Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2021, 09:15   #25
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), blady świt (ok. 5.00)
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)




Brytan za ścianą magazynu miotał się rzucając raz za razem na ścianę, aż deski trzeszczały. Ale wytrzymały, bo też zrobione były niezwykle solidnie. Grube hufnale guzowatymi łbami znaczyły miejsca gdzie deski przybijano do belek szkieletowych i było tego aż nadto. Najwidoczniej właściciel magazynu dość miał „chadzających na skróty” z huty szkła Brucknera. Pewnie nie raz i nie dwa musiał ich u siebie „gościć” przez co inwestycja w ścianę i w czworonożną „ochronę”, która teraz nie dawała się łatwo uspokoić. Stłoczeni pomiędzy ścianami na wąskiej ścieżce ruszyli do przodu, byle oddalić się od ujadającego burka. Zwłaszcza, że Hohenheim miał plan.

Plan Aureolusa był dobrym planem. Można by nazwać go wręcz świetnym, zwłaszcza że wymyślony został na poczekaniu, w ułamku chwili. I miał szansę się powieść. W końcu nie ma lepszego sposobu na odwrócenie uwagi jak zwrócenie uwagi na coś innego. Hans zdawał się do tego idealnym narzędziem. Jemu chyba też odpowiadała rola tego, który ratuje wojaków przed zagrożeniem, bo po wysłuchaniu medykusa zrobił dziarską minę i przyspieszył kroku wiodąc ich dalej, wzdłuż ścian, robotniczą ścieżką. Aż do niewielkiego placyku

- Tamój, widzicie? W tych charbędziach… - młody wskazywał na jakieś ledwie widoczne krzaki przylegające do ceglanego muru, jakieś sto kroków od nich - … jest taka dziura w murze. Jak nią przejdziecie będziecie już na terenie huty. Tam o tej porze robią, bo dopiero za godzinę albo i lepiej będą nocną zmianę kończyć. Widzicie jak z kominów leci! - gestem wskazał widoczne nad murem budynki ceglane i wystające z nich, niebosiężne kominy wyższe od drzew. Kominy plujące czarnym, smolistym dymem, który lekki wiatr przeganiał ku rzece i slumsom. - Raz nawet w takim byłem, bo mi majster dali, cobym oczyścił z sadzy! Bo tylko takie jak my smyki są tak odważne by tam wleźć! Tak powiedział! I jeszcze zarobić dał miedziaka! Ha i ja cały komin wyczyściłem, ale Brgge, ten od piekarza to jak wlazł, to utknął i go nijak wyjąć nie mogli. Grubas jeden! Żarł bułki, hehehe! I na co mu to przyszło? Utknął i się upiekł. Syn piekarza się upiekł, hahaha!! - Semen warknął głucho i stanął groźnie nad młodym. Czas ich gonił. - Tak, już mówię i lecę! Jak wleziecie na teren huty to idźcie przy murze. Tam są takie składziki a za nimi, hala i później już rzeka. I tam też można hybnąć na drugą stronę muru…

Hans jak widać miał wyraźne inklinacje na przewodnika, bo opowiadał ze swadą i wodolejstwem godnym doktora praw, tyle że nie mieli na to czasu. Theodosius warknął gorzej od Hunda, zmiął w ustach grube słowo, po czym złapał młodego za kołnierz ucinając barwne opowieści Hansa.

- Dawaj adres Małego i idź w inną stronę, niż my, rozumiesz?

Tu komunikat był jasny. I poparty srogim spojrzeniem. To zrobiło na młodym piorunujące wrażenie, bo skulił się i zasłonił ręką, widać obyty z takim traktowaniem.

- Na Raczej, przy rzece, jest taki duży dom, z bielonymi oknami. I żurawia tam mają! Obok stoi taka szopa, co to jom na łodzie mają rybaki i w tej szopie kręcą się chłopaki Małego. I jego tam najdziecie!

To niemal wypluł z ust, starając się szybkością nadrobić wcześniej stracony czas. Tyle, że w wąskim prześwicie przejścia…



* * *


Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), nieco później
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)


Gustav von Esk leżał na poły jedynie przytomny. Czarne plamy wypełniały mu cały obraz ilekroć próbował się dźwignąć. Wirowały, eksplodowały jasnością to czerwienią. I rwały! Jak one kurewsko rwały! Cały świat eksplodował bólem za każdym razem jak próbował zmienić pozycję. Ale czuł! I żył! I wiedział, że aby odpłacić skurwielom którzy go tak urządzili, musi żyć i jak najszybciej dojść do siebie. Musi…

- Mówiłeś skarb! O jaki skarb ci chodziło? - Lager siedział obok jego łoża z miną z której można było wyczytać wiele. Tyle, że Gustav nie miał sił by się w to zagłębiać. Nie miał sił, by odpowiedzieć. Nie miał sił…

- Na razie poczekaj. Lekarz, com po niego posłał, pokleił ci rany a ja jeszcze kazałem mu driakwie jakieś i dekokty ci przygotować i wlać w ciebie, byś jak najszybciej stanął na nogi. Nie wiem jak to cholerstwo działa, ale medykus mówi, że lada chwila dojdziesz do się.

Gustav rzeczywiście poczuł się lepiej. Jakby sama wiadomość, że dostał jakieś likwory dodała mu sił. Sił, które wracały z każdym oddechem.

- Uratowałem cię, bo zostaliśmy wspólnikami. Do tego skarbu, ale nie tylko. Twoi kompani to nie byle jakie persony. Sądzę, że wiadomość o miejscu gdzie się teraz znajdują można spieniężyć. Wiem kto za nich zapłaci, wiem gdzie są i mam wszystkie sznurki w garści. I mam ciebie. Będziesz świadkiem. I tak oto ubijemy dwa interesy. Jeśli się zgadzasz kiwnij głową. Chyba że sił masz już dość, by gadać…



* * *


… zamajaczyły sylwetki nadchodzących postaci. Liczne. Pewnie ściągnął je w to miejsce ujadający brytan. W chwiejnym blasku niesionych pochodni widać było robotnicze kurty, gdzieniegdzie błysnął pancerz jakiś, w garściach sterczały pały, pręty i bogowie wiedzą co jeszcze. Tyle, że z racji wąskiego prześwitu szli niemal gęsiego. Nie sposób było ich policzyć ni ocenić lepiej.

- To nie straż! - zawołał uradowany Hans, który w jednej chwili odzyskał rezon. Ale sądząc po sylwetkach i minach prowadzących tę grupę roboli zmiana nie koniecznie musiała iść na lepsze…



5k100 standardowo proszę
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline