Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2021, 22:50   #248
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.01.31; agt (7/8); wieczór (2/2)

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



Egon, Vasilij, Versana (ciąg dalszy)




- Jak pewnie wszyscy wiecie parę dni temu dokonaliśmy wymiany pewnego niezwykłego towaru w dokach. - zagaił na towarzystwo. O tym wszyscy nawet jak nie brali osobistego udziału to o tej wymianie słyszeli. Więc zdziwienia raczej nie było.

- To był tylko pierwszy krok. Kapitan mówił, że ma tego więcej. I mniej więcej jesteśmy umówieni na większą partię towaru. Aaron potwierdził jego autentyczność. Ale no nie oszukujmy się, to będzie chodziło o grube karliki. Mnie się udało zorganizować już część sumy ale jeszcze sporo nam brakuje. Dlatego byłbym wdzięczny za finansowe wsparcie w tym projekcie. Co łaska, niech każdy da ile może i uzna za stosowne. Każdy grosz nas wspomaga. Możecie teraz ale jeśli nie macie wystarczy, że przyniesiecie tutaj w ciągu paru następnych dni. Operację dobrze by było sfinalizować przed kolejnym zborem. - Karlik może nie był tak wyśmienitym mówcą jak ich lider ale mówił czytelnie, spokojnie i składnie. Starszy dał mu pełne poparcie w tym projekcie i pochwalił go za ten ogromny wkład jaki ich logistyk wkładał w całe finansowe i materialne zaplecze ich rodzinnej grupki. Sam dał przykład i wrzucił do skrzyneczki jaką trzymał Karlik sakiewkę jaka przyjemnie zabrzeczała o jej dno. Grubas puścił ją w obieg na te datki aby każdy mógł tam coś wrzucić. Ale, że większość mogła nie mieć przy sobie czegoś zbyt wartościowego to jeszcze można było wesprzeć ten szczytny cel w ciągu paru najbliższych dni. Jako, że większość z ich grupki do zbyt majętnych osób nie należała to i większosć datków była symboliczna. Łasica co dopiero wracała ze służby u van Hansenów nie miała przy sobie nic wartościowego to wrzuciła tylko kilka monet. Podobnie Aaron i Sebastian. Zawodowy żebrak Strupas miał minę jakby wolał coś zabrać z tej szkatułki niż zostawić. Silny co wygrał nieco grosza na właśnie zakończonych walkach z uśmieszkiem wyższości wrzucił znacznie więcej niż cała trójka spoglądając triumfalnie na Łasicę.


Po tych wspólnych celach przyszła kolej na indywidualne. I jak to zawsze bywało zaczęły się prywatne rozmowy poszczególnych członków kultu ze swoim mistrzem. Najpierw spacerował z Karlikiem omawiając coś przyciszonymi głosami gdy reszta znów mogła zająć się sobą i swoimi sprawami czekając na swoją kolej. Potem przyszła kolej na Silnego i Łasicę co byli w grupie prawie najdłużej i stali wyżej w hierarchii niż nowsze koleżanki i koledzy. Jedynym który prawie nigdy tak nie rozmawiał ze Starszym był Kurt. Po częsci może z powodu jego nogi ale zapewne jak podejrzewano skoro stary bosman wszystkich wpuszczał i wypuszczał z pokładu to pewnie tak samo było ze Starszym i wówczas mieli okazję ze sobą porozmawiać. W końcu przyszła kolej i na młodszych stażem członków zboru.


Versana



- Widzę, że wasza znajomość z Łasicą weszła na wyższy poziom. Dobrze. Bardzo dobrze. Musimy się wspierać nawzajem, cieszy mnie, że tak wybornie układa wam się współpraca. - jak przyszła kolej na Versanę to Starszy był już po rozmowie z Łasicą i zaczął właśnie od pochwały za tą wzorcową wspópracę jaką ze sobą podjęły.

- Cieszy mnie też, że tak poważnie potraktowałyście sprawę kazamat. Właśnie dzięki takim działaniom zbliżamy się do celu. Krok po kroczku ale zbliżamy się. Liczę, że doświadczenie i talent Łasicy będzie w sam raz do zbadania tych lochów. - jeszcze raz okazał swoje zadowolenie w sprawie dla zboru najistotniejszej. Czyli wyrwania tej uwięzionej kobiety na wolność.

- Jest też sprawa naszej nowej koleżanki. Wkrótce zamierzam się z nią spotkać aby poznać ją osobiście. Jakie jest twoje zdanie na jej temat? - zapytał o blondwłosą pannę van Dyke. Zapytał krótko i dał znać, że daje okazję aby się mogła swobodnie wypowiedzieć na ten temat.

- Jeśli miałaby do nas dołączyć to już zapewne nie do obecnej grupy. Tylko do tej nowej o jakiej rozmawialiśmy poprzednio. Tej jaką mam nadzieję pokierujesz i pewnie będzie skoncentrowana wokół owego teatru co ma powstać Wyborny pomysł! Idealne łowisko wśród samych szczytów władzy. Dlatego dołóż wszelkich starań aby ten projekt udało się zrealizować. Całkiem inaczej się działa w mieście na jakim ma się przyjaciół na wysokich stołkach. Z Łasicą już rozmawiałem na ten temat i widzę, że pojęła w czym rzecz. Niestety chociaż ona ma wiele zalet brakuje jej solidności i stabilności jaką powinien się cechować przywódca. Ty zaś masz tendencje do zbytniego komplikowania prostych spraw i przerost wiary we własne możliwości. Dlatego myślę, że tak dobrze we dwie się uzupełniacie. I dlatego o tej nowej nie rozmawiajcie z resztą towarzystwa. Jak mówię, jak już by się przyjęła to raczej w tej nowej komórce. Ten nowej też nic nie mówcie o “Adele” ani tej grupie. To mają być kompletnie oddzielne komórki. Tylko ty, Łasica i Karlik o tym wiecie. Reszcie ani słowa. - mówił równie cicho co szybko. Jakby usta nie nadążały mówić za potokiem myśli jakie. Niejako potwierdził pomysł z poprzedniego zboru o utworzeniu nowej komórki i jakby Pirora miała zostać przyjęta do rodziny to w niej właśnie widział jej miejsce.

- A poza tym jak się mają inne sprawy? - skoro tyle się nagadał to był też ciekaw innych spraw jakie dotyczyły młodej wdowy. Zwłaszcza, że zwykle było ich całkiem sporo.



Vasilij



- To co chciałeś? W tej kartce. - gdy Vasilij z innymi czekał na swoją kolej rozmowy ze Starszym zagaił go Strupas przypominając, że prosił go o spotkanie. A koniec końców obu im wyszło, że najłatwiej to już będzie spotkać się tutaj na łajbie. Ale skoro byli to śmierdziel był ciekaw powodów jakie zmusiły kolegę do szukania kontaktu z nim.

- Cieszę się, że wróciłeś do zdrowia Vasiliju. Martwiliśmy się o ciebie. Tak zniknąłeś bez słowa. Myślę, że powinniśmy pomyśleć o jakiejś komunikacji w razie gdyby taka sytuacja miała się powtórzyć. Przecież ci twoi chłopcy nie muszą wiedzieć co przenoszą za wiadomość w papierku do jakiejś karczmy czy innego takiego miejsca. A nam by wiele zmartwień oszczędziła taka krótka wiadomość. Słyszałem, że już odebrałeś swoje gołębie? No tak, dobrze, właśnie tak. No to też jedna z takich możliwości komunikacji. - mistrz zagaił rozmowę gdy przyszła pora na syna zagubionego przez ostatnie tygodnie. Raczej tonem delikatnego upomnienia ale jednak było wiadomo, że co jakiś czas Vasilij wyjeżdża z miasta do ojca a zima wciąż trwała zaś choroby zdarzały się nie tylko w zimie. I widocznie Starszy wolał mieć jakieś informacje co się dzieje niż czekać w niewiedzy nie wiadomo jak długo.

- Ale to już teraz mniejsza z tym. Świetnie, że jesteś, mam taką pewną sprawę w jakiej twoje umiejętności i znajomości mogą się okazać bardzo przydatne. - powiedział nawracając z powrotem ku centrum ładowni gdy dotarli do burty w tym spacerowym marszu. Po czym wyłuszczył w czym rzecz.

- Znasz miasto Vasilij. Od podszewki. Dobrze. To może nam się przydać. Potrzebujemy nowej kryjówki. - powiedział zerkając na młodszego z mężczyzn aby sprawdzić jak ten przyjął te słowa.

- Jak sam widzisz rodzina nam się powiększa. Nie można wykluczyć, że powiększy się jeszcze. Chyba poznałeś Bydlaka? No a nie jest powiedziane, że to jedyne stworzenie pobłogosławione w ten sposób. A chyba rozumiesz, że to nie jest coś co bezpiecznie jest trzymać u siebie w domu. Musimy też mieć przygotowaną kryjówkę dla naszego gościa jakiego uwolnimy z kazamat. Tak czy siak jest wiele powodów dla jakich potrzebujemy nowej kryjówki. - na szybko wymienił kilka powodów jakie uważał zmuszają zbór do wyszukania nowej siedziby. I to jak streścił raczej żaden pusty dom czy kamienica. To jednak są budynki na widoku więc trzeba się liczyć z choćby przypadkowymi gośćmi. Jakby obszczekał ich dwugłowy pies to mogłoby to im ściągnąć na głowy władze zwykłym przypadkiem. Do tego szykuje się wymiana z wioską odmieńców no przydałoby się gdzieś składować towary dla nich i od nich. Za miastem to są tylko punkty wymiany ale trudno je uznać za składy. Co to za skład jak trzeba do niego wyjsć przez bramę za miasto a potem wrócić? Mało wygodne i niepraktyczne. Więc to by lepiej aby coś było na terenie miasta. By każdy z ich zboru mógł tam w każdej chwili wejść i wyjść jak to teraz z “Adele”. By było odpowiednio duże. Tak by w razie konieczności mogło zapewnić schronienie im wszystkim. No i by można tam bytować i odprawiać rytuały, składować księgi i kłopotliwe materiały i tak dalej. Jednym słowem po części jakby chodziło o kryjówkę dla przemytników stąd więc i właśnie dlatego rozmawiał o tym z jednym z nich.

- A cóż poza tym Vasiliju? Czy coś cię trapi? - skoro przedstawił brunetowi co za zadanie miał dla niego to był skory porozmawiać także o innych sprawach jeśli ten miał coś z nim do omówienia.




Egon



- Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać osobiście Egonie. Silny przedstawiał cię w samych pozytywach. I widzę, że nie miał sporo racji. - brodaty gladiator jako świeżak najmłodszy stażem był ostatni w kolejce do rozmowy z mistrzem. Ale w końcu się doczekał. Przynajmniej jak czekał miał okazję porozmawiać z innymi. A gdy mięśniak podszedł do zamaskowanego mężczyzny mógł stwierdzić, że mistrz to zdecydowanie nie ma sylwetki gladiatora. Chociaż te luźne szaty jakie miał na sobie mogły skrywać nie wiadomo co. Ale uścisk dłoni miał niezbyt krzepki chociaż stabilny. Raczej nie mógłby się równać z Egonem gdyby mieli się siłować no albo nie zależało mu na takim pokazie siły.

- I jak pierwsze wrażenia? - zapytał chyba się uśmiechając sądząc po głosie. Ale do końca przez tą maskę nie można było być pewnym.

- Mam nadzieję, że zagrzejesz u nas miejsce na dłużej. Jak chyba widzisz, krzepkich ramion nie ma u nas zbyt wiele. - dopowiedział podobnym tonem wskazując na siedzące przy stole postacie. Właściwie to Karlik przy swojej masie nie wyglądał na słabeusza. Kornasa sam niedawno widział w akcji. No i Silny też umiał przyłożyć. I lubił. Ale moża poza tymi dwoma ostatnimi reszta rzeczywiście raczej nie sprawiała wrażenia wojowników.

- Cieszy mnie, że tak wam dobrze idzie podczas tych dostaw w kazamatach. Jak słyszałeś zapewne będziecie mieli okazję się spotkać tam z Łasicą. O ile uda jej się tam zagrzać miejsce. Na razie to tylko rozpoznanie. Musimy dyskretnie dowiedzieć się czego się da. Więc miej oczy i uszy otwarte. Możliwe, że będzie trzeba przekazać jakąś wiadomość albo rzecz od lub dla Łasicy. Mam nadzieję, że to nie sprawi wam trudności. Trochę nie wiemy czego się spodziewać po tej jej nowej pracy ale liczę, że jej doświadczenie w podobnych przebierankach okaże się przydatne. - Starszy wyjaśnił jak to sobie wyobraża współpracę trójki kultystów jacy mieli przeniknąć do miejskiego zamku. Co prawda dwaj towarzysze tylko tak na chwilę jak przyjeżdżali tam z zapasami raz w tygodniu ale ile tam zagrzeje czasu Łasica to miało się okazać po jej pierwszym dniu w nowej pracy czyli w Wellentag.

- Ale powiedz mi tak z ciekawości. Czy masz już doświadczenie w spotkaniach takie jak tutaj? Byłeś już na takich? - w końcu mistrz trochę zmienił temat i zaciekawił się przeszłością i zainteresowaniami gladiatora z jakim właśnie rozmawiał.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze tawerny, jasno, gwar karczmy, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



- Nie wiem po co ja się tak śpieszyłam. Teraz i tak musimy czekać. - westchnęła siedząca za jednym ze stołów czarnulka. Jakby dla kontrastu tuż obok siedziała bladolica blondynka. No i czarnulka była w jasnych spodniach co u kobiet nie było standardowym strojem a na wolnym kawałku ławy po jej prawicy jak zwykle leżał pas z bronią.

- To może wrócimy na górę a Ajnur nam zrobi masaż? Na raz albo po kolei. - rezolutnie zaproponowała Beno wskazując bardzo proste rozwiązanie jak sobie mogą umilić to czekanie do wieczora. Zmierzch dopiero co zapadł więc chociaż na zewnątrz było już ciemno jak w nocy to do wieczora był jeszcze kawałek.

- Nie kuś ruda diablico. Jak pójdziemy na górę i zaczniemy się rozbierać to coś mi się wydaje, że już nigdzie więcej dzisiaj nie pójdziemy. - Rosa skwitowała tą propozycję z rozbawieniem i upiła łyk ze swojego kielicha. Chociaż nie dało się wyczuć aby perspektywa proponowana przez służącą wydawała jej się jakoś strasznie niemiła. Jednak tak oficjalnie to były umówione z Versaną na “Tygrysicy”.

- A jak wam zeszło wczoraj? Słyszałam, że Nadia wpadła wam z niezapowiedzianą wizytą. Ciekawe czy dzisiaj będzie. Ostatnio się trochę rozmijałyśmy. - zagaiła Estalijka która widocznie co nieco zdołała się dowiedzieć o wczorajszych harcach jakie odbywały się w 13-tce. Rozmawiały tak sobie wesoło przy stole aby jakoś zabić ten czas. Nie było go na tyle wiele aby zacząć robić coś większego a pani kapitan nie widziała też sensu aby już się zrywać, lecieć przez ten śnieg i mrok ulic po to by znów czekać na statku. Tutaj było cieplej, jaśniej, przyjemniej no i mieli większy wybór towarzystwa.


---


- To może zagramy w grę? - zaproponowała Beno widząc, że wczesny wieczór zaczyna ciągnąć się jak melasa. Tylko nie jest tak słodki.

- W jaką grę? - zapytała jej kapitan tak raczej bez większego zainteresowania.

- W “historie o twarzach”. Albo wybór najatrakcyjniejszej osoby albo pary. Chociaż to właściwie odmiana tego samego. - odparł rudzielec nie zniechęcona tym brakiem entuzjazmu.

- O. Nie słyszałam o tym. A jak w to się gra? - mimo wszystko Estalijka połknęła haczyk i zaczęła zdradzać jakieś zainteresowanie.

- W najatrakcyjniejszym wyborze to dość prosto. Wybieramy jakąś osobę wśród gości i mówimy dlaczego uważamy ją za najatrakcyjniejszą albo najciekawszą. Albo z kim by się chciało wylądować w łóżku. I próbujemy przekonać do tego resztę. Jak jakaś osoba osiągnie większość no to uznajemy ją za najatrakcyjniejszą. - imperialny rudzielec wyjaśniła jak gra się w tą grę. I brzmiała dość prosto. Zwłaszcza, że były w popularnej gospodzie gdy zbliżał się wieczorny szczyt więc gości raczej przybywało niż ubywało.

- A można głosować na siebie? - Rose zapytała niewinnie wskazując palcem na siebie i trzy siedzące obok niej kobiety. To wywołało radosny śmiech u rudzielca. Ajnur też się delikatnie uśmiechnęła chociaż jak zwykle gdy rozmawiano w reikspiel zachowywała raczej milczenie.

- Chyba nie wypada. Myślę, że mamy całkiem spory wybór. - Benona wskazała na ten barwny i pstrokaty tłum w knajpie jaki zdawał się gęstnieć z każdym kolejnym pacierzem.

- No dobrze. Chociaż w pierwszej kolejności to chciałabym mieć w łóżku wasz komplet. I mam nadzieję, że przed nastaniem świtu uda nam się to zrealizować. No ale! A ta druga gra? Coś z historiami? - Rose zgodziła się na takie ograniczenie i wskazała, że jej towarzyszki jej się nie nudzą i chętnie pozna się z nimi jeszcze raz. I to jak najszybciej. Ale zapytała o tą drugą szaradę o jakiej mówiła jej służąca.

- Właściwie to to samo. Tylko do wybranej osoby mówimy historie. Kto to jest, co tutaj robi, jakie ma tajemnice. Ja to zawsze wymyślam coś łóżkowego, jakieś romanse albo coś podobnego. Albo morderstwa. To się nigdy nie nudzi. - ruda dziewczyna wyjaśniła w czym rzecz z tą drugą grą i też brzmiało dość zbieżnie z tym wyborem najciekawszej postaci z tej barwnej puli.

- Może być. No to Beno jak taki z ciebie weteran tych gier to zaczynaj. - zachęciła ją pani kapitan i ruda głowa wesoło skinęła na znak akceptacji. Po czym zaczęła wzrokiem przeczesywać zawartość gości jacy dziś wieczór zawitali do karczmy.


---



Zabawa w produkcję romansów, zdrad i mordestw trwała w najlepsze. Było coś ekscytującego w tym jak taki sobie marynarz siedział przy stole i opowiadał coś z przejęciem kolegom a głosem którejś z obserwatorek reszta dowiadywała się, że tak naprawdę właśnie umawia się na porwanie ciał z cmentarza. Albo ta panienka ze zgrabnym kuperkiem właściwie to jest szpiegiem jaki przez swoje jędrne uda zdobywa informacje. Tak, od kobiet też. I dziś przyszła tu złowić kolejną ofiarę do łóżka i manipulacji.

- O. Albo tamten. Ten dobrze ubrany. Oo… Z nim bym chciała… - westchnęła cicho Beno gdy złowiła kolejną ofiarę do tej mówionej gry. Ale jak zwykle z początku nie bardzo było wiadomo o kogo chodzi.

- Który? I co byś z nim chciała? - Rose spojrzała w tamtą stronę gdzie patrzyła jej niewolnica zaciekawiona jej rozmarzeniem w głosie i spojrzeniu.

- Tamten z brodą. Przystojny, dobrze ubrany, pewnie bogaty. Właśnie wszedł i stoi przy szynkwasie. - doprecyzował rudzielec i teraz już i koleżanki mogły się zorientować o kogo chodzi.




https://i.pinimg.com/564x/f1/46/3d/f...04b03b59ac.jpg

- A ten. No. Rzeczywiście. Niczego sobie. A co byś z nim chciała? - Rose przyznała, że ruda ma niezły gust i zdawała się podzielać jej zainteresowanie tym nieznajomym mężczyzną.

- Oj dużo bym z nim chciała. Zwłaszcza na czworakach w łóżku. Albo na stojaka pod ścianą. A jakby chciał aby go obsłużyć na klęczkach to też bym mu nie odmówiła. - westchnęła z rozmarzeniem rudowłosa służąca. Zerknęła przy tym na siedzącą bliżej niej Pirorę skoro w nocy rozmawiały sobie o różnych zachciankach i fantazjach.

- Chciałabym to zobaczyć. - zaśmiała się wesoło Rose też zerkając na obie koleżanki i tą trzecią milczącą.

- Oj! Spojrzał tu! I się patrzy! Chyba nas nie usłyszał? - Beno nagle zamarła bo wyglądało jakby meżczyzna rzeczywiście usłyszał, że o nim rozmawiają albo nawet usłyszał. Bo spojrzał przez te parę stołów co ich dzieliło prosto w ich stronę. I to tak nawet przez dłuższą chwilę. Co wyraźnie stropiło rudowłosą a i pani kapitan wydawała się zaskoczona. Może nawet troszkę speszona.

- O cholera… idzie tu… - zauważyła z konsternacją Estalijka ale meżczyzna jak widocznie zapłacił za napitek to wziął go w dłoń i ruszył wzdłuż szynkwasu. Jeszcze przez parę kroków można było się łudzić, że pójdzie gdzieś dalej ale nie. Skręcił i walił jak po sznurku do ich stołu z kielichem w dłoni i jakąś szablą u pasa.

- Spokojnie dziewczęta jak trzeba wasza kapitan was obroni. - trochę trudno było powiedzieć czy Rose próbuje bardziej uspokoić siebie czy swoje towarzyszki. Ale na więcej nie było czasu bo mężczyzna zatrzymał się tuż przy ich stole.

- Dobry wieczór pięknym paniom. Przepraszam, że niepokoję bez zaproszenia ale jak ujrzałem takie piękności, i to samotne, nie mogłem się powstrzymać. - nieznajomy zagaił zdradzając maniery szlachcica albo oficera. Zresztą jak zauważyła Beno po ubraniu to też na biednego nie wyglądał.

- Ależ nic się nie stało szanowny panie. Cieszy nas niezmiennie twoje bystre oko oraz to, że raczyło nas wyłowić z tej ławicy. - Rose wciąż trochę zarumieniona zaskoczeniem dzielnie próbowała jednak stawić czoła nieznajomemu na tym szarmanckim polu.

- Panie pozwolą, że się przedstawię. Porucznik Jonas Keller. - strzelił obcasami i wyprężył się jak struna. A miał co prężyć bo sylwetkę miał całkiem przyjemną dla oka.

- Kapitan Rose de la Vega. A to moja droga przyjaciółka Pirora van Dyke. Oraz Beno i Ajnur, nasze pokojówki. - Estalijka zdawała się ochłonąć już z pierwszego zdziwienia i zaczęła wracać na w miarę znane tory rutyny.

- Bardzo mi przyjemnie. Ale my to już żeśmy się spotkali. Chociaż tyle się działo, że rozumiem jeśli umknęło to uwadze pani kapitan. - mężczyzna szlachetnie urodzonym damom pocałował dłoń a ich służącym grzecznie skinął głową. Ale skromnie przypomniał pani kapitan, że nie spotykają się po raz pierwszy.

- Doprawdy? A może mi pan przypomnieć okoliczności tego spotkania? I prosze spocząc i nas zaszczycić swoją obecnością. O ile nie ma pan innych planów oczywiście. - Pirora wyczuła, że Rose chyba kompletnie nie kojarzy tego szarmanckiego mężczyzny ale nie wypadało się tak otwarcie do tego przyznawać.

- Wczoraj wieczorem. Na balu kapitańskim “Pod pełnym kuflem”. - wyjaśnił ciemnowłosy brodacz z ciepłym uśmiechem. Chociaż w spojrzeniu dało się wyczuć nieco złośliwe iskierki.

- Ah no tak! Oczywiście! Wczoraj na balu kapitańskim! No tak! Jak mogłam nie skojarzyć?! - de la Vega nagle uśmiechnęła się szeroko i pacnęła się w czoło. Ale sądząc z tonu i nerwowego spojrzenia jakim obdarzyła siedzącą po jej lewicy Pirorę to była bliska paniki. Widocznie kompletnie tego nie pamiętała z wczorajszych wydarzeń.

- Odniosłem wrażenie, że mogła panią kapitan troszkę boleć głowa i wyszła się przewietrzyć. Ale to się oczywiście zdarza. - porucznik usłużnie podał stosowne wyjaśnienie ratując niejako sytuację.

- Ah, no tak, tak… Tak pewnie właśnie było… A czy… No… Wczoraj… Znaczy czy przyszedł pan tutaj z powodu wczorajszych wydarzeń? Czy stało się… coś niestosownego? - twarz Estalijki znów zrobiła się cała czerwona i wiła się jak piskorz aby dowiedzieć się czegokolwiek o tym obcym dla niej człowieku z którym widocznie spotkała się wczoraj na balu kapitańskim.

- Ależ skądże. Cudownie się wczoraj bawiłem. Te tańce i muzyka, trunki też. Dawno nie byłem na tak udanym balu kapitańskim. No a jak każdy bal ma swoją królową to nie mam żadnych wątpliwości kto nią był wczoraj. - mężczyzna sprawnie czarował panią kapitan dalej, i ta dała mu się złapać za dłoń po raz kolejny aby znów mógł ją pocałować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline