tak było to widział tutaj jeszcze Versanę i Silnego. Mieli to samo zmartwienie. Versana może nawet większe bo Kornas jakoś dziwnie osłabł jak już było po walce. Wyglądał gorzej niż tuż po. Stało pod znakiem zapytania czy zdoła o własnych siłach wrócić przez te zaspy do miasta, zwłaszcza we wskazanym czasie.



Versana



Pod względem zakładów mogła czuć satysfakcję. Każda z trzech głównych walk pozwoliła jej na około 50% zysk. Wracała więc z zauważalnie cięższą skrzyneczką monet niż jak w południe brnęła przez zaspy aby zdążyć na te walki.

Theo też jakoś jej raczej nie zawiódł. Obejrzał te cztery dziewczęta jakie mu pokazała, pokiwał głową, powiedział im coś miłego ale w końcu nie stracił głowy do interesów. Uznał, że mogą być jako kelnerki i takie maskotki imprezy. Jakby chodziły z drinkami wśród widowni jak kelnerki właśnie no to by mogło być. Trunki dla gości co prawda mieli no ale takie atrakcyjne ślicznotki jakby dodatkowo je roznosiły no mogłoby być ciekawiej i zyskowniej. Więc jak to z kelnerkami bywa ich napiwki to ich sprawa, nie zamierzał tutaj ingerować. Trunki zapewniał od siebie więc dziewczyny musiałby tylko je roznosić. Każdej mógł płacić po monecie za taką pracę. Co jak jeden dzwon chodzenia z tacą wcale nie było tak mało.

Zaś co do łączonych walk czemu nie ale to wymagało zorganizowania. I pewnie większej ilości zawodników, odpowiednio dobranych pod względem dorobku walk i zwycięstw, sprzętu i umiejętności. Co więcej nie było wcale pewne, że taka walka 2 na 2 czy 3 na 3 potrwa odpowiednio długo jak 2 czy 3 oddzielne walki. Byłoby niezbyt dobrze jakby w pół pacierza było po walce. Jak dzisiaj choćby pojedynek Egona i Stephana, chociaż widowiskowi to jednak krótki. Co oznaczało, że poza taką łączoną walką nadal by trzeba mieć chociaż jedną czy dwie inne. A to już oznaczało jakąś dziesiątkę, może tuzin gladiatorów na jedno spotkanie. Czyli prawie dwa razy więcej niż dzisiaj. Więc organizacyjnie to bardzo komplikowało wszystko a wynik pod względem zakładów nie gwarantował, że taka inwestycja się zwróci. Pod każdym względem to wymagało przygotowań, także urobienia publiczności. Więc chociaż ostatecznie Theo się zgodził to nie wiadomo było kiedy się uda zorganizować coś takiego.

Zaś po walkach Versana stanęła przed nie lada wzywaniem. Raz, że zrobiło się dość późno. Pochmurny dzień już się kończył. Ta zawierucha w południe wyraźnie opóźniła całe widowisko. I teraz było realne ryzyko, że nie zdążą do portu na zbór. Przecież to było jakieś kilka pacierzy marszu przez zaspy. A do tego efekt grzybków sprawił, że po walce Kornas może nie leciał im przez ręcę no ale ledwo trzymał się na nogach. Właściwie tylko na piątkę dziewcząt jakie miała do dyspozycji mogła liczyć. Chociaż widziała wśród powracających do miasta gości także Vasilija z jego zbirami oraz Egona i Silnego.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



Egon, Vasilij, Versana



- Bardzo przepraszam, dopiero skończyłam służbę, przybiegłam tak prędko jak to możliwe. - drzwi do ładowni skrzypnęły otwierajac się i do środka szybko weszła spóźniona Łasica. Jak się mogła zorientować Versana po jej ciężkiej, zimowej sukni jaką łotrzyca wkładała gdy zwykle szła lub wracała od van Hansenów pewnie tak właśnie było. Zresztą o tej porze zwykle kończyła.

- No to teraz już mamy komplet. - za Łasicą wszedł Kurt który wyszedł aby sprawdzić kto się dobija do burty. Mogli się spodziewać, że to ona bo tylko jej brakowało. No i mistrza. A tak to jak przysła spóźnialska rzeczywiście byli w komplecie jakim już od dawna nie udało im się zebrać.

- Widzę dzisiaj dzień spóźnialskich. - Karlik nie ukrywał swojego niezadowolenia z takiego obrotu spraw. Właściwie mniej lub bardziej spóźnili się wszyscy co pojechali za miasto na arenę. Gdyby ta odbyła się zgodnie z planem pewnie na spokojnie zdążyliby wrócić do miasta przed zmierzchem o jakim zwykle zaczynało się spotkanie kultystów na starej łajbie. Ale pogoda jednak spowodowała kłopoty nie tylko Theo i zwolennikom areny. Na szczęście spóźnienie na spotkanie w porcie nie było zbyt rażące. W końcu w świecie gdzie czas odmierzały dzwony świątyń i rytm słońca to pacierz w tą czy w tamtą nie robił zwykle większej różnicy. A mniej więcej chociaż większość była nieco później niż zwykle to jednak bez przesady. I okazało się, że to Łasica przyszła ostatnia.

- To idę po Mistrza. - mruknął Karlik powstając z ławy aż ta zatrzeszczała i ruszył do przeciległej grodzi ładowni, tej od strony dziobu, skąd zwykle wychodził ich mistrz. I to właśnie grubas zwykle go zawiadamiał, że jest komplet i w ogóle jako jego prawa ręka to pośredniczył między nim a resztą zboru. Tym razem jak arenowicze przybyli na miejsce to tylko on, Sebastian i Strupas byli już na miejscu czyli mniej więcej o czasie. Nie było się co dziwić, że się irytowali lub niepokoili tym opóźnieniem.

- Znów się gdzieś puszczałaś? - Silny nie odmówił sobie zgryźliwości pod względem swojej tradycyjnej przeciwniczki w ich grupie. Zwłaszcza jak tak ewidentnie zawaliła sprawę z tym spóźnieniem a jak dopiero weszła nie mogła wiedzieć, że spora część zboru była niewiele przed nią.

- Tak. Całą noc. Ale nie z tobą. I dziś wieczorem zamierzam to powtórzyć. Ale nie bój się, też nie z tobą. - Łasica odwdzięczyła mu się pseudosłodyczą i podobnym uśmiechem gdy zajmowała swoje miejsce obok Versany. Pozwlajac sobie na szybką ripostę póki Karlik i mistrz byli poza zasięgiem słuchu. Udało jej się wpienić Silnego bo ten spiął się jakby się zastanawiał czy ją czymś nie rzucić albo po prostu podejść i trzasnąć. Ale za to skrzypnęły drzwi od strony dziobu i do środka weszła jakże znajoma a jednak tejemnicza, zamaskowana postać. A zaraz za nim grubas który był jego prawą ręką.

- Mistrz przybył. - oświadczył Karlik zamykając drzwi na korytarz i niejako dopełniając oficjalnej ceremonii powitania. A kultyści zgodnie z tą ceremonią powstali i skłonili głowy przed Starszym w okazaniu mu szacunku.

- Witajcie, witajcie moje dzieci. Tak się cieszę, że was widzę i to tak licznie! I widzę twarze nowe i te dawno nie widziane! Witajcie bracia, witajcie! Czujcie się jak u siebie w domu! - mimo maski na twarzy i nieco dziwnego pogłosu jaki wydawała głos zamaskowanego mężczyzny był ciepły i serdeczny. Zwracał się do zboru jak dobry ojciec, opiekun, nauczyciel i gospodarz. Rozłożył ramiona jakby chciał objąć ich wszystkich bez względu na to jak bardzo różnili się od siebie.

- Cieszy się moje serce i oko, że widzę was wszystkich, tak różnych a tak podobnych! Wszyscy mamy ten sam cel i tych samych wrogów! Wszyscy jesteśmy rodziną! Tylko sobie możemy zaufać, powiedzieć prawdę i liczyć na siebie. Na tych fałszywych przyjaciół i rodzinę spoza naszego kręgu niestety nie możemy na nich za bardzo liczyć. Zbyt często nas zawodzą! Rozczarowują! Zabiliby nas bez zmrużenia okiem jakby dowiedzieli się o tym kim naprawdę jesteśmy! Nie dajcie się zwieść fałszywym uśmiechom! Słodkim słówkom! Pustym obietnicom! Oni wszyscy są przeciwko nam! Możemy liczyć tylko na swoich braci i siostry którzy są z nami tutaj dzisiaj! - Starszy potrafił przemawiać niczym prawdziwy kaznodzieja czy zawodowy mówca. Porwać ze sobą i przekonać do swoich racji. Zwłaszcza jak wiedzieli, że mówi prawdę. Gdyby sąsiedzi i znajomi dowiedzieli się o tych spotkaniach i prawdziwej wierze jaką wyznawali to powiadomiliby władze lub łowców czarownic. A koniec byłby pewnie w izbach tortur lub na stosie ku uciesze gawiedzi i przestroga dla innych.

- Moje dzieci! Nie jesteśmy sami! Jesteśmy otoczeni przez wrogów jacy pragną naszej klęski! Naszej zagłady! Ale nie jesteśmy sami! Wspiera nas prawdziwa potęga spoza tego świata! Nie pochdząca od tych fałszywych bożków czczonych przez ciemne masy! Nie miejsce im za złe, to indoktrynacja wpajana w domach i świątyniach od małego zrobiła swoje! niestety te ciemne masy posłyszne tym nakazom nie tolerują takich jak my! Dlatego musimy się dzisiaj ukrywać! Dzisiaj! Ale pewnego dnia to my będziemy górą! To my będziemy żądzić tym miastem! Będą klękać u naszych stóp, zabiegać o naszą łaskę i względy! Będą nas wywyższać i potęgę jakiej służymy! Będziemy mieć świątynie i ołtarze w środku miasta a nie gdzieś po jakichś skrytkach i dziurach! Tak właśnie będzie i ten dzień powoli ale zbliża się nieuchronnie! W końcu zniszczymy wszelkie przeszkody jakie stanął nam na drodze! - Starszy preorował dalej a brzmiało to bardzo kuszaco. Obietnica, że kiedyś będą rządzić tym miastem tak jak teraz muszą ukrywać przed nim swoje prawdziwe oblicze. Jego dzieci słuchały tego z zapartym tchem, kiwali głowami, mamrotali swoje poparcie i patrzyli z rozgorączkowanymi oczami.

~ Ja bym chciała mieć jakieś ślicznotki u swoich stóp. Najlepiej nagie i błękitnokrwiste. ~ Łasica skorzystała z okazji i cichutko szepnęła na ucho Versanie przy okazji wsadzając sobie jej dłoń w swój cieplutki podołek.

- Nie mogę się doczekać. Wyprułbym flaki całej straży miejskiej. - syknął mściwie Silny cicho uderzając pięścią w blat stołu. Jego niechęć, wręcz nienawiść jaką żywił do przedstawicieli prawa była powszechnie znana. Życie ulicznika zdecydowanie stawiało go na kursie kolizyjnym z jego przedstawicielami.

- Tak, dokładnie tak moje dzieci. Spójrzcie! Ty tylko koza. Czarna koza, ciemne bydło! Takie samo jak to jakie nas otacza na co dzień! - na dany znak Karlik wyszedł dyskretnie z ładowni i wrócił prowadząc czarną kozę na postronku. Rogate zwierzę patrzyło na zebranych i resztę ładowni orzechowymi oczami becząc żałośnie. Może z powodu krwawych znaków jakie wycięto na jej skórze. Znaki były różne i nie wszystkie czytelne dla wszystkich. Ale jednak każdy z kultystów mógł rozpoznać tradycyjne symbole Mrocznej Czwórki. Trzy krwawe koła pomiędzy trzema rozchodzącymi się strzałkami Papy Nurgla. Trochę kanciaste koło ze jakby półkolem księżyca jakie wychodziło z niego Księcia Rozkoszy. Dziwny zawijas symbolizujący zmienną naturę Pana Zmian. Oraz kanciasta runa pasująca do Krwawego Boga. Jedynie dla Egona który nie był zaznajomiony z tą symboliką jedynie ośmioramienna gwiazda Chaosu była rozpoznawalna. Bo nią straszyli kapłani i urzędnicy po świątyniach i ulicach to była powszechnie znana jako wspólny symbol zła.

- Tak drogie dzieci! Powstańcie! Powstańcie z okowów i zbliżcie się! Chodźcie do mnie! - zachęcał mistrz ceremonii wzywając swoich wiernych słowem i gestem. Poczekał aż wszyscy wyjdą zza stołów i zbliżą się do niego na środek ładowni.

- Wbijcie nóż w serce wroga! Zniszczcie go! Zniszczcie swoje wahania i słabości! Nie okazujcie łaski! Tak jak oni nie okazują łaski nam! Albo my albo oni! Nie ma innej drogi! - w euforii Starszy wyjął skądeś nóż jaki zawsze przy sobie nosił ale prawie nigdy go nie dobywał.




https://i.pinimg.com/originals/51/7f...88e8fa29a7.jpg

Nóż nie wyglądał jakoś rewelacyjnie. Raczej jak jakaś samoróbka. Ale jednak Starszy chociaż pewnie mógł sobie pozwolić na bardziej elegancki oręż to jednak jakoś wciąż używał tego prostego ostrza. A ostrze pomimo prymitywnego wyglądu sprawdzało się idealnie do swojej roli noża rytualnego.

Starszy z impetem wbił nóż w serce zwierzęcia jakie zameczało żałośnie. Zachwiało się i zaczęło się słaniać. Gdy ostrze wypuściło ranę na deski pokładu chlusnęła gorąca krew. Po czym Starszy przekazał nóż Karlikowi i teraz ten zamachnął się i dźgnął ofiarę symbolizującą otaczających ich wrogów. A potem przekazał nóż dalej. Każdy musiał złapać za zakrwawiony nóż i zadać chociaż jedno uderzenie dogorywającemu stworzeniu. Dać upust tym wszystkim lękom i strachom jakie wiązały się z ich tajną działalnością i pozwolić sobie na kontrolowany wybuch emocji.


---



Emocje wreszcie zaczęły padać. Zakrwawiona ofiara leżała w kałuży krwi na środku podłogi. A grupka mężczyzn i kobiet śmiała się i żartowała po tym krwawym oczyszczeniu. Każdy kto brał udział w tej wspólnej celebracji mógł się czuć bratem i siostrą z innymi którzy mieli podobnie skrwawione ręce i związani byli niewidzialnymi więzami wspólnej tajemnicy. Ten wspólny rytuał powtarzał się co miesiąc chyba, że trafiały się wyjątkowe okazje. Ale jeśli nie to zwykle odprawiali te krwawe modły w ostatnie spotkanie w miesiącu. Albo pierwsze jeśli to nie było możliwe.

W końcu więc znów zasiedli do stołu wcześniej symbolicznie umywając dłonie z krwi. Zaczęła się wspólna wieczerza. Okazja by się spotkać wspólnie i porozmawiać. A co dla niektórych także aby się najeść i napić nie na swój koszt. Rozmowy były dość trywialne, ot jak to zwykle się ludzie nie widzieli przez cały tydzień i byli mniej lub bardziej ciekawi co się u kogo działo przez ten czas. To pomagało nawiązać lub utrwalić więzi, omówić różne sprawy niekoniecznie związane z kultem i zwyczajnie pogadać.

Starszy najwięcej zainteresowania okazywał dwóm nowym. Czyli Vasilijowi co co prawda nie był nowy ale jednak pojawił się znienacka parę dni temu równie nagle jak bez ostrzeżenia zniknął kilka tygodni temu. Starszy więc był ciekaw co się stało i dlaczego. Życzliwie o to pytał jak rodzić swojego syna który wrócił o wiele później niż powinien. No i Egonem. Który do tej pory jawił się głównie z opowieści Silnego a chociaż w ciągu ostatnich paru dni większość towarzystwa zdążyła go poznać to on sam był tutaj po raz pierwszy. I pierwszy raz miał okazję zobaczyć to całe towarzystwo w jednym miejscu na raz oraz poznać ich mistrza.

A gdy już wieczerza miała się ku końcowi Starszy wstał od stołu i swoim zwyczjem zaczął się przechadzać po ładowni co oznaczało, że czas omówić zasadnicze sprawy kultu. Oczywiście zaczął od głównego zadania jakie było wspólne dla całego zboru czyli kazamat i uwięzionej tam kobiety.

- Chyba wszyscy wiemy, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki i priorytetowa przed wszystkimi innymi. Nic nie jest ważniejsze od tego. Niech prywata nie przysłoni wam serc i umysłów. - zaczął zamaskowany mistrz patrząc spoza wizjerów swojej maski na siedzących za stołami członków zboru. Nie było to dziwne bo od paru tygodni tak się właśnie zaczynała ta część spotkania. A nawet Vasilij i Egon co dopiero co dołączyli do tej sprawy coś już o niej wiedzieli a nawet brali udział w ten lub inny sposób.

- Czy mamy jakieś postępy w tej sprawie? - mistrz spojrzał na swoje dzieci dając znak, że czas aby zdać raport z postępów jakie poczynili od zeszłego tygodnia.

- No to nam się udało z Egonem wjechać do kazamat. Tym wozem od Karlika. Strażnicy dalej nas pilnują i jeden jedzie z nami wozem ale jak rozładowujemy wozy to już nie. On zostaje przy wozie. A ostatnio to Egon nosił do środka a ja zostałem przy wozie to ten strażnik został właśnie przy wozie. - Silny wyrwał się pierwszy aby się pochwalić tym osiągnięciem. Klepnął siedzącego obok gladiatora aby podkreślić, że brali obaj w tym udział więc nie na darmo tak wcześniej zachwalał kolegę przed resztą zboru.

- Dobrze. Bardzo dobrze. Cieszy mnie to. Postarajcie się wzbudzić ich zaufanie. Bez wyskoków, pyskówek. Bądźcie życzliwi i pomocni. Coś trzeba pomóc to pomóżcie. No wiecie, tak aby wasze twarze i imiona nie kojarzyły im się z niczym złym. - zamaskowany lider zgrupowania przyjął to spokojnie i poradził jak widzi udział kultystów w tej cotygodniowej dostawie prowiantu do miejskich lochów.

- A czy sprawdzają te beczki i worki co tam wieziecie? Zaglądają do nich? - Starszy zadał pytanie Silnemu, a właściwie im obu. Ale Silny kręceniem głowy dał znak, że nie. I jak wiedział Egon rzeczywiście strażnicy zdawali się ich traktować już dość rutynowo. Jak pierwszy raz byli no to Silny jeszcze musiał się trochę nagadać i natłumaczyć skąd ta zmiana w obsadzie wozu ale jak byli tam parę dni temu to już raczej bez sensacji. A orków i beczek nie sprawdzali. Ot któryś podszedł do wozu i zajrzał co tam mieli na pace i tyle. Pewnie ten co jeździł z nimi do kuchni też mógł sobie oglądać wóz do woli ale raczej chyba nie grzebał tam przy ładunku.

- To my z Ver mamy coś lepszego! - Łasica wystrzeliła się jakby dla równowagi sama też chciała się pochwalić jakimś osiągnięciem w tej sprawie. Silny obrzucił ją gwałtownym spojrzeniem jakby znów się zastanawiał czy ją rzucić czy wstać i podejsć aby załątwić sprawę od ręki no ale jak mistrz gestem udzielił jej głosu to się pohamował.

- My z Ver odkryłyśmy nową drogę. Przez śmieciarzy co zabierają odpadki raz na tydzień. Tutaj to Ver pewnie to lepiej opowie. Ja tylko dodam, że zdołałam zaprzyjaźnić się z nocną obsadą wieży i nawet myślę, że załatwiłam wejściówkę dla jakiejś fajnej koleżanki co by też tak marzła jak ja i chciała się u tych dzielnych wojaków ogrzać. - zaćwierkała radośnie wskazując na siedzącą obok przyjaciółkę i bez skrępowania przyznając się do sukcesów w zakresie penetracji zdawałoby się nieprzeniknionych kazamatów. Gest Starszego dał jednak znak aby oszczędziła sobie pikantne szczegóły i przeszła do istotniejszych rzeczy.

- No a najlepsze to mam wieści z ostatniej chwili. Dostałam pracę w kazamatach! - obwieściła radośnie podskakując na ławie i śmiejąc się radośnie. Wieści były tak zaskakujace, że zebrani popatrzyli na siebie i na nią nieco z konstenracją.

- Możesz to rozwinąć moje dziecko? - zapytał uprzejmie Starszy dając znać, że wolałby wiedzieć coś więcej.

- Tak. Więc skracając to ten nasz nowy znajomy co z nim gadałyśmy z Ver to pogadał ze swoim znajomym i tak dalej i w końcu okazało się, że w kazamatach jednak przydałby się nowy kuchcik. Bo ktoś im tam wypadł z obiegu czy co. I zgadnijcie o kim przypadkiem pomyślał, że mógłby się nadać? Więc od Wellentag od rana będę zasuwać w kazamatowej kuchni! Specjalnie dzisiaj poszłam po robocie do znajomej aby zapytać czy coś wiadomo no i to mi właśnie powiedziała! Dlatego się troszkę spóźniłam. - Łasica wywaliła jaki był powód jej spóźnienia no i jak to wyszło z tą pracą w kazamatach. A poza Versaną co była po części wtajemniczona w te negocjacje to dla reszty była to nowość.

- Ależ to rewelacyjna wiadomość! Brawo! Brawo moje panie, świetna robota! Właśnie o to chodzi! - Starszy z miejsca pojął jakiej rangi są to wieści i nie omieszkał pochwalić obie autorki tego sukcesu.

- Heh. To jakby lisa nająć do pilnowania kurnika. - prychnął rozbawiony Karlik kręcąc z niedowierzaniem swoją wielką głową.

- To moje drogie dziecko to samo co mówiłem twoim braciom. Bądź grzeczna i nie wyhylaj się. Bądź niezastąpiona. By nikomu nie przyszło do głowy, że jesteś tam zbędna albo, że to zastępstwo tylko na parę dni. - powiedział Starszy tonem dobrej rady i wskazał na Silnego i Egona którym przed chwilą mówił coś bardzo podobnego.

- No nie wiem na ile. Dopiero w Wellentag rano się dowiem jak tam pójdę. A van Hansenowie mogą mnie cmoknąć. Powiem, że się pochorowałam czy coś. - Łasica pokiwała gorliwie swoją granatową głową dając znać, że jest chętna do wszelkiej współpracy w tej materii.

- Dobrze, czy jeszcze coś w sprawie kazamat? Albo innych? - Starszy zapytał siedzące przy stołach postacie czekając na inne zgłoszenia tak w sprawie głównej jak i pomocniczej. Karlik chwilę odczekał sprawdzając czy temat główny mają już omówiony po czym wstał i zaczął nowy gdy mistrz dał mu znak, że może.

- Jak pewnie wszyscy wiecie parę dni temu dokonaliśmy wymiany pewnego niezwykłego towaru w dokach. - zagaił na towarzystwo. O tym wszyscy nawet jak nie brali osobistego udziału to o tej wymianie słyszeli. Więc zdziwienia raczej nie było.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline